środa, 16 czerwca 2010

Biedni chorzy...

25 lutego
Nie lubiłem dni, kiedy mój żołądek reagował w bardzo nieprzyjemny sposób na zupełnie bezpodstawne zdenerwowanie. Zazwyczaj była to wina sprawdzianów i odpytywania. Nie ważne, iż uczyłem się, umiałem, lub nie musiałem specjalnie przejmować danym przedmiotem. Nie panując nad swoimi odczuciami, po prostu miałem czasami dzień, kiedy byłem niemożliwie podenerwowany. To było jednym z najbardziej nieprzyjemnych uczuć, jakie mogłem zdefiniować, kiedy już mnie nachodziły. W takie dni nie mogłem wyrzucić z głowy myśli o niepokojących mnie rzeczach, zadręczałem się nimi niema i ciągle wracało do mnie to potworne zdenerwowanie.
Dziś źródłem mojego nieszczęścia była transmutacja. Sam nie wiem, dlaczego tak mnie to stresowało. Gdybym tylko znal lekarstwo na podobne dolegliwości z pewnością zaaplikowałbym je sobie dzisiaj. Tym czasem musiałem obejść się bez niego i liczyć na to, iż ktoś szybko je wynajdzie i nie będą to moi przyjaciele. Nie ważne jak dalece byłbym zestresowany, na pewno nie zaufałbym złotym środkom Jamesa.
Biorąc głęboki oddech wytarłem spocone ręce po raz kolejny w szkolną szatę. Miałem nadzieję, że jakimś cudem wyschną i nie będą puchnąć od nadmiernego gorąca, którym emanowały. Starałem się myśleć o miłych rzeczach, o tym, co będę robił po teście, jakie książki wypożyczę z biblioteki, a jednak nic to nie dawało.
- Macie piętnaście minut na trzy pytania. – McGonagall obrzuciła wszystkich chłodnym, ostrym spojrzeniem. Już teraz zdawała się wyłapywać najbardziej podejrzane jednostki, które mogłyby próbować sztuczek ze ściąganiem. Wzięła z biurka pergaminy i rozdała nam je taksując wzrokiem każdego, jakby naprawdę podejrzewała, iż ktoś podejmie próbę oszukania jej. Wydawało mi się, że transmutacja była jedynym przedmiotem, na którym coś podobnego było niesłychanie trudne, to też tylko Potter, czy Syriusz mogli próbować głupich sztuczek.
Spojrzałem na kartkę czytając pierwsze pytanie. Znałem na nie odpowiedź, więc przeczytałem dwa kolejne i zrozumiałem, iż zupełnie nie miałem się, czym przejmować. Test był całkiem prosty, więc od razu zabrałem się za pisanie, chociaż z wilgotnymi rękoma, było to dosyć trudne.
- Pani chyba dała mi zły zestaw pytań. – na dźwięk głosu Jamesa przewróciłem oczyma. Zaczynało się. – Nie żebym uważał, że się pani pomyliła, ale jednak. – zaszeleściła kartka, którą zapewne pomachał w powietrzu. – Te pytania nie pokrywają się z materiałem, którego miałem się na dzisiaj nauczyć.
- Potter, to są właściwe pytania. Gdybyś zajrzał do książki... – kobieta syknęła przez zęby chyba już teraz lekko wyprowadzona z równowagi.
- Akurat zaglądać zaglądałem. – po raz kolejny miałem okazję słyszeć fachowy ton Jamesa. – Zaglądałem, chociaż nie czytałem... – dodał ciszej, jakby do siebie, chociaż było to dobrze słyszalne.
- Pisz w końcu, Potter, albo, chociaż się podpisz! – to chyba było zbyt wiele dla biednej nauczycielki. – Nie kupisz czasu ani swoim kolegą, ani sobie, więc z łaski swojej, milcz i do roboty! – szybko podeszła do biurka i biorąc z niego różdżkę zaczęła krążyć wokół nas.
W dziesięć minut zdołałem przelać na papier całą swoją wiedzę. Miałem nadzieję, iż była wystarczająca na dobry stopień. Mimo wszystko byłem z siebie zadowolony i wcześniejsze podenerwowanie zniknęło. Odetchnąłem z wielką ulgą. Mogłem uznać ten dzień za zakończony i udany, chociaż zaczął się stosunkowo niedawno.
- Na brodę Merlina, Potter! Co ty wyprawiasz?! – aż podskoczyłem, kiedy McGonagall krzyknęła głośno niedaleko mojej ławki. – Co to jest?!
- Pismo obrazkowe. – rzucił James z wyraźnie słyszalnym zadowoleniem. – Uznałem, że moja widza lepiej zostanie przelana na kartkę, jeśli zastosuję moje opatentowane pismo obrazkowe. Zamiast pisać normalnymi literami uznałem, że lepiej oddam odpowiedzi na pytania właśnie w ten sposób. – nauczycielka nie wiedziała nawet jak to skomentować to też milczała. Naprawdę jej współczułem. Czasami idiotyzmy Jamesa nawet mi wydawały się przesadzone, a jego zamiłowanie do denerwowania McGonagall było wręcz jedną z jego największych pasji.
- Pani profesor? – niespodziewanie rozległ się głos Syriusza za moimi plecami. Starałem się wysilić słuch by wiedzieć, co takiego Syri może mieć do powiedzenia. Niestety jego głos był tak cichy, iż podejrzewałem, że szepcze coś nauczycielce na ucho, w dodatku niesamowicie cicho.
- Tak, oczywiście. – dała się słyszeć jedynie odpowiedź profesorki, a później jej dłoń spoczęła na moim ramieniu. – Remusie, widzę, że skończyłeś. Zaprowadź Syriusza do Skrzydła Szpitalnego. – aż wstałem zaskoczony. Całe szczęście nie mogłem zrobić tego zbyt gwałtownie z powodu nadal trzymającej mnie nauczycielki. Zaskoczony popatrzyłem na Blacka. Był blady, oczy miał podkrążone i wydawało mi się, że może mieć gorączkę.
- Tak, proszę pani. – rzuciłem skłoniwszy się lekko i wyszedłem z sali w towarzystwie chłopaka.
Dopiero za drzwiami uwiesił się na mnie ramieniem, a ja objąłem go w pasie. Widać przy innych, chciał zgrywać twardziela, jednak naprawdę nie wyglądał dobrze. Przykładając dłoń do jego czoła mogłem poczuć, iż naprawdę ma wysoką temperaturę. Pomagałem mu jak tylko mogłem, starając się usilnie podtrzymywać go. Był ciężki, chociaż podtrzymywanie go nie sprawiało mi większych problemów.
- Chyba się przeziębiłem. – mruknął niemrawo i przetarło oczy. Mrugał nimi chwilę, co znaczyło, że musiały go piec.
- Raczej załapałeś grypę, a nie zwykłe przeziębienie. – westchnąłem mając nadzieję, że ominie mnie przyjemność zarażenia się od niego. – Zbyt szybko przerzuciłeś się na wiosenne ubrania i teraz masz. – chociaż chciałem powiedzieć to ostro, nie potrafiłem.
Cóż, miałem teraz na głowie chorego chłopaka i chociaż sam fakt opieki nad nim, czy odwiedzin wcale mi nie przeszkadzał, o tyle wolałem, by był zdrowy i w pełni sił. Tym bardziej było mi go żal, że wydawał się całkowicie bezsilny. Chyba od dawna nie czuł się tak paskudnie. Nawet nie mógł wymusić uśmiechu krzywiąc się. Czułem na sobie, jak drży z zimna. Zdecydowanie nie obejdzie się bez specjalistycznej opieki w Skrzydle Szpitalnym.
Wprowadziłem go do pomieszczenia, gdzie pielęgniarka szkolna już czekała. Zupełnie jakby domyślała się, że ktoś ją dziś odwiedzi, lub całe dnie czekała, aż coś w końcu się wydarzy. Od razu nas obskoczyła odbierając ode mnie Syriusza, sadzając go na pierwszym z brzegu łóżku i wciskając w usta termometr. Wyczekała odpowiednią chwilę, wyjęła go, sprawdziła temperaturę i gwizdnęła.
- Rozbieraj się do majtek i pod pierzynę, już. – rozkazała wskazując chłopakowi jedno z łóżek. Zaraz będziemy mieć twoja piżamę. – Możesz mu pomóc, skoro go przyprowadziłeś. – zwróciła się do mnie, po czym zniknęła w swoim gabineciku.
Pomogłem chłopakowi przenieść się w odpowiednie miejsce i zdjął koszulę. Położyłem go na łóżku i sam zająłem się zdejmowaniem wszystkich jego rzeczy. Akurat zmaterializowała się jego piżama, więc mogłem go od razu ubrać.
- Masz być grzeczny i słuchać wszystkich poleceń. – upomniałem go, chociaż pewnie nawet tego nie słyszał. Wyglądał jak jedno wielkie nieszczęście. Pogładziłem jego rozgrzane czoło.
Kobieta wróciła właśnie z jakimś syropem, który podała chłopakowi, a następnie mi.
- Żebyś przypadkiem nie skończył jak on, a teraz uciekaj. Niech odpocznie, a ty wracaj na zajęcia. Możecie go odwiedzić dopiero za trzy dni, kiedy przestanie zarażać. Już, już, cię tu nie ma, Remusie. – mówiła pospiesznie, jakby chciała jak najwięcej słów zamknąć w jak najkrótszym czasie. Nie miałem wyjścia. Skinąłem głową, popatrzyłem jeszcze raz na Blacka, który leżał z zamkniętymi oczyma i wydawał się całkowicie pozbawiony sił, by chociażby ruszyć ręką.
Chociaż robiłem to niechętnie, to wyszedłem z sali i powlekłem się do sali transmutacji. Musiałem przecież zabrać z niej nasze rzeczy jeszcze przed końcem zajęć. Niestety teraz miałem na głowie większe zmartwienia niż to, a mianowicie zdrowie Syriusza.

3 komentarze:

  1. Oj biedny Syriusz... taki bidulek:( Teraz Remi musi dbać o swojego choruska :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Pochorowało się biedaczysko... no ale teraz Remi ma pełny dostęp do Syriego i może z nim robić, co chce.. w końcu to jego przyjaciel. Evans nie powinna się niczego domyślać. Chyba. XD Ale mieć na głowie chorego Syriusza.. ał... byleby tylko nie donosiło się do niego zdanie:"zachorować raz, a bardzo porządnie".

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniale, no tak Potter zawsze musi wkurzyć Mcgonagall, Syriusz chory choć myślałam że udaje...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń