piątek, 30 października 2009

Syriusz: Pożegnanie

21 grudnia
Zamknąłem oczy mając nadzieję, że to tylko sen, że gdy znowu je otworzę nadal będzie noc, zegarek będzie powoli, leniwie odmierzał czas, w pokoju panować będzie cisza i tylko spokojne oddechy śpiących przyjaciół będą w stanie dotrzeć do moich uszu. Niestety od samego rana powtarzałem tę sztuczkę i ani razu się nie udała. Już nawet nie leżałem w ciepłym łóżku, ale kończyłem chleb z miodem na śniadanie, dopijałem herbatę i odpowiadałem Remusowi uśmiechem na jego słodkie, uniesione ku górze kąciki ust, jego ciepły wzrok. Bynajmniej nie było mi wcale do śmiechu i najchętniej zaszyłbym się gdzieś udając, że o niczym nie wiem, że ten dzień wcale nie nadszedł, że od świąt dzielą mnie całe tygodnie, a nie dni.
Dawniej byłbym w niebo wzięty. Święta w szkole, bez rodziny, bez kłopotów, kłótni, sporów. Spokój, cisza, odprężenie, relaks. No właśnie, dawniej byłbym w niebo wzięty, ale teraz? Uzależniłem się od Remusa, obecności innych, zgiełku, rozmów. Stałem się częścią tego wielkiego społeczeństwa Hogwartu, byłem elementem pięcioosobowej paczki, która trzymała się razem zawsze w kluczowych momentach. Miałem ochotę wrócić do domu, drażnić się z bratem, sprzeczać z matką i rozmawiać z ojcem. Stałem się zwierzęciem stadnym i potrzebowałem grupy, w której mógłbym egzystować, a moja grupa właśnie miała mnie opuścić wracając do domów.
Ciepłe palce dotknęły mojej dłoni, która spoczywała na stole trzymając w palcach kubek z herbatą. Zamyślony spojrzałem na właściciela delikatnych opuszków. Jego duże, złote oczy wydawały się czymś zasmucone, czerwone usta poruszały się, chociaż z początku nie wyłapałem słów. Dopiero po chwili, gdy skupiłem się na otaczającej mnie rzeczywistości.
- Syriuszu? Co się dzieje? – Remus był zaniepokojony. Może domyślał się, co mi jest, a może nie do końca rozumiał, co właśnie dzieje się wewnątrz mnie. Nie chciałem go tym zadręczać. W końcu miał wrócić do domu i spotkać się z rodzicami. Uśmiechnąłem się w najbardziej przekonujący sposób, jaki znałem.
- Nic, nic. Myślę. Mamy tyle zadań, a mi tak się nie chce. Jeśli nie zabiorę się za nie od razu to pewnie w ogóle ich nie zrobię. – przeciągnąłem się i wepchnąłem do ust ostatnie kęsy kanapki. Tak. Jeśli chciałem zapomnieć o dręczących mnie problemach, chociaż na chwilę musiałem coś robić, mówić, musiałem zajmować się całą masą rzeczy by nie mieć czasu na bezsensowne rozmyślania. Liczyło się tylko to by wsadzić Remusa do pociągu, a później niech się dzieje, co ma się dziać. Byleby nie natknąć się na Wavelea!
- Jesteś pewny? – chyba coś podejrzewał, ale nie było szans by moje wilczątko dowiedziało się, że sam wielki Black będzie czuł się taki samotny, gdy zostanie sam. Oj, nie. Nie pozna moich słabości. Wybacz, Remusie.
- Nie... – westchnąłem ciężko, a on popatrzył na mnie lekko zaskoczony. – Zadania to nie problem. Potrzebuję zaklęcia odganiającego wrednych nauczycieli, albo jakieś serum do wcierania w ciało żeby Wavele się nie przyczepił o tę pomoc z run! – to naprawdę było istotnym problemem. Kiedy tak o tym myślałem uświadomiłem sobie, że mam same problemy! Nauka, samotne święta, profesor... Pewnie znalazłoby się tego więcej, gdybym miał jeszcze trochę czasu.
- Kochani, pociąg na pewno już na was czeka na stacji w Hogsmeade, więc dziękuję wam za wspólny posiłek i życzę wesołych Świąt! Liczę, że wrócicie wypoczęci i z jeszcze większym zapałem do nauki! – słowa dyrektora zostały podsumowane niezadowolonym mruczeniem tłumu. To rozbawiło mężczyznę. – Macie rację, chyba zbyt wiele wymagam. Bawcie się dobrze! A z resztą zobaczę się jeszcze później. Odprowadźcie przyjaciół i... – założył swoją czerwoną czapkę z białym pomponem. – Wesołych, radosnych i pełnych prezentów Świąt! Ach, prezenty... – Dumbledore zaczął się nakręcać, więc McGonagall musiała pociągnąć go za szatę by usiadł i dała nam znak ręką byśmy wychodzili z Wielkiej Sali. Widać i oni byli w dobrym humorze.
 Wstaliśmy od stołu i ruszyliśmy do dormitoriów. Planowałem pomóc Remusowi z kufrem. Z resztą i tak nie miałem innego wyjścia. To jedyna okazja by jeszcze pobyć z nim i resztą chłopaków. Na korytarzu było tak niesamowicie gwarno, że nie mogliśmy nawet rozmawiać. Musielibyśmy niemal krzyczeć by słyszeć siebie wzajemnie. Takie były właśnie prawdziwe uroki ferii świątecznych. Podniecenie towarzyszące wyjazdowi stanowiło główną atrakcję dla tych, którzy zostawali w Hogwarcie.
Kufry już stały przed drzwiami pokoi by łatwiej było je zabierać. Część osób ułatwiła sobie zadanie zaklęciem. Młodsi bojąc się o swój dobytek stękając ciągnęli kuferki za sobą. Torba Remusa nie ważyła wiele. Poniekąd w ogóle było w niej mało, co, więc nie było najmniejszego sensu bym miał używać magii do pomocy. Po prostu trzymałem kufer za rączkę i niosłem go do drzwi wyjściowych. Sheva idąc obok zaciskał dłonie w pięści i czułem, że ma ochotę krzyczeć, eksplodować radością z powodu powrotu do domu. Wyglądał jak kłębek pozytywnych emocji, który zaraz rozsadzi cały budynek swoim entuzjazmem.
- Pamiętajcie, że czekam na prezenty od was i to takie wyjątkowe! – syknąłem, kiedy wyszliśmy na zewnątrz i brnąc przez śnieg zmierzaliśmy do powozów. – Jestem tu uziemiony, ale wy nie, więc bez wymówek, bo zrobię wam listę tego, co chcę!

- Już kuśtykam! Jeszcze, czego! – James prychnął głośno.
- Wredny! Zmień ten rower na sanki, a będzie ci łatwiej dotrzeć do sklepu. – roześmiałem się bez trudu unikając śniegu, którym rzucił mnie chłopak. Biedak nie mógł nawet ulepić kulki, gdyż śnieg mógł zbierać wyłącznie jedną ręką drugą podpierając się na kuli.
- Po świętach tak cię natrę, że przez dwa tygodnie nie wyjdziesz ze skrzydła szpitalnego przemarznięty!  - wściekał się, a ja tylko śmiałem powątpiewając. Biedny Remus mógł tylko przewracać oczyma i uważać na Petera, który po raz trzeci pokierował swój kufer w wielką zaspę śniegu i sam musiał go z niej wyjmować. Był chyba cały przemoczony, jednak dzielnie się trzymał i starał się jakoś podołać temu zadaniu.
W powozie miałem czas by przytulić Remusa i skraść mu kilka pełnych słodyczy pocałunków. Coś w sam raz na późniejszy powrót na piechotę do zamku. Żałowałem tylko, że nie trwało to dłużej i tak szybko dotarliśmy na miejsce.
Pociąg naprawdę już czekał i chłopcu musieli znaleźć sobie jakieś miejsce. Oczywiście Sheva zadeklarował, że zaraz coś im wynajdzie i dotrzymał słowa. Kazał Remusowi zostać i pożegnać ze mną, a sam wziął jego kufer i zatroszczył się o niego.
Niestety teraz mogłem już tylko rozmawiać z moim złotookim niebezpiecznym skarbem i patrzeć na niego póki nie zostanie zmuszony do wniknięcia w pociągu.
- Pisz do mnie. – mruknąłem beztroskim tonem. W końcu Black nie może pozwolić sobie na skomlenie i proszenie, a tym bardziej na pokazywanie innym jak bardzo zależy mu na takich drobnostkach. Starałem się zachować minę zimnego drania, która Remusowi zapewne przypominała po prostu pewność siebie. Mój niewinny, naiwny Lupin.
- Będę pisał, ale postaraj się być miły dla Wavelea. – skrzywiłem się, przez co Remi popatrzył na mnie poważnie i ostro. – To nauczyciel, nie ważne, co sobie myślisz. To normalny, zwyczajny profesor, a ty nie potrzebujesz kłopotów. – kolejne moje skrzywienie się i jeszcze ostrzejsza mina Remiego. – Obiecaj, że będziesz miły! – wydawało mi się, że mi grozi.
- No, dobrze, już! – nie mogłem znieść tego przenikliwego wzroku, który wiercił mi dziurę w brzuchu. – Ale jeśli... Niech będzie, już się zamykam! Będę miły! – w miarę możliwości, dodałem w myślach. To chyba usatysfakcjonowało Remusa. Niestety musiał zniknąć w pociągu, który miał już odjeżdżać. Szybko puścił mi buziaka i pomachał mi, kiedy zamknęły się drzwi. Oczywiście odmachałem zastanawiając się, co teraz właściwie miałbym zrobić.
Pociąg ruszył powoli, a ja całkiem szybko straciłem z oczu Remiego. Zaczynał się ciężki czas. Musiałem znaleźć sobie kogoś do towarzystwa. Nie było wyjścia.
Na moim ramieniu spoczęła wielka, ciężka ręka. Odwracając się i podnosząc głowę napotkałem ciepły uśmiech na zarośniętej twarzy gajowego.
- Co jest, Syriuszu? Zostałeś sam? Nie martw się. Ja jestem cały czas w domu, więc jak będziesz się nudził to wpadnij! Zjemy ciasteczka, napijemy się herbatki i pogadamy! – propozycja nijak niezachęcająca biorąc pod uwagę fatalną kuchnię gajowego... Hagrida? Chyba tak mu było.
- Masz to jak w banku. Wpadnę do ciebie i nie dziw się, jeśli będę wpadał często. – zapewniłem. Lepsze to niż Wavele na którego mogłem natknąć się w każdej chwili. Zrobię wszystko byleby mieć go z głowy. A co jeśli naprawdę zaplanował pozbycie się mnie?
- Nie ma sprawy! Mam dużo pierniczków! James zachęcił mnie do pieczenia, więc wypróbowałem nowe przepisy!
Tego już za wiele. Albo umrę zabity przez eliminującego konkurencję nauczyciela, albo przez trujące wypieki gajowego.
- Cudownie! Wpadnę jak najszybciej! Wyczekuj mnie tam! I lepiej zaopatrz się w herbatę. – cóż... Mówiłem prawdę. Te ciasteczka, pierniczki, czy jakkolwiek chciał to nazywać, nie przejdą mi przez gardło. Będą potrzebne wiadra herbaty. Kiedyś zabiję Jamesa za to chwalenie kuchni tego olbrzyma. Zapowiadały się cięższe święta niż myślałem. – To ja uciekam do zadań żeby mieć czas na odwiedziny. Na razie Hagridzie. – miałem nadzieję, że nie pomyliłem imienia. Klepnąłem go poniżej łokcia, jako że wyżej nie dostałem i machając mu z westchnieniem ruszyłem lekko zasypaną ścieżką do zamku. Jakże nisko upadł Syriusz Black.

4 komentarze:

  1. Remi wracaj!!!!! Przecież Syriusz umrze z tęsknoty za Tobą^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedny Syriusz ! Został sam zdany tylko na siebie ... No .. ale Ciekawe jak sobie poradzi z tym unikaniem nauczyciela ......

    OdpowiedzUsuń
  3. Syri jest troszkę inny, niż jak go opisuje Remi. Naprawdę darzę wielkim szacunkiem, jak potrafisz opisywać charakter bohatera w oczach innych. Stwarzając pozory, oddajesz ich istotę, a jednocześnie czasami ujawniasz prawdziwą twarz. I co się okazuje? Z Syriego jest cwaniaczek mały. Nie mówi wszystkiego Remiemu i, jak odniosłam wrażenie, jest trochę...no.. wredny ^^''' Nie, nie.. hmm... Arystokracja jednak w nim została i tak łatwo wykorzenić się nie da. Może się mylę, ale tak to odebrałam ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    fantastycznie, oj Syriusz będzie bardzo tęsknił za swoim Remusem...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń