niedziela, 26 lipca 2009

Mizianie

Kirhan pracuje już na laptopie, więc wszelkie błędy wypływają z mojego nieprzyzwyczajenia do nowej klawiatury.

Zanim wróciliśmy do zamku zdążyło już się ściemnić i było chłodno. Jedna ręka trochę mi zmarzła jednak drugą ogrzewała dłoń Syriusza i ta uniknęła niskiej temperatury. Pozostawał tylko problem skorzystania z łazienki. Syri wysłał, jako pierwszego Pottera, który przez całą drogę powrotną musiał nieść nasze rzeczy. Był zapocony i nie chcieliśmy by się przeziębił. Chory James byłby gorszy niż zdrowy. Tego byłem pewien i na to właśnie zwrócił nam uwagę Black. Nie był jednak tak wspaniałomyślny, by nie czerpać z tego korzyści. W zamian za odstąpienie łazienki, w której drzwiach wtedy stał kazał chłopakom siedzieć przed wejściem do pokoju, póki nie pozwoli im wejść do środka. A to oznaczało może nawet całą godzinę siedzenia. Na szczęście ja byłem z tego zwolniony. Syriusz musiał dobrze wiedzieć, że chciałem wziąć z nim długą, gorącą kąpiel, a później po prostu położyć się i odbierać masę jego pieszczot.
Koledzy zgodzili się bez problemu. Marzyli o gorącej kąpieli chyba równie mocno jak ja. Nawet wizja siedzenia pod drzwiami nie odstraszała ich.
Teraz mieliśmy powoli rozkoszować się wszystkim, co wydawało się tracić swoje piękno podczas sztucznych dni, jako postacie z tamtych historii. Idąc po kolei zaczynaliśmy od bliskości. J. wyczuł w tym szansę dla siebie by podziwiać Kinna w Pokoju Wspólnym, zaś Pet i Sheva musieli dotrzymywać mu towarzystwa. Cały pokój należał do mnie i kruczowłosego, i nie tylko pokój.
Rozleniwiony leżałem oparty o Syriusza w wannie i bawiłem się pianą. Było mi po prostu niesamowicie przyjemnie i błogo. Niechętnie zmuszałem się do wstania, wytarcia i ubrania piżamy, w której chciałem już zostać aż do późnego wieczora. Tak było lepiej i przyjemniej. Nie oddałbym chyba tej beztroski za nic w świecie, naturalnie pewny być nie mogłem. Świat był nazbyt pełen czekoladowych pyszności by czegokolwiek być pewnym.
Teraz, kiedy mogliśmy pozwolić sobie na spokój i brak pośpiechu, Syri ciągle był o krok, lub dwa kroki przede mną. Gdy ja się wycierałem on już przygotował mi piżamę, a gdy ją ubierałem wycierał dokładnie moje włosy. Wydawał się cieszyć dosłownie wszystkim, co było związane z usługiwaniem mi. Był znowu tym samym lekko słodkim Blackiem, którym był przed nieszczęsną przemianą w Wilka.
- Paniczu Lupin – zaczął szarmancko, gdy wychodziliśmy z łazienki do sypialni – Pozwoli panicz, że pierwszą część wielkiego deseru podamy jutro, a dziś skupimy się na tej wielkiej części? – wydawał się zabawny, a rola lokaja wcale do niego nie pasowała.
- Syriuszu – wyprostowałem się i starałem mówić chłodno, obojętnie jak przystało na arystokratę – Jeśli zdołasz sprawić, że pierwsza część deseru pozwoli mi zapomnieć o kolejnych to zgodzę się na podanie ich dopiero jutro – nie miało to najmniejszego sensu, ale było zabawne i nie mijało się z prawdą.
Każdy marzy o idealnym zakończeniu, ja miałem nadzieję na wspaniałe rozpoczęcie i wszystko zapowiadało sukces. Położyłem się na swoim miękkim, chociaż mniej wygodnym niż galaretka, łóżku, wtuliłem głowę w zwyczajną poduszkę i zamknąłem oczy. Materac ugiął się pod ciężarem wchodzącego na niego Syriusza. Było tak zwyczajnie i nie magicznie, że aż sprawiało mi to przyjemność. Było jak zawsze.
Od razu nie czekając przytuliłem się do ciepłego ciała Blacka i objąłem go ramionami uśmiechając się do siebie. Tak było idealnie, chociaż mogło być jeszcze lepiej.
Uniosłem powieki i odsunąłem się lekko. Tak było wygodniej. Z uśmiechem patrzyłem na zadowolonego Blacka.
- Więc jak, Remi? Sprawdzamy, czy jest juz tak jak być miało? – głupie pytanie, jednak przytaknąłem momentalnie.
Syri położył się wygodniej i położył jedną dłoń na moim biodrze. Przysunąłem się bliżej i pocałowałem go nie czekając aż to on zrobić coś by zacząć. Jego wargi były słodkie, jednak nie smakowały czekoladą, jak wcześniej. Zupełnie jakby chciał by łakocie przypominały mi o nim, nie zaś odwrotnie. Teraz czułem smak jego pocałunku. Jabłkowy, jeśli zastanowiłem się nad tym ciut dłużej. Bardzo smaczny, a kiedy Syri pogłębił muśnięcie o wiele bardziej intensywny. Aż mruczałem powoli uchylając usta, by przesuwać się z tym do przodu. Gorące ciało, do którego się tuliłem, równie ciepłe wargi na moich własnych, język, który zabawnie wślizgiwał się w moje usta. Wszystko było jakby nowe, ale wcale takie nie było. Pamiętałem te uczucia, chociaż od dawna ich nie odczuwałem. Chyba, dlatego tak mnie bawiły. Tęskniłem za tą normalnością i zwyczajnym, wyśmienitym pocałunkiem Syriusza. Teraz, kiedy go miałem chciałem więcej. Tuliłem się do niego mocnej, zaś jego dłoń z biodra przeniosła się na pośladki. Pogłaskał je, lekko poklepał i przesunął rękę na plecy. Kiedy to ja miałem okazję dotykać jego ciała nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu. Jego włosy były miękkie i coraz dłuższe. Byłem ciekaw, czy kiedyś zetnie je jeszcze bym mógł porównywać je bez końca z tymi dłuższymi. Za każdym razem doznanie było inne.
Odsunąłem się i oblizałem. Black nie próżnował i dobrał się do mojej szyi całując ja powoli, jednak dokładnie. Czułem jak ssie ją w kilku miejscach i z całą pewnością zostawiał na nich ślady. Rozpiął moją piżamę i całował skórę na piersi. To już trochę mnie speszyło i zarumieniłem się sądząc po lekko piekącej twarzy. Mimo wszystko miło było czuć jak to robi. Byłem ciekaw czy pamiętam jeszcze smak jego skóry. Odsunąłem go, więc od siebie i podciągnąłem jego koszulkę. Pocałowałem raz, niedaleko sutka i następnie kolejne kilka razy. Z pewnością pamiętałem, jaka była. Lekko słodkawa, o przyjemnym zapachu i coraz bardziej szorstka, jak przystało na skórę chłopaka. Traciła już swoją dziecięcą pulchność i delikatność. Nie była taka jak w pierwszej klasie, czy nawet drugiej. Coś zupełnie innego, a jednak cały czas to samo.
Jego palce badały moje ciało delikatnie, jakby znowu się z nim oswajało. Nie dziwiło mnie to, gdyż i moje chciały sprawdzić, czy nic się nie zmieniło od ostatniego czasu. Było przyjemnie, jednak bynajmniej nie czułem podniecenia. Jedynie radość. Możliwe, że nie dorośliśmy jeszcze do tego by coś w stylu rozstania i powrotu mogło działać na nas tak jak na dorosłych. Dla mnie było to raczej jak dziecinna zabawa, która sprawiała przyjemność i miała dawać dużo zadowolenia.
Całkiem szybko okazało się, że wszystko było takie jak przed przygodą z książką. Nic się nie zmieniło, a przynajmniej pod względem doznań, jakie płynęły z naszego związku i wspólnych przeżyć. Syri także to zauważył, ponieważ porzucił intymną atmosferę i zaczął mnie łaskotać jakby chciał upewnić się także, czy te same miejsca wywołują łaskotki. Także to było identyczne, a ja szybko zacząłem śmiać się głośno i rzucać po łóżku. Gdyby nie to, że męczyły mnie i nie pozwalały skupić się na odwecie pewnie zdołałbym dopaść Blacka. Niestety nie potrafiłem powstrzymać ani chichotu, ani drażniącego łaskotania.
W rekordowym tempie w drzwiach pojawiła się głowa Pottera, który widząc, że bawimy się zamiast pieścić wszedł do środka.
- Pozwolicie, że zajmę się sobą, w swojej sypialni, na swoim łóżku – mruknął nie oczekując nawet, że będziemy go słuchać. O dziwo musiał się przeliczyć, gdyż Syri przestał maltretować moje zmęczone śmiechem ciało wziął jedną z poduszek.
- Wybacz, James, ale nie pozwoliłem ci wejść, a za to należy ci się kara! – rzucił w chłopaka poduszką, a ten oburzony oddał mu z krzykiem. W dalszej części ich zabawy zostałem wmieszany w nią ja i łóżka reszty chłopaków. Nie obyło się także od ich wmieszania w wielką wojnę, która miała być swoistym uczczeniem powrotu do normalności.
Tym razem starałem się nie używać swoich wilczych zmysłów, by unikać ciosów lub by je oddawać. Nazbyt wielką radość sprawiał mi nikły ból trafienia poduchą i spudłowanie, kiedy cel się poruszył. Nawet Peter kilka razy trafił w Jamesa i innych, nie wykluczając mnie. Chociaż szybko padł na ziemię śmiejąc się i zrywając, jako łatwy cel wcale nie narzekał. Wierzgał rękoma i nogami, jakby mieli go związać i krzyczał razem z nami. Byliśmy chyba najgłośniejszym pokojem w całym dormitorium, jednak wątpiłem by ktokolwiek zwracał na to uwagę. Z pewnością nawet nauczyciele świętowali jakoś brak głupich czapeczek i dziwnych ubrań. Może mniej dziecinnie, jednak z całą pewnością równie nieprzewidzianie jak my i cała reszta zamku. Nie zdziwiłbym się nawet gdyby woźny właśnie porywał w objęcia swoją kotkę i przy rytmach walca tańczył z nią po kantorku. Życie wróciło do normy, a my na nowo mogliśmy się nim cieszyć i rozkoszować.


 

5 komentarzy:

  1. Ohhhh kawaiiiiiii! Pieszczu-pieszczu :) Syriuszek jako lokaj? Mmmmm taki to mógłby mi usługiwać.... ojj tak! xD*Składa pokłony waląc czółkiem w podłogę(auć!) i dziękuje za kolejną wspaniałą notkę wspaniałej Kirhan*A tak przy okazji, czy ktoś z czytelników (lub sama aŁtorka xD) był/a na przedpremierze HP I KP w Krakowie? Ja jestem z krk, wiec byłam :) Koleżanka wytrzasnęła skądś 4 bilety wiec poszłam z nią i 2 kolegów :) I mam autografy Bonnie (Ginny) i Matthew (Neville) :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo ! W końcu wszystko wróciło do normalności ^^Hehe... I było małe mizianko xdTylko niedobry James im musiał wejść do pokoju ... No a mogło sie coś jeszcze ciekawego stać ... Ale i tak notka cudowna !

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma to jak norma.. ale odbiegnięcie od niej, tez zalicza się do trafnych decyzji ^^ Gdzieś na początku pojawiło mi się w jednym zdaniu, dwa razy "drzwi", lecz odmienione ;PDobrze, że już wracasz =3 Pieszczoty były, mizianko też.. teraz wisienka na torcie ]:> Albo spora wiśnia xD Czuję głód xD

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie nowa notka.. na nie mogę.. jakież nowości w blogach xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    no i pięknie, spragnieni siebie i ta radość z normalności... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń