środa, 7 lipca 2010

Kizi-Mizi

11 marca
Syriusz zdecydowanie miał wielkie szczęście. Pani Pomfrey nie tylko nie zauważyła jego zniknięcia, a nawet wypuściła go zaledwie dzień po pełni. Cieszyłem się, ale nadal niepokoiłem o jego zdrowie. Jak się jednak okazało był silny i naprawdę wyzdrowiał, więc z powodzeniem mogliśmy korzystać z uroków słonecznych dni. Daleko było w prawdzie do upałów godnych lata, jednak słońce i tak grzało przyjemnie, dzięki czemu zapomniałem o chłodach niedługiej w prawdzie, ale mroźnej zimy.
Ziemia była nagrzana od słońca, nie można było leżeć na niej zbyt długo, jednak pozwalała na spokojny odpoczynek przez pół godziny. Trawa pachniała przy tym wiosną i zaczynała się idealnie zielenić. Cieszyłem się z tego, ponieważ sprowadzało to dobry humor, którym mogłem się dzielić z przyjaciółmi.
Póki, co musiałem jednak na nich poczekać. Zostawili mnie i Syriusza na błoniach, a sami dokańczali swoje prace z eliksirów, jako że przypadkiem przypomniałem sobie o jednym z mniej znanych działań pewnego środka, a oni uznali za koniczne dopisanie tego do swoich referatów. Tym samym mogłem odpocząć chwilę. Słońce odbijało się od jasnych stronnic książki, więc położyłem się na trawie z woluminem na brzuchu. Zamknąłem oczy chcąc dać im odpocząć. Syri leżał obok mnie, najwyraźniej rozgrzewając kości w słońcu. Wydawało mi się, iż dobrze mu to zrobi, jako że po chorobie jasne słońce było najlepszym, co mogło się mu trafić. Uśmiechałem się do siebie rozkoszując łaskotaniem promieni na twarzy. Coś jednak drażniło mnie w nos i policzki. Machnąłem ręką by pozbyć się tego dziwnego uczucia, jednak niewiele mi to dało. Coś nadal tkwiło na mojej twarzy, lub po prostu chwilowo na niej przysiadło. Ponownie zamachałem ręką. Chwilowo niemiłe uczucie ustało, jednak ledwie znowu położyłem się normalnie, a natrętny owad znowu dobierał się do mnie. Nie miałem ochoty się z nim użerać. Otarłem twarz dłońmi, pomachałem rękoma i miałem nadzieję na spokój. Złudną, gdyż znowu coś mnie drażniło.
- Głupi robak! – syknąłem i zacząłem odganiać się energicznie. Otworzyłem oczy siadając i wtedy zobaczyłem, co takiego mnie męczyło. Syriusz śmiał się pod nosem trzymając w palcach źdźbło trawy i pokazał mi język. – To ty?! – warknąłem, chociaż bardziej dla żartu. – To było nieuczciwe i wredne! – złapałem za książkę, zamknąłem ją i uderzyłem chłopaka niezbyt mocno w biodro. Roześmiał się głośno nic sobie z tego nie robiąc. Uklęknąłem, więc i znowu się zamierzyłem. Tym razem w głowę, ale dałem chłopakowi szansę by się osłonił. Roześmiał się głośno, a ja powstrzymując wesołość starałem się zachować powagę na twarzy, kiedy znowu uderzyłem celując w bok. Sapnął i złapał się za to miejsce, ale chichotał w dalszym ciągu. Dostał w tyłek, nogę i ramię, jednak nadal było mu bardzo wesoło.
- Nie zaczynaj z uzbrojonym, Remusem! – ostrzegłem bijąc twardą okładką jego biodro, w miejscu gdzie wcześniej padł pierwszy cios. To tylko sprawiło, że jego śmiech stał się głośniejszy.
- Ale kiedy ja też jestem uzbrojony. W mój nieodparty urok osobisty. – uśmiechnął się czarująco, a ja skorzystałem z okazji i przyłożyłem mu książką w głowę.
- Nie działa, musisz zmienić taktykę. – tym razem to ja miałem na ustach zarozumiały uśmiech, kiedy on krzywił się i dąsał na niby.
- Taki słodki, a taki nieczuły. – Black zaczął teatralnie, jednak zamilkł, kiedy groźba kolejnego uderzenia zawisła nad nim wraz z trzymanym przeze mnie woluminem. Zrobił od razu minę wyrażającą największą niewinność i starał się kokieteryjnie pociapać oczyma, jednak wcale mu to nie wyszło. Z resztą było to z pewnością bardzo trudną sztuką i sam nie potrafiłbym czegoś takiego zrobić. Roześmialiśmy się teraz razem. Wątpiłem by takie zachowanie miałoby kłócić się z naszym nowym wizerunkiem. Nadal byliśmy w końcu przyjaciółmi.
- To ja się męczę z zadaniami, a wy się bawicie? – głos Shevy zakomunikował nam, że chłopcy właśnie wrócili. Jasnowłosy podszedł do nas szybko i uklęknął obejmując nas ramionami. – Też chcę się bawić, najlepiej w środeczku. – powiedział dziecinnie i ułożył się między nami rozpychając. Jego ramiona nadal oplatały zarówno moją szyję, jak i Syriusza. Było to całkiem przyjemne, a Andrew ładnie pachniał swoimi nowymi perfumami, które dostał od Fabiena kilka dni temu. Był rozanielony faktem niezapowiedzianego prezentu, jak i tym, że chłopak o nim pamięta. Sheva należał do osób, które niemożliwie łatwo można było uszczęśliwić.
Z naszego miejsca mogliśmy z powodzeniem dostrzec teraz Lily, która niedaleko spacerowała z koleżankami po błoniach. Jej spojrzenie skierowało się chwilowo na nas, na co momentalnie zareagował właśnie Andrew. Chłopak objął nas mocniej i pocałował ostentacyjnie w policzek mnie i Syriusza. Popatrzył pewnie na dziewczynę, po czym jak gdyby nigdy nic roześmiał się znowu tuląc nas mocno do siebie. Jego uwaga wcale nie skupiała się już na Evans, wręcz przeciwnie. Zignorował ją rozkoszując się nami.
- To naprawdę niesprawiedliwe, że mnie nie tuli. – James klapnął na trawie nadąsany. – Przecież jestem atrakcyjny, dobrze zbudowany, inteligentny... – zaczął wymieniać, na co mogliśmy zareagować tylko uniesieniem brwi w dosyć ironicznym geście. Zdecydowanie Potter należał do najskromniejszych w naszym gronie, co raz na jakiś czas podkreślał swoim wywodem na temat swoich plusów.
- Tak, J. Jesteś idealny. – mruknął cicho zawstydzony lekko Peter. Blondynek czuł się chyba nieswojo u boku pewnego siebie i przebojowego kolegi. Nawet nieświadomie uszczęśliwił tymi słowami okularnika, który wiedział, że jeśli Pettigrew zdecyduje się coś dodać, to jest to zazwyczaj prawdą, lub celnym spostrzeżeniem. Nie należał on w końcu do tych, który sypaliby dowcipami z rękawa, jak to robił James, chociaż było to wyłącznie jego zdanie.
- Widzisz, James. I to jest problem. – Andrew westchnął ciężko, chociaż widać było, iż robi to dla żartu. – Ja wolę tych mniej idealnych, dlatego Fabien nie widzi na jedno oko, Remus to mieszaniec, a Syriusz skończył, jako nieudany arystokrata. – jego komentarz Black nagrodził chłodnym spojrzeniem, chociaż nie mógł czuć się urażony. Poniekąd zielonooki miał słuszność, a Syri chyba zbyt dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Komentarz ten jednak nie tylko kruczowłosemu nie przypadł do gustu. Tak starający się zachęcić Shevę okularnik zmarszczył nos i nadąsał się.
- A ja mam słaby wzrok! – syknął zdejmując okulary i pokazując je Andrew, jakby ten jeszcze ich nie widział.
- Mam już jednego z ubytkiem wzrokowym, nie potrzebuję kolejnego. Musiałbyś być wybrakowany w jakimś innym miejscu... – zwiesił głos aż nazbyt wymownie, przez co James dał sobie spokój z kolejnymi zachętami. Cenił swoje „walory” i nie chciał się raczej z nimi rozstawać, by przypodobać się przyjacielowi.
Czułem, że powoli od ziemi zaczyna ciągnąć chłód. To oznaczało, że musimy wstać. Pokazałem, więc chłopakom, że musimy się podnieść, co Syriusz skwitował niezadowolonym pomrukiem. Uklęknął sięgając po jedną z leżących na trawie książek, które ze sobą przyniosłem. Położył ją w odpowiednim miejscu, po czym usiadł na niej usatysfakcjonowany w pełni. Mogłem tylko zrobić zbolałą minę, kiedy wiedziałem jak traktował mój cenny wolumin. W prawdzie wcześniej to ja okładałem go książką, nie mniej jednak było to zgoła inne niż siedzenie na niej. Nie odezwałem się jednak z bólem serca pozwalając mu na to. Nie wypadało mi go siłą zrzucać, tym bardziej, że mogłoby to mieć zgubny wpływ na okładkę, która mogłaby zostać uszkodzona podczas chwilowej szamotaniny. Syriusz za to był wyraźnie zadowolony z mojej reakcji. Jeśli chciał dać mi nauczkę za poprzednie bicie go, to właśnie mu się udało. Wszystko to było dla nas tylko przyjacielskim żartem i nie braliśmy tego na serio, jednak biedny tom „Historii Nowożytnej Wschodniej” mógł odebrać to zupełnie inaczej, o ile mógł odbierać cokolwiek znajdując się między ziemią, a pośladkami Blacka.
Słońce zaświeciło jeszcze mocniej sprawiając, że z trudem powstrzymałem mruczenie. Może jednak pomysł kruczowłosego nie był najgorszy, a wypływające z tego korzyści były dobrze dostrzegalne, jak i wyczuwalne, na moim ciele. Uwielbiałem umiarkowane ciepło, które pozwalało mi się ogrzać i zapomnieć o jakimkolwiek chłodzie, którego mogłem kiedyś doświadczyć. To był udany dzień.


  

5 komentarzy:

  1. Piękna notka, uwielbiam to czytać :) Jesteś wspaniała!Ach tylko poczytałabym sobie jakieś całuśniejsze i mocniejsze notki w wydaniu Syri&Remi xD Błahahaha ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Też bym chciała mieć taka ładną pogodę... a tu nie ma tak dobrze - leje =='Twoje opowiadanie mnie uspokaja (ostatnio zauważyłam). Jak jestem na coś wkurzona i zaczynam czytać notkę, to jakoś od razu wszystko mi przechodzi. Z Grelką jest tak samo xD No, ale. Hah, "nieudany arystokrata" noo, nieźle powiedziane xD Potter chyba nigdy nie da sobie spokoju z Shevą, no nie? xDCo do tej gry, to wyjaśniałam to już Jasperowy... XDNo na przykład:Jesteś Ty, Jasper, ja i Łapa i siedzimy tak:............JaŁapa..............Jasper............TyNo i Ty wybierasz (według wskazówek zegara) swoją jedynkę (czyli Łapę) i trójkę (czyli Jaspera). I zadajesz pytanie..no na przykład: Czy mnie lubisz, udowodnij" I teraz obojętnie kto z wybranych przez Ciebie osób będzie tak jakby "zadawał" to pytanie. Niech będzie, że Łapa. No więc Jasper odpowiada, że tak i ją przytula. No xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie! ładny obrazek. dawno nie pisałas co u naszych bliźniaków xD. Ale ta notka jest fajna

    OdpowiedzUsuń
  4. deepenergy@op.pl9 lipca 2010 04:40

    Ha jestem hardcorem ^^ o 3 w nocy potrafię czytać bloga naszej kochanej Kirhan. Biedna książka T^T najpierw uderzała w biodra Syriego, a potem miała miażdżenie * krzyżyk * to ito by było an tyle smutowania się XD.Taak tak pogoda moze być, ale u mnie jest aż za gorąco -,-" Mogę się podzielić bo niby dzisiaj ma być 32 stopnie.U mnie 9 rozdział Run This Heart =)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, mam nadzieję że Evans dała spokój sobie, a co z Kinnem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń