niedziela, 9 maja 2010

Wracanko...

5 lutego
Rozpadało się niesamowicie, krople deszczu były ogromne i lodowate. Chyba tylko cudem nie spadł więcej śnieg. Miałem już dosyć tej pogody i marzyłem o ciepłej wiośnie, słońcu, kwiatach, a zamiast tego musiałem obolały dostać się do zamku. Miałem wielkie szczęście, gdyż pani Pomfrey przyszła po mnie z wielkim parasolem i pomogła mi przejść do Skrzydła Szpitalnego spod bijącej wierzby. Byłem jej równie wdzięczny za to, iż zajęła się moimi ranami i dała coś na ból głowy. Szczerze powiedziawszy nie wiem, co mnie tak rozgniewało w trakcie przemiany, ale wyglądałem mało zachwycająco. Miałem nieprzyjemne rozcięcie na policzku, bolała mnie ręka, całe biodro pokrywał ogromny siniec, a z tego, co widziałem pierś również obsypana była ranami. Wyglądałem jakbym wpadł w krzaki róż i wychodził z nich przez dwie godziny. Miałem nadzieję, iż nikt nie zwróci na to szczególnej uwagi. Przyjaciele znali przynajmniej źródło moich ran, a inni nie specjalnie się tym chyba interesowali. Tak było idealnie. Nie musiałem być w centrum niczyjego zainteresowania.
Podziękowałem kobiecie dosyć lakonicznie, jednak nie wiedziałem, co mógłbym jej powiedzieć, by wiedziała jak bardzo mi pomaga. Nie próbowała mnie zatrzymać, kiedy odmówiłem zostania na kilka dni w Skrzydle Szpitalnym, by, chociaż część zadrapań się zagoiła. Skłamałem, mając wyrzuty sumienia, iż wymyślę jakąś dobrą wymówkę i nikt nie dowie się, co mnie spotkało. Uwierzyła, a przynajmniej taką miałem nadzieję, skoro wypuściła mnie ze swojego gabinetu i pozwoliła iść na śniadanie.
Po drodze myślałem nad dobrą wymówką, jaką mógłbym w razie potrzeby podarować wścibskim znajomym. W moim obecnym stanie było to trudne. Nie wiedziałem nawet jak będę spał, skoro mój ulubiony bok był pokryty fioletem i bolał niesamowicie. Nie przywykłem do spania na plecach. Zawsze zwijałem się w kłębek.
- Idzie mój kudłaty cud. – wystraszyłem się piskliwego tonu, jakiego nadał swojej wypowiedzi Syriusz. Wyskoczył przede mnie zza jednej ze zbroi i szczerzył się w szerokim uśmiechu. – Tęskniłem. – wyśpiewał, a jego gładkie czoło pokryło się licznymi bruzdami, gdy je marszczył przyglądając się mojemu ciału. – Coś ty robił? – dotknął lekko plastra na moim policzku, później na szyi i obojczyku.
- Tak wiem, muszę ubrać golf. – mruknąłem wymijając go i idąc dalej. Złapał mnie za rękę, przez co musiałem zwolnić by dostosować się do narzuconego przez niego tempa. Bardzo wolnego, wręcz denerwującego i miałem ochotę udusić go za denerwowanie mnie zaraz po pełni.
- Wycałuję ci wszystkie miejsca wieczorem i się szybciutko zagoją i nie będą bolały. – uśmiechał się najbardziej słodko, jak tylko potrafił, jednak tym razem nie mógł mnie złapać w sidła swojej niewinnej miny.
- Zamiast mnie zacałuj śniadanie. Jestem potwornie głodny, więc jeśli nie chcesz stać się moim pierwszym posiłkiem dzisiejszego dnia, to radzę ci przebierać nogami. – chłopak roześmiał się krótko, jednak widząc moje poważne spojrzenie zrozumiał, że mówiłem prawdę. No, może nie zjadłbym go na surowo, ale mógłbym pogryźć, a to byłoby jeszcze gorsze niż kanibalizm.
Skupiony na moim pustym żołądku nie usłyszałem nawet, że ktoś za nami szedł. Odwróciłem się szybko, kiedy miał nas niemal mijać – Wavele.
- Dzień dobry. – powiedziałem od razu, a nauczyciel przechodząc między mną a Syriuszem położył dłonie na naszych głowach.
- Hej, chłopcy. – wydawał się zamyślony i minął nas szybko. Zatrzymał się nagle w połowie korytarza i odwrócił na pięcie. – Syriusz! – chyba dopiero teraz dotarło do niego, iż to właśnie my. – I Remus. – dodał z uśmiechem. – Wczoraj dostałem wieczorem nowe książki. Jeśli jesteś zainteresowany, Syriuszu, przyjdź do mnie dziś wieczorem. Możesz zabrać Remusa, będę naprawdę szczęśliwy mogąc podzielić się z wami wiedzą zawartą w tamtych tomach. – przed chwilą wydawał się spieszyć, a jednak teraz dołączył do nas spokojny i wyluzowany. – Idziecie na śniadanie, prawda? – uniósł brwi dostrzegając chyba stan odsłoniętych części mojego ciała. Nie zapytał jednak o nic, uznając chyba, że nie jest to jego interes, a jeśli będę chciał sam powiem o tym komuś. Nie koniecznie jemu.
Skinęliśmy głowami. Dołączył do nas, a jego obecność sprawiła, że Black pospieszył się znacznie. Mógłbym całować profesora po rękach z wdzięczności. Czułem, jak mój żołądek zapada się w siebie marząc o pysznościach, które pewnie właśnie pojawiały się na stołach w niesamowitych ilościach.
Dziękowałem bogom, kiedy zobaczyłem drzwi Wielkiej Sali. Niemalże wbiegłem do niej przed Syriuszem i profesorem rzucając się na pierwsze wolne miejsce koło przyjaciół. Talerz już na mnie czekał podobnie jak jajecznica, parówki w cieście, kanapki z serem i szynką, paszteciki ze śliwką. Poczułem na sobie spojrzenie wielu osób. Na moim talerzu znalazła się w prawdzie spora góra jedzenia, jednak to nie powinno nikogo dziwić. Czasami nawet ja potrzebowałem poważniejszego posiłku. Syriusz, który siedział już obok także wpatrywał się we mnie z uchylonymi ustami.
- No, co? – mruknąłem wkładając do ust pierwszą porcję jajka. Wszyscy powrócili do swoich talerzy, chociaż nadal wpatrywali się we mnie przyjaciele i Zardi kilka siedzeń dalej.
- Smacznego, Remi. – rzuciła z ciepłym uśmiechem. – Aż miło popatrzeć, jak się objadasz. – mówiła to szczerze i bez odrobiny ironii. Uśmiechnąłem się do niej wdzięczny za poświęconą mi uwagę. Ona znała moją tajemnicę i pewnie, dlatego tak bawiła ją moja kopa jedzenia.
- Nie licz na nic. – Syriusz odezwał się do dziewczyny pochylając nad stołem. – Widok jedzącego Remusa będzie mi towarzyszył przez całe życie, ty możesz sobie popatrzeć tylko teraz. – zaczął się z nią drażnić, a ona, jak łatwo było się domyślić, przyjęła jego wyzwanie.
- Och, spokojnie. Ja nie mogę pozwolić sobie na utrzymanie kogoś takiego, ale lord Black jak najbardziej ma możliwość bankrutowania, jeśli ceny mięsa pójdą w górę. Będziesz mu wtedy łowił sarny w lesie. – nabiła parówkę na widelec i udawała, że skacze ona po stole. – Black łowca mięsa.
- Albo będzie potrawka z Zardi, tak też się da, jeśli nie jesteś łykowata. – kontynuowali, więc zająłem się po prostu jedzeniem. Nie lubiłem być w centrum uwagi, tym bardziej podczas posiłku. Byłem tak głodny, że zajmując się jedzeniem nie słyszałem już ich przyjacielskich przekomarzań.
Uzmysłowiłem sobie nagle, zupełnie nie wiem, dlaczego, że Camus nie pojawiał się na śniadaniach i kolacjach już od jakiegoś czasu. Na zajęciach wspominał, iż będzie dostępny wyłącznie od rana do późnego popołudnia w dni, kiedy ma zajęcia. Byłem ciekaw, dlaczego tak się działo. Stół nauczycielski wydawał się bez niego pusty.
- Remi! – dłoń na moim ramieniu potrząsnęła mną mocno. – Śpij, czy jak? – nieprzytomny spojrzałem na Lily, która wydawała się zmartwiona. – Pytałam, co ci się stało. – tego się obawiałem. Przełknąłem głośno ślinę. Nie wymyśliłem żadnej wymówki, a teraz byłem w kropce.
- Nieudane zaklęcie Pottera. – Syriusz zareagował momentalnie. Okularnik był z początku zdziwiony, a później poirytowany, że zwalono winę na niego. Dziewczyna uniosła brew niedowierzając. – Chciał oszukiwać w szachy i rzucił zaklęcie. Zamiast atakować piony przeciwnika figury rzuciły się na Remusa. – dziwne kłamstwo, ale ważne, by było skuteczne.
- I tak go poharatały? – Evans prychnęła na Blacka z pogardą.
- Rzucała się kiedyś na ciebie cała szachownica? – Syri podniósł trochę głos jakby oskarżał dziewczynę o wypowiadanie się na temat, o którym nie miała zielonego pojęcia. – Jeśli nie to James z pewnością chętnie zaprezentuje, co się przytrafiło Remusowi. Zapraszam cię na partię szachów z Jamesem. – kruczowłosy był znakomitym kłamcą. Wręcz idealnym. Pewnie wpatrywał się dziewczynie w oczy i przemawiał z wyraźną niechęcią, kpiną, ignoranckim tonem. Lily fuknęła na niego dumna jak paw i obrzucając go pełnym politowania spojrzeniem oddaliła się od nas. Syriusz musiał ją strasznie zdenerwować tym, co mówił, ale dobrze się spisał. – Ciekawskie babsko. – skomentował wracając do swoich płatków. – Jedz, Remi, jedz. Żebyś nie cierpiał z głodu na zajęciach. – przeszedł szybko na troskliwy ton, a sam J. wydawał się teraz bardzo zadowolony z tego, że Black przytarł nosa rudowłosej. Moi przyjaciele byli nieobliczalni, nawet w takich momentach.
Remus walczący z szachami. Nie wpadł bym na coś podobnego nigdy. To było zbyt absurdalne i nagle zacząłem się śmiać.

6 komentarzy:

  1. Kocham to^^ Jesteś genialna, niesamowita i niezwykle pomysłowa! Podziwiam cię za twoje pomysły na nowe notki i cierpliwość do kontynuowania tej historii.

    OdpowiedzUsuń
  2. Remi ma takie humorki, jakby był po napięciu pomiesiączkowym xD Oh, a to mnie Victor zaskoczył... Nie kazał przyjść samemu Syriuszowi.. a to może być zastanawiające. Z kolei wspomniany Camus... No właśnie, jakoś go tak mało jest teraz. Syriusz ma łepek na karku xD Gdyby nie lenistwo, mógłby spokojnie konkurować z Remim o tytuł najlepszego ucznia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję ze pojawi się więcej kartek z pamiętnika. ciekawe co będzie dalej pomiędzy syriusz-victor

    OdpowiedzUsuń
  4. Kotek, u mnie nowa notka ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też mam arachnofobię xD Oż Ty cwaniaro xD Końcówka była inspirowana X'em, to fakt xD Jak się go oglądało po kilka razy i jeszcze tłumaczyło tekst do każdego odcinka (no oprócz jednego, bo brat wyręczył) to można uznać, że byłam zafascynowana tą anime xD Chociaż ta fascynacja już nieco opadła... Ale Kotori to i tak debeściak xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale ,och Remi jaki głodny, a skąd Zardi wie o jego tajemnicy, no i ten pomysł Syriusza co się stało bosko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń