niedziela, 30 maja 2010

Pułapka

15 lutego
James nigdy nie należał do specjalnie normalnych osób. Dziś potwierdzał to ponownie. Jaki zdrowy na umyśle chłopak wymykałby się nad ranem z zamku tylko po to by wykopać w ziemi na błoniach sporą dziurę, którą później wypełni błotem? Naturalnie, ja również byłem cięty na Lily, jednak nie wpadłem na tak głupi pomysł by usilnie starać się zastawić na nią pułapkę w formie tak dalece odbiegającej od normy. Potter jednak wiedział lepiej niż mu wszyscy, co najlepiej zrobić, jak najlepiej się zachować, a tym samym, był przekonany, iż tym sposobem dopiecze dziewczynie do żywego.
Każdemu z nas wydawało się, iż Lily czuje się nieswojo po tym, co mi powiedziała i chyba było jej żal mnie i tego, że jej słowa mnie dotknęły. Nie miałem jednak ochoty zbyt szybko udawać, że nic się nie stało. Posunęła się stanowczo zbyt daleko, więc tym samym popierałem w głębi serca pomysł Jamesa. Nie ważne jak bardzo był on nienormalny, byleby był skuteczny. Nie życzyłem przy tym źle dziewczynie, chciałem tylko by poczuła, że jej ostatnie zachowanie sprowadziło na nią pecha, lub po prostu gniew moich przyjaciół.
Na dworze było już całkiem ciepło i przyjemnie. Nie można było w prawdzie zdjąć kurtek, jednak słońce pozwalało na lenistwo pod drzewami. Po śniegu już od pewnego czasu nie było śladu, a ptaki zapowiadały radosnym śpiewem szybko nadchodzącą wiosnę. James specjalnie wybrał dla nas miejsce w pobliżu wykopanej przez siebie dziury, by mieć na oku wszystko, co działo się dookoła, a w szczególności w wybranym przez niego miejscu. Z początku nie miałem pojęcia, w jaki sposób J. planuje zwabić dziewczynę właśnie w to miejsce. Później jednak okazało się, iż znalazł sposób równie bezsensowny jak i cała reszta, jego złotych myśli. Coś takiego mogło sprawdzić się tylko w przypadku urodzonego pod „szczęśliwą” gwiazdą chłopaka.
Siedzieliśmy na swoich torbach pod wielkim i rozłożystym drzewem, naszym ulubionym i chyba najbardziej komfortowym ze wszystkich. Juz teraz nieodłącznie nosiłem ze sobą jakąś książkę, by móc się nią zająć, lub chociaż udawać, iż czytam w towarzystwie przyjaciół. James zrobił ze mnie wabik. Zauważył, iż Evans całkiem często kręci się z moim pobliżu rzuca mi udręczone spojrzenia, aż kipiące poczuciem winy. Nie miałem o tym pojęcia, jako że unikałem patrzenia na rudowłosą, kiedy tylko byłem w stanie, trzymałem się z daleka od niej. Może to i lepiej, jako iż tylko upewniłbym ją w przekonaniu, że nadal jestem wściekły. Mogła się łudzić, że już mi to przeszło.
Tak, więc, Potter położył obok mnie niewielką kupkę zapisanego pergaminu. Nie wiem, na co były mu jego prace na brudno zbierane od września, jednak teraz nawet nie chciałem się nad tym wiele rozwodzić. Jedną z kartek specjalnie położył w miejscu idealnie zaznaczonym, graniczącym z wykopaną wcześniej przez niego dziurą. Coś tak absurdalnego nie miało prawa się udać i dlatego też nie wątpiłem w powodzenie planu Jamesa. Tylko w jego przypadku zwycięstwo było możliwe.
- Przejdzie tędy, zobaczy kartkę, Remusa z całym ich plikiem i będzie chciała się zrewanżować za poprzednie podnosząc ją i oddając. Wtedy też stanie w odpowiednim miejscu, zacznie się poruszać, więc patyki nie wytrzymają i wyląduje w błocie. Prostota jest najpiękniejsza i najskuteczniejsza. – mówił cicho do robaków na ziemi. – pokręcił energicznie głową do jakiegoś chłopaka, który właśnie przypatrywał się to nam, to kartce. Nie rozumiejąc wiele Krukon odszedł pospiesznie, jakby mógł się od nas czymś zarazić.
- Wiesz, że to najgłupsze, co mogło przyjść ci do głowy? – mruknąłem znad książki na tyle ostrożnie, by z daleka nie było widać, że w ogóle poruszam ustami.
- Głupi, ale skuteczny. Zobaczysz, że da się złapać szybciej niż znajdę żuka...
- A ten, a ten?! – Peter uniósł w palcach niewielkiego robaczka, na widok, którego J. westchnął ciężki.
- Nie, Peter! Ten jest za mały, mówiłem, że ma być wielkości połowy twojej pięści! Nie tak pulchny, ale taki duży. – okularnik znowu zaczął przeszukiwać trawę w naszej najbliższej okolicy. Ubzdurał sobie, iż wyćwiczą z Pettigrew żuki wojenne i będą sprawdzać, który wygra w bitwie, do której stoczenia je zmuszą. Nie wątpiłem, iż wcześniej Evans wpadnie w pułapkę Pottera, niż on znajdzie odpowiedniego robaka. Wzrok chłopaka skupiał się bardziej na otoczeniu niż na poszukiwaniach. Tym samym pozostawał zdecydowanie w tyle, przy wytrwale szukającym Peterze.
Syriusz w tym czasie rozkoszował się słońcem i oparty o pień drzewa ćwiczył coś robiąc przy tym masę dziwnych min, które Andrew miał oceniać. Póki, co jednak częściej powstrzymywał śmiech, niż komentował. W gruncie rzeczy prezentowaliśmy się chyba nie nagorzej.
- Ptaszyna podbija się do lotu. – James pochylił się bardziej przywierając do trawy by udawać, iż zawzięcie szuka swojego żuka. – Zauważyła cię, Remi, zaraz tu będzie. – zamilkł, a tym samym także reszta zachowywała się poważniej niż przed chwilą. Nikt nie zwracał na nic uwagi, poza Potterem, który kątem oka śledził Lily.
Po chwili sam potrafiłem wyłapać ją niewyraźnie niedaleko nas. Podniecenie Pottera była aż nadto wyczuwalne. I nagle rozległ się cichy odgłos łamanych gałązek i zadowolony śmiech Jamesa. To oczywiście musiało przykuć moją uwagę, nawet, jeśli „zajęty” byłem czytaniem. Evans naprawdę wpadła do dziury, a błoto ubrudziło nawet jej twarz. Uśmiechnąłem się do siebie kątem oka. Dziewczyna była zaskoczona, ale i wściekła, kiedy spojrzała na pokładającego się ze śmiechu okularnika. Czułem satysfakcje, kiedy Lily wstała cała w błocie i starała się otrzepać spódnicę z ciemnej mazi. Nie zdało się to na nic, a tylko ubrudziła ją bardziej, o ile było to możliwe.
- W tym odcieniu brązu ci do twarzy, Evans. – zakpił James i wyszczerzył się szczęśliwy i dumny.
- To ty to zrobiłeś?! – syknęła na niego marszcząc groźnie brwi. Wróciłem do lektury, chociaż w rzeczywistości słuchałem uważnie i starałem się jak najwięcej wyłapać kątem oka. Evans poczerwieniała z wściekłości po same uszy.
- Nie na zbyt wiele liczysz? – okularnik powstrzymał śmiech. – Myślisz, że zadawałbym sobie tyle trudu, żeby kopać dziury i napełniać błotem tylko na ciebie? Masz o sobie zbyt wysokie mniemanie. – powiedział to szyderczym tonem, jakby chciał ją przekonać, iż tak właśnie było, ale nikt nigdy nie udowodni mu niczego, a ona i tak skończyła w jego kiepskiej pułapce.
Dziewczyna zacisnęła pieści i podeszła szybkim krokiem do chłopaka. Zamachnęła się wymierzając mu siarczysty policzek tym samym zostawiając na nim ślad swojej dłoni, nie tylko czerwony, ale i błotny. Gromiła go wzrokiem, chyba miała ochotę zabić na miejscu jednym zaklęciem, ale nie potrafiła się na to zdobyć.
Z twarzy Jamesa zniknął uśmiech.
- Auć! – wysyczał przez zęby i usiłował dostrzec jakoś swój policzek. – To, że jesteś nieuważna, nie znaczy, że masz mnie bić! – znowu kpił z niej, chociaż widziałem, jak nerwowo mruży oko. Musiało go nieźle boleć.
- Odpłacę ci się za to, Potter! – krzyknęła i pobiegła w stronę zamku. Szczerze powiedziawszy błoto aż kapało z jej ubrania, a tym samym stanowiła ciekawy okaz osoby zażywającej leczniczych kąpieli w „prywatnym baseniku wujka Pottera”.
- Jak zmyjesz z siebie to błoto, to może. – mruknął chłopak do siebie i odwrócił się twarzą całkowicie w naszą stronę. – Puchnie? Miała łapę ze stali. – skomentował pokazując nam swój policzek. Sheva i Syriusz ryknęli śmiechem. Nie dziwiłem im się, chociaż sam tylko zasłoniłem usta dłonią, by w ten sposób powstrzymać wesołość zarówno po wyjątkowo udanym upadku Evans, jak i widząc powoli rosnącą z boku twarz chłopaka. Nie zdziwiłbym się, gdyby rudowłosa do uderzenia dodała też jakieś szybkie zaklęcie zwiększające opuchliznę, czy powodujące siniaka pod okiem, jako że chyba dostrzegałem coś fioletowego na twarzy Jamesa.
- Przykro mi, J. Idziemy do Skrzydła Szpitalnego. Właśnie ropuchę na twarzy. – wstałem chowając do torby książkę. Coś na pewno musieliśmy zrobić, jako że nieszczęsny Potter właśnie zaczynał przypominać w połowie paskudną żabę. Nie było wątpliwości, iż Evans była mściwą wiedźmą, a J. nie pozbędzie się zbyt szybko skutków jej zaklęcia, które zdołała rzucić tak szybko, iż nawet o nim nie wiedzieliśmy póki nie dostrzegliśmy jego skutków.
Teraz Potter wyglądał już doprawdy komicznie. Oko mu się zamykało, tak bardzo spuchł mu policzek.

5 komentarzy:

  1. W to, że Evans jest mściwą wiedźmą, to ja nie wątpię, ale dobrze jej tak. Mogła się nie pchać tam, gdzie jej nie chcą i zatykać uszy. Ciekawe co też jeszcze Potter wymyśli. Swoją drogą, a propos gniewu i możliwych tortur... Co u Oliviera i Reijela? No i co Eric na zdrady Corniego XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Popieram Akemi. Tez chcialabym wiedziec co u nic bo to dwie z trzech moich ulubionych par. Moze dodasz jakas kartke z pamietnika?

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie nowa notka xDD

    OdpowiedzUsuń
  4. Był poparzony xD Mizuki... no w sumie narrator opowiada, jak to się działo naprawdę. No tak, Tenshi też miał rany, ale biorąc pod uwagę środki finansowe Akiry, można uznać, że się nim zajęto odpowiednio i po ranach nie ma śladu. Tak samo jest w przypadku Subaru xD Chociaż u niego był jeszcze jeden... sponsor XDD

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, pomysł głupi, ale się sprawdził, ciekawe co za zaklęcie dodała Lili...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń