niedziela, 7 lutego 2010

Już dosyć!

Kochani, wróciłam! W linkach do fików, z boku, pojawił się link do ff'a Remus/Syriusz (+16) napisanego przez Dei. Zapraszam!


12 stycznia
Słońce świecąc jasno topiło śnieg w zatrważającym tempie. Naturalnie nadal było chłodno, jednak, kiedy promienie ogrzewały twarz czułem, że uśmiecham się do siebie. Taka pogoda była o wiele przyjemniejsza niż normalne zimowe niskie temperatury. Zdecydowanie nie potrafiłem funkcjonować w zimne i zachmurzone dni, a teraz rozkoszowałem się dniem jak tylko mogłem. Chyba nie zdarzyło mi się jeszcze tak chętnie wybrać z przyjaciółmi do Hogsmeade. Ten dzień należał już teraz do udanych i przyjemnych. Chłonąłem ciepło słońca całym ciałem, przepychałem się między chłopakami, jeśli przypadło mi iść w cieniu. Nie wiedziałem ile takich dni jeszcze nas czeka, dlatego musiałem naładować się tą przyjemnością. Byłem wdzięczny losowi, że pełnia przypadła na pierwszy dzień stycznie i nie musiałem się nią martwić, a co najważniejsze nie była już takim problemem, gdy przyjaciele wiedzieli o mojej dolegliwości. Byłem naprawdę w świetnym humorze!
Mieliśmy szczęście, ponieważ w Trzech Miotłach z łatwością znaleźliśmy wolne miejsce. Zarówno starsi czarodzieje, jak i uczniowie z Hogwartu, unikali miejsca przy oknie, gdzie słońce raziło po oczach. Ja z ochotą zająłem najbardziej niewygodne dla innych miejsce i mrużąc oczy pozwalałem przyjemne uczucie ciepła zalewało moją twarz, niczym woda.
Ledwie zdjęliśmy kurtki i resztę zimowej garderoby, a Sheva wypchnął Pottera w stronę baru. W końcu biedny okularnik musiał postawić nam po jednym kremowym piwie, a im dłużej byśmy z tym zwlekali, tym ciężej byłoby go do tego zmusić. James nie wyglądał na szczęśliwego, jednak nawet nie miał możliwości by protestować.
Siedziałem obok Andrew, który obejmował mnie czasami ramieniem w pasie, to znowu gładził po biodrze, czy udzie. Syriusz patrzył na to złowrogo, ale póki, co nie powiedział ni słowa. Szczerze mówiąc chyba nie mógł wyrazić swojego niezadowolenia, skoro sam poddał swój głupi pomysł przyjaźni.
- Wiesz, Syriuszu, powinieneś szybko znaleźć sobie dziewczynę. – Andrew zaczął drażliwy temat. Nie miałem pojęcia, dlaczego tak lubił dokuczać kruczowłosemu, ale zdarzało mu się to coraz częściej. Może był po prostu znudzony, lub chciał okazać tym swoją sympatię. Doprawdy nie wiedziałem, co siedzi w głowie chłopaka, ale lubiłem jego bliskość. Nie krępowała mnie, była zupełnie naturalna i przyjemna. Jak słońce w chłodne dni, lub wiatr w gorące. Bawiła mnie mina Blacka, jego lekko zmrużone oczy, zaciśnięte w wąską linię usta i niespokojne palce, które bawiły się szalikiem. Jednak pytanie Shevy sprawiło, że jego ciało zadrżało.
- Mam na oku jeden ciekawy okaz, ale dostawia się do niego wielka, oślizgła glista. – syknął przez zęby Syri. – Aż coś mi się dzieje, kiedy pomyślę, że owija wokół mojego celu te swoje lepkie macki. – chłopcy przez chwilę mierzyli się wzrokiem, póki J. nie postawił przed nami kufli z piwem. Usiadł przy Syriuszu i obserwował uważnie każdego z nas po kolei. Chyba tylko po Peterze nie można było wyczytać, o co chodzi. Poniekąd zdziwiłbym się gdyby Pettigrew wiedział, o co właściwie chodzi.
- Oślizgła glista, lepkie macki, nie myślałem, że uderzacie z Jamesem do tej samej osoby! – Sheva zasłonił usta w udawanym zaskoczeniu. – Macie taki sam gust?
- Jak cię zaraz... – Black zacisnął mocno pięści i machnął nogą pod stołem, z całą pewnością zamierzał kopnąć zielonookiego, niestety nie trafił i jego but sięgnął mojej nogi. Wzdrygnąłem się i podskoczyłem niemal na krześle. Zmierzyłem chłopaka ostrym spojrzeniem, a ten bezbłędnie wyłapał swoją pomyłkę w obliczeniach, ale nie starał się nadrobić straty.
Kilka kropel piwa kremowego wydostało się z moich ust ich kącikiem i polało się po brodzie. Nie lubiłem tego uczucia, ale nie starłem ich, widząc minę Shevy. Chłopak przysunął się jeszcze bliżej mnie i lekko opuszkiem kciuka starł niewielkie strumyczki. Zlizał je ze palca i uśmiechnął się czarująco. Był taki słodki i rozkoszny, że miałem ochotę go przytulić i całować do upadłego. Chociaż bynajmniej nie w ten sposób, w jaki całowałbym Blacka.
Syri nagle nachylił się nad stołem i sięgnął dłonią w moją stronę. Przestraszyłem się nie wiedząc, co zamierza. On jednak pociągnął za mój szalik zrzucając go z oparcia krzesła na ziemię.
- Oj, Remi, szaliczek ci upadł! – powiedział z przejęciem. Nie wiedziałem, co kombinował. Westchnąłem głośno i schyliłem się by go podnieść. Dłoń Blacka zacisnęła się na moim ramieniu. Pociągnął mnie w dół i pomógł podnosić szalik, jednak nie pozwolił mi wstać. Obaj kucaliśmy przy stoliku. Chłopak rozejrzał się w koło i nakrył nas czymś szybko. Nie wiedziałem, o co chodzi, póki nie poczułem jak delikatny, lekki materiał otarł się o moją dłoń. Syriusz ukrył nas po Peleryną Niewidką! Chciałem udzielić mu naprawdę ostrej reprymendy, ale on przyciągnął mnie blisko i pocałował mocno. Naprawdę mocno i gorąco. Nie było to buziak, który mógłbym uznać za część zabawy, czy niedawnej konkurencji. Objął mnie jedną ręką w pasie i kiedy ja patrzyłem na niego otwartymi szeroko oczyma, on zamknął powieki czyniąc z tego prawdziwy pocałunek.
Kiedy się odsunął miałem ochotę go uderzyć. Byliśmy w pełnym ludzi miejscu, a on robił takie rzeczy!
- Oszalałeś?! – wyszeptałem wściekły. – Zapominasz gdzie jesteśmy?! – odpowiedział mi ciepłym uśmiechem.
- Zmieniłem zdanie, nie chcę się więcej bawić. Znowu jesteś moim chłopakiem i nie udawaj, wiem, że ci się to podoba. Nikt nas nie widzi i możemy robić, co nam się podoba. – jego słowa sprawiły, że się zaczerwieniłem, jednak nie miał racji. Wcale nie chciałem by robił coś takiego w miejscu publicznym, nawet, jeśli byliśmy nietykalni, dzięki Pelerynie Jamesa.
Znowu mnie całował, chociaż tym razem delikatniej, chociaż nadal namiętnie. Pozwoliłem sobie tylko na zamknięcie oczu. Oczywiście sprawiło mi to przyjemność. Skoro Syriusz nie chciał dłużej ciągnąć naszej zabawy, znaczyło to, iż nie potrafi beze mnie wytrzymać, jest zazdrosny nawet o Shevę, a tym samym uzależniony ode mnie. Nie mogłem nie odczuwać pełnych przyjemności drgań w moim wnętrzu, kiedy miałem świadomość tego, a Syri zachowywał się jak zbuntowane dziecko, które chciało postawić na swoim.
Kładąc dłonie na jego piersi odsunąłem go od siebie. Nadal byłem speszony, jednak zdecydowanie mniej niż za pierwszym razem.
- Jesteś strasznie niezdecydowany. – mruknąłem wydymając wargi. – Zdejmij z nas pelerynę, chcę dopić piwo.
- Phi! Jesteś nieczuły! – Black chyba poczuł się urażony. Rozejrzał się dookoła i szybkim ruchem odsłonił nas. Wpakował Pelerynę Niewidkę do kieszeni kurtki Pottera, z której wcześniej ją wyjął i usiadł chwilowo na swoim miejscu z moim szalikiem w dłoni.
Wsunąłem się spokojnie na krzesło i wziąłem od niego moją część garderoby. Syri naprawdę potrafił być czasami niesamowicie „upierdliwy”, jak zwykł to określać Andrew, ale byłem pewien, że w ciągu kilkunastu minut pojmę dokładniej, co się właśnie stało i będę niemal skakał z radości.
- Sheva, zamień się miejscami. – Syriusz patrzył na jasnowłosego pewnie i uśmiechał się pod nosem. – Koniec zabawy, czas trzymać się z daleka od mojego Remusa. – Ukrainiec wydawał się wyraźnie zmartwiony. – Albo zaczekaj. Nie wstawaj. Siedź sobie póki możesz, bo później zabieram moje Kochanie do Herbaciarni u pani Puddifoot na coś słodkiego. – aż się uśmiechnąłem. O, tak. Ten rodzaj uczczenia naszego powrotu do siebie podobał mi się o wiele bardziej niż jakiekolwiek pocałunki! Bardzo możliwe, że nagle stałem się wielkim materialistą, jednak była to chyba wina mojego tymczasowego wyposzczenia pod względem słodyczy. Syri musiał się postarać bardziej niż przypuszczałem, jeśli chciał mnie przy sobie takiego jak przed Świętami.
Dopiłem piwo do samego końca, a jego słodki smak wydawał mi się teraz o wiele wyraźniejszy. Nie mogłem doczekać się już herbatki i całej masy łakoci, na jakie planowałem naciągnąć Syriusza. Możliwe, że zarówno po mojej minie, jak i zachowaniu przyjaciele mogli poznać, że jestem niemal rozanielony myślą o prawdziwej randce w Herbaciarni, która zawsze robiła wrażenie na spotykających się tam parach. Patrzyłem wyczekująco na Blacka, który chyba specjalnie sączył swoje piwo bardzo powoli. Przez chwilę planowałem wypić je za niego, byleby tylko już zabrał mnie na coś słodkiego.
W końcu się tego doczekałem, a moje serce biło jak szalone nie mogąc doczekać się chwili, kiedy będę delektował się słodkimi zapachami najlepszego miejsca w całym Hogsmeade.

9 komentarzy:

  1. Wreszcie! Ciesze się że dodałaś notkę. Jak zwykle słodko i uroczo czyli tak jak tygryski lubią najbardziej! Jesteś wielka!

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak dokuczanie Syriuszowi musi być na prawdę przyjemne, notka świetna z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.Jeśli znajdziesz czas to nas odwiedź na haya-karo-waru-karo.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiedziałam, że Syri podda się tak łatwo, chociaż myśl, iż nie może mieć przy sobie takiego landrynka, jakim jest Remi, na pewno podziałała na niego, jak słodycze na Lupina... chciał go szybko dostać xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj Remi, Remi...Zamiast się cieszyć, że znów ma Syriusza to się słodyczy doczekać nie może xdd . Ech... Syri ! Zbyt łatwo się poddajesz ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. marti73@onet.eu7 lutego 2010 16:30

    Przeczytałam tylko wybrane notki (czałość zajeło by mi ze dwa dni :D) ale uważma, że strasznie fajnie piszesz. Te kartki z pamiętnika podobają mi się najbardziej. Napiszesz coś jeszcze o Corneliusu Lowitte? Z nim były najlepsze ^^.

    OdpowiedzUsuń
  6. no,no...Syri wie jak przekonywać Remusa :D Nocia fajna czekam na następną :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kotek, u mnie nowa notka ;P

    OdpowiedzUsuń
  8. No w końcu Syriusz poszedł po rozum do głowy i przywłaszczył sobie Remusa xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejeczka,
    wspaniale, haha długo to Syri nie wytrzymał, och musi wynagrodzić Remuskowi wszystko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń