piątek, 2 kwietnia 2010

Kartka z pamiętnika LXVIII - James Potter

Nie spodziewałem się, że Remus zabierze Syriusza z pokoju, kiedy tylko Kinn zjawi się przy drzwiach, a jednak to zrobił. Nie miałem nawet pojęcia, że zaprosili chłopaka do naszej sypialni i chyba tylko cudem moje rzeczy nie walały się wszędzie, gdzie popadnie. Niholas również był nieswój i wydawał się spięty, kiedy okazało się, że będziemy sami. Oczywiście chciałem go przeprosić za moje poprzednie zachowanie, za to, iż o nim zapomniałem, jednak chciałem się do tego przygotować. Teraz postawiono mnie przed faktem dokonanym. Nie miałem innego wyjścia, jak tylko zgodzić się na mój nieszczęsny los i działać pod wpływem impulsu, improwizować.
- Cóż... – westchnąłem głupio. Szczerze powiedziawszy nie powinienem się tak stresować, w końcu sam byłem sobie winny. – Wychodzi na to, że zostałem wrobiony... – uśmiechnąłem się niepewnie i specjalnie zmierzwiłem włosy, zazwyczaj robiłem to właśnie wtedy, kiedy czułem się speszony i przyparty do muru.
Kinn usiadł na łóżku Syriusza i patrzył na mnie trochę wyczekująco. Pewnie sam nie wiedział, co ma robić, a ja wcale niczego mu nie ułatwiałem, a przecież powinienem. Po raz kolejny wziąłem głęboki oddech i postawiłem wszystko na jedną kartę. I tak musiałem to zrobić, innego wyjścia nie było.
- Należą ci się przeprosiny. Nie powinienem cię tak zaniedbywać i chłopcy dobrze o tym wiedzieli, dlatego nas tak urządzili. – dobrze wiedziałem, że wszystko mi się miesza i mówię nieskładnie. – Przepraszam cię, strasznie. Byłem tak zajęty głupotami, że całkiem wypadło mi z głowy... No, wiesz... Że powinienem się tobą zająć...
- Nie szkodzi. – Niholas uśmiechnął się ciepło, rozbawiony czymś. – Byłeś śmieszny, kiedy tak całkowicie oddałeś się swoim sprawom. Nie jestem zły. – patrzył na mnie szczerze. Naprawdę musiał mi wybaczyć wszystko. Widać był bardziej dorosły niż ja, co specjalnie mnie nie zdziwiło. W końcu byłem skończonym idiotą, tak jak mówili często przyjaciele, ale na pewno nie przyznam im nigdy otwarcie racji. Byłem Potterem, musiałem dbać o swoje dobro i imię rodziny. Nie dało się zaprzeczyć, ze ośmieszałem je dosyć często, jednak zapewne i to zostało mi przekazane w genach. Tak mi się wydawało.
- Naprawdę się nie gniewasz? – wolałem się i tak upewnić. – W końcu zawaliłem, sam rozumiesz. Nie wypadało tak cię traktować. Najpierw cię zmusiłem żebyś ze mną był, a teraz cię zostawiam bez słowa.
- To nic. – roześmiał się i wstał zmieniając miejsce. Usiadł mi na kolanach dziwnie pewny siebie. Widocznie brak zainteresowania z mojej strony trochę go ośmielił, lub zmusił do tego by przejął inicjatywę w tym niewielkim stopniu.
Uniosłem brew patrząc na niego pytająco, jednak z wyraźną satysfakcją. Zasłonił mi oczy dłonią.
- Nie patrz tak, bo się speszę i nie będzie siedzenia na kolankach, ani pocałunków, ani niczego innego. – rzucił figlarnie. Pocałował mnie zanim zdążyłem odpowiedzieć jakąś uszczypliwą uwagą dla samej przyjemności dręczenia go. Jego wargi były bardzo słodkie. Musiał je czymś posmarować zanim tutaj przyszedł. Może miał nadzieję, że właśnie tak się to skończy, lub zawsze to robił. Ciężko powiedzieć, co w tym wypadku było prawdą. Gdybym go nie zaniedbał wiedziałbym, o co chodzi, teraz mogłem tylko zgadywać.
Chłopak kusił mnie z całą powagą i świadomością swoich wyzywających ruchów. Uchylił wargi i pogłębił pocałunek. Zapraszał mnie do środka, chciał żebym czuł jak bardzo brakowało mi bliskości. Może dawał mi tym nauczkę za moje nieodpowiednie zachowanie?
Skorzystałem z jego zaproszenia. Wsunąłem język do ciepłych ust i od razu napotkałem entuzjastyczną reakcję Kinna. Jego dłonie zdjęły mi okulary bardzo sprawnie i niemal niezauważalnie, a później wsuwając się we włosy drażniły skórę głowy, ciągnęły lekko za kosmki. Byłem tym rozanielony, podobało mi się to. Dawno nie czułem takiej przyjemności. Moje ciało było wyposzczone. Dawno temu poznało, czym się zbliżenie między dwojgiem ludzi, ale nie wykorzystało tej wiedzy. Niholas nigdy by mi na to nie pozwolił, musiałem, więc czekać aż nasz związek przejdzie na dalsze tory wzajemnego poznania. Niemal zaprzepaściłem tę szansę, ale teraz chłopak sam mi ją dawał. Może nie byłem wcale takim nieudacznikiem i miałem szczęście w miłości? W końcu złapałem Niholasa w swoją pułapkę, zdobyłem go, a teraz to on walczył o mnie. Z pewnością byłem lepszy w podrywaniu niż sam Sheva.
Zamruczałem mu w usta i odsunąłem lekko. Widziałem błyski w jego oczach, chociaż bez okularów wcale nie byłem juz taki pewny siebie. Wszystko było lekko zamazane, a jednak mogłem czuć ciepło na swoich kolanach.
- To nie koniec. – szepnął mi do ucha i jego gorąca dłoń wsunęła się w moje spodnie i bieliznę. To dopiero było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Nie spodziewałem się, że posunie się aż tak daleko. Oczywiście, sprawiło mi to niemożliwą radość. Moje serce aż podskoczyło w piersi.
- Po... poczekaj, chwilę! – odsunąłem go i pomachałem dłonią przy twarzy by, chociaż odrobinę ochłonąć. Wydał z siebie zawiedzione jęknięcie. Nie powstrzymałem uśmiechu, nie mogłem. – Rozbierz się trochę. Będzie nam łatwiej. – wydawało mi się, że był rumiany, ale nie miałem pewności. Brak okularów robił swoje, chociaż bardzo tego żałowałem.
Zsunąłem z bioder spodnie i bieliznę do kolan. Siedząc na łóżku czekałem na Niholasa. I w końcu poczułem jego rozpalone pośladki na swoich udach. Zdjął z siebie wszystko poza koszulą, którą pozwolił sobie jedynie rozpiąć. Spodnie wisiały mu na jednej nodze, a reszta nagiego ciała dotykała mnie. Byłem podniecony bardziej niż wcześniej, kiedy mnie dotknął. On też wydawał się pełen werwy i chęci do zabawy.
Pocałowałem go i gładząc brzuch zacząłem od subtelnego dotyku na jego pobudzonym członku. Naprawdę chciałbym go widzieć, ale nie mogłem. Tylko niewyraźny kształt pociągającego ciała. To zmusiło mnie do większej wiary w dłonie. Badałem go nimi, muskałem całe krocze, a on jęczał głośno, pozwalał na to. Nawet jego ciepłe dłonie wydawały się rozedrgane, kiedy złapał w nie mój członek. Wydawało mi się, iż tym razem to ja jestem małym, biednym Potterem, a on bawi się mną z rozmysłem.
- Aż tak się stęskniłeś? – zapytałem chcąc ponownie przejąć nad nim władzę. W końcu nie mogłem pozwolić młodszemu na to, by mną manipulował.
- Muszę cię zmusić byś o mnie więcej nie zapomniał. – powiedział cicho oburzony. W jego niepewnym głosie słyszałem odrobinę strachu i podniety. Gdybym tylko widział...
Przysunąłem go bliżej siebie. Na pewno czuł na swoim ciele jak wielkie jest moje podniecenie. Nie spodziewałem się takich przeprosin, ani takiego wybaczania, ale nie byłem mu przeciwny. Kinn zdecydowanie zasłużył na więcej niż mu dałem. Musiałem naprawić swój błąd.
Złączyłem swoją erekcję z jego i obejmując dłonią masowałem powoli. Musiałem go trzymać w pasie by nie zsunął mi się z kolan. To raczej byłoby dla nad niefortunnym obrotem spraw. Chłopak za to ujął nas w obie dłonie. Całowałem go nie tylko po ustach, ale i szyi. Dawno już nie było mi tak niemożliwie dobrze. Mogłem myśleć tylko o tej ogromnej przyjemności, jaką mi tym sprawił.
Miałem wrażenie, iż młodszy Gryfon specjalnie pozbawił mnie okularów. W ten sposób był pewny, iż nie widzę go dokładnie, a jego zażenowanie było mniejsze.
Jego ciche pojękiwania odbijały się echem po całym moim umyśle. Rozpalały mnie jeszcze bardziej. Kąsałem cicho jego ucho, ssałem je. Musiałem sprawić by i on był podniecony do granic. Przecież stałbym się pośmiewiskiem, gdyby wiedział, że potrafi doprowadzić mnie do ostateczności samym cichym głosikiem.
W końcu się nam udało. Obaj daliśmy upust tej przyjemności. Policzek Kinna przy moim był taki gorący, iż bez wątpienia musiał być zawstydzony jak jeszcze nigdy. Był pewny siebie tylko chwilami, kiedy w grę wchodziło jego ciało nie mógł się powstrzymać i rumienił. Wiedziałem, kogo mam zdobyć i dobrze to rozegrałem. Nie miałem już najmniejszego zamiaru pozwolić sobie na podobnie zaniedbania. Postawiłem sobie za punkt honoru, że rozkocham w sobie chłopaka jeszcze bardziej.
Nie chętnie pozwoliłem mu z siebie zejść i doprowadzić do stanu użyteczności. Śmiałem się, kiedy usiłował założyć mi na powrót okulary. Nie wychodziło mu to, a ja nie chciałem pomagać. Zdenerwowany był równie uroczy, co zawstydzony.

4 komentarze:

  1. Świetne...nie myślałam, że posuniesz się do czegoś takiego :P Czekam do następnej notki z toporem w ręce *szczerzy się* jeśli nie będzie nic ciekawego to go użyję...Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Słodkie xD Takie coś z pewnością zmusi do zastanowienia tego osiołka xD Jestem tylko ciekawa, czy będzie się chciał jakoś odwdzięczyć za to Remiemu, bo w końcu to dzięki niemu rozegrał się ten akt. Tylko.. jak on będzie chciał jedynie r o z k o c h a ć w sobie Kinna, to mu uszy powyrywam, a okulary zniszczę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooo ! takiego obrotu spraw to ja się nie spodziewałam xD Kinn rządzi xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, Kinn widać że stał się teraz taki odważniejszy, pewny siebie, musi zagrozić że nic nie bedzie, jeśli ten bedzie go zaniedbywał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń