piątek, 21 maja 2010

Przygotowanie do wojny

Rozmowa z Zardi z początki nie wydawała mi się niczym wielkim i skomplikowanym, jednak, kiedy przyszło, co, do czego speszyłem się niesamowicie. Dziewczyna widząc moją rumianą twarz skrzywiła się z geście całkowitego niezrozumienia. Nie dziwiłem się jej, jednak moja prośba była dosyć dziwna i nagle obawiałem się, czy nie odbierze ona tego, jako obelgi. W końcu, jaka dziewczyna chciałaby chodzić z chłopakiem tylko na niby, by on mógł umawiać się z przyjacielem. A jednak ona nie raz już mi pomogła. Sam zapominałem, iż wie ona o mojej comiesięcznej przypadłości. Zardi była osobą, która zupełnie niczym się nie przejmowała i zdawała się sama nie pamiętać, że jestem wilkołakiem. Ze wszystkich dziewczyn z mojego roku z nią miałem najlepszy kontakt i była ona zamieszana w moje sprawy bardziej niż mogłaby tego chcieć. W końcu była esencją naszego życia między płciami. Cała reszta nie wydawała się taka jak ona, a Anges częściej zajęta była nauką, niż wiecznie chętna by się od niej uwolnić Caroline.
Chociaż przypominałem wielkiego pomidora zdołałem pokrótce powiedzieć dziewczynie, co mnie spotkało i co takiego powiedziałem Lily. Szczęka krótkowłosej opadła lekko w dół, w miarę jak słuchała moich wywodów. Zamknęła ją pomagając sobie teatralnie dłonią i z westchnieniem pokręciła głową, co zaprzeczało poniekąd jej słowom. Zgodziła się pomóc i obiecała, iż zajmie się w pewnym stopniu Evans. Niestety nie mogła zapewnić alibi Syriuszowi używając do tego kuzynki, ponieważ ta miała na oku chłopaka, a nawet udawany związek z Blackiem, mógłby zniweczyć jej plany. Tym samym mi przypadło w udziale zadbanie o chłopaka.
Byłem niesamowicie wdzięczny Zardi, która powiedziała z uśmiechem, iż kiedyś przyjdzie do nas byśmy oddali jej wszystkie przysługi, jakie nam wyświadczyła, jednakże zbyt dobrze wiedzieliśmy, że zapomni sobie o nich i nie będzie nas potrzebowała, za to my jej pewnie jeszcze nie jednokrotnie. Nie wiem, jakie czerpała z tego wszystkiego korzyści, ale wydawała się niemożliwie szczęśliwa mogąc nam pomagać. Tym samym zaznaczyła, że mamy się zgłaszać do niej gdyby coś jeszcze miało się dziać. Była doprawdy niezastąpioną przyjaciółką, której każdy mógłby nam zazdrościć.
Uściskałem ją bardzo mocno, a ona poklepała mnie po plecach. Dodała, iż nie życzy sobie żadnych wynikających z naszego „związku” czułości, chyba, że sama uzna ich sprowokowanie za dobre dla sprawy, na co się jednak nie zanosiło.
Po rozmowie z nią czułem się o połowę lżejszy, jednak wyczekiwanie na Syriusza znowu wzmagało ciężar na moim sercu. O ile załatwienia z koleżanką były łatwizną, o tyle Syri miał być największym z moich aktualnych problemów. Nie wiedziałem jak zareaguje na wiadomość o Cornelu, na którego wściekał się już od samych początków, tej pokrętnej znajomości, zaś moje kiepskie kłamstwo o dziewczynach mogło całkowicie wyprowadzić go z równowagi.
Black wracający z sali eliksirów wydawał mi się lekko podenerwowany, więc chociaż nie martwiłem się o zepsucie jego wspaniałego humoru. To naprawdę nie było wcale taką błahostką, jaką mogło się wydawać. Poprosiłem go by dał mi chwilę, po czym opowiedziałem wszystko ze szczegółami. Pokazałem nawet zaczątek śladu, jaki Cornelius zostawiał na mojej szyi. Kruczowłosy był wściekły, mała żyłka pulsowała na jego skroni.
Złapał mnie za rękę i wyciągnął z pokoju do łazienki. Namoczywszy chusteczkę zaczął dokładnie obmywać moją szyję.
- Jeszcze ci coś po nim wyskoczy. – syknął nie pozostawiając na mojej skórze nawet kawałeczka nieumytego w taki sposób. Dopiero po tym zabiegu usiadł na łóżku obejmując mnie i tuląc mocno. Mruczał pod nosem myśląc i rozważając wszystko. Zazwyczaj tak właśnie się zachowywał, kiedy miał do czynienia z czymś wyjątkowo trudnym, a to nie zdarzało się często.
- Ty nie masz już problemu z niczym, a ja póki, co mogę udawać, że szukam. – powiedział powoli całując mnie w policzek, po czym ponownie oddał się swojemu zamyśleniu siedziałem cicho nie chcąc mu przeszkadzać, a poza tym i tak naknociłem wystarczająco. Wstydziłem się tego, jak wtedy spanikowałem, jak dalece namieszałem ze wszystkim. Syriusz jednak nie wydawał się na mnie o to wściekły. Wręcz przeciwnie, chyba martwił się o mnie bardziej niż o siebie w tym wszystkim.
Cieszyłem się niesamowicie, iż mam go przy sobie i mogę na nim polegać. Było dla mnie jasne, że nasz stan udawania nie wytrzyma długo i o ile Zardi i ja mogliśmy zgrywać parę przez długi czas, ponieważ traktowałem ją niemal jak siostrę, o tyle Black zapewne będzie musiał sobie kogoś znaleźć. Nie chciałem tego, ale odpychałem myśli o tym jak najdalej od siebie. Mieliśmy czas zanim to nastąpi, a i wtedy miałem wielką nadzieję, iż Syriusz pozostanie taki sam i nie pozwoli sobie na zbyt wiele. Nie chciałem wepchnąć go w ramiona jakiejś dziewczyny, w której się zakocha i zostawi mnie samemu sobie. Nie wybaczyłbym sobie czegoś podobnego.
- Musimy bardziej na siebie uważać, nie okazywać sobie zbytniej czułości przy innych. Szczerze powiedziawszy, Remi, nie mam pojęcia, co robić... – odwróciłem się do niego i przytuliłem go mocno na pocieszenie. To była moja wina, a on brał wszystko na siebie.
- Organizujemy naradę wojenną, panowie. – James wmieszał się w naszą niezbyt konstruktywną rozmowę z subtelnym, współczującym uśmiechem. – Nie po to zbieraliśmy przez te trzy lata znajomych, byśmy nie mieli skorzystać z ich pomocy, prawda?
- Prawda! – Sheva stanął przy Potterze i objął go ramieniem, co bardzo zaskoczyło nie tylko mnie, ale i samego okularnika. Andrew za to uśmiechał się niezmiennie. Zrozumiałem, co chciał nam przez to powiedzieć. Mieliśmy działać razem, jak jedno ciało, ponieważ byliśmy przyjaciółmi. – Nie ma sensu gromadzić wszystkich jednocześnie. Rozdzielimy się i każde zasięgnie rady kogoś innego, chociaż wydaje mi się, że Gabriel byłby najodpowiedniejszą osobą w tym wypadku. – wszyscy zgodziliśmy się z tą opinią. Ricardo należał do osób, które nie tylko były nam przychylne, ale także potrafiły racjonalnie myśleć. Uznałem, że pójdę do niego wraz z Syriuszem, podczas gdy inni zajmą się bliźniakami Mares. Rozważaliśmy także Camusa, który jako osoba dorosła i nauczyciel mógłby znaleźć jakieś rozwiązanie, jednak póki, co nie chcieliśmy go zadręczać naszymi problemami.
- Na pewno musimy osaczyć Evans. – Syriusz przybrał ton dowódcy wojsk. Naprawdę chyba uznał to za walkę i nie planował przegrywać. – Dała się nam we znaki i naprawdę jestem wściekły. Najbliższe dni spędzimy na planowaniu, resztę rozstrzygniemy w trakcie przygotowań. Nie martw się, Remusie. Damy sobie radę, a wszyscy są po naszej stronie. – Syri pocałował mnie ponownie w policzek i uśmiechnął się pokrzepiająco. Miał zapewne rację, jednak ja nie mogłem czekać kilku dni. Nie lubiłem czekać, wolałem by wszystko od razu było pewne i bym mógł poczuć się pewnie planując swoje posunięcia.
Czułem niespokojne mrowienie w żołądku, ciągle tylko myślałem o tej sytuacji, męczyłem się z nią. To nie należało do najprzyjemniejszych doznań, ale podobnie było, gdy pisałem test i nie znałem jego wyników. Zawsze byłem nerwowy, więc i teraz nie miało być inaczej.
- Evans kiedyś miała coś do Kinna, pamiętacie? – James usiadł koło nas na łóżku Blacka i podrapał się po brodzie. – Chyba muszę złożyć wizytę swojemu skarbeńkowi i przycisnąć go do wyznania mi pewnych rzeczy. Nie wiem czy to będzie miało jakiś sens, ale może się przyda. Walczymy z kobietą, moi panowie, a one są nieobliczalne. Warto mieć jak najwięcej sprzymierzeńców, a jak najmniej wrogów. Remusie, możliwe, że będziesz musiał zapomnieć o swojej niechęci do Seed, bo może i ona będzie nam potrzebna.
- Hę? – skrzywiłem się na wspomnienie kobiety, ale czułem, że chłopak może mieć rację. Nie ważne, co myślałem o nauczycielce, jak bardzo nie chciałem mieć z nią cokolwiek wspólnego. Black pocałował mnie po raz trzeci potrącając moje ucho nosem.
 - Jeśli do tego dojdzie zrozumiesz, że nie jest taka zła i ma już kogoś. Nie musisz być nadal tak zazdrosny. – śmiał się. On naprawdę się teraz śmiał. Czuł się pewnie, wiedziałem to po sposobie, w jaki miły dźwięk opuszczał jego gardło. Syriusz był pewny siebie, zdecydowany. Dodał mi tym sił. Może rzeczywiście nie miało być tak źle? Mieliśmy przyjaciół, którzy nam pomogą, mieliśmy siebie, a Lily była sama. To my mieliśmy przewagę, czyż nie? Chciałem w to wierzyć i starałem się jak tylko mogłem by tak właśnie było.

9 komentarzy:

  1. Kochany Syriusz:) On zawsze Remusa rozumie i tak się o niego troszczy...Evans, szykuj się do wojny! ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Lunitari~Luni-chan21 maja 2010 18:16

    Ha, ha, ha Evans vs Huncwoci :D:D:D To będzie wojna roku :D:D:D Już nie mogę się doczekać jak to się rozegra :D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam z niecierpliwością na wojnę. och to musi być szybko bo nie wytrzymam zbyt dlugo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Batalion i siły powietrzne XD Nie ma nich rady. Niech się Evans boi. Choć dziewczyny potrafią dać w kość i zaleźć za skórę, to myślę, że tym razem chłopcy okażą się górą. Syriusz... czuły, troskliwy, opiekuńczy... i potrafi zachować się odpowiedzialnie. No i Potter... Przestający myśleć o swoim planie, aby pomóc przyjacielowi. **

    OdpowiedzUsuń
  5. Niech Evans ucieka gdzie pieprz rośnie! Chłopcy dadzą jaj popalić, już nie mogę się doczekać następnej notki.

    OdpowiedzUsuń
  6. Marsz na wojnę ^^. Oj Biedna Evans ja bym się bał xD.Ja się zastanawiam co diablątka wymyślą =]U mnie NN, One shot

    OdpowiedzUsuń
  7. Przez to załamał mi się humor na resztę dnia. Wszystko ma być inne... A my byśmy chcieli żeby na zawsze zostało takie samo.... ah... Czemu nic nie może być proste?! *pyta samą siebie 'dramatyzm' * Ah... a tak na marginesie to świetny blog czytam od samego początku ale tylko czasami komentuje. Muszę chyba zacząć częściej. No to było super. ^.^

    OdpowiedzUsuń
  8. Aż nie mogę się doczekać co takiego wymyślą chłopaki na Evans xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, dobrze, że Zardi pomaga, ale też że są przyjaciele którzy pomogą i wesprą...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń