niedziela, 13 czerwca 2010

Trzech...

20 lutego
Chociaż siedziałem z książką w ręce, mój wzrok bynajmniej się na niej nie skupił, zamiast tego wodziłem nim po przyjaciołach siedzących w Pokoju Wspólnym przy niewielkim stoliku z wyłożonymi na nim szachami. James uznał, że powinniśmy stworzyć nową grę i właśnie tym zajmowali się całą czwórką. Osobiście uważałem to za bezsensowne, jednak zamiast czytać wspominałem chwile, kiedy to poznałem każdego z nich. Sam nie wiem, dlaczego naszło mnie na te wspominki, ale czułem to nostalgiczne uczucie w żołądku. Jakby był pełen jakiejś gęstej substancji, która powoli zaczynałaby wypełniać całą moją pierś. Może miało to jakiś związek z naszą obecną sytuacją, kiedy to musiałem uważać, iż izoluję się trochę od nich, może po prostu czułem, że są mi niebywale bliscy i chciałem przypomnieć sobie podświadomie, jak to wszystko się zaczęło?
Czy w ogóle przypuszczałem, że nasza znajomość skończy się tak, a nie inaczej? Że będziemy przyjaciółmi, którzy mogą sobie ufać? Szczerze powiedziawszy, były to jedne z trudniejszych pytań, jakie mogłem zadać. O ile Syriusz miał w sobie coś, co mnie przyciągało od samego początku, o tyle Sheva wydawał mi się tylko bawiącym się każdą sytuacją dzieciakiem. James był od początku walnięty i chyba mój sposób postrzegania go nie zmienił się wcale przez te kilka lat. To samo tyczyło się Petera.
Moje spojrzenie ponownie zatrzymało się na Andrew, który znudzony uderzał lekko konikiem o szachownicę. Moje zagubione dzieci niewątpliwie potrzebowały pomocy.
Westchnąłem głośno i wstając z miejsce odłożyłem książkę na bok. Uklęknąłem między Blackiem, a Shevą i zgarnąłem wszystkie szachy do pudełka.
- Jeśli chcecie stworzyć coś nowego, potrzebujecie więcej pionków. Nie ruszycie nigdzie mając do dyspozycji tylko ten jeden zestaw. Nie żebym nie wierzył w wasze umiejętności, ale jednak... – wyjąłem kilka szachów i pokazałem im ich ruchy. – Póki coś nie zakłóci spokoju na szachownicy wszystko będzie takie samo.
- Remus ma rację. – Andrew usiadł na kolanach i powoli podnosił się. – Potrzeba nam więcej szachów. Zabieram Lupina i idziemy wysłać sowę. Fabien jest starszy, on powinien znać się na różnych grach, więc kupi mi szachy. Z resztą w przeciwieństwie do waszych rodziców zrobi to od razu, a nie zignoruje zachcianki dziecka. – wyszczerzył się do Pottera, by uświadomić mu jak dalece idealny jest jego chłopak. – Wy możecie sobie myśleć dalej. – machnął ręką, złapał mnie za nadgarstek i odciągnął od naszej grupki. Puścił moją dłoń zanim doszliśmy do miejsca, w którym inni mogliby zauważyć, że jestem prowadzony. Nasza dwójka chyba, jako jedyna nie sprawiała wrażenia kombinujących coś, czy jakkolwiek podejrzanych. Gdybym wychodził z Syriuszem miałbym na głowie Evans, Potter zwróciłby uwagę każdego. Może tylko Peter stanowiłby bezpiecznego kompana, jednak w tej chwili nie był nam specjalnie potrzebny.
Opuściliśmy Pokój Wspólny zmierzając spokojnym krokiem w kierunku schodów prowadzących w pobliże sowiarni. Poniekąd dawno mnie tam nie było, co wydawało mi się trochę dziwne. Dawniej częściej pisałem do rodziców, wiele rzeczy było wtedy innych, a teraz zdawały mi się całkowicie normalne, niemal zwyczajne, chociaż przecież stanowiły swego rodzaju anomalię.
- No, więc? – Andrew zwolnił jeszcze kroku. Nie rozumiałem, o co pyta toteż nie udzieliłem mu żadnej odpowiedzi. – No, przecież czułem, że na mnie patrzysz w Wielkiej Sali. – westchnął kręcąc głową, jakby karcił dziecko. Speszyłem się uświadamiając sobie, iż chłopak czuł na sobie moje spojrzenie wtedy. To było niesamowicie krępujące, ale on mógł czuć się jeszcze gorzej przeze mnie.
- Ja tylko... – mruknąłem trochę niepewnie. – Przypomniałem sobie, jak się poznaliśmy. Tak jakoś wyszło...
- Och. – chłopak roześmiał się. – To było tak dawno temu, wiele się zmieniło od tamtego czasu, więc płyńmy z falą, Remi. A wiesz, co to oznacza, prawda? – objął mnie w pasie, musnął w policzek.
- Sheva, oszalałeś?! – prychnąłem, chociaż się nie odsunąłem. Nie musiałem tego robić, chociaż byłoby jeszcze gorzej gdyby ktoś nas teraz zobaczył. I tak miałem wystarczająco dużo kłopotów.
- Spokojnie, nie będziemy nic robić tutaj. Chodź. – jego palce owinęły się wokół moich i pociągnął mnie za sobą kilka metrów. Kopnął w kolano jedną ze zbroi, która stała w pobliżu. Rozległ się odgłos lekkiego chrobotania, a później zbroja uskoczyła prezentując jakieś tajne przejście. Andrew uśmiechał się dumnie. – Znalazłem je przez przypadek, ale nie miałem czasu jeszcze go sprawdzić. Zrobimy to innym razem, a teraz chodź. –zostałem wciągnięty do środka przejścia, które okazało się szersze niż początkowo myślałem i zdecydowanie jaśniej oświetlone.
- Jesteś pewny, że nikt go nie używa? – nerwowo rozejrzałem się na boki.
- Stuprocentowo. – dłonie chłopaka złapały moją twarz. Uśmiechnął się słodko, jak to on potrafił. Wydawało mi się to zabawne. Byliśmy tylko bliskimi przyjaciółmi, a jednak potrafiliśmy zachowywać się jak para. Co dziwniejsze ani Syriusz nie był w tym wypadku zazdrosny o mnie, ani ja o Syriusza. Można powiedzieć, iż jak dla innych uścisk dłoni jest zwyczajnym powitaniem, tak dla nas mogły to być pocałunki, lub pieszczoty. Naturalnie ciężko było mówić o witaniu się, w takiej sytuacji, jednakże nie widziałem w tym niczego dziwnego. Czułem lekkie skrępowania, co nie zmieniało jednak zupełnie nic.
Objąłem Andrew ramionami za szyję i pozwoliłem by mnie całował. Sam oddawałem pieszczotę subtelnymi ruchami moich warg, przysunąłem się do niego blisko. Jego dłonie gładziły teraz moje plecy. To było przyjemnie, chociaż żałowałem, iż chłopak był ode mnie wyższy. To było mało komfortowe.
Wystraszyłem się, kiedy ściana przejścia nagle ustąpiła. Stanął tam Syriusz z miną wyrażającą pewność siebie, podparty pod boki.
- Wiedziałem, że będziecie to robić. – w jego głosie nie było ani odrobiny oskarżenia. Wszedł do środka, przez co zbroja mogła ponownie ustawić się na swoim miejscu odcinając nas od uczęszczanego często korytarza. – Śledziłem was, a tak naprawdę miałem powiedzieć, żeby Fabien kupił ci nie tylko zwyczajne szachy, ale też jakieś inne, dla urozmaicenia naszej nowej gry.
Poczułem ciepłe ramię Blacka w pasie i zostałem przysunięty do niego, podobnie jak Andrew. Oparłem głowę o jego ramię i westchnąłem. Ta sytuacja najlepiej oddawała związek między naszą trójką.
Syri pocałował mnie w czoło, w następnej chwili Sheva nakrył jego wargi swoimi. Patrzyłem jak niemal kłócą się o dominację w tym jednym krótkim muśnięciu. Ja byłem następny w kolejce i otrzymałem słodkiego buziaka od kruczowłosego, kiedy to Andrew bawił się w maltretowanie skóry na szyi mojego chłopaka. Takie pieszczoty, chociaż nie zdarzały się między nami często, były czymś najzwyklejszym i nigdy nie przekraczaliśmy pewnych granic przeznaczonych tylko dla kochanków.
Zadrżałem czując na plecach, pod swetrem dwie dłonie, które w tak różny sposób mnie dotykały. Sam nie świadomie chyba przylgnąłem do chłopaków odrobinę bliżej i na zmianę całowałem to Blacka, to znowu jasnowłosego. Poniekąd byłem osobą, która otrzymywała najwięcej pieszczot, muśnięć i dotyku. Miałem pewność, iż powodem tego była moja uległość, podczas gdy ta dwójka ciągle sprzeczała się bezsłownie o dominację, kiedy to oni mieli rozpieszczać siebie. Bawiło mnie to, ale nie mogłem się śmiać, gdyż zawsze, kiedy miałem na to ochotę któreś usta zamykały moje, lub też przywierały do mojej szyi, ucha, ramienia. Czułem się przy nich bardzo dobrze.
Chyba zapomnieliśmy na chwilę o naszej misji w sowiarni zbyt zajęci sobą wzajemnie. Nie zdawałem sobie nawet sprawy z tego, iż ich dłonie dobrały się do moich pośladków ściskając je przez spodnie. Specjalnie uszczypnąłem ich w tym samym miejscu, by zabrali ręce, które zawstydzały mnie tak wielką swobodą i bezpośrednim dotykiem.
- Jesteśmy niepoprawni. – Syriusz uśmiechnął się wymawiając te słowa, ale nie przerwał obejmowania mnie i Andrew.

9 komentarzy:

  1. JUHU JESTEM PIERWSZA!!!!!!!!!Niedawno skończyłam czytać wszystkie twoje rozdziały (a nie jest ich mało XD) i jestem naprawdę zadowolona że natrafiłam na twój blog:D:Di nie mogę się doczekaćkolejnego rozdziału z pod twojej ręki :D:D*___________*A i jeszcze jedno naprawdę jesteś wielką pisarką!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzej Muszkieterowie ;3 Słowo daję, ta trójka jest niesamowita i ciepło się o nich czyta. Mają w sobie pasję i czułość do siebie, jaką nieustannie się obdarzają. Oby częściej takie notki się pojawiały... Chłopaki są wspaniali, kochani i ... aż brakuje mi słów. Znają granice czułości, a jednocześnie potrafią dać bezgraniczne spełnienie. ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakie to było...słodkie :) Aż się cieplusio na serduszku zrobiło. W sumie to u tej trójki normalne (i w zasadzie bardzo miło się o tym czyta) ale nie mogę się oprzeć i muszę sobie wyobrazić jakby to wyglądało gdyby przekroczyli pewne granice - hihihi :>Ale ty tak nie pisz! Remi jest z Syrim, a Adrew z Fabienem ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kootek, u mnie nowa notka xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejkuu-jakie to słodkie :). Musisz koniecznie częściej robić takie notki! Bo ja nie wytrzymam długo bez tego "trójkącika" i ich niewinnych pieszczot *q*. Oni są tak niesamowici że nie mogę już bez nich żyć ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Lepiej nie pisać do onetu skargi, bo oni później lubią zawieszać blogi ^^''' No tak, Subaru mógłby odejść, ale ze względu na to, że niedawno się wybudził i nie ma za bardzo orientacji w terenie... poza tym nie miałby dokąd iść, czeka na jakąś dobrą wiadomość xD Tak... wiedzieć, że osoba, którą kochasz ma już kogoś... I do tego wychodzi na to, że jest no... (jak na przykład u mnie w opowiadaniu) hetero, to boli podwójnie xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Są niepoprawnie zajefajni haha ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmmm ... to było bardzo stymulujące ^^ wielka trójca, która dobiera się do siebie ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejeczka,
    fantastyczny rozdział, och to było urocze, Syri ich śledził...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń