piątek, 4 września 2009

Pytanie...

13 grudnia
Historia magii minęła zaskakująco szybko i spokojnie, co w końcu nie powinno mnie dziwić, jednak niedługo później doczekałem się licznych uwag na temat częstotliwości i liczby zajęć transmutacji w naszym planie zajęć. Syriusz, chociaż miał na dziś święty spokój nie dawał za wygraną dyskutując zawzięcie z innymi. Nie zabrakło uwag typu: „Zupełnie jakby były to nasze jedyne zajęcia!”, „Ileż można?!”, „Czy oni robią to specjalnie żeby się nad nami poznęcać?”. Nie wypowiadałem się na ten temat. Wolałem całkowicie uniknąć konfrontacji z rozszalałym tłumem przeciwnym tym zajęciom. Moim zdaniem były to jedne z ciekawszych i ważniejszych lekcji w czasie naszej nauki w Hogwarcie. Szkoda tylko, iż tak niewiele osób popierało mój pogląd. Na mój rocznik w Gryffindorze było nas zaledwie dwoje, ja i Lily. Wszystkie szmery zanikły, kiedy tylko u wylotu korytarza pojawiła się wysoka sylwetka McGonagall. Przeszła obok odpowiadając na każde powitanie.
- Czy tylko mi się wydaje, że jej wzrok mówił „Potter, będziesz następny.”?
- Nie wierzę w twoje zdolności telepatyczne, a tym bardziej w umiejętność przepowiadania przyszłości. – Sheva w ogóle nie wierzył w Jamesa. Z pewnością go lubił, jednak nie okazywał tego nazbyt wylewnie – Za to z całą mocą wierzę w twojego pecha, więc masz rację, J. Jej wzrok mówił, że dziś cię dorwie.
- Wiedziałem! – okularnik syknął do siebie. Nauczycielka wpuszczała nas do sali, więc James szukał swojej szansy, chociaż zdecydowanie daremnie. Podszedł do kobiety przyglądając jej się uważnie, póki ona sama nie zwróciła na niego uwagi.
- Tak, Potter? – zapytała swoim zazwyczaj chłodnym głosem.
- Jest pani pewna, że niczego nie zapominała? – trzeba było przyznać okularnikowi, że potrafił być przekonywujący, chociaż jego czar nie działał na McGonagall. – A może ma pani coś do zrobienia, lub trzeba coś komuś przekazać? – jej wzrok był wystarczająco wymowny. – Nie? To może jednak coś przynieść? Niech pani pomyśli, rozejrzy się. Na pewno jest coś, co mogę zrobić...
- Tak, jest, Potter. – dała mu chwilową nadzieję. – Możesz usiąść jak inni na swoim miejscu i przestać mnie denerwować. – gdyby chodziło o kogoś innego J. nie poddałby się tak szybko, niestety w tym przypadku był na całkowicie straconej pozycji.
Profesorka usiadła za biurkiem i rzuciła okiem na listę obecności. To sprawiło, że James postanowił próbować dalej. Najwidoczniej był przyparty do muru. Podniósł wysoko rękę chwilą nią machając by zwrócić na siebie uwagę. Kiedy tylko nauczycielka spojrzała na niego unosząc lekko zaskoczona brwi, okularnik wystrzelił.
- Ja muszę do ubikacji, mogę?!
- Wspaniale, że się zgłosiłeś, Potter. – zachowywała się jakby wcale nie słyszała wcześniejszego głupiego pytania chłopaka – To bardzo heroiczne tak się wyrywać do odpowiedzi. Nie planowałam dziś niczego, jednak widząc twój zapał nie mogę nie docenić tych starań.
- Ale ja... Pani żartuje?! – biedny James. Tylko tyle mogłem o nim teraz powiedzieć.
- A wyglądam na kogoś, kto żartuje, Potter?
- Ja wiem! Wszystko, dlatego, że Syriusza nie można pytać! Pani ma wielką ochotę go przepytać, ale nie może, bo dziś jest nietykalny, dlatego musi się pani zadowolić ochłapami takimi jak ja. – kolejna fala zdziwienia przeszła przez twarz kobiety – Ale nie ma sensu tak na siłę się uszczęśliwiać. Może pani zapytać kogoś bardziej wartościowego. Powiedzmy, że... Andrew! O właśnie, on z pewnością zadowoli pani żądzę wiedzy!
- Ty ślepy capie! – Sheva odwrócił się do okularnika i syknął kopiąc go pod stolikiem tak, że ten musiał się odsunąć by blondyn go nie dostał. Tym czasem kontynuował.
- Pani chce postawić naprawdę kiepską ocenę, a ja się uczyłem. Specjalnie na dziś, więc to mija się z celem. Niech pani wybierze kogoś, kto się nie uczył. O, chociażby Zardi! Niska ocena poprawi pani humor związany z Syriuszem. – biednej Zardi aż dłonie zacisnęły się w pięści, a twarz wyrażała chęć mordu. Na miejscu Jamesa nie wracałbym dziś do Pokoju Wspólnego, lub od razu zakopał w dormitorium, gdy dziewczęta nie miały wstępu. Swoją drogą został jeszcze Sheva, który telepatycznie porozumiewał się właśnie z koleżanką planując morderstwo doskonałe.
- Za kogo ty mnie bierzesz, Potter? – oj, McGonagall powoli zaczynała się wściekać. Na czole wyskoczyła jej mała żyłka pulsująca niebezpiecznie.
- To zależy, czy wlicza się to już w odpowiedź na ocenę. – tym razem J. uśmiechał się przymilnie. Nie dostał odpowiedzi, więc pociągnął to dalej. – Widzę panią w jak najlepszym świetle. Nie znam drugiego takiego nauczyciela jak pani. Oczywiście w pozytywnym sensie...
- Na środek, Potter! – profesorka podniosła głos. – Tak żebym cię widziała i masz patrzeć na mnie, a nie po klasie!
- A już prawie mi się udało! – westchnął do siebie okularnik i chyba jeszcze nigdy nie był tak daleki od prawdy. Nie mniej jednak podszedł, a niesamowicie ostre spojrzenie nauczycielki sprawiło, że każde z nas wbiło wzrok w podręczniki i nikt nie planował pomagać okularnikowi w jakikolwiek sposób. Nawet nie chciałem słuchać, jakie pytania mu zadaje. Unikałem myśli o tym, co się dzieje jak tylko mogłem, jednak, kiedy moje myśli powróciły do tego, co działo się na około zauważyłem, czy raczej usłyszałem, że James naprawdę się nauczył. Unosząc głowę znad książki dostrzegłem inne zdziwione spojrzenia i nie mniej zaskoczoną McGonagall. Potter dostał najwyższą notę, co skomentował głośno.
- A nie mówiłem pani, że się uczyłem? Musi pani teraz próbować szczęścia w innej klasie. – odszedł na miejsce, a profesorka, chociaż miała ochotę to skomentować wolała nie dyskutować z najprawdopodobniej chorym psychicznie uczniem. Już i tak straciła przez niego spory kawałek lekcji.
- Przejdźmy szybko do zajęć – zaczęła sprawnie – Animagia. To temat naszych dzisiejszych zajęć. Większość z was z całą pewnością jakoś się z tym zetknęło, czy to w podręczniku, czy też z ludźmi posiadającymi tę umiejętność. – jak na zawołanie zaczęła się kurczyć i przeistaczać. Zamiast groźnej nauczycielki, postrachu szkoły, mieliśmy przed sobą kiciusia z ciemnymi obwódkami oczu, który z wdziękiem przeszedł się po klasie i wskoczył na biurko. Przyglądał się nam uważnie, po czym zeskoczył rosnąc i ponownie zmieniając kształt. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że ja zmieniam się w podobny sposób, jednak bolesny, ponieważ wymuszony i sprzeczny z moją naturą.
- No dobrze. Zacznijmy od podstaw. Nie muszę chyba tłumaczyć jak niebezpieczna jest animagia i, że nie każdy może się tym zajmować. Nawet nasza biblioteka posiada niesamowicie długie spisy przypadków, kiedy to różne osoby nierozważnie starały się zajmować tą dziedziną magii. Niektórzy nigdy nie wrócili do swojej prawdziwej postaci, inni zmienili swoje ciało połowicznie nie mogąc nadać mu poprzedniego kształtu. W szpitalu Świętego Munga nadal znajduje się całkiem spora liczba osób, które nadal starają się zlikwidować niedoskonałości w formie, ogonów, rogów, wąsów, czy nawet futra. Od razu zaznaczę, że to będzie waszym zadaniem. Napiszecie mi referat na temat zagrożeń związanych, z animagią i oczywiście liczę na oparcie tego na licznych przykładach. No dobrze, a teraz przyjdźmy dalej. Naturalnie są osoby, którym ta sztuka się udała. Jaki mają obowiązek, gdy już zdołają to opanować? – podniosłem rękę. Kilka innych osób również. Na twarzy nauczycielki ponownie pojawiło się zaskoczenie.
- Black? – głos niemal jej zadrżał, a ja gwałtownie odwróciłem się do tyłu patrząc na chłopaka, który powoli opuszczał rękę. Jego aktywność wcale mi się nie spodobała.
- Takie osoby mają obowiązek zgłosić się do Ministerstwa Magii i poinformować o tym, że są animagami, a także powiedzieć, w jakie zwierze potrafią się zmienić. – mruknął jakby zawstydzony własną wiedzą. – W przypadku, gdy tego nie zrobią mogą zostać nawet wtrąceni do Azkabanu.
- Tak, dokładnie. – McGonagall otrząsnęła się szybko wracając do tematu – Animagia potrafi być bardzo niebezpieczna nie tylko dla osoby, która się tym zajmuje. Stąd te przepisy prawne. W waszym podręczniku zamieszczono fragmenty przepisów, które odnoszą się do animagii. Niech któreś z was je przeczyta, proszę.
Lekcja trwała dalej, jednak ja nie mogłem poświęcić się jej tak dalece jakbym chciał. Brak wiedzy Syriusza był denerwujący, za to wiedza, jaką posiadał niosła z sobą niepokój. Black nigdy nie zajmował się tym, co uważał za nieistotne. Chociaż wydawał się naturalny widziałem, że coś ukrywa i stara się unikać mojego wzroku. Bynajmniej nie planowałem zostawić tego w spokoju. Wyciśnięcie wszystkiego z kruczowłosego było priorytetem.


6 komentarzy:

  1. Cześć bardzo fajny blog, ciekawe notki fajne zdjęcia i kolory trzymaj tak dalej ;) jeśli chcesz wpadnij do mnie http://shakira16.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ho ho ! James się nauczył ! czyżby wcześniej przewidział to , że będzie pytany ? xddOo ! A Syri już się animagią zajął ! No ! Pięknie ! ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tak bardzo chciałam się dowiedzieć, kiedy Syri wyjawi swój..hehehe futerkowy problem xD I co na to Remi? Rany jedyne i największe...Potter oszalał i się uczył, Black..no..zgłasza się! Ja rozumiem, że u nich niedługo święta, ale takie prezenty dla McGonagall mogą okazać się ostatnim dla niej xP U mnie też nowa notka ;P No i masz ten paring jaki chciałaś xD Napisałam ;P Mam nadzieję, że będziesz zadowolona ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj gdyby tylko Remi wiedział co Syriusz planuje... :DOczywiście moją ulubioną parką jest Alen i Blood lecz z racji tego, że niedawno byli to proponuje Michaela i Gabriela

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny blog. Ciekawe rozdziały. Bardzo mi się podoba. Jeśli chcesz to wpadnij do mnie lupin-diary.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejka,
    och Potter przygotowany aż jestem w szoku, ale po co była ta gadanina, no i Syriusz czyżby już planował aby uczyli się animagi, żeby pomagać Remusowi podczas pełni...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń