niedziela, 11 lipca 2010

Motylek, czy ciasteczko?

13 marca
Ostatnimi czasy na nowo zacząłem odczuwać niesamowitą przyjemność z możliwości czytania książek. Wcześniej odstawiłem je na bok, więc niemal zapomniałem jak wielką rozkosz potrafi mi to przynieść. Postanowiłem, że bez względu na wszystko postaram się pogodzić ze sobą te dwie przyjemności, czyli czytanie i zabawy z przyjaciółmi. Oczywiście nadal musiałem uważać na to, co robię i mówię, chociaż przychodziło mi to znacznie łatwiej, niż jeszcze miesiąc temu. Nie miałem w prawdzie ochoty gonić się z chłopakami, ale zawsze byłem chętny by posiedzieć na błoniach z książką w ręce, podczas gdy oni jak dzieci bawiliby się w pobliżu. Dziś czułem się właśnie jak taki opiekun, który pozwolił maluchom szaleć na trawie, a sam przysiadał z jakąś lekturą, by się nie nudzić. Nie wątpiłem, że przyjaciele mieliby mi za złe porównywanie ich z dzieciaczkami, ale tak właśnie się zachowywali. Głośno krzycząc biegali, za czym popadło, w tym także za sobą. Miałem w prawdzie przy sobie tylko Syriusza i Pottera, ale to i tak było wystarczające. Peter naraził się nieuwagą i brakiem zrozumienia McGonagall, więc chcąc lub nie, musiał zostać na dodatkowych zajęciach, by kobieta zdołała dotrzeć do jego mózgownicy i wcisnąć w nią, chociaż odrobinę niezbędnej wiedzy. Wydawało mi się to dosyć zabawne, ponieważ oboje się tym katowali. Może jednak jakiś ratunek mógł się dla nich znaleźć, co jednak było bardzo wątpliwe. Pozostawał tylko Andrew, który wybrał zupełnie inną drogę. Na samym początku postanowił zatrzymać się w sowiarni, by nakreślić kilka czułych słów do swojego chłopaka. Tym też sposobem byłem jedynym opiekunem rozbieganego „duetu od kłopotów specjalnych”, jak powoli zaczynałem ich nazywać.
Mój błogi spokój przerwał motylek, który usilnie chciał krążyć w mojej okolicy. Raz po raz przelatywał nad moją książką zasłaniając tekst skrzydełkami, to znowu kręcił młynki nad moją głową. Przeszkadzał mi w ten sposób, ale nie był uciążliwy. Podobało mi się, iż nie odczuwa żadnych obaw przede mną. Tym bardziej, kiedy mały owad usiadł na mojej głowie zmuszając mnie tym samym do oderwania wzroku od tekstu. Ładne skrzydełka mieniły mi się przed oczyma, ponieważ moje pole widzenia było całkiem szerokie, a tym samym rozpraszanie uniemożliwiło kontynuację lektury. Uśmiechnąłem się sam do siebie patrząc na motyla. Byłem złym, niebezpiecznym wilkołakiem, a on wcale się mnie nie obawiał, nie czuł żadnego respektu, jakbym był kimś zwyczajnym, porównywalnym z kwiatkami, na których często przysiadał.
- Co jest malutki? – powiedziałem do owada cicho, a on ani drgnął.
- Zatrzymamy tego zboczeńca! – rozległ się głośny, jak zawsze, krzyk Pottera, a w następnej chwili wpadł na mnie wraz z Syriuszem. Czułem się, jak rozbity kawał mięsa. – Łap go, nie ucieknie! – kolejna komenda i zaczęli się na mnie gzić, jakbym miał robić za wygodny piknikowy kocyk. Chyba wszystkie moje wnętrzności, kości i cały ja, zmniejszyły się o połowę, czy raczej zostały zmiażdżone.
- Zwiał! – Syriusz westchnął zawiedzony. – Molestował Remusa, ale zdołał uciec! Złapiemy go następnym razem. Ach! – chyba właśnie przypomniał sobie o mnie, gdyż łaskawie zabrał swoje ciało z mojego wymaltretowanego. Potter, który leżał na moich nogach także był tak miły, że usunął się z nich. Zamiast litości, czy przeprosin otrzymałem tylko wielkie uśmiechy dwójki przyjaciół.
- Co to u licha miało być?! – syknąłem na nich ze stęknięciami podnosząc się i rozmasowując wszystkie możliwe części ciała. Czułem się jak jeden biedny plasterek żółtego sera ściśnięty mocno między dwiema kromkami.
- Ten motyl cię molestował, więc chcieliśmy złapać zboczeńca jednego. – na twarzy Jamesa pojawił się jeszcze większy uśmiech. Nie wątpiłem, że może mu zostać na twarzy przez najbliższe kilka dni, skoro potrafił juz tak szeroko rozciągnąć usta. Ja bym tak nie potrafił, tego mogłem być pewien.
- Odbiło wam?! Niemal umarłem przypalony waszymi cielskami! – znowu warczałem na nich wściekły i obolały. Złapałem mocno książkę i zamachnąłem się by uderzyć nią w głowę zarówno jednego, jak i drugiego. Efekt wcale nie był zadowalający. Uciekli mi i zmusili tym samym bym szukał sprawiedliwości biegnąć za nimi. Wcale nie było mi do śmiechu, podczas gdy oni chichotali niemożliwie głośno. Moje kości na szczęście poczuły wyraźną ulgę, kiedy po niedawnej próbie połamania ich, teraz mogły się rozprostować i odzyskać dawny kształt, takie miałem wrażenie, co oczywiście było niemożliwe. Obiecałem sobie w duchu, że uduszę tych dwoje, kiedy tylko dorwę ich w swoje ręce. Nie przewidziałem tylko jednego, że będę musiał stać w kolejce osób chętnych do ukarania ich za wszystkie wygłupy i niezdarność. Zrozumiałem nagle, że na czele tej grupy będzie stać Slughorn, który wyrósł przed chłopakami. Oni jednak oglądali się za siebie, by wiedzieć czy nadal ich gonię. Zwolniłem naturalnie znając dalszy przebieg ich „zabawy”. Okularnik, jako pierwszy zatrzymał się z jękiem na wielkich plecach postawnego, tłuściutkiego profesora. Tym razem to on był dodatkiem do kanapki, jako że Syri wleciał w niego, a tym samym nauczyciel został pchnięty po raz drugi, a coś wypadło mu z rąk. Niespiesznie podbiegłem do tej trójki, by dowiedzieć się, o co chodzi. Wolałem by nie połączono mnie z wielkim biegiem przyjaciół. Ot, coś się działo, więc się zjawiłem.
Na trawie leżało ciastko. Apetyczne, idealnie wypieczone, z masą kremu - kremówka pierwszej, jakości. Aż ślina wypełniła mi usta na myśl o niesamowitym smaku, jaki musiała mieć. Teraz jednak nie nadawała się do niczego, jako że mrówki momentalnie znalazły łakocia i zaczynały go obsiadać. To kończyło podjadanie między posiłkami, z którego słynął Slughorn.
- Co to było?! – wrzasnął na nich, niemal jak ja chwilę wcześniej. – Wiecie coście w ogóle narobili?! – kiedy odwrócił się do chłopaków wyglądał jak wściekły nosorożec. Na brodzie miał jeszcze odrobinę kremu i cukru pudru, więc każdy musiał wiedzieć, o co mu chodziło. – Znowu wy, zawsze wy! Nie zostawię tak tego, nie upiecze wam się! – kiedy wspomniał o pieczeniu rzucił okiem na zmasakrowane lekko upadkiem ciastko i poczerwieniał na twarzy. – Za karę będziecie pomagać Skrzatom Domowym w kuchni! Ani słowa! – upomniał Pottera, który chciał się właśnie odezwać. – Nic mnie nie obchodzi, od jutra... Nie, od dziś! Już ja wam dam... – mruczał teraz do siebie i stawiając ciężko kroki zaczął się od nich oddalać wracając najpewniej do zamku. Musiałem przyznać, że moi przyjaciele i kuchnia byli dalekim od perfekcji pomysłem, jednak to znowu mi się wszystko udało i ominęła mnie kara. Miałem, co do tego ogromne szczęście, musiałem przyznać. Z jakiegoś powodu na moich ustach pojawił się zarozumiały uśmieszek. Nauczyciel zemścił się na chłopakach nie tylko za siebie, ale także za mnie. Należało im się, więc nie miałem najmniejszej ochoty łagodzić sytuacji.
- Wszystko przez Remusa! – J. zgrabnym piruetem odwrócił się w moją stronę. Był trochę podenerwowany, co w jego przypadku nie różniło się znacznie od zwyczajnego zdenerwowania, czy też po prosty wściekłości. – Jemu się zawsze upiecze! – aż się skrzywił wypowiadając to słowo, które poniekąd było esencją jego aktualnych kłopotów. Syriusz wcale nie wyglądał lepiej. Nie mówił w prawdzie nic, ale to było doprawdy złowrogie milczenie w jego wykonaniu.
- Mam po prostu szczęście? – powiedziałem szybko i cicho, niepewnie. Wyczułem moment, w którym ciała chłopców spięły się gotowe do pościgu. Nagle z łowcy stałem się ofiarą i to mi przyszło uciekać. Miałem w rękawie asa, którym była moja szybkość, jednak i tak nie widziałem większego sensu w podobnej rozrywce, nawet, jeśli tylko ja mogłem to nazwać tym mianem.
Dostrzegając w oddali Shevę przyspieszyłem by dopaść go i ukryć się za jego plecami. Nie wiedział, o co chodzi, więc stanął w miejscu rozglądając się.
- Ratuj mnie przed nimi, coś im odbiło. – pisnąłem, chociaż walczyłem ze śmiechem. Byłem bardzo zadowolony z kary, jaką otrzymali za zrobienie ze mnie naleśnika.
- Przed żywym taranem?! – Andrew zrozumiał w końcu, przed czym uciekałem. Spiął się, ale nie ruszył z miejsca zasłaniając mnie. Chyba nawet zamknął oczy, by nie odczuć tak dotkliwie spotkania z pędzącymi kolegami. Sam byłem gotowy by w każdej chwili uskoczyć i uciekać dalej. Nie było jednak takiej potrzeby, co zauważyłem po chwili. Zdziwione „hę” chłopaka, brak uderzenia, w ogóle nic się nie stało. Kiedy wychyliłem się zza przyjaciela zobaczyłem, że dwaj ścigający zatrzymali się przed nim i poklepali po głowie. Nie oznaczało to jednak wybaczenia dla mnie. James ruszył zdecydowanie okrążając Shevę, więc odskoczyłem znacznie od niego tyle, że nawet nie musiałem. Kolejne „hę”, a później świst powietrza i „łup”. Okularnik skończył na ziemi, a jego tenisówka ubrudzona była czymś jasny. Obolały, z jękiem na ustach przysunął stopę pod twarz i przyjrzał się substancji.
- Krem z ciastka! – syknął wściekle. – Nienawidzę kremówek, nienawidzę tortów, nienawidzę wszystkich ciach! – krzyknął i wstał odwracając się do nas tyłem. – I właśnie mam jedno na dupie! – warczał, ale nie dało się ukryć, iż ma całkowitą rację. Plama na pośladku była całkiem okazała.


  

8 komentarzy:

  1. Pierwszy m/^^m/ taa dobra książka nie jest zła =). Niedny Slughorn, ciasteczko mu spadło T^T. A Sheva i te jego "hę" wygrywają na mojej liście dziwnych odgłosów xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż się oplułam z wrażenia xD *następnym razem nie będę zasłaniała ust dłońmi, obiecuję xD) hah, obrazek rozwalił mnie na łopatki xD Szczególnie ten ostatni xD A Sheva jak zwykle jako tarcza XD Ale jakże miła i kochana ;3 Potter, Potter... nawet czterolistna koniczyna mu nie pomoże... A teraz będzie się musiał biedak użerać w kuchni xD Syriego powinni zwolnić z tego zadania - niedawno był chory.. xDA ten motyl to był profesor astronomii, naprawdę, ja to wiem xDD

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na mojego bloga www.amortencja.maxblog.pl ^^ Nie należy do najlepszych ale to mój pierwszy więc proszę o wyrozumiałość

    OdpowiedzUsuń
  4. Notka jak zwykle genialna xD Przez chwilę pomyślałam, że to nauczyciel...wróżbiarstwa (o ile dobrze pamiętam) zaczepia Remuska:)A kara zasłużona - teraz Syriusz może się nauczyć jak się przyrządza śniadanka dla swojego chłopaka:>

    OdpowiedzUsuń
  5. Już wiem, jak się czul Remi, gdy usiadł na nim motyl ;3 Hehe, mnie dorwał jakiś brązowy z pomarańczowymi plamami xD Ale bestia nie chciała mi się od nogi oderwać..a potem od czoła XDA xD U mnie nowa notka xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Potrzebujesz szablonu? A może chcesz zostać szabloniarzem? Jeśli tak, wejdź na fashion-color.ps. mogłabyś informować mnie o nowych postach?

    OdpowiedzUsuń
  7. Od uroczego obrazka motylka na Remusie po wesołe gonitwy xD a na dodatek Sheva ratujący z opresji xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, ha Remiemu znów się udało, ocho Slughorn bardzo się wściekł, i biedny Potter wywalił się na tym ciastku...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń