środa, 17 marca 2010

A jednak coś...

23 stycznia
Po pierwszych dniach śledztwa, które nie przyniosły oczekiwanych rezultatów to mnie i Andrew wysłano po zajęciach pod gabinet profesora astronomii. James i Syriusz mieli nadzieję, iż my będziemy mieć większe szczęście niż oni. Wątpiłem w to szczerze, jednak nie mogłem ze stu procentową pewnością powiedzieć, że nie będzie to ślepy traf i tym razem cokolwiek się wydarzy. Cieszyłem się jednak, że moim towarzyszem był Sheva. Mogłem dzięki temu liczyć zarówno na jakąś konstruktywną rozmowę, jak i na dobrą zabawę.
By nie narazić się Potterowi cichcem przemyciliśmy szachy czarodziejów, dzięki czemu mieliśmy zapewnioną rozrywkę na dłuższą metę. Nie czekając ani chwili rozłożyliśmy szachownicę i rozpoczęliśmy pierwszą partię. Nie było sensu wpatrywać się w zamknięte drzwi gabinetu. Nasz punkt widokowy był idealny, to też bez trudu mogliśmy dostrzec każdego, kto pojawiłby się przed pokojem. Dodatkowo dysponowaliśmy peleryną niewidką, na wypadek interwencji, lub jakiś komplikacji podczas naszego dochodzenia.
Do samego końca nie byłem pewny na ile poważnie przyjaciele traktują tę zabawę, teraz jednak mogłem z całą stanowczością stwierdzić, iż była to dla nich sprawa priorytetowa.
- Gramy na cukierki, Remi. – Andrew wyjął z kieszeni woreczek niewielkich landrynek i rozdzielił je między nas. – Dzięki temu będzie przynajmniej słodko. Jeśli wygrasz partyjkę musisz zjeść cukierka, którego ci dam. – nie był to zły układ, a landrynki miały przyjemne kolory, które zmieniały się, podobnie jak smak, w zależności od miejsca, w którym leżały.
- Yhym. – skinąłem głową nie planując rozwodzić się zbyt długo nad czymkolwiek. Wykonałem pierwszy ruch swoim pionem i skupiłem się na grze, by zdobyć jak najwięcej cukierków, tracąc przy tym jak najmniej.
Czas mijał nam zasadniczo strasznie wolno. Nie specjalnie potrafiliśmy skupić się na grze po trzech partiach. Zdecydowanie większą przyjemność sprawiłaby mi nauka, ale ukrycie całych woluminów gdzieś w ubraniu byłoby bezowocne. Zaczęliśmy, więc grać w skojarzenia, co zapewniło nam rozrywkę na dobrą godzinę, by później przerzucić się na inne słowne zabawy.
Siedzieliśmy tam przez cztery godziny, kiedy to nic się nie działo, nawet mysz nie przebiegła przed drzwiami gabinetu, nie mówiąc już o tym by jakikolwiek człowiek pojawił się na korytarzu, chociażby na kilka sekund.
Aż w końcu, o błogosławiona chwilo, stało się! Usłyszeliśmy kroki z obu stron korytarza w tej samej chwili. W końcu coś mogło się dziać, nawet, jeśli ktoś tylko przechodził tędy i zaraz miał zniknąć.
Patrzyłem w prawo, podczas gdy Sheva obserwował lewą stronę. Widziałem napięcie i podniecenie wypisane na jego twarzy. Moja zapewne miała podobny wyraz, jednak w tamtej chwili liczyło, się tylko to, iż coś zaczyna się dziać. Spojrzałem szybko na zegarek i zanotowałem godzinę w notesiku, jaki wcisnął nam James zanim udaliśmy się na swój posterunek. Teraz musieliśmy tylko wyczekać by zobaczyć, kim są nasi zbawienni, wieczorni goście.
Szczerze powiedziawszy byłem zaskoczony widząc ciemnowłosego chłopaka, który wydawał mi się znajomy.
- Remi, patrz. – Andrew pociągnął mnie za rękaw i wskazał na obserwowaną przez siebie stronę. Blondyn zatrzymał się w miejscu patrząc ze zdziwieniem na osobę z naprzeciwka. Właśnie mieliśmy jak na widelcu dwójkę, która czekała na profesora podczas naszych zajęć. To nie ulegało wątpliwości, jednak sądząc po ich minach, nie byli zadowoleni widząc siebie wzajemnie.
Niespodziewanie obaj podbiegli do drzwi i zaczęli przepychać się, jakby to miało zadecydować, który wejdzie pierwszy, a który zostanie na tyle, lub który powinien zapukać. Nie mogłem powstrzymać śmiechu widząc jak tych dwoje zdecydowanie starszych ode mnie nastolatków walczy o swoją pozycję w niemożliwie dziecinny sposób. Sheva zwijał się niemal ściskając moje ramię.
Chłopcy zapukali równocześnie i naprawdę donośnie. W dalszym ciągu jeden starał się odsunąć biodrem drugiego od drzwi, które właśnie się otworzyły. Nikt w nich nie stał, jednak zdołałem zajrzeć do środka. Ktoś siedział na fotelu, jednak oparcie zasłaniało wszystko, a mężczyzna był odwrócony tyłem do wyjścia. W następnej chwili dwa „koguty” zasłoniły mi wszystko równocześnie przepychając się przez drzwi. Nie specjalnie się w nich mieścili i tylko cudem żaden z nich nie uderzył o futrynę. A jednak dostali się do środka oddychając z wyraźną ulgą. Wtedy właśnie fotel zaczął obracać się, a drzwi zamknęły, przez co nie dostrzegłem nic więcej.
Niemal zakląłem pod nosem. Wpisałem do notesu wszystkie szczegóły dotyczące tego zajścia i rzuciłem rozbawiony uśmiech Andrew. Znowu obaj chichotaliśmy na myśl o walce nastolatków o pierwszeństwo. Kimkolwiek byli i na którymkolwiek roku się uczyli, nie dało się ukryć, iż nie należeli do najnormalniejszych. Jeśli tak wyglądały wszystkie ich wizyty u profesora, to nie dziwiłem się wyraźnej niechęci, jaką okazał im podczas zajęć.
Zarzuciliśmy na siebie Pelerynę Niewidkę i cichcem podeszliśmy pod drzwi. Musieliśmy nasłuchiwać uważnie by dowiedzieć się, czy wszelkie dźwięki dobywające się z pokoju zostały magicznie stłumione. Wszystko na to wskazywało, jako że nie doszedł nas nawet najmniejszy szmer.
Byłem tym trochę zawiedziony. Przez chwilę naprawdę poczułem, że chcę wiedzieć, kim jest nauczyciel astronomii, kim są ci dwaj chłopcy i co takiego może sprowadzać ich tutaj.
Niemalże umarłem na zawał, kiedy drzwi otworzyły się niespodziewanie. Przez chwilę nie pamiętałem nawet, iż mam na sobie Pelerynę Niewidkę. Andrew zagryzł zęby na swojej ręce patrząc przerażony na stojącego przed nami ciemnowłosego nastolatka.
Chłopak wyszedł na krok przed wejście i rozglądał się uważnie na wszystkie strony, jak sprawdzał, czy nikogo nie ma w pobliżu. Zachowywał się, co najmniej podejrzanie. Odważyłem się poruszyć. Blondyn w środku bawił się jakąś tasiemką, ale nigdzie nie mogłem dostrzec nauczyciela. Może także im ukazywał się, jako motyl i wcale nie wiedzieli o nim więcej niż my?
- Pusto. – nieznajomy przed nami wrócił do środka i powoli zamykał drzwi odwracając się i patrząc na znajomego. Zatarasował sobą całe przejście, więc nie było mowy o wślizgnięciu się do środka. Nawet gdybym był sam jeden pod Peleryną.
- W takim razie let’s rock. – ruchem dłoni blondyn ponaglił tamtego do zamknięcia drzwi i ponownie mieliśmy przed sobą wyłącznie głuchą pustkę. Nie liczyłem na szybką zmianę sytuacji. Pociągnąłem Shevę za sobą na nasze miejsce. Znowu musieliśmy zając czymś czas by się nie nudzić. Wydawało mi się, że najciekawsze byłyby insynuacje, co do zaistniałej sytuacji.
Gdybań mogło być wiele, ale żadne nie wydawały mi się wystarczająco odpowiednie. Bo przecież ktoś siedział na fotelu, kiedy chłopcy wchodzili do gabinetu, a jednak ich podejrzane zachowanie później budziło wątpliwości, czy aby na pewno, nauczyciel był w środku. Zupełnie nie wiedziałem jak to ze sobą połączyć. Czy może była tam jeszcze trzecia osoba, która jednak ukryła się, kiedy zaglądaliśmy do środka? Sam już gubiłem się w swoich myślach. Byłem jednak ciekaw, czy ci dwaj wyjdą z gabinetu zanim my pójdziemy do dormitorium. Nie mogliśmy spędzać na korytarzu całej nocy, musieliśmy spać, a to dawało wielką przewagę nad nami, każdemu, kto był zamieszany w sprawę tajemniczego profesora.
- James zniesie jajko. – Sheva kreślił sobie właśnie na końcu naszego notesika do zapisywania wszelakich informacji. – Ale przynajmniej więcej nie pozwoli nam tutaj siedzieć. Sam będzie czatował, a my będziemy mieć święty spokój. – nie mogłem się z nim nie zgodzić, chociaż z pewnością towarzysze Pottera będą się zmieniać codziennie, co nie ustrzeże nas przed nudnymi godzinami pod drzwiami. Zdecydowanie nie było już dla nas ratunku, nie, kiedy J. coś sobie ubzdura, a teraz właśnie tak było. Kiedy dowie się o naszym małym odkryciu z całą pewnością nie usiedzi na miejscu. Nie wątpiłem w to, iż mógłby nawet spędzać noce pod gabinetem nauczyciela, chociaż miałem wielką nadzieję, iż tego nie zrobi. Szanse były nikłe, ale niewątpliwie jakieś istniały.
- To będzie dla nas wszystkich trudny okres. – westchnąłem opierając się o ścianę i bawiąc wieżą, która przetrwała nasze trzy partyjki. – Oby jak najszybciej wszystko się wyjaśniło. – Andrew przytaknął. Obaj czasami bawiliśmy się dobrze i chcieliśmy wiedzieć, jednak nie uśmiechał nam się wysiłek by osiągnąć ten cel.

2 komentarze:

  1. Dwójka napaleńców walczących o profesora... Mmm, albo soczysty trójkącik, rywalizacja, kto jest lepszy i zarazem pokaz swych umiejętności prowokacji, albo dobrze zapowiadający się romans obecnie zwaśnionych kolegów xD No niemniej Remi i Sheva będą mieli urwanie głowy, gdy J. będzie się ich wypytywał po kilka razy, jak przebiegała powyższa akcja xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, no to było pięknie, nawet Remus teraz się zaciekawił kim jest profesor to zachowanie chłopaków  bardzo podejrzane jest...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń