środa, 18 listopada 2009

Syriusz: Nuda

25 grudnia
Nuda to chyba jedyne słowo, które nie znacząc nic oznacza wszystko. Pasowało do wszystkiego, było w stanie streszczać i rozbudowywać, ubogacać. Wszystko zależało od odpowiedniego doboru słów. Tak waśnie chciałem opisać ten dzień. Nie wiedziałem, co robić, za co się zabrać, gdzie się kręcić. Nie miałem, z kim wyjść na dwór by bawić się w śniegu, nie miałem możliwości by wygłupiać się w zamku. Prawdziwie bez nadziejny dzień, a jakby tego było mało Snape w najlepsze lepił kolejnego bałwana brnąc w śniegu rumiany i zadowolony. Denerwował mnie tym niesamowicie. Dlaczego on miał się dobrze bawić, kiedy ja męczyłem się nudą? Nie mogłem pozwolić by był taki radosny, gdy ja powoli umieram z braku zajęć.
Uchyliłem okno i wsunąłem między nie a framugę różdżkę. Użyłem odpowiedniego zaklęcia lepiąc kulkę ze śniegu na parapecie i dzięki lewitacji posłałem ją w stronę nieświadomego niczego Ślizgona. Już mi się to podobało, a ledwie zacząłem. Zatrzymałem kulkę śniegu zaraz nad głową chłopaka i zdjąłem zaklęcie. Widziałem jak śnieżka spada mu na głowę, wkrada się pod kurtkę na odsłoniętym karku.
- Ha! – szybko ukryłem się kucając. Nie dowie się, że to ja, nawet nie będzie wiedział skąd padł cios. Idealny punkt obserwacyjny i miejsce do ataku. Wychyliłem się odrobinę patrząc przez okno na Severusa. Zajął się sobą i bałwanem widocznie uznając, że to tylko śnieg z choinki. Znowu użyłem do tego zaklęć. Tym razem kulka była większa. Nie liczyłem się z tym, że chłopak może się domyślić, że to nie przypadek. Liczył się efekt i przyjemność, jaką mi to dawało. Dobrze wiedziałem, że na moich ustach pojawia się błogi i pełen ukojenia uśmiech. Odczuwałem niesamowitą radość z faktu dokuczania temu robakowi. Kolejna śnieżka podleciała, chociaż tym razem zadbałem o to by nabrała rozpędu. Posłałem ją po okręgu, tak, że przeleciała obok jego głowy, zawróciła i trafiła go prosto w twarz! Trafiony i zatopiony. Ukryłem się ponownie chichocząc pod nosem. To mi się podobało coraz bardziej.
Wychyliłem się trochę i zobaczyłem, że chłopak rozgląda się wściekły dookoła. Byłem geniuszem w swoim fachu, tak przynajmniej uważałem. Nie liczyła się skromność, gdy walczyło się z nudą. Ostrożnie uformowałem kolejny nabój i tym razem nie byłem już tak precyzyjny. Nie miałem na to czasu. Poczekałem tylko aż śnieg osiądzie na głowie Snape’a i znowu śmiałem się kryjąc. To nie miało mi się znudzić, wręcz przeciwnie. Im trudniej było o pozostanie niezauważonym tym lepsza stawała się ta zabawa.
Buty, które dostrzegłem koło swoich kolan nie podobały mi się. Ich kolor, kształt, spodnie również. Eleganckie, wyprasowane, bez ani jednego niepotrzebnego zagięcia. Całe uczucie, jakie temu towarzyszyło było nieznośne i denerwujące. Prychnąłem cicho i podniosłem wzrok. Wavele trzymał w ręce śnieżkę patrząc na mnie z góry przenikliwymi oczyma w kształcie migdałów.
- Nudzi ci się, Syriuszu? – zapytał i otwierając okno wyrzucił śnieg, który topił się w jego dłoni i kapał na podłogę przed moim nosem. – Severus nie wydaje się zadowolony twoim zachowaniem, a ta kula była przeznaczona zdecydowanie właśnie tobie.
Szlag! Tylko tego brakowało, by ten parszywy profesor ratował mnie przed śniegiem, a Snape był nie lepszy! Domyślił się, że to stąd wychodziły te zaklęcia, że to tutaj chowa się jego wróg. Był stanowczo zbyt inteligentny, chociaż nie zachwycał. Nie mnie. Gdyby domyślił się, że zwracam na siebie jego uwagę tylko po to by przestał węszyć przy Remusie, może uznałbym go za godnego uwagi przeciwnika. Tym czasem on tylko wściekał się i starał oddać zadane ciosy. Nigdy nie dowie się, że pod latarnią w tym wypadku było najciemniej. Teraz jednak miałem inne problemy. Przez niego zostałem uratowany przed ciosem śnieżką przy użyciu mojej metody. Mógł mnie ratować każdy, ale dlaczego właśnie Wavele?
- Jeśli aż tak się nudzisz to ja znajdę ci zajęcie. Zapraszam do siebie, jak zawsze. Zapewniam, że coś dla ciebie będzie. – rzucił ze stałym nienagannym uśmiechem miłego nauczyciela. Już ja wiedziałem, że znalezienie mi zajęcia nie stanowiłoby dla niego najmniejszego problemu. Kopanie swojego grobu przecież może być fascynujące.
- Pan zaprasza, a ja nie mogę odmówić, tak? – uśmiechnąłem się sztucznie. Miałem ochotę go uderzyć, a nie udawać grzecznego i posłusznego chłopca. Wychodziło na to, że będę musiał z nim iść. Aż ciarki mnie przechodziły na myśl o tym.
- Ależ ja bym cię nie zmusił gdybyś odmówił, zapewniam. Z resztą i tak niedługo się widzimy by dokończyć tłumaczenie tekstu. Nie chcę byś wrócił zmęczony, więc chyba dziś ci wybaczę, ale jeśli dowiem się, że się nadal nudzisz i zadręczasz innych uczniów z całą pewnością znajdę ci zajęcie. – kolejny uśmiech. Tym razem wiedziałem, że jest w nim coś jeszcze, jakby groźba lub obietnica. Zmierzwił mi włosy i odszedł spokojnie w głąb korytarza.
Coś było w tym mężczyźnie, coś niebezpiecznego, co sprawiało, że widziałem siebie nagiego na talerzu, jako danie główne i jego ostrzącego sztućce by mnie pożreć. On był drapieżnikiem, a ja ofiarą, a gra toczyła się oczywiście o mojego Remusa. Widziałem jak rozbierał go wzrokiem na zajęciach, jak flirtował z nim, kiedy przynosił dodatkowe książki, czy prosił go o pomoc.
Gra toczyła się o naprawdę wysoką stawkę, a ja powinienem poznać wroga. Trafić na coś, co pomoże mi ujawnić jego prawdziwe zamiary i pokazać Remiemu, że to ja miałem rację. Jeszcze zanim podjąłem ostateczną decyzję wstałem i poszedłem za Wavelem. Śledząc go bezsprzecznie trafię w końcu na coś, co pomoże mi go zdyskredytować, w końcu się odsłoni, a wtedy ja zadam ostateczny cios.
Na palcach, cicho i uważnie szedłem za nim chowając się za posągami, zbrojami, za ścianami na zakrętach. Zauważyłem, że kręcił biodrami. Trochę w stylu Gabriela, jednak bardziej zdecydowanie, jakby wyzywająco. Był dumny, szedł wyprostowany i poważny, ale te ruchy jego ciała sprawiały, że zwracał na siebie uwagę, jakby chciał wyzywać każdego.
Zatrzymałem się i patrzyłem z ukrycia, kiedy witał się z nauczycielką mugoloznawstwa. Była to kobieta mniej więcej jego wzrostu, o długich nogach i jasnych włosach, które falami opadały na plecy. Miała niewielkie, jednak bardzo ładne oczy i uśmiechała się wdzięcznie. Ona również wydawała się wyzywająca. Krótka spódniczka, kozaki po kolana, ostry, ale zdecydowanie idealny makijaż. Była naprawdę ładna. Flirtowała z nauczycielem trzepocząc rzęsami zanim się jej nie wymknął. Kobieta odwróciła się i taksowała go wzrokiem, jakby oceniała ile jest wart. Wydawała się zdecydowana, kiedy zniknął a ona musiała odejść w swoją stronę. Uśmiechała się pod nosem i zamyślona nie zauważyła mnie w niewielkiej wnęce w ścianie. Musiałem przyznać, że była najładniejszą nauczycielką w szkole. Nie dało się jej porównać do ostrej McGonagall, czy pulchnej i ciepłej Sprout. Potter nie mówił o niej wiele, ale nie dało się ukryć, że zapewne nie jeden chłopak w jego grupie chodził na jej zajęcia tylko po to by sobie popatrzeć.
Znowu cichcem ruszyłem za Wavelem. Zniknął mi z oczu, ale miałem nadzieję, że mi nie uciekł. Skręciłem gwałtownie w korytarz po prawej. Tam widziałem go ostatnio, kiedy rozstał się z nauczycielką. No i niestety był tam nadal. Wpadłem prosto na niego i cieszyłem się, że nie byłem wtedy nadzwyczajnie ostrożny.
- Czyżbyś się jednak nudził? – zapytał krzyżując ramiona. Chyba się domyślał, co robiłem.
- Ależ nie, nie, nie! – pomachałem rękoma – Zamyśliłem się i zgubiłem... – Wavele uniósł brew wymownie, więc kontynuowałem. – No, myślałem, zgubiłem się, ale szedłem przed siebie dalej zamyślony, ale... – rozejrzałem się dookoła – Ale już się znalazłem i wiem gdzie jestem! To dowidzenia! – uciekłem. Ile sił w nogach, chociaż starałem się zachować pozory normalności. Profesor run był zdecydowanie godnym przeciwnikiem, ale ja musiałem być lepszy. Miał nade mną przewagę, ale to znaczyło, iż powinienem wykorzystać to odpowiednio. Naturalnie nie chciałem znowu wpaść na nauczyciela. Więcej pewnie nie da mi możliwości ucieczki. Może Hagrid zdoła sobie z tym poradzić, chociaż nieświadomie. Jedzenie twardych ciastek i zachwalanie ich nie było moim ulubionym zajęciem, jednak było jedynym, jakie miałem chcąc jakoś pozbyć się ciągłych, uciążliwych spotkań z Wavelem. I tak za dwa dni musiałem pojawić się u niego by dokończyć to, o co mnie prosił, a jeśli wyczuł, że mu zagrażam może chcieć pozbyć się mnie właśnie teraz. Nie miałem wyjścia. Musiałem sięgnąć po środki ostateczne, tak, więc znajomość z gajowym.

3 komentarze:

  1. Mhaahaha XD Nie ma to jak zaciekawienie Syriego. Że też Wavele tak bardzo rozpracował Blacka... Do Wilczka się "dowalał", żeby nie wzbudzić w Syrim jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a teraz powolutku dąży do tego, co zaplanował, jednocześnie nie wyprowadzając chłopaka z błędu ;3 No i powodował to, że Syri za nim poszedł.. niesamowita zdolność manipulacji ;3Oj Paryż da się jakoś załatwić xD Mmm a wizja Blacka na talerzu jest tak blisko.. na wyciągnięcie ręki xDFetysz... *skruszona* ale mało był... tak troszkę.. maluśko i tylko tak profilaktycznie xDDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Aha i jeszcze coś xD "Bez nadziejny" i "dowidzenia" się wkradło nieładnie xP

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, podstępny Wavele, tak mi bałamuci Syriusza...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń