środa, 19 maja 2010

Okropność

Nie myślałem, że mój powrót do dormitorium może być jednym wielkim przekleństwem. Oczywiście byłem pechowcem, często potrafiłem niechcący wpakować się w jakieś kłopoty, co było chyba fatum przejętym po moich przyjaciołach. Szkoda, że świat nie ostrzegał nigdy przed pechowym dniem, lub sytuacją, której dało się uniknąć. Gdyby tak było nigdy nie wybrałbym normalnej drogi do Pokoju Wspólnego, a pewnie nawet nie zdejmowałbym Peleryny Niewidki. Ostatecznie albo miałem ogromnego pecha, albo fortuna odwróciła się ode mnie wraz z opuszczeniem sali eliksirów.
Jeden spokojny dzień zmienił się w koszmar w przeciągu kilku chwil, za sprawą niechcianego spotkania, które nastąpiło w pięć minut po moim opuszczeniu kolegów. Mogłem wpaść na tak wiele osób, a jednak obiłem się od najbardziej niepowołanego chłopaka. Już sama czerwień jego włosów była wystarczająco znacząca. Nie upadłem, kiedy wyszedł mi zza zakrętu, jednak zostałem złapany mocno na ramię, by naprawdę uniknąć uderzenia o podłogę. Cornelius... Jego usta od razu wygięły się w nieprzyjemnym, pewnym siebie uśmiechu, oczy zabłysły niebezpiecznie.
- To przeznaczenie, Remusie. – rzucił wesoło. Chciałem w prawdzie odsunąć się od niego, ale jego palce nadal zaciskały się na mojej ręce. Byłem wystraszony. Spotkania z tym chłopakiem nigdy nie przynosiły mi niczego dobrego, a teraz przypomniały mi nasze pierwsze nieszczęsne natknięcie się na siebie.
- Ja... Się spieszę. – powiedziałem szybko i szarpnąłem ręką, ale nie dało mi to zupełnie nic tym osiągnąć. Trzymał mnie mocno, uśmiechał się podejrzanie i bynajmniej nie miałem żadnych dobrych przeczuć związanych z nim.
- Nigdzie nie idziesz, dostarczysz mi odrobinkę rozrywki. Jesteś takim dobrym i uczynnym chłopcem, nie pozwolisz starszemu koledze się nudzić. – gdyby nie paraliżujący mnie strach, kiedy to mówił, na pewno zdołałbym mu uciec, ale on był dla mnie niczym obraz z najgorszych koszmarów.
 Pociągnął mnie za sobą kawałek, pchnął na ścianę i przyszpilił do niej swoim ciałem. Pisnąłem, szarpnąłem się, ale chyba tylko po to by mieć pewność, iż trzyma mnie mocno. Wsunął kolano między moje uda, przez co całkowicie odebrał mi możliwość ucieczki.
- Pobawimy się grzecznie, nie musisz się bać. Zadowoliłem się już, więc jesteś bezpieczny, ale, ale... – zaczął oglądać moją szyję uważnie. – Tym razem nie jesteś zaznaczony, więc jesteś do wzięcia. – naparł swoimi wargami na moją szyję pod uchem. Czułem jak ją ssie, a tym samym zostawia swój ślad. Nie chciałem tego, ale nie mogłem zrobić nic. Poruszyłem głową gwałtownie. Uderzyłem nią o jego skroń. Syknął i odsunął się patrząc na mnie zły. Znowu zaczął sunąć wargami po mojej skórze. Tym razem nie planował nic na niej zostawiać, chociaż kąsał ją lekko, podlizywał. Pisnąłem cicho starając się cokolwiek z tym zrobić. Żałowałem niesamowicie, iż jestem takim fajtłapą, bym mając siłę wilkołaka nie mógł poradzić sobie ze starszym kolegą.
Cornelius złapał mnie mocno za udo. Wydawało mi się, iż poczułem ból. Pisnąłem po raz kolejny, zacząłem w kółko powtarzać, że ma mnie puścić, że tego nie chce, ma odejść i dać mi spokój. Nie potrafiłem zebrać się na krzyk, czy głośniejsze nakazy, i tak z największym trudem mogłem wypowiedzieć chociażby te kilkanaście słów, by nie szeptać.
Moja noga została boleśnie podniesiona do góry. Zmusił mnie bym miał ją na wysokości jego pasa. Tym samym przysunął się do mnie jeszcze bardziej, jego ciało otarło się o mnie. Zamknąłem mocno oczy, położyłem dłoń na jego piersi i starałem się odsunąć go od siebie. Byłem na tyle przerażony, iż ani nie płakałem, ani nie mogłem zebrać w sobie wszystkich sił. Niemal biernie pozwalałem chłopakowi na dręczenie mnie. Czułem się okropnie, kiedy jego ciało sunęło po moim, kiedy uświadamiałem sobie, że Syriusz będzie wściekły.
- Pu... Puść, proszę, puść. – mruknąłem płaczliwym tonem i wtedy też moim ciałem wstrząsnął dreszcz przerażenia, większy niż wszystkie spowodowane przez Corneliusa. Ktoś stał na korytarzu, ktoś był blisko nas, musiał nas widzieć, może nawet to my zmusiliśmy tę osobę do zatrzymania się. Moja pozycja była beznadziejna. Stałem na jednej nodze, z drugą owiniętą niemalże wokół pasa chłopaka, tamta osoba nie słyszała z pewnością moich błagań o pomoc, zaciekłej walki słownej z płomiennowłosym. To było doprawdy przerażające. Dopiero teraz nabrałem sił, by odepchnąć chłopaka. Kiedy jego wysokie ciało odsunęło się pozwalając mi dostrzec koniec korytarza zobaczyłem stojącą tam dziewczynę. Ze wszystkich osób musiała to być właśnie Lily Evans. Wpatrywała się we mnie wyraźnie zdziwiona niedawną sceną.
- Oj, widać czas na mnie. – Cornel uciekł z tego miejsca z olśniewającym uśmiechem, jakby wcale nie dotyczyło to jego osoby. Byłem wściekły na niego, a tym samym na siebie, iż dopuściłem do czegoś takiego, zaś wzrok rudowłosej był aż nazbyt wymowny. Nie miało mi to chyba ujść na sucho.
- Coś ty z nim robił? – zapytała prostując się jak struna. Jej oczy zwęziły się groźnie. – Wiedziałam, że jesteś trochę dziwny. W końcu chłopak, który dobrze się uczy, stara pomagać i w ogóle, to dosyć dziwne, ale nie sądziłam, że robisz podobne rzeczy na korytarzach ze starszymi uczniami.
- To... To nie tak! – krzyknąłem stając się przez to chyba bardziej żałosny. – To on mnie zaatakował! On taki jest! – nawet nie mogłem dobrze ubrać w słowa tego, co właśnie się zdarzyło. Krew szumiała mi w uszach, myśli rozbiegały się na wszystkie strony. Byłem załamany, nie wiedziałem, co robić, jak się zachować. Niemal płakałem.
- Wiem, co widziałam. – rzuciła ostro. – Lecisz na Blacka, ale szlajasz się z innymi po szkole, co? Niezłe z ciebie ziółko, nigdy bym cię o to nie podejrzewała, gdybym nie widziała na własne oczy. Powiem o wszystkim McGonagall, niech wie, co się wyprawia w szkole. Nie chcę donosić, ale póki tego nie zrobię nadal będziesz robił takie rzeczy. – skrzywiła się z odrazą.
- To nie tak! – krzyknąłem na nią wściekle. Aż zadrżała i chyba się wystraszyła. Nie chciałem by tak zareagowała, ale nawet ja nie zapanowałem nad tym nagłym wybuchem w porę. – To nie tak. – rzuciłem ciszej, znowu niepewnie. – Ja... Mam dziewczynę. – zacząłem kłamać, nie widziałem innego wyjścia. – Syriusz to mój przyjaciel... – nawet, jeśli nie mogłem do końca uchronić siebie, musiałem chronić jego. Nie wiem, dlaczego Evans zachowywała się w taki sposób, dlaczego nagle okazała się kimś tak dalece wrednym, może uraziły ją słowa chłopaków po pełni, przy śniadaniu. Może chciała się za to na nas zemścić. Sam nie wiem. – Ja chodzę z Zardi. – nie wahałem się ani przez chwilę mówiąc to. – Jeśli nie wierzysz to z nią porozmawiaj. Ona ci powie! – syknąłem patrząc na dziewczynę zły. Zmusiła mnie do kłamstwa, a teraz musiałem wkręcać to także innych. – I odczep się od Syriusza! Nie jego wina, że nie może znaleźć sobie odpowiedniej dziewczyny. Skoro wszystkie są takie jak ty, wredne jędze, które mieszają się w nie swoje sprawy i myślą, że wiedzą więcej niż inni! – naskoczyłem na nią, oskarżałem o to, co właśnie robiła. Byłem wściekły, już się nie bałem. Strach wcale w niczym mi nie pomoże. Skoro i tak była już moim wrogiem musiałem działać w taki a nie inny sposób.
Dziewczyna wydawała się urażona i zaskoczona tym, co jej powiedziałem. Podszedłem do niej, rzuciłem najbardziej zniesmaczone spojrzenie, na jakie było mnie stać.
- Jesteś żałosna, wiesz? Zajmij się sobą, a mnie i moich przyjaciół zostaw w spokoju. – wysyczałem przez zęby, miałem łzy w oczach, chociaż nie wiem czy je widziała. Ominąłem ją. Skręcając w najbliższy boczny korytarz pobiegłem już dalej. Byle oddalić się od tej dziewczyny, byleby mieć ją z głowy, nie musieć znowu się tłumaczyć. Zacząłem płakać, tym razem nic nie mogło powstrzymać łez. Byłem pewny, iż przed chwilą popełniłem więcej błędów niż przez ostatnie miesiące. Powiedziałem zbyt wiele, mogłem znaleźć inne rozwiązanie tej sytuacji, jednak w tamtej chwili nic innego nie przychodziło mi do głowy. Byłem tak zdesperowany, tak zdenerwowany, że nie pamiętałem nawet jak się nazywam. W tamtej chwili mówiłem wszystko, co tylko przychodziło mi do głowy. Namieszałem, pewnie wzbudziłem w dziewczynie większą wściekłość, zawiść, pewnie podejrzewała nie tylko mnie, ale i kolegów jeszcze bardziej niż przed chwilą. Nie rozumiałem jej zachowania, do tej pory miałem do czynienia tylko z ludźmi, którzy byli mi przychylni. Nagle pojawił się przeciwnik, a ja musiałem nauczyć się walczyć z innymi. Dostałem nauczkę, zaczynała się jedna z pierwszych moim walk, a tym samym miałem odebrać ważną i potrzebną każdemu lekcję.

7 komentarzy:

  1. Ach... Ciekawam jak Syriusz zareaguje na ten znaczek na szyi Remuska :) Z drugiej strony trochę nie rozumiem dlaczego jednym razem Remi jest silniejszy, szybszy i wogóle, a innym razem taki słabiutki? Kirhan, Twoje opowiadanie jest cudne, takie słodkie ale z pazurkiem. Idealne, żeby się odstresować ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm. I ciekawe co Syri powie jak zobaczy ;DA wydawałoby sie ze Cornelius dał sobie spokój. A tu proszę.O Zardi się nie martwię, bo coś mi się wydaje że z nią nie będzie problemu. W końcu czego to ona dla Remiego nie zrobi, no?Na pewno by mu pomogła ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. Głupi Cornelius... Tylko miesza tam, gdzie nie trzeba... Ale i tak go lubię ;P Dzięki niemu jest ciekawiej, hehe =]

    OdpowiedzUsuń
  4. Zniszczyć ją! Już jej nie lubię - wredna jędza!Biedny Remi...

    OdpowiedzUsuń
  5. A miałam pytać, co słychać u Corneliusa xD No to ładnie Remiego wpakował, nie ma co. No ale Evans powinna wiedzieć, że kurcze taki miły chłopak nie byłby zdolny do zdrady. Zresztą przecież było słychać o tym, jak Corn dobiera się do Remiego... Dziewczyny są dziwne xDDWiem, zapominam o tym, aby zmieniać prezydenta na cesarza xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Ych to się porobiło ... Jestem tylko ciekawa jak zareaguje Syriusz na malinkę i jak Remus zamierza się z tego wyplątać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniale, Cornelius niech się odczepi od Remusa, a Lili co za wredne babsko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń