niedziela, 4 kwietnia 2010

Kartka z pamiętnika Easter Special - Reijel Lucyferus

WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKIEJ NOCY I MOCY YAOICA! A BY ŚWIĄTECZNE WYPIEKI NABRAŁY GŁĘBSZEGO ZNACZENIA, SPECJALNA NOTKA!


Byłem niesamowicie znudzony. Leżąc na sofie w salonie zupełnie nie wiedziałem, co robić. Od dawna nie wychodziłem z domu by się zabawić, szczerze powiedziawszy od dnia, kiedy związałem się na stałe z Oliverem, który teraz uwijał się w kuchni. Nigdy nie myślałem, że spotka mnie coś podobnego. Byłem ostatnią osobą, która powinna bezczynnie wpatrywać się w sufit. Nie mogłem usiedzieć na tyłku. Musiałem się czymś zająć, nie ważne, czym, chociaż najlepiej by było to miłe, a tylko jedna miła forma rozrywki przychodziła mi do głowy. Nie ważne, co sądził na jej temat Oliver, ja byłem całkowicie przekonany, co do mojego pomysłu.
Wszedłem do kuchni czując przyjemny zapach biszkoptu. Mój kochanek robił tort i właśnie cały jego czas pochłaniała masa. Podchodząc bliżej nie miałem najmniejszych trudności ze zgarnięciem na palec odrobiny ciemnego kremu.
- Hej! – Oliver machnął ręką, jakby odganiał muchę. – Nie wolno, przeszkadzasz! – rozsmarowałem ciemną maź na jego szyi i zlizałem ją. Chłopak drgnął, przez jego ciało przeszły dreszcze. – Brudzisz mnie! – głos mu zadrżał. Nabrałem na palec więcej kakaowej masy i zostawiłem słodki ślad na policzku kochanka. Zgarnąłem wszystko wargami, by wykończyć liźnięciami. – P... Przestań! Marnujesz masę!
- Sza, zrobisz nową. – starałem się go uciszyć. Złapałem w zęby kocówkę fartuszka zawiązaną na szyi i pociągnąłem pozbywając się kokardki. Uklęknąłem i to samo zrobiłem z drugą na plecach chłopaka.
- Reijel, ja jestem zajęty! – stawiał się, za co dostał klapsa w tyłek.
- Milcz, masz na to czas, zajmij się mną. – odwróciłem go przodem do siebie i rozpiąłem jego jeansy. Powoli zsunąłem je do ziemi. Oliver wiedział, co ma zrobić. Podniósł najpierw jedną, a później drugą nogę. Zostawiłem go w samej bieliźnie. Wymownie spojrzałem w jego słodko niebieskie oczy, a on posłuszny podnosząc ręce dał mi możliwość, bym zdjął z niego koszulkę. Był nadąsany, chociaż dobrze wiedziałem, iż ma ochotę na zabawę. Zawsze ją miał, podobnie jak ja.
Posadziłem go na stole. Wszystko leżało po drugiej jego stronie, więc mogłem do woli bawić się na nim z chłopakiem. Sięgnąłem po miskę ze sporą ilością ciemnej, kakaowej masy. Tę lubiłem najbardziej, chociaż była gorzka. Oliver wiedział o tym, dlatego zawsze robił jej więcej, zaś owocową ograniczał do minimum.
- Nie wolno ci! – popatrzył na mnie wielkimi oczyma. Wiedział, co mam zamiar zrobić. – Zabraniem, nie wolno! – mówił to tak jakby zaraz miał się rozpłakać. Słodkie maleństwo. Uśmiechnąłem się zarozumiale.
- Ja robię to, na co mam ochotę, a ty grzecznie się poddasz. – syknąłem, a nabierając na dłoń sporo masy rozsmarowałem ją po gładkiej piersi kochanka. Był na mnie wściekły, a jednak oczy mu błyszczały zachęcająco. Chyba sam nie wiedział, czego chce i kłócił się ze sobą. Nabrałem sporo masy rozmazując ją po jego ustach. Z przyjemnością zbierałem ją wargami, lizałem, a w końcu pocałowałem chłopaka mocno. Uważałem, by nie ubrudzić się od jego ciała. Chociaż najchętniej nie ruszałbym się z miejsca, zrobiłem krok w tył i nie szczędziłem języka przy wylizywaniu słodkiej mazi z piersi i brzucha. Smakowało mi. Niesamowicie mi smakowało. Pozbyłem się każdej kakaowej smugi, by w końcu przejść do najprzyjemniejszych części zabawy. Złapałem chłopaka za udo i pociągnąłem je do góry. Szybko podłożyłem ramię pod jego głowę i kark by nie uderzył o blat stołu. Złożyłem go na nim delikatniej i pozbyłem się bielizny z jego bioder. Nie mogłem jednak dopuścić by mój kochanek tkwił w taki niewygodnej pozycji. Zdejmując koszulę zwinąłem ją i podłożyłem pod głowę chłopaka, niczym poduszkę. Tak było zdecydowanie lepiej.
Oliver był niezadowolony, niepewny i podejrzliwy. Kiedy uśmiechnąłem się wrednie i sięgnąłem po małą miseczkę z masą śmietankową pisnął głośno.
- Nie wolno! – rzucił nogami, więc złapałem mu je i skarciłem spojrzeniem.
- Leż spokojnie. Nie ważne, czego chcesz i tak będzie po mojemu. – nabrałem jasnej masy na palce i rozsmarowałem ją po jego wejściu, a później jądrach i członku. – Teraz będzie mi bardziej smakować. – wylizałem ją zaczynając od pośladków, a na słodkiej końcówce erekcji kończąc. Oliver rzucał się i boczył na mnie, a jednak był podniecony. Dobrze wiedziałem, że będzie jeszcze twardszy w zaledwie pięć minut, gdy przystąpię do konkretniejszych pieszczot. Ponownie rozsmarowałem maź po jego dziurce, a później wsunąłem w niego palce. Sam się uśmiechałem, kiedy to robiłem. Dzięki masie weszły bez najmniejszego problemu. Chłopak był czerwony, a ja wiedziałem, że od teraz tort będzie miał zupełnie inny smak. Lizałem jego członek zachłannie.
- Jesteś taki smaczny. – westchnąłem patrząc na jego zawstydzoną, podnieconą twarz. – Uwielbiam cię, jesteś wspaniały, kocham cię. – czułem satysfakcję mówiąc mu to. Był przez to bardziej rumiany i chociaż nie odpowiedział dobrze wiedziałem, że on czuje to samo. Chociaż zdecydowanie chciałem by mówił mi to częściej.
Kiedy tylko jego wejście było gotowe rozsmarowałem jasną masę po moim członku i wbiłem się w ciepłe, ciasne wnętrze kochanka. Zdecydowanie zmieniłem zdanie na temat owocowej masy tortu.
- Jesteś okropny! – pisnął wyginając się. Jego ciało było naprężone i drżało w ekstazie.
- Taaak. – zgodziłem się i pocałowałem go mocno zsuwając niżej, by było wygodniej. Objął mnie mocno ramionami za szyję tuląc się z całych sił. Jęczał, a ja rozkoszowałem się tym wszystkim. Oliver pachniał cudownie, samymi słodkościami, był gorący, podniecony. Jego pewni wbijał się w mój brzuch. Uśmiechnąłem się z satysfakcją, wsłuchując w jego głośne pojękiwania. Sam byłem tak niesamowicie podniecony, że nie oszczędzałem się biorąc chłopaka głęboko. To było najprzyjemniejsze i najciekawsze zajęcie ze wszystkich. Mój członek wiele razy uderzał o prostatę wewnątrz kochanka, który wił się i krzyczał. Byliśmy tak blisko siebie, iż zapewne czułbym bicie jego serca na swojej piersi, gdybym nie poruszał się gwałtownie, nie wbijał się w niego głęboko i szybko.
- Kochasz mnie? – zapytałem szeptem, chociaż mój głos był zachrypnięty i niewyraźny. Czułem, jak ramiona chłopaka mocniej zaciskają się na moich plecach. Ukrył twarz w mojej szyi i wymruczał coś niezrozumiałego.
- Mów jak należy. – skarciłem go, chociaż czułem jak całe podniecenie kumuluje się już w moim podbrzuszu. Całowałem go po głowie, a kiedy odchylił się zapłakany z przyjemności pocałowałem go. Nie był w stanie mówić, więc tylko skinął głową bym widział. Uśmiechając się przycisnąłem swoje usta do jego warg i pocałowałem go. Pchnąłem mocno, a on pisnął wyginając się. Ukąsił przez przypadek moją wargę, a jego rozkosz rozlała się między naszymi ciałami. Dyszał ciężko, oczy miał przymrużone.
- Oczywiście, że cię kocham! – wyrzucił z siebie jednym tchem, jego dziurka stała się niemożliwie ciasna, a ja wystrzeliłem w nim czując się wspaniale.
Objąłem go całując po szyi i nagle dostałem w głowę otwartą ręką, chociaż nie specjalnie mocno. Oliver patrzył na mnie zmęczony, ale już odzyskawszy odrobinę sił. Zacisnął dłonie w pięści, chyba uświadamiając sobie, że nie powinien podnosić na mnie ręki nawet w żarcie. Ucałowałem obie jego pięści. Wiedziałem, za co mi się oberwało i nie planowałem nijak karać za to chłopaka.
- Przez ciebie muszę zaczynać od nowa. – mruknął wyeksponowany na blacie kuchennym. – Jestem cały w masie! Nawet w środku ją mam! – znowu się złościł. – Jesteś okropny!
- Tak, jestem. – roześmiałem się nagle. Byłem jak nowo narodzony. – Umyję cię i zrobisz mi wspaniały tort. – chciałem mu się przypodobać, choć wiedział, że robię to tylko po to, bym mógł liczyć na więcej zabaw później. Oliver westchnął ciężko zrezygnowany. Kochał mnie takiego, jakim byłem, jako jedyny wytrzymał ze mną przez tak długi czas i mało tego, sam zmienił mnie nie do poznania.
- Na co czekasz, zboczeńcu! – warknął na mnie z niesamowitą niewinnością, bał się mnie, chociaż wiedział, że go nie skrzywdzę. – Weź mnie na ręce i zanieś do łazienki. Sam nie pójdę.
- Nic dziwnego, od kiedy torty potrafią same chodzić. – podniosłem go widząc jego nieprzyjazne spojrzenie. Nasza mała, prywatna wojna, która z góry miała się zakończyć szczęśliwie i bez ofiar.
I nagle przestałem się nudzić mając ochotę podrażnić kochanka i utrudniać mu dokończenie pracy.

6 komentarzy:

  1. No fajnie, fajnie^^ Reijel zmienił się nie do poznania! Podoba mi się noteczka:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Reijel bardzo się zmienił xD Miałam to właśnie napisać, ale zauważyłam te same słowa w notce. dotychczasowy dyktator, pan i władca, który karanie uważał za hobby, chce... aby mówiono do niego, się się go kocha. ba! Nawet sam to wygłasza i do tego szczerze. Hehe, jak czytam Ai no Tenshi i porównuję sobie Oliviera z tego bloga, a z tamtego, to tak jakoś... No nie wiem, tak mi się wydaje, że właśnie Reijel i jego charakter, obycie, idealnie pasują to postaci Oliviera ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak jak już osoby wyzej zauważyły... Reijel strasznie się zmienił. Na lepsze ;]I już się tak ... nie boi słowa 'kocham' *^^*Ale dobrze, ze coś jeszcze z tego starego Reijela zostało. Zawsze musi być tak jak on chce :D

    OdpowiedzUsuń
  4. rewia_mody@autograf.pl4 kwietnia 2010 23:51

    Witam. Hm/ Właściwie to ponownie, bo wiem, że już kiedyś byłam na tym blogu. A raczej na pewno. Przyznaję, jestem pełna podziwu dla tego, jak długo go piszesz, sama nigdy nie miałam na tyle cierpliwości. Cóż ^^ Opowiadanie? Jak poprzednim razem (choć nie dziwię się, jeśli mnie nie kojarzysz, bo było to baaardzo dawno), podoba mi się. Choć... (bo zawsze musi być to choć!) *myślu, myślu*. Ne wim, pewnie wymyślę jakieś ale. Ale Oliego lubiem i tak. Hm. Ofc. zapraszam do siebie. Oł jea. Prolog może nie jest zachęcającym ale zacząć jakoś trzeba.http://spacer-przy-pelni-ksiezyca.blog.onet.pl/I nie zależnie czy chcesz to czytać, czy nie, proszę o info o notkach.Michi.

    OdpowiedzUsuń
  5. ksenia666@op.pl6 kwietnia 2010 16:47

    U mnie nowa notka ;)Akemi.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, uroczo i widać jak bardzo Raijel się zmienił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń