środa, 7 kwietnia 2010

Choroba Michaela

30 stycznia
Miałem wielkie plany, co do wykąpania Syriusza, niestety nie mogłem się zdecydować, czy aby na pewno powinienem się tym zająć. W końcu on nie raz już mnie mył i wątpiłem, bym mógł być na tyle oryginalny. Nie mniej jednak chciałem jeszcze to przemyśleć i opracować dokładny plan działania. Nauczycielka dała mi się we znaki i zmusiła mnie do walki o mojego chłopaka.
James zbierał się powoli na czuwanie przy gabinecie profesora astronomii, powoli wątpił w powodzenie swoich zamierzeń, więc nie specjalnie mu to wszystko wychodziło. A jednak dawał sobie dzielnie radę i pakował do torby najpotrzebniejsze książki, które nie zanudziłyby go w czasie obserwacji i dogorywania na korytarzu.
Gładziłem Syriusza po głowie, kiedy tak leżał na moich kolanach jak małe szczeniątko. Wydawał się cieszyć moim nagłym zainteresowaniem jego osobą. Na jego miejscu zapewne także byłbym bardzo szczęśliwy. Miałem tylko nadzieję, iż nie oczekuje zbyt wiele. To mogłoby mi wszystko skomplikować.
Pukanie w szybę rozwiązało mój problem. Zmusiło mnie do porzucenia myśli o tak błahych sprawach i zajęcia się innymi – ciekawszymi.
- Co tu robi sowa? – Sheva otworzył okno by ptak mógł wlecieć do środka. Szczerze powiedziawszy poza wiadomościami od siebie nawzajem nie otrzymywaliśmy żadnych innych, więc tym bardziej zaintrygowała nas sowa z liścikiem.- To do nas. Wszystkich. – Andrew, jako pierwszy przeczytał liścik i pobladł. Przekazał go Potterowi, którego mina była równie dziwna. Nie lubiąc takich sytuacji sam postanowiłem przeczytać, o co chodzi i wtedy wszystko stało się jasne.
„Michael Nedved oraz Gabriel Ricardo zapraszają was na uroczysty bankiet z okazji rychłych narodzin ich dziecka. P.S. Stoję pod schodami do waszej wierzy i liczę na to, że się zaraz pojawicie, Michael”.
Moja mina musiała być zdecydowanie równie dziwna, co w przypadku przyjaciół. Efekt końcowy był zatrważający. Nic nie rozumieliśmy. Szczerze mówiąc sam się tego po sobie nie spodziewałem, ale biegiem rzuciłem się do drzwi podobnie jak koledzy. Każde z nas chciało wiedzieć, o co w tym wszystkim chodziło. Michael zawsze był lekko szurnięty, jednak to wydawało się już szczytem jego osiągnięć.
Musieliśmy wyglądać dziwacznie przepychając się na schodach i przy wyjściu z Pokoju Wspólnego, niestety nie było czasu by zachowywać pozory spokoju. Tak jak pisało na karteczce Ned stał we wskazanym miejscu i uśmiechał się szeroko. Ubrany jak zwykle nienagannie w ciemne ciuchy z masą metalowych dodatków i rzemieni w ręce trzymał jakiś przyjemnie zielony materiał.
- Wiedziałem, że mogę na was liczyć. – rzucił przyjaźnie. – Skoro jesteście już gotowi to zapraszam was na nasz ‘bankiet’. – podkreślił ostatnie słowo dobitnie, co jednoznacznie wskazywało na zwyczajną wymówkę. – Muszę się pochwalić, że będę ojcem, a wy idealnie się do tego nadajecie. – nie owijał w bawełnę. – Chcesz mieć przyjaciół, to szukaj ich wśród Gryfonów, niższej klasy społecznej, u której wszystko jest możliwe. – wyszczerzył się i machnął na nas ręką zachęcając byśmy ruszyli się z miejsca. Nie specjalnie pasowało mi to, iż miał nas za naturalnych dziwaków, dzięki czemu nie tracili poważania i wysokiej pozycji w Slytherinie. Wątpiłem nawet, czy poza nami ktokolwiek inny wiedział, jak walnięty jest Michael.
- Co tam masz? – Sheva już od dłuższego czasu wpatrywał się w zielony materiał trzymany przez chłopaka. Nie dawało mu to najwyraźniej spokoju, dlatego też zapytał po tej dłuższej chwili. Nie specjalnie mnie to interesowało, jednak już i tak wpakowaliśmy się w coś, co bardzo intrygowało każdego z nas. Bo niby, jakim cudem Gabriel i Michael mieliby mieć dziecko? Oczywiście pamiętałem, chociaż nikle, ich zwierzaczka, którym się opiekowali, jednakże wydawało mi się, iż już się go pozbyli. Nie pasowało mi także stwierdzenie, iż ich bobas miałby się dopiero urodzić. Zupełnie nic nie rozumiałem, co ostatnio zdarzało mi się zatrważająco często.
- To? – Ślizgon wziął w obie ręce materiał i rozłożył go. – To dla Gabriela. Nie mam jak zdobyć sukienki ciążowej, więc pożyczyłem od Sprout. Trochę wielka, ale przecież Gabrielowi zacznie rosnąć brzuch, prawda? Wtedy będzie idealna! – z trudem ustałem na nogach. To naprawdę była sukienka, w której kilka razy widziałem nauczycielkę zielarstwa. Miała przyjemny kolor jasnej, matowej zieleni. Rękawy swobodnie wisiały na ramionach, jaśniejszy odrobinę materiał był ściągany na biuście, a poniżej niego opadał delikatnie niczym dzwonek lekko wycięty w okolicach kolan. O ile się nie myliłem była to ulubiona sukienka Sprout i wątpiłem by pożyczyła ją chłopakowi pod pretekstem ubrania w to Gabriela. Tym bardziej, gdyby Ślizgon zaznaczył, iż sukienka ma być ciążową.
- Kradniesz ubrania nauczycielkom? – uniosłem brew patrząc zszokowany na Michaela. Zdecydowanie poziom absurdu bił na głowę nawet zestawienie procentowe z Potterem.
- Nie kradnę, ja ją pożyczyłem! Bez jej wiedzy, ale jednak pożyczyłem, bo ją oddam. – dodał od razu krótkie sprostowanie, które podkreśliło idealnie moje wcześniejsze przypuszczenia. Nawet nie chciałem znać szczegółów tego, w jaki sposób to zrobił i jak planuje to później naprawić. Sprout na pewno zauważy brak ulubionej sukienki, a zapewne nie była to jedyna, którą chłopak jej zabrał. Wolałem się w to nie mieszać. Co za dureń robiłby coś podobnego?
- Syriuszu, obiecaj mi, że tobie nigdy tak nie odbije. – popatrzyłem błagalnie na przyjaciela, który był równie zaskoczony zachowaniem Nedveda, co cała reszta. Skinął w milczeniu głową, po czym wziął kilka głębszych oddechów i zdołał wybąkać.
- Nigdy mi tak nie odbije, słowo. – uniósł dłoń, jakby planował tym dokładniej podkreślić powagę swoich słów.
- Nic nie rozumiecie. – Michael pokręcił głową. – Każdy mężczyzna cieszy się z tego, że będzie tatusiem. To będzie syn! – szczerze wątpiłem w zdrowie psychiczne nastolatka. Może nawąchał się jakiś oparów z sali eliksirów, lub najadł jakiś ziół w cieplarni. – Będzie miał moją budowę ciała, ale słodycz Gabriela i też będzie tak kręcił biodrami. – fantazjował w dalszym ciągu. Współczułem Gabrielowi, który musiał przez to wszystko przejść. Była to jednak bajeczka z morałem, bardzo dobrze widocznym. Nie warto szukać partnera z problemami emocjonalnymi, lub po prostu idioty. Z ciężkim sercem przyznawałem, iż nie poznałem się wcześniej na Michaelu. Wydawał mi się tylko lekko zwariowanym nastolatkiem, a okazał się być gorszym szaleńcem niż nasz James. Jeśli Kinn będzie musiał przechodzić kiedyś przez podobne rzeczy, prawdopodobnie postaram się i uwolnię go od Jamesa nawet za cenę mojej przyjaźni z okularnikiem. Sam osobiście byłbym wdzięczny każdemu, kto wybawiłby mnie od tego typu przeżyć.
Znowu musiałem być wdzięczny losowi za Syriusza. Ufałem mu i wierzyłem, że szczerze dał mi słowo, iż nigdy nie pozwoli sobie na takie głupie zagrania. Mój Black był wyjątkowy i rozsądny, mimo swoich głupich pomysłów od czasu do czasu. Zdecydowanie różnił się od innych i musiałem mu się za to odwdzięczyć w najbliższym czasie.
- Chodźcie już, zobaczycie Gabriela i będziecie wiedzieć, jakie nas szczęście spotkało! W tych wszystkich sukienkach wygląda tak rozkosznie! Do tej mam już nawet dla niego buty! Zaklęciem przefarbowałem jego trampki i będą teraz pasować idealnie. – niemal piszczał, jak nastolatka. Naprawdę miałem nadzieję, iż Rica wytłumaczy mi, co takiego stało się jego chłopakowi i uspokoi mnie mówiąc, że nie jest to zaraźliwe.
Nie potrafiłem sobie wyobrazić Gabriela w wielkich sukienkach Sprout. Na pewno były na niego trochę krótkie i stanowczo za wielkie. Ciekawość brała nade mną górę i postanowiłem iść za chłopakiem, chociażby po to by pocieszyć biednego Ślizgona, któremu trafił się chory na umyśle partner. Sądząc po minach przyjaciół obawiali się oni trochę Michaela. Chyba każde z nas miało awersję, co do zarażenia się tak dziwną chorobą, a biorąc pod uwagę nasze szczęście było to bardzo możliwe.
Niepewni podążaliśmy za ucieszonym i wesoło opowiadającym nam o swoim szczęściu długowłosym Ślizgonem. Miałem nadzieję, że szybko się z tym uporamy i zdołam zapomnieć o tym wszystkim jak najszybciej. Nie chciałem mieć koszmarów po nocach.

5 komentarzy:

  1. Gabi będzie w ciąży...? Awwww....~! Ciekawe jakim zaklęciem potraktował go Michael? xDD Już się nie moge doczekac o co w tym wszystkim chodzi i fajnie byłoby gdyby na prawdę bobaska, ale ciężkoby im było urozmaicać swoje 'zabawy' kiedy dzidzia byłaby obok. x]] Czekam na nexta. =*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się wystraszyłam, że Michaelowi coś będzie, czy coś, a tu... Jego dziwactwa xD każdy ma inne, a on po prostu takie, jakich nikt inny mieć nie może xD Nawet J. wymięka. No, jestem ciekawa prawdziwości jego słów... ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Michi (spacer przy pelni ksiezyca)7 kwietnia 2010 19:49

    Ale-Że-Jak?O,OBłagam, powiedz, że to żarty. O,OxDDDps. metalicznej, nie metalowej !

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahah ! Gabryś w ciąży ?Zobaczymy ile w tym prawdy xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, no ciekawe co Michael wymyslił, już współczuję Gabrielowi...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń