wtorek, 16 lutego 2010

Sofa

16 stycznia
Nie dało się ukryć, że dzień należał do udanych. Dzięki mojej drobnej pomocy przyjaciele zaliczyli ostatni test z eliksirów i nie musieli pojawiać się na kolejnym, dzisiejszym. To dało nam trochę czasu wolnego, który planowałem odpowiednio spożytkować, choć nie wykluczałem, że jak zawsze na planach się skończy. Przyjaciele postanowili pobawić się moim kosztem. Byłem dziś wyjątkowo leniwy nie mając najmniejszej ochoty na wysiłek fizyczny, więc uznali, że urządzą sobie gonitwę za Remusem. „Który pierwszy go dopadnie nie będzie musiał sprzątać pokoju przez tydzień, a żeby wygrać trzeba przytulić Remusa mocno póki nie jęknie z braku tchu.” Naturalnie był to pomysł genialnego Jamesa, co nie specjalnie mnie dziwiło. Niestety, każdy ze znajomych chętnie przystał na tę propozycję. Moim jedynym ratunkiem miało być dotarcie do Pokoju Wspólnego przed innymi. Nie miałem nic do gadania. Widząc wzrok przyjaciół nawet nie przeszło mi przez myśl by nadal stać w jednym miejscu i narażać się dla ich dobra. Po prostu pobiegłem ile sił w nogach w stronę schodów.
Wpadłem do Pokoju Wspólnego jak strzała ignorując niezadowolone komentarze Grubej Damy, która uważała, iż jestem już za duży na podobne zabawy. Dotarłem do azylu i miałem zamiar odpocząć po tym szaleńczym biegu, jaki mi zafundowali przyjaciele. Moim atutem były wilcze umiejętności, to też chętnie z nich skorzystałem. Chyba powoli zaczynałem uznawać je za przydatne i częściej niż dawniej pozwalałem sobie na sięganie po tę siłę. Dawniej zdarzało mi się to tylko przypadkiem i nie mogłem nad tym zapanować, teraz potrafiłem przywołać ją w najbardziej odpowiednim momencie.
Dopadłem sofy i położyłem się na niej dysząc lekko. Była miękka, komfortowa i nagle o wiele lepsza niż łóżko. Mogłem leżeć na niej całe godziny i nie ruszać się z miejsca, już teraz o tym wiedziałem. Pokój był pusty, ponieważ każdy siedział na zajęciach i tylko nasza niewielka grupka miała chwilowy spokój.
Black wtoczył się do środka zasapany. Obrzucił mnie długim, lekko wściekłym spojrzeniem i podszedł bliżej oddychając głęboko by jak najszybciej uspokoić pędzące na oślep serce.
- To było niesprawiedliwe! – wytknął mnie palcem. – Nie wolno ci używać tego wilka, tam w środku!
- Nic o tym nie wiem. O ile się nie mylę, ani słowem nie wspomnieliście, czy mi wolno, czy też nie. Za późno. Wasza strata, a dla mnie tydzień lenistwa. Miłego pucowania! – wytknąłem na niego język. Syri prychnął i uklęknął na sofie nade mną. Nie przejmował się przyjaciółmi, którzy również znaleźli się już w Pokoju Wspólnym.
Pochylając się zaczął lizać moje ucho, lekko je przygryzać. Chciałem go subtelnie odepchnąć, ale tylko mocniej się zaparł. Jego oddech łaskotał moją skórę, więc chichotałem cicho. Zaczął pociągać nosem obwąchując mnie. Speszyłem się i tym razem naprawdę chciałem by przestał.
- H... Hej! Nie wolno! – lekko uderzyłem go w bok. Jak na złość mocniej niuchał moją szyję i kąsał wargami. Położył się na mnie przytłaczając swoim ciężarem.
- Ale świetna zabawa! – nie wiedziałem, o co chodziło Potterowi póki nie poczułem na sobie większego ciężaru. Stęknąłem patrząc w roześmiane, ciemne oczy Jamesa za szkłami zsuwających się z nosa okularów. Chciałem syknąć by łaskawie ze mnie zeszedł, ale wtedy do jednej głowy dołączyła kolejna, a ciężar był o wiele większy. Sheva wyszczerzył się słodko.
- Jestem pomidorkiem. – powiedział zadowolony. Z trudem oddychałem, na szczęście w większości to tylko moje nogi i biodra były zgniatane, brzuch jakimś cudem ocalał, a pierś, chociaż molestowana przez nich mogła się unosić w miarę swobodnie. Udało mi się dostrzec, że Peter wspina się na sofę i nagle także on znalazł się na szczycie zamykając to wszystko. Ponownie stęknąłem i z jękiem usiłowałem się poruszyć. Było to trudniejsze, niż mi się wydawało.
- Złazić! – syknąłem mając ochotę błagać ich o litość. Nie specjalnie podobała mi się rola dolnej połowy bułki naszej kanapki. – Ostrzegam, będę brutalny! Aż za dobrze czułem ciało Syriusza przylegające do mojego. Każdy jego ruch, nawet oddech wydawał się po części moim. – Naprawdę użyje siły! – miałem nadzieję, iż posłuchają, niestety tego nie zrobili.
Napiąłem wszystkie mięśnie i poruszyłem się gwałtownie. Ta niepewna konstrukcja, jaką stworzyli zachwiała się. Skorzystałem z nadarzającej się okazji. Wykonałem gwałtowny ruch, a dzięki temu chłopcy pisnęli łapiąc jeden drugiego byleby tylko nie wylądować na ziemi. Zadbałem by nic to nie dało i zrzuciłem ich z siebie. Został tylko Syriusz, reszta z hukiem skończyła na podłodze. Black by nie podzielić ich losu momentalnie zsunął się ze mnie kładąc obok mnie. Czułem ogromną ulgę, byłem lekki i nie warzyłem chyba ani grama. Oddychanie przychodziło nagle z tak wielką łatwością, powodując przyjemne mrowienie w piersi. Jeszcze bardziej nie chciałem się podnosić.
- Jesteś nieczuły, Remi! – J. poprawił okulary nadąsany. – Mogłeś delikatniej! – wylądował na tyłku, więc z pewnością nie czuł się teraz najlepiej, ale należało mu się i byłem z siebie zadowolony.
- Ostrzegałem, więc cierp skoro nie słuchałeś!
- Mmm... – Syriusz znowu dobierał się do mojej szyi. Muskał ją i kąsał. Zaczął ssać skórę w jednym miejscu, wiedziałem, że właśnie w tej chwili mnie naznacza. Dawno tego nie robił, więc nie miałem mu tego za złe. Uśmiechnąłem się i oddałem więcej ze swojej szyi. Niech się pobawi. Lubiłem uczucie, jakie wywoływały jego usta, język gładzący miejsce, które tak zaciekle ssał. Syri był wtedy bliżej mnie, obejmował, głaskał po boku.
Odwróciłem się w jego stronę i ustawiłem go sobie. Był zdziwiony, a ja niesamowicie szczęśliwy. Tym razem to ja skosztowałem jego słodkiej skóry znacząc na niej czerwony punkcik tej pieszczoty.
- Nie wolno tak samemu! – Sheva podniósł się z podłogi i przepchał biodrami moje ciało. Musiałem zaprzestać znakowania swojego terenu na Syriuszu. Pośladki Andrew grzały mój bok a on położył się w miarę możliwości, jednak uważał by więcej mnie nie miażdżyć.
- Wszyscy na sofę! – Potter nie specjalnie miał, komu rozkazywać, ale i on rozepchał się niedaleko moich nóg. Musiałem przylgnąć do Blacka byśmy mogli pomieścić się leżąc na wypoczynku, kiedy reszta siadała wygodnie. Sheva przesunął się kończąc przy mojej piersi, zaś jego miejsce zajął dla siebie Peter. Taki obwarowany czułem, że jest mi gorąco. Biedny Syri musiał topnieć będąc w jeszcze mniej ciekawej pozycji. Jego plecy wbijały się w miękką sofę, a cały przód jego ciała przylegał dokładnie do mnie. Było mi niesamowicie miło i przyjemnie w takiej pozycji. Przewróciłem się na bok całując kruczowłosego. Jego kolano wpełzło między moje uda, zaś moje między jego. Splecieni nie reagowaliśmy na rozmawiających o niczym i wszystkim kolegów. Błogi spokój rozchodził się po całym moim ciele.
- Gołąbeczki nie potrafią się od siebie odkleić, cóż za widok. – okularnik unosząc brew wydawał się z nas kpić, jednak nie specjalnie poświęcałem mu czas. Wyłącznie rzuciłem mu szybkie, nic nieznaczące spojrzenie i powróciłem do wspaniałych pieszczot z Syriuszem. Zamknąłem mocno oczy i przylgnąłem do niego mocniej. Nie chciałem niepotrzebnie się podniecić, to byłoby nazbyt krępujące przy przyjaciołach, chciałem tylko czuć ciepło mojego głuptasa, który to był całkowicie i bez reszty pochłonięty naszym pocałunkiem. Wczuwał się, co bardzo mnie cieszyło. Musiałem używać siły by pozwolił mi na chwilę odpoczynku. Oczy lśniły mu intensywnie, uśmiechał się, był czerwony, co tylko potwierdziło moje podejrzenia, co do nazbyt gorącego miejsca, jakie mu przypadło w udziale.
Dałem mu jeszcze buziaka na zakończenie i tym razem to ja rozpychałem się by odsunąć jakoś trójkę przyjaciół i mieć miejsce by normalnie wstać. Byłem znowu lekko zapocony, chociaż już bynajmniej nie po biegu, ale wielkim piecyku, jaki stworzyliśmy naszą piątką. Chociaż przyjaciele stawiali opory by się nie przesunąć, to jednak ulegli. Nie mieli większego wyjścia, jeśli nie chcieli ponownie skończyć na ziemi potłuczeni i obolali. Niestety nie specjalnie chciało mi się wstawać. Byłem rozleniwiony po nieszczęsnych luksusach dzisiejszego dnia i wiedziałem, że zdecydowanie wzmożony wysiłek fizyczny nie służy mi tak jak innym.

 

  

4 komentarze:

  1. Takie zabawy są najlepszą rzeczą na świecie xD Bo długo się je pamięta no i... są po prostu cudowne, co świadomość posiadania przyjaciela jest niesamowita. No i obrazek jest świetny.. i Remi znów górą xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Słodko :) Rozleniwiłam się na myśl o tej kanapie.....pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki tej notce przypomniały mi się dziecinne wygłupy z kuzynkami xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, och biedny Remi ale i wilk sie przydaje, miło że nie traktują jego wilka jako coś złego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń