środa, 4 sierpnia 2010

Śledzeni

30 marca
Egzaminy zbliżały się wielkimi krokami, a ostatnimi czasy niewiele czasu poświęciłem intensywnej nauce. Tym razem jednak nawet przyjaciele czuli presję, którą pogłębiało tylko ciągłe upominanie nauczycieli. Musiałem przyłożyć się przede wszystkim do eliksirów, które teraz nie były tak proste jak w pierwszych latach i zaczęły sprawiać mi kłopoty. Nie byłem przecież geniuszem, ale wszystko osiągałem ciężką i wytrwałą pracą, która czekała na moje lepsze dni.
Biblioteka była pełna uczniów, którzy w końcu zabrali się za naukę i nie rzadko jęczeli znad swoich książek, lub narzekali na zbyt obszerny materiał. Miałem szczęście, ponieważ wiele pamiętałem z zajęć, czy to transmutacji, czy zaklęć. Gorzej było właśnie z eliksirami i historią magii. Musiałem przyznać, iż podczas zajęć tego ostatniego przedmiotu częściej odpływałem myślami niż słuchałem zdawkowych wykładów profesora Binnsa. Co gorsza także teraz miałem dosyć spore problemy z zapamiętywaniem niektórych faktów. Poniekąd nie mogłem się skupić, ponieważ czułem braki w dopieszczeniu, jakie powinien zaleczyć Syriusz, teraz uczący się obok mnie. Właśnie z tego powodu, co jakiś czas spoglądałem na niego znad książki i zastanawiałem się jak to możliwe, że nasz związek tak się zmienił w przeciągu tych lat. Na początku byliśmy dziećmi zafascynowanymi sobą i nienormalnością naszych uczuć. Teraz traktowaliśmy to zupełnie inaczej, co potwierdzał brak głupich pomysłów, tak częstych na pierwszym roku. Jak przez mgłę pamiętałem oświadczyny, prezenty, zapewnienia o wspólnym życiu, a nawet, całe szczęście, niedoszły do skutku plan urządzenia sobie ceremonii w zamku. Było mi wstyd, kiedy myślałem o tej dziecinadzie, w którą sam się bawiłem z przyjaciółmi.
- Odbiłem sobie druk na twarzy, że tak mi się przyglądasz? – Black podniósł głowę, którą chwilę wcześniej trzymał na książce starając się przespać, co niespecjalnie mu wyszło, jako że wyglądał na bardzo rozbudzonego, nawet, jeśli znudzonego bezczynnym siedzeniem.
- Taaaak... – pokiwałem głową kryjąc uśmiech. – Transmutacja odbiła ci się na czole, a wróżbiarstwo na policzkach. – chłopak nie dał się nabrać. Uśmiechnął się zawadiacko i przeciągnął wygodniej rozkładając na krześle, jakby naprawdę planował urządzić tu sobie sypialnię.
- Więc może wyczytasz ze mnie coś ciekawego, co? – odwrócił twarz w bok by pokazać mu lepiej policzek. – Co ze mnie przepowiesz? – nasza rozmowa ożywiła także resztę przyjaciół. James ziewnął przecierając oczy i założył okulary.
- Śniło mi się, że podczas trzynastej wojny goblinów goniły mnie przemienione w książki McGonagall. – rzucił okularnik wyjątkowo beztrosko. – Już miałem krzyczeć, kiedy się obudziłem, a wy gderacie i nie pozwalacie mi znowu zasnąć, więc wypada podziękować za ratunek.
- Zaśliniłeś sobie mugoloznawstwo. – pozwolił sobie zauważyć Sheva, który zamiast zająć się nauką studiował statystyki quidditcha w nowym Proroku Codziennym.
- Mugoloznawstwo... – rozmarzone westchnienie Jamesa było bardzo wymowne. – To mi przypomniało, że powinienem coś przeskrobać i zaliczyć u Seed mały szlabanik. – Podczas kiedy Potter marzył o niemożliwych, lub chociaż wątpliwych planach na dłuższe spotkania z atrakcyjną nauczycielką, Peter wpatrywał się znad swojej odwróconej do góry nogami „Transmutacji dla osłów” w stolik po przeciwnej stronie biblioteki, gdzie siedziała Narcyza Black wraz ze swoimi przyjaciółkami. Szczebiotały rozbawione podczas nauki i raczej nie specjalnie obchodziło mnie to, co miały sobie do powiedzenia, co różniło mnie znacznie od Pettigrew, który raz po raz wzdychał, jakby trafiony strzałą w tyłek, na którym siedział.
Ponownie przeniosłem wzrok na Syriusza i tym razem napotkałem jego uważne spojrzenie. Mrugnął do mnie i zaczął przeglądać wszystkie książki na stoliku.
- Gdzie moje mapy nieba? – zapytał głośno poirytowany. – Wiedziałem, że czegoś nie wziąłem. – powiódł wzrokiem po nas wszystkich z niechęcią i w końcu zatrzymał go na mnie. – Remi, pomóż mi je znaleźć na półce. – wymienili z Jamesem znaczące wiele spojrzenia, po czym Syri wstał i wypchnął mnie przed siebie między pułki. Jego szata dziwnie się układała, zaś on popędzał mnie, jak jucznego konika. Wciągnął mnie między regały astronomii i wyszczerzył się zawodowo. – Wiem, co ci chodzi po głowie, czytam ci w myślach. – zaczął pewny siebie. – I wiem jak zmienić fantazje w prawdę. – wyjmując spod szaty pelerynę niewidkę Jamesa zarzucił ją na nas i wyraźnie zadowolony znalazł odpowiednie miejsce w kącie między półkami a ścianą.
- Skąd ją masz?! – zapytałem podniesionym szeptem. Dziwiło mnie, iż nagle Syriusz znalazł się w posiadaniu peleryny Pottera, a byłem pewny, że wcześniej wcale nie miał jej pod szatą. Coś wyraźnie mi umknęło, tylko nie wiedziałem jeszcze, co takiego.
- Od Jamesa. Od jakiegoś czasu nosi ją wszędzie ze sobą. Uważa, że jeśli będzie nam potrzebna to bieganie do dormitorium byłoby bezcelowe. Nosi ją w torbie między książkami.
- Ha! – prychnąłem. To oznaczało, że chłopcy byli cały czas przygotowani by coś zmalować, wtykać nos w nieswoje sprawy i sprawiać problemy, komu popadnie. Gdybym wiedział o tym wcześniej na pewno porozmawiałbym poważnie z okularnikiem i wybiłbym mu z głowy podobne pomysły. Teraz jednak było na to stanowczo za późno i nic nie mogłem na to poradzić.
Syriusz nie pozwolił mi dłużej o tym wszystkim myśleć. Sprawnie zajął mój umysł sobą, podobnie jak zrobił to z ciałem, a w szczególności z ustami. Lubiłem jego pocałunki, chociaż ostatnimi czasy nie były już tak pełne czekoladowego smaku łakoci. Obawiałem się nawet, że Black stracił zainteresowanie w czekoladzie, lub nawet przestał ją lubić. Zbyt duże ilości słodyczy mogły na niektóre osoby wpływać ujemnie. To przypomniało mi także, od jak dawna nie miałem w ustach czekolady. Musiałem to zmienić, kiedy tylko wrócę z przyjaciółmi do dormitorium. Tym czasem mogłem w zupełności skupić się na moim chłopaku, który był na tyle łaskawy by przyszpilić mnie do ściany. Tym samym w pełni zawładnął moim czasem. Przytuliłem się do niego, z chęcią oddawałem pocałunek, pogłębiłem, by lepiej czuć bliskość z Blackiem. Nie myślałem o tym gdzie jesteśmy, jako że peleryna zapewniała nam skuteczną ochronę. Mogliśmy się zdradzić tylko szmerem ocierających się o siebie szat. Nikt jednak nie powinien pojawić się w dziale ksiąg astronomicznych.
- Jesteś ode mnie uzależniony, Remusie. – usłyszałem przyjemny szept, a Syriusz pieścił moje wrażliwe ucho wargami. W takich chwilach wilkołactwo miało swoje dobre i złe strony. Nie mogłem zaprzeczyć słowom chłopaka, ani ich potwierdzić. To był temat na dłuższe rozmyślania, a ja byłem teraz zajęty czymś zupełnie innym. Wdychałem zapach Syriusza, mruczałem bardzo cicho i poddawałem się jego przyjemnym pocałunkom. Znowu sięgnął moich warg, znowu czułem tę pieszczotę miękkiego buziaka na swoich ustach.
Niespodziewanie jednak usłyszałem zbliżające się do nas kroki. Cała przyjemna chwila przeminęła bezpowrotnie. Odsunąłem od siebie Blacka i gestem nakazałem milczenie. Po chwili i on usłyszał, iż ktoś się zbliża. Wycisnęliśmy się bardziej kąt, kiedy pojawiła się Evans. Dziewczyna rozglądała się dookoła, wyraźnie kogoś szukała. Przeszła między regałami patrząc powyżej książek na drugą stronę, za półki. Wydawała się niezadowolona i poirytowana. Oddaliła się jednak nie mając pojęcia, że tam jesteśmy. Musiałem użyć wszystkich swoich umiejętności by mieć pewność, że jesteśmy już bezpieczni. Wtedy Syriusz zdjął z nas pelerynę, ukrył ją pod szatą, przez co znowu ułożyła się na nim nienaturalnie. Syknął, prychnął i zawarczał cicho.
- Śledziła nas! – obnażył zęby, kiedy wściekał się cicho nie chcąc by usłyszała go i wróciła. – Sam widziałeś, przyszła tu za nami! Uwzięła się, normalnie. – tupnął niczym dziecko, chcąc dodać swojej wypowiedzi więcej mocy. – Czego ona może od ciebie chcieć? Jestem pewny, że chodzi jej o ciebie. – nie mogłem mu odpowiedzieć. Wzruszyłem tylko ramionami oddając tym gestem wszystko, co chciałem i co mogłem. Nie miałem pojęcia, o co mogło chodzić rudowłosej, dlaczego się na mnie uwzięła, dlaczego mnie śledziła. Nic jej nie zrobiłem, w ogóle nie rozmawiałem z nią zbyt często.
- Wracajmy do chłopaków i zbierajmy się stąd szybko. – poprosiłem i niepewnie uśmiechnąłem. To zaczynało mnie przerażać.

5 komentarzy:

  1. Hej chciałam abyś wyraziła opine na temat mojej notki, na której cię zapraszam na mój blog http://helcia89.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Co ona taka zazdrosna? Zakochała się, czy jak? Phie! Przecież wiadomo, że nie masz szans w walce z Syriuszem. Dobre sobie, dziewczyna chyba zbyt bardzo się docenia XD A było im tak przyjemnie.. toż to okrucieństwo przerywać zakochanym w takich momentach!

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam. Właśnie skończyłam czytac wszystkie notki na tym blogu, zajeło mi to tydzień, ale było warto..... Świetnie piszesz, lekko, potrafisz przekazac czytelnikowi emocje jakie odczuwają postacie, a to nie jest łatwe. Nie znalazłam jeszcze bloga z taką ilością notek, w sumie jestem ciekawa ile ich jest. Widac z jaką starannością są dopracowane szczegóły opowiadania, postacie i wydarzenia. Nie będę się dalej rozpisywac bo wpadniesz w samozachwyt.. :DOd teraz masz nową stałą czytelniczke :) Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Evans odbiło czy jak? żeby tak się uwziąć na Remusie i go szpiegować, oj nieładnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, och Remusowi brakuje czułości, Evans musiała ich obserwować, ciekawe jak Potter zareagował by gdyby dowiedział się że Noela to Noel ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń