piątek, 28 sierpnia 2009

Po Filch'u!

Wizja krwawej plamy na podłodze wcale mi się nie podobała, a jednak Syriusz z każdą chwilą coraz bardziej lubił ten pomysł. Zastanawiał się wzdychając mi do ucha, jakie wywoła to spustoszenie i co inni będą o tym myśleli. Dla mnie było to obrzydliwe, a nie interesujące jak dla niego. Kojarzyło mi się w pewnym stopniu z moimi przemianami. Gdybym nie był zamknięty w tamtej chacie nie wiem czy zdołałbym nie krzywdzić nikogo, a to w przypadku wilkołactwa było nierozerwalnie związane z krwią.
- A Filch się wystraszy i nie wyjdzie – mruknąłem raczej mówiąc o sobie niż o woźnym. Ja bałbym się widząc wielką, krwawą plamę na ziemi, a gdybym był zamknięty w pokoju z tłumem wrzeszczących dzieciaków chyba umarłbym ze strachu!
- No tak... – Syriusz ostudził swój zapał. Zapewne wyczuł moją obawę i dlatego postanowił odrzucić ten pomysł. Moje zdolne kochanie zrobi to inaczej – zaczął się przymilać.
- Czegoś chcesz. – syknąłem ostrożnie odwracając się pod Peleryną do niego – Słucham, czegoś tym razem? – uniosłem brew patrząc na niego z lekką i trudną do ukrycia ironią.
- Tylko tyle kochanie, że mam lepszy pomysł – pocałował mnie szybko i poklepał Shevę po pośladkach z tego, co widziałem, by chłopak nie czuł się osamotniony. – Plama wody będzie, a jak, ale nie będziesz im moczył nóg by to dostrzegli. Wyczarujesz całą falę, mój wilczku. Powiedzmy, że twojej wielkości i poślesz ją na nich. – wyszczerzył się – Dam sobie głowę uciąć, że wtedy dostrzegą wodę na ziemi.
- Heh... – westchnąłem zrezygnowany – Niech będzie. No to do dzieła, tak? – znowu obróciłem się pod peleryną tym razem wyciągając różdżkę. Spokojnie i powoli podeszliśmy do tłumu stając w niewielkim oddaleniu. Teraz musieliśmy być rozważni, jednak później będzie się liczyła szybkość.
- Gotowi? – zapytałem szeptem i tylko czułem ruch Peleryny, kiedy kiwali głowami. Biorąc głęboki oddech machnąłem różdżką i wypowiedziałem cicho zaklęcie. Wyczytałem je w jakiejś książce w dziale historii magii, więc prawdopodobieństwo, że ktoś jeszcze będzie je znał było nikłe. Wątpię by osoby zaglądające do tego działu dobijały się do drzwi kantorka woźnego. Przycisnąłem chłopaków do ściany mając nadzieję, że nie przywołałem nazbyt wielkiej fali. Tym czasem od strony końca korytarza dochodził już nikły szum, który zagłuszały krzyki i głośne rozmowy uczniów. Tym lepiej, gdyż zaskoczenie z pewnością będzie większe.
- Remi... – Syri zaczął szeptać mi na ucho – A my? Nas też zaleje? – wzruszyłem ramionami starając się być przy tym jak najbardziej niewinnym. Nie miałem pojęcia czy nas dosięgnie, ale wolałbym tego nie doświadczać tym bardziej, że woda do najcieplejszych chyba nie należała.
- Ej, ej, ej! Coś słyszę! – rzucił ktoś w tłumie, a tamci jeszcze bardziej przycisnęli się do drzwi widocznie mając nadzieję, że wychodzi woźny. Pomylili się znacznie, jednak do większości zapewne dotarło to dopiero, kiedy fala lodowatej wody oblała pierwszych z brzegu i przedarła się między nimi do następnych. Tych, do których nie dotarła z całym impetem zalały mniejsze falki. Efekt był taki, że w tłumie przy drzwiach nie było żadnej całkowicie suchej osoby, a na szczęście nam zamoczyło wyłącznie buty. Tłumik rozpierzchnął się na boki i do tyłu rozglądając wokoło.
- Co to było?! – krzyczał ktoś.
- Chyba jakaś rura pękła!
- To nasza wina?!
- Teraz chodźcie – Sheva pchnął mnie i pociągnął Syriusza. Bez trudu mogliśmy teraz poczłapać pod drzwi po wodzie i czekać na reakcję woźnego. Uczniowie zbyt byli pochłonięci oglądaniem plamy na posadzce i dociekaniem skąd nadeszła fala, a także, co właściwie się stało. Tym czasem woda wnikała pod drzwi przedostając się do Filcha.
Zamknąłem oczy skupiając się na odgłosach z wewnątrz pomieszczenia. Słyszałem przekleństwa i domyślałem się, że plan raczej zadziałał. Syri i Sheva ufali mi nie pytając o nic, zaś woźny przeklinał coraz głośniej. Dalej był już tylko szczęk zamka i drzwi otworzyły się szeroko a mężczyzna patrzył wściekle to na plamę wody, to na uczniów za nami. Nas nie dostrzegł i nie miał prawa. To była nasza jedyna szansa. Szybko sięgnąłem stojąc najbliżej i zerwałem trzy guziki kamizelki woźnego, które rzeczywiście od razu odrosły. Był zaskoczony słysząc jak się odpruwają i czując zapewne, że ktoś za nie ciągnie, jednak nikogo nie widział. Złapałem szybko chłopaków, za co się dało i niestety za spodnie zaraz na kroczu, jako że miałem takie a nie inne szczęście.
Najszybciej jak mogłem wyciągnąłem ich z niebezpiecznej strefy w samą porę. Filch przypomniał sobie, o co toczy się stawka i ze strachem spojrzał na tłum przed nim. Oni także jak rozbudzeni zmierzyli go wzrokiem i rzucili się na niego. Dało się tylko słyszeć krzyk i kolejne przekleństwa woźnego. Zdjąłem z nas Pelerynę i Syriusz schował ją szybko do wielkiej kieszeni na nogawce ciemnych jeansów.
- Teraz jazda! – syknął łapiąc mnie za rękę, całując ją szybko i puszczając by lepiej było nam biec. Wcale nie miałem na to ochoty, ale i ciężko było powiedzieć, czy miałem inne wyjście. Wraz z chłopakami pobiegliśmy znanym nam już skrótem do Wielkiej Sali. Inni albo starali się jeszcze dostać do Filcha, albo nie mogli się wydostać. Mieliśmy wielkie szanse.
Minęliśmy kilku nauczycieli i kilka grupek szukających w dalszym ciągu woźnego. Dyrektor właśnie chciał wyjść z Wielkiej Sali. Widzieliśmy go w drzwiach. Sheva, który był zaraz za Syriuszem przyspieszył i szli łeb w łeb. Widząc ich Dumbledore wycofał się pospiesznie do środka. Wpadliśmy do pomieszczenia jak burza i z trudem mogliśmy się zatrzymać. Na nieszczęście Shevy to Syriusz wdarł się do środka pierwszy, tak, więc to on zwyciężył. Stanęliśmy dopiero na środku Wielkiej Sali rozglądając się za dyrektorem, którego nie było. Syri wydawał się przestraszony. Odwrócił się gwałtownie i westchnął z ulgą. Kiedy popatrzyłem za siebie wiedziałem, że Dumbledore jest jednak w Wielkiej Sali.
- Musiałem zejść na bok żebyście mnie nie staranowali – roześmiał się ciepło – No to jak? Macie guziki? – Black wystartował momentalnie ze swoim w wyciągniętej dłoni. Sheva nadąsany pokazał swój, a ja od niechcenia trzeci. Dyrektor klasnął w dłonie. – Wspaniale! – na jego dłoni zmaterializowała się brożka w kształcie herbu Gryffindoru z wyraźną datą. – Noś to jutro, a wtedy nauczyciele będą wiedzieć, że ciebie muszą unikać przy odpytywaniu. Ach! I oczywiście nagroda dla grupy! – wręczył nam po pudełeczku Czekoladowych Żab, ciut większym niż normalne. – Zapewniam, że się wam spodoba – uśmiechnął się i zamruczał rozmarzony. – Swoją drogą, jak wam się udało dostać do Argusa? – jego oczy lśniły uważnie zza okularów.
- To było trudne, ale się udało. Reszta jest tajemnicą Remusa – Black był pewny siebie i mrugnął do mnie tajemniczo tak by dyrektor mógł to zauważyć. Ja pokręciłem tylko głową. Bardziej interesowała mnie Żaba w środku pudełka niż cokolwiek innego.
- I doradzam otwierać na łóżku – tym razem to mężczyzna mrugnął do mnie zapewne zauważając wcześniej moje zaciekawienie nagrodą. Za słodycze z pewnością opłacało się tak wysilać z biegiem.
Do Wielkiej Sali wpadła jednak grupka, a za nią kolejne. Słyszałem ich głośny jęk zawodu, kiedy nad dostrzegli i zapewne na korytarzu także było to dobrze słyszalne. Udało nam się zwyciężyć i zabrało mi to naprawdę wiele sił.
- Przesunąć się! No już, z drogi! – głos Filcha dotarł do nas jeszcze zanim sam pojawił się przed uczniami stojącymi przy drzwiach. Włosy miał potargane, minę jakby planował zabić wszystkich wkoło, ubrania mokre i porwaną kamizelkę. Nikt nie obszedł się z nim delikatnie. Mało tego kuśtykał i wydawał się zmiażdżony przed chwilą, co nie mijało się chyba z prawdą. – Nigdy więcej, panie dyrektorze! – syczał rozpychając się na boki w tłumie – Żadnych więcej kamizelek i konkursów! Proszę zobaczyć, co ze mną zrobili!
- Oj, Argusie... – Dumbledore objął go ramieniem, ale szybko się odsunął pewnie czując mokre ubrania mężczyzny. Popatrzył na nie ze zdziwieniem – Myślę, że już nie będziesz musiał tego więcej przeżywać. Juz po wszystkim... Idź się przebrać, bo się przeziębisz... – jego wzrok spoczął na masie innych mokrych postaci – Najlepiej wszyscy załóżcie coś suchego! Mamy w końcu już zwycięzcę! Syriusz Black, trzeci rok, Gryffindor! – poniekąd tylko dyrektor i sam Syri byli tym podekscytowani. Inni machnęli ręką i zaczęli wychodzić z Wielkiej Sali.


8 komentarzy:

  1. Syri zawsze ma szczęście :D Rozdział jak zwykle fantastyczny i nie mogę się doczekać następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Obiecuję sumiennie, że przeczytam, nawet 2 razy, ale na razie mam tylko chwilkę, więc informuję o nowej notce ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Głupi to ma zawsze szczęście XD Remi i tak nie potrzebował tego herbu, bo on zawsze jest przygotowany do lekcji.. XD Faajnie xD Gdyby nie Remusiątko, Black nie dostałby nagrody...no ale teraz musi się odpowiednio swemu kochaniu, odwdzięczyć ;>

    OdpowiedzUsuń
  4. Hoho ! I konkurs wygrał Syriusz ! Oczywiście z pomocą Remusa ^^ Teraz powinien się mu jakoś odwdzięczyć xd

    OdpowiedzUsuń
  5. Syri zwycięzcą, a jakże by inaczej ;DAkcja niezła, przyznam. ^^ Ta fala była powalająca, a jak sobie wyobraziłam Filch'a całego mokrego i wyglądającego jak zmokła, niedorobiona kura, to zaczęłam się tak głośno śmiać, że aż mama wparowała do mojego pokoju ;DJestem ciekawa, jaką to niespodziankę skrywają te Czekoladowe Żaby, że je na łóżku trzeba otwierać ;>Bardzo ładny rozdział, czekam z niecierpliwością na następny ^^Pozdrawiam gorąco ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. *zaczyna szlochać* Kirhan, nie rób mi tego noooo! Nie wplotę tego, bo nawet nie mam jak....hmm...*błysk w oku* Zobaczymy ;>

    OdpowiedzUsuń
  7. Może to dziwne co powiem, ale bieny Filch :D Fakt, Syri zawsze ma farta. Jestem strasznie ciekawa tych żab. Czekam na nexta. Pozdrowienia :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejka,
    wspaniale, no i udało się, ciekawe z tą niespodzianką...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń