środa, 14 lipca 2010

Dokarmianie

14 marca
Slughorn naprawdę szybko zdecydował się tym razem zadziałać, podejrzewałem, iż znaczący w tym wypadku był fakt, że dotyczyło to ciastka, nie zaś czegokolwiek innego. Jeszcze wczoraj wieczorem Syriusz i J. wiedzieli, czym będą musieli się zająć poza zajęciach dnia następnego. Nie wydawali się zachwyceni, chociaż chyba większy problem stanowił Potter, który przez dobrą godzinę wyrażał swoją dezaprobatę. Powinienem do tego nawyknąć, niestety za każdym razem jęki chłopaka były bardziej denerwujące. Różnica między jego zajęciami, a tymi, które wykonywać miał Black było stosunkowo niewielka. James miał zająć się przygotowywaniem kanapek, zaś Syriusz ciastek, ciast, torcików. Naturalnie do nich należały tylko ostatnie wykończenia, jednak i tak nie byli zadowoleni. A jednak Syri znalazł sposób by umilić sobie pracę, a mnie uczynił głównym wykonawcą swojego pomysłu. Chodziło w gruncie rzeczy o niewiele i nie miałem pojęcia, jakim cudem mógł uznać, że moja obecność załatwi sprawę, a właśnie takie myśli kręciły się po jego głowie.
Z początku nie miałem najmniejszego zamiaru brać udziału w ich karze w żadnej mierze, żadnym sposobem. Planowałem zostać w Pokoju Wspólnym, pouczyć się, może pograć w szachy z Peterem i Shevą, ale nigdy nie pomyślałbym o dołączeniu ukradkiem do chłopaków. Tutaj objawiła się niezawodna taktyka Blacka, który znał wszystkie moje słabości i nie bał się tej wiedzy wykorzystywać. Z pewnym niesmakiem stwierdziłem, iż zna mnie nadto dobrze, a tym samym stawałem się przy nim bezbronny niczym dziecko. Używając argumentu, iż to właśnie Syriusz ma zająć się słodyczami, więc także on byłby w stanie podać mi kilka kawałków ciasta pod stół przekonał mnie, bym zaryzykował i zgodził się iść z nimi. Wizja świeżych, ledwie zrobionych pysznych łakoci, które dopieszczałby sam Syriusz kusiła mnie do tego stopnia, iż zgodziłem się momentalnie, chociaż udawałem niechęć. Wątpiłem, by chłopak dał się tak nabrać, co nie zmienia faktu, iż była taka możliwość, nawet, jeśli nikła.
Tym właśnie sposobem znalazłem się przed kuchnią, wyglądając zza uchylonych drzwi, podczas gdy przyjaciele szybko znaleźli się w środku. Skrzaty odpowiedzialne za nich pokazały im stanowiska pracy. Dostrzegłem znak Syriego, który miał mnie uświadomić, w którym miejscy powinienem się schować. Chłopcy odeszli na bok wraz ze Skrzatami Domowymi, które teraz zapewne tłumaczyły im, jaki jest zakres obowiązków spoczywających na ich barkach. Wykorzystałem, więc okazję i na czworaka podkradłem się przez kuchnię pod wyznaczony stolik. Wślizgnąłem się pod niego i uderzyłem głową w coś miękkiego. Niemal krzyknąłem, kiedy zobaczyłem ludzki kształt, ale moja usta zostały zasłonięte przez czyjś dłoń. Krew zaczęła krążyć szybciej, serce zaszalało i podniosłem głowę, by zobaczyć, kim jest osoba, z którą miałem dzielić stół. Moje zaskoczenie było tym większe, gdy okazało się, iż jest nas nie tylko troje, ale dwójka pierwszych lokatorów to znajomi bliźniacy, z którymi nie rozmawiałem od naprawdę dawna. Byli już na szóstym roku, więc na pewno mieli sporo nauki, a teraz okazało się, że ich edukacja nie opierała się wyłącznie na przedmiotach szkolnych.
- Tylko nie krzycz. – jeden z braci Mares uśmiechnął się ciepło, niestety nie pamiętałem już, w jaki sposób kiedyś mogłem dojść do tego, który jest, którym. Skinąłem głową kilka razy i kiedy jego dłoń pozwoliła mi oddychać nabrałem powietrza głęboko w płuca ustami.
- Wystraszyłeś mnie. – syknąłem z wyrzutem cicho i uśmiechnąłem się do identycznego nastolatka siedzącego głębiej pod stołem. Pomachał mi zadowolony. – Co tu robicie? – podjąłem temat, jako że póki, co nie miałem nic ciekawszego do roboty, a ich obecność nurtowała mnie, chociaż zapewne odpowiedź na moje pytanie była niebywale prosta.
- Żerujemy na słodyczach. Czasami dla zabawy, czasami z potrzeby. – długowłosy chłopak uśmiechnął się. Skinąłem patrząc to na jednego, to na drugiego. Naprawdę nie wiedziałem, jak ich teraz odróżnić. – Ja jestem Thomas. – wyjaśnił mój rozmówca. - A tu masz Karela. – dodał od razu. – Na dziś możesz przyjąć, że ja mam kucyka, a on ma koka, będzie szybciej.
- Thomas, kucyk, Karel, kok. – kiwnąłem głową powtarzając po nim by jakoś zapamiętać. Podchodziłem do tego sceptycznie, niestety musiałem zaakceptować taki rozwój wypadków.
Zwróciłem uwagę na trzymane przez Thomasa lusterko. Ten podążył za moim wzrokiem i uśmiech satysfakcji pojawił się na jego wargach.
- Oto tajemnica podkradania czegokolwiek. – podniósł odrobinę jasny obrus i wysunął lusterko. – Dzięki temu widzisz czy ktoś jest w pobliżu, co robi, a także, w jakim stadium są ciasta. Zazwyczaj podnoszą pojedyncze kawałki, by je dodatkowo ozdobić, lub niosą coś na tacy. Stąd wiemy, czy można je zabierać. Wtedy sięgasz po swoją zwierzynę, łapiesz i szybko wciągasz pod stół. O zademonstruje. – zaczął przesuwać lusterko w różne strony i oglądać okolicę. Dostrzegałem już pomysłowość tak prostej sztuczki. Następnie chłopak sięgnął ponad stołem i zdjął z niego coś, co okazało się jakimś ciasteczkiem z masą, chociaż jeszcze niedokończonym.
- Syriusz ma tutaj karę, dlatego tutaj jestem. – powiedziałem w końcu, uznając to za dobry moment, by w końcu się usprawiedliwić. – Będzie mi dawał coś pod stół, więc... – nie skończyłem, jako że oni jęknęli głośno.
- Więc przez najbliższy czas nie mamy tu, czego szukać. – w końcu odezwał się Karel i poruszył się przysuwając bliżej brata, który trzymał na otwartej dłoni ciastko. Nie zwracali na mnie większej uwagi, tylko zaczęli konsumować swoją zdobycz. Obaj równocześnie przysunęli usta do niewielkiego łakocia i zmieniając tylko kąt odchylenia głowy zlizywali masę, zbierali ją ustami. Nie jednokrotnie widziałem, jak ich twarze dotykały siebie w niektórych miejscach. Sens tych zabiegów był aż nadto oczywisty, co zawstydziło mnie i zmusiło do odwrócenia głowy w inną stronę. Oni bawili się ze sobą, a ja nie powinienem oglądać ich dziwnych pieszczot, tym bardziej, że było to niemożliwie krępujące. Wolałem już podziwiać buty podchodzącego do stołu Syriusza. Ulżyło mi, że w końcu się zjawił i chociaż nie wiedział o obecności bliźniaków, czułem się zdecydowanie lepiej. To dodawało mi pewności siebie i byłem przekonany, że myślami Syri jest ze mną.
Złapałem go za nogawkę i pociągnąłem za nią kilka razy. Chciałem by zerknął pod stół i dowiedział się, że nie jestem sam. Z początku z całą pewnością nie wiedział, o co mi chodzi, ale kiedy moje zachowanie stało się irytujące w końcu podwinął obrus i zerknął na mnie, a zaraz potem z nieudawanym zdziwieniem na starszych chłopaków. Wzruszyłem ramionami, kiedy posłał mi pytające spojrzenie.
- Już tutaj byli. – wyjaśniłem szybko, nie wiedząc, czy ktoś nie zobaczy Syriusza zaglądającego pod stół, a wtedy wszyscy bylibyśmy w mało przyjemnej sytuacji.
- Ja karmię tylko Remusa. – rzucił poważnie Black i wyprostował się zostawiając nas samym sobie. Zapewne nadal był w szoku i nie wiedział, co właściwie powinien powiedzieć.
Po jakimś czasie wsunął jednak rękę pod blat i zobaczyłem na niej apetycznie wyglądający smakołyk. Kruche ciasto, masa, ozdobna różyczka, o bardzo delikatnych płatkach, kratka z czekolady wbita w cienką warstwę galaretki na wierzchu. Poczułem, że ślina wypełnia mi usta i nie mogłem się powstrzymać. Od razu zacząłem od czekolady, by później zjeść kwiatuszka i zacząć kruszyć rozkoszując się całą resztą ciacha. Koledzy patrzyli na to z niemałym zainteresowaniem. Widać było, że rzadko mieli okazję podkraść całkowicie ukończone ciacho, a to było wyjątkowo udane i starannie wykonane. Byłem pewny, że Syriusz starał się jak tylko mógł, gdyż wiedział, że właśnie to wyląduje w moim brzuchu. Ubrudziłem się w prawdzie bardziej niż z początku przypuszczałem, ale było warto. Może nie było to całkowicie dziełem kruczowłosego, ale czułem, że gdyby chciał potrafiłby zrobić coś równie pysznego, o ile nie lepszego, od zera. Może to słodki smak, a może myśli o dbającym o mnie Blacku, zapewniły mi lepszy humor i zaostrzyły apetyt na więcej. Miałem nadzieję, iż za chwilę pojawi się coś więcej i nie myliłem się. Tym razem było to ciacho opierające się na ciemnym biszkopcie, jasnej masie, bitej śmietanie i kandyzowanej wiśni. Powstrzymałem mruczenie, ale Syri na pewno wiedział, że rozkoszuję się jego prezencikami i nie omieszkałem powiedzieć mu o tym, gdy skończy się jego dzisiejsza kara.
Bracia Mares z westchnieniem postanowili się oddalić. Nie mieli mi chyba za złe, że zająłem ich miejsce. Pożegnali mnie uśmiechem i pomachali zanim nie sprawdzili, czy droga jest wolna i będą mogli się oddalić.
- Smacznego. – rzucili cicho chórem i mogłem już tylko widzieć ich znikające pośladki, kiedy na czworakach wydostawali się z kuchni.

3 komentarze:

  1. Haha, Remi podkradł im miejscówkę XD Ehh, dobrze jest.. "widzieć" braci XD Oni zawsze byli coś w deseń do pary Fillip x Marcel. Takie dwa identyczne gołąbki. Hmm... oni się chyba nieznacznie różnili wzrostem... albo jeden miał nieco jaśniejsze włosy... Tak mi się wydaje. Bo oczy mieli zielone xD A Remi się naje xD Tylko niech Syriuszowi odpowiednio podziękuje xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślałam, że padnę ze śmiechu xD Syriusz jednak wie jak podejść Remusa aby jadł mu z ręki i do dosłownie xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, o tak szybko zaczęli karę, a to dokarmianie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń