piątek, 6 listopada 2009

Syriusz: Ciasteczka

Wszedłem do środka bezustannie się uśmiechając. Gdyby nauczyciel stał w oknie i nadal mógł mnie dostrzec, wolałem by naprawdę sądził, że z przyjemnością odwiedzam gajowego, któremu to obiecałem. Kiedy nie zna się pełnych możliwości wroga lepiej go nie lekceważyć. Wavele uczył w Hogwarcie, a to znak, że był dobry. Kto wie, co takiego potrafił poza odczytywaniem run. Musiałem mieć się na baczności, jeśli chciałem żyć.
Wnętrze chatki było niewielkie, duszne i nie pachniało nazbyt przyjemnie. Z resztą, czego spodziewać się po domu gajowego? Wielki pies, który leżał przy łóżku podniósł tylko łeb i nie zainteresował się mną wracając do przerwanej na chwilę drzemki. Przynajmniej nie zostanę pożarty, to jeden dodatkowy plus mojego marnego i bezustannie zagrożonego życia. Remus zrobił mi wielkie świństwo zostawiając mnie samego w szkole. Przecież na każdym kroku czaiły się niebezpieczeństwa!
- Usiądź, Syriuszu. – Hagrid wskazał mi krzesło przy stole. Woda w wielkim czajniku nad ogniem gotowała się powoli. Mężczyzna postawił przede mną talerz ze swoimi wypiekami wielkości okazałych bułek. – James dużo o tobie opowiadał. – zasiadł naprzeciwko mnie. – Z resztą w ogóle wiele o was mówi. Podobno nieźle mieszacie w szkole.
Uśmiechnąłem się, chociaż wcale nie było mi do śmiechu. Ta glizda, Potter, mówił, co tylko mu ślina na język przyniosła. Założę się, że nie zostawił na mnie suchej nitki. Już ja się z nim rozprawię, kiedy wróci, o ile będę mógł.
 - Oj, to przesada. To ON miesza. – słodki uśmiech, zatrzepotać rzęsami i każdy uwierzy nawet w największe bzdury. Tym bardziej niewinny i ciapowaty gajowy.
Sięgnąłem po ciasteczko dostrzegając dziwne rumieńce na policzkach Hagrida, gdzieś między jego bujną brodą. Widać było, że tan tylko na to czeka. Jego dzieła, z których był nieodparcie dumny. Nie mógł tego ukryć, nawet gdyby się starał. W najlepszym wypadku połamię zęby, myślałem przykładając wielkie ciastko do ust, jednak zrezygnowałem, zaś mężczyzna wydawał się zawiedziony.
- Czy mógłbym dostać nóż? – zapytałem znowu starając się wyglądać, jak niewinny i grzeczny chłopiec.
- Nóż? – był wyraźnie zdziwiony.
- Tak. Pierniczek jest duży, więc będzie mi łatwiej, kiedy go sobie pokroję.
- Ach, tak, tak! Oczywiście! – uderzył się wielką dłonią w czoło – Nie pomyślałem! Już ci daję, Syriuszu. – wstał i zaczął szukać noża po szafkach. Odłożyłem ten twardy bochen na spodeczek, który mi wcześniej dał i z niechęcią zastanawiałem się, jak dobrać się do tego czegoś. Całe szczęście dostałem upragnione sztućce. Czajnik akurat zaczął gwizdać. Hagrid zaczął szukać pospiesznie kubka dla mnie, a później herbaty. To była wymarzona chwila. Złapałem nóż całą dłonią i wbiłem w pierniczek, jakbym planował je zasztyletować. Usiłowałem je przeciąć, ale nie było takiej możliwości. Korzystając z okazji ogólnego zamieszania, jakie powodował gajowy nadal szukając łyżeczki i cukru uniosłem ciastko na nożu. Odsunąłem spodeczek, przetarłem rękawem blat stołu i z całych sił uderzałem wypiekiem nabitym na nóż o blat. Szło niesamowicie opornie, ale w końcu ciastko się rozsypało. Zgarnąłem kawałki wielkości prawdziwych ciasteczek na talerzyk i wróciłem do swojej stałej pozy siedząc wyprostowany i zadowolony. Wsunąłem do ust najmniejszy kawałek piernika. Smakował jak kamień, był twardy jak kamień i z trudem utrzymywałem go w ustach. Hagrid akurat uporał się ze wszystkim i postawił koło mnie wielki kubek parującego, gorącego napoju.
- Bardzo dziękuję. – odparłem nieco sztucznie z powodu nadal trzymanego w ustach ciastka. Szybko posłodziłem herbatę i nie bacząc na to, że jest gorąca podmuchałem trochę i upiłem mały łyk. Trzymałem ją w ustach póki nie namoczyła bryły ciasta, którą nadal tłamsiłem. Po pewnym czasie zdołałem trochę ją pogryźć i połknąć. Hagrid czekał i niepokoił się.
Pomyślałem o Wavele’u, o tym, że dobierze się do Remusa, kiedy tylko ja usunę mu się z drogi bardziej lub mniej z własnej woli.
- No, no. Naprawdę dobre! – udałem entuzjazm i napiłem się więcej, po czym znowu władowałem do ust kolejny kawałek pierniczka. Przed oczyma stanął mi obraz załamanego po moim zniknięciu Remusa i pocieszającego do nauczyciela run. – Mmm! – zamruczałem z uwielbieniem. Tak, byłem zdesperowany i to bardzo!
Mogłem zatruć się ciastkami gajowego, lub jego herbatą, zostać zjedzony przez jego psa, lub po prostu cichcem zamordowany przez nauczyciela. Nikt się nie dowie, nie znajdzie ciała, już on o to zadba. Zdecydowanie wolałem chociażby przypadkiem zostać odratowany przez prostodusznego gajowego, miałem większe szanse na przeżycie.
Kiedy tak teraz o tym myślałem gajowy mógł mi się jeszcze przydać.
- Hagridzie, a czym takim zajmujesz się teraz, kiedy spadł śnieg i w ogóle...
- A bo widzisz, Syriuszu... – mężczyzna podrapał się po karku – Karmię zwierzęta, odśnieżam, troszczę się by nic nie wyszło przypadkiem z lasu, a są tam różne dziwactwa...
- Więc nie wiem, czy się przydam, ale gdybyś jednak potrzebował jakiejś pomocy to możesz na mnie liczyć. Daj znać, a zjawię się, jeśli tylko będę w stanie. – zapewniłem. Przynajmniej moje zniknięcie zaniepokoi gajowego, jeśli nie będę się zjawiał, a on będzie o to prosił w taki, czy inny sposób. Już po jego minie wiedziałem, że jest zachwycony propozycją. To dawało mi naprawdę wiele. Wavele mógł mnie otruć u siebie, zaszlachtować, a ciało ukryć w podziemiach zamku, zakopać w cieplarni, wrzucić do jeziora, poćwiartować i rozrzucić po Zakazanym Lesie, jako karmę dla dzikich zwierząt, jakie tam mieszkały. Może nawet planował mnie wypatroszyć i wypchać by później chwalić się innym nawiedzonym profesorom, że poradził sobie z konkurencją do jednego słodkiego ucznia. Zdecydowanie lepiej było mieć takiego Hagrida, który szukając towarzystwa będzie piekł paskudne ciastka, ale przynajmniej stanie się ratunkiem przed rychłą śmiercią. Opcjonalnie pies po zapachu odnajdzie moje zwłoki i przynajmniej świat dowie się, że Syriusz Black zginął, a nie uciekł jak ostatnia łajza niewiadomo gdzie i niewiadomo, po co.
Kolejny kawałek twardego pierniczka. Już miałem dosyć. Bolała mnie szczęka, z trudem przełykałem kolejne grudy. Nagle jeden kawałek wpadł nie tam gdzie trzeba. Zakrztusiłem się kaszląc i starając uderzyć w plecy by jakoś odkrztusić ten paskudny kawał ciastka.
Hagrid wstał pospiesznie i klepnął mnie zdecydowanie zbyt mocno w plecy. Aż mną zarzuciło. Musiałem mocno oprzeć się o stół by na nim nie wylądować. Bryła pierniczka wyleciała mi z ust i z pluskiem wylądowała w kubku z herbatą gajowego. Było mi gorąco i czułem wypieki na twarzy. Omal się nie udusiłem tym marnym ciastkiem!
Czy aby na pewno godna śmierć w gabinecie Wawele nie była lepszym rozwiązaniem niż marny i poniżający zgon w małej, obskurnej izbie? W dodatku taka głupia śmierć... Uduszenie się ciastkiem o konsystencji kamienia. Chyba jednak musiałem to wszystko przemyśleć.
- Wybacz, zbyt łakomie jadłem. – wziąłem wielki łyk herbaty i popiłem flegmę, którą czułem w ustach. Jeśli jutro nauczyciel run się mnie nie pozbędzie zastanowię się poważnie nad tym, które rozwiązanie jest lepsze.
- Aleś mnie wystraszył! – Hagrid westchnął z ulgą i usiadł z powrotem na swoim miejscu.
- Siebie również. – zapewniłem. Myślałem przez chwilę, że już po mnie. – Te pierniczki są po prostu... zbyt dobre. – nie mogłem uwierzyć, że to mówię. Po czymś takim nadal potrafiłem kłamać na ten temat. Opróżniłem kubek napoju i spojrzałem na puste dno. Hagrid właśnie podnosił do ust swoją nieszczęsną herbatę z kawałkiem pierniczka z moich ust na dnie.
- Mogę prosić o jeszcze jedną herbatę?! – od razu wyskoczyłem z prośbą by uniknąć późniejszego tłumaczenia. Mężczyzna zadowolony odstawił kubek i zabrał się za dorabianie mi napoju. Miałem wtedy chwilę by porwać łyżeczkę i wygrzebać z jego herbaty nieszczęsny kawałek pierniczka. Wyrzuciłem go pod łóżko. Pies nawet się nie poruszył. Przynajmniej myszy będą miały, co jeść, o ile tkną to ciastko, a ja nie musiałem się już nim martwić. Mogłem zadowolić się herbatą. Przynajmniej ona była normalna i nie sądziłem bym miał się nią zakrztusić. Do tej pory czułem ból w piersi i gardle po tej paskudnej grudzie. Syriusz Black staczał się coraz niżej i zapewnie niedługo sięgnie dna, jeśli nie zacznie szybko myśleć.
Tak, Syriuszu. Musisz reagować natychmiast, chociaż póki, co trzymaj się życia.
Westchnąłem głośno. Jakie ja miałem ciężkie życie i trudne święta... Nieszczęście Pottera przeszło na mnie! Już ja mu je zwrócę, kiedy tylko się pojawi!

7 komentarzy:

  1. To było świetne. =*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mała literówka w nazwisku profesora się zakradła ;)Która lepsza śmierć? Chyba u gajowego, bo on nie ma nieczystych intencji xD A kto wie, czy Wavele nie byłby zdolny do nekrofilii... Dobra, przesadzam ;P Ciasteczka muszą się kiedyś skończyć, a praca u nauczyciela nie ucieknie.. *__*

    OdpowiedzUsuń
  3. Haah ! Ciekawe kiedy w końcu Wavele dorwie w swoje łapki Syriego xddNo nie moge sie doczekać . ^^A tak przy okazji sie zastanawiam kiedy pojawi się coś nowego na le--miroir .?

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Lunitari~Luni-chan~7 listopada 2009 20:46

    Biedny Syriusz, gdyby tylko znał prawdę i wiedział że to nie śmierć mu grozi z ręki profesora od run . . . Tak, gdyby Syriuszek wiedział :D:D:D Już nie mogę się doczekać aż się dowie :D:D:D Ciekawe co zrobi z tym fantem Remi jak się dowie :D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Troszkę szkoda mi Syriusza, takie poświęcenie aby tylko nie dorwał go znienawidzony nauczyciel run xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    fantastyczne, co za poświęcenie, choć w pewien sposób szkoda mi Hagrida, on tak bardzo pragnie takich pochwał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń