niedziela, 19 września 2010

Kartka z pamiętnika (School Special II) - Albus Dumbledore

Dla wszystkich tych, którzy mają już za sobą sesję i dla tych, którzy nadal się z nią męczą.


Wspomnienia często pojawiały się we śnie, jakby były tylko wyobrażeniem, które powstawało w odpoczywającym umyśle, a przecież dobrze pamiętałem dni, które były dla mnie tak szczęśliwymi. Czułem się jak głupiec rozpamiętując przeszłość, ciągle wspominając piękno tamtych chwil, które minęły dawno temu, a jednak właśnie dzięki przeszłości mogłem cieszyć się tym, co los ofiarowywał mi teraz. Tak, zdecydowanie byłem starcem, głupcem i niepoprawnym marzycielem, skoro potrafiłem rozczulać się nad tym, co minione. Nie mogłem nawet liczyć na to, iż ktoś zrozumiałby targające mną emocje. Moje życie nie było w prawdzie pełne kłamstw, ale ociekało zatajonymi przed światem faktami. Wcale mi to nie przeszkadzało, chociaż chyba każdy czasami potrzebował z kimś porozmawiać i zwierzyć się, by móc spać spokojnie. Dzięki Minerwrze McGonagall mogłem snuć senne wizje przeszłości, ponieważ powiernikiem moich sekretów stała się właśnie ona.
Mając świadomość, iż śpię, będąc lekkim i tak niesamowicie zmiennym przemierzałem swój umysł niemal materialnie. Byłem młody i miałem wyraźnie postawione cele. Po wielu latach znowu stawiałem się na miejscu tego chłopca, którym wtedy byłem. Wierzyłem w słuszność swoich poglądów, miałem siłę i chęć ich realizacji. To uświadomiło mi, iż gdzieś we mnie nadal mieszka pragnienie by wrócić do tego wszystkiego, jednak obierając inną drogę niż ta, którą podążałem wtedy.
Siedziałem przy biurku z plikiem zaadresowanych kopert. Pisałem do ludzi, którzy podobno mieli styczność z artefaktami potrzebnymi mi i Gellert’owi do realizacji naszych planów. Nie łatwo było dowiedzieć się, co właściwie się z nimi stało, kto jest w ich posiadaniu, a i zdobycie ich nie należało do rzeczy łatwych. Sprawy wymagające dyplomatycznej poprawności należały do mnie, Gellert działał, zajmował się egzekwowaniem do innych prawdziwych odpowiedzi na pytania. Podobało mi się to, że, podczas gdy ja załatwiałem sprawy słowami, on używał swoich umiejętności magicznych by ludzie słuchali, co do nich mówi. Imponował mi swoją stanowczością, dzikością do tego stopnia, że byłem w stanie skoczyć za nim w ogień, bez zastanowienia.
Odłożyłem pióro do kałamarza na kilka chwil, by pozwolić ręce odpocząć. Miałem za sobą pisanie dziesięciu listów, a wiedząc dobrze, że to nie wszystko, wolałem chwilę poczekać zanim ponownie miałbym męczyć swoją dłoń. Oparłem się o oparcie krzesła, podniosłem okulary i przetarłem oczy. Byłem lekko śpiący, jako że bój blondwłosy bóg przyszedł do mnie bardzo późno w nocy z kolejnymi materiałami do przejrzenia. Nie wiedziałem jak on to robi, że ograniczając sen do minimum nadal może być tak pełen energii. Dla mnie było to nie do pojęcia. Ziewnąłem i kiedy przyjemny spokój ogarniał mój umysł poczułem ramiona na swojej piersi. Mimowolnie zawstydziłem się. Zwinne palce powoli odpinały guziki mojej koszuli, a ja zapomniałem już o śnie. W końcu coś zakłóciło monotonię chwili, a tym samym wyrwało mnie z objęć nadchodzącego snu.
- Mam jeszcze sporo do napisania, nie przeszkadzaj. – mruknąłem otwierając oczy. Czułem już chłodne powietrze na ciele, zaś chłopak ciepłymi dłońmi przesuwał od mojego brzucha poprzez pierś. Lubiłem jego pieszczoty, jednak czasami ogarniało mnie zażenowanie, którego nie potrafiłem powstrzymać. – Gellert, ja mówię serio... – upomniałem go chcąc się wyrwać, jednak ani moje starania nie były specjalnie duże, podobnie jak jego chęć zaprzestania aktualnych aktów. Mimo wszystko położyłem dłonie na jego rękach, naprawdę lekko, bez większego zaangażowania chciałem zabrać je z siebie, ale w rzeczywistości pragnąłem by było odwrotnie, by dotykał mnie dłużej, więcej.
- Skończysz to jutro, teraz powinieneś odpocząć, a przynajmniej twoja ręka, cała reszta może się jeszcze pomęczyć. – jego usta o słodkim smaku musnęły moje ucho. On już wiedział, że się poddałem, że jestem posłuszny jego woli, jak każdy zakochany człowiek wobec swojej miłości. Odwróciłem się w jego stronę z całym krzesłem i z ogromną satysfakcją przyjąłem pocałunek, jakiego użył w formie ataku na mnie.
Usłyszałem dźwięk spadających na ziemię kartek, uderzenie szkła o podłogę. Odsunąłem się od chłopaka przyłapując go na gorącym uczynku.
- Gellert! – krzyknąłem na niego nie przejmując się specjalnie obecnością mojej rodziny w domu. Wiedzieli, że blondyn był nieprzewidywalny, a ja musiałem czasami postarać się, by doprowadzić go do porządku.
- Milcz, posprzątam to później! – mruknął urażonym tonem i usiadł w zrobionym dla siebie miejscu. Był niższy, więc wolał poprzez zmianę pozycji na dogodniejszą umilić sobie starania.
- Jeśli tego nie zrobisz to...
- To, co? – prychnął kpiąco. – To pozbierasz to teraz zamiast zająć się tym? – podniósł trochę biodra by zwrócić moją uwagę na jego podniecenie. Ciężko było określić, kiedy i dlaczego jego ciało zareaguje. Może przychodziły mu do głowy dziwne rzeczy, może był niedopieszczonym nastolatkiem, a może najzwyczajniej jego uczucia przypominały moje?
Nie rozwodziłem się dłużej ani nad powodem reakcji jego ciała, ani nad rozsypanymi kartkami i rozlanym atramentem.
- Kiedyś dam ci popalić, zobaczysz. – mruknąłem, a on uśmiechnął się słodko posyłając mi buziaka. Kto wie, o czym wtedy myślał?
Uklęknąłem na krześle przed nim i oparłem się rękoma po obu stronach jego ud. Miałem nie tylko dobry widok na krocze chłopaka, ale także idealny dostęp do pobudzonej części ciała Gellerta. Patrzyłem jak chłopak prowokacyjnie rozpina sobie spodnie, jak kusi i wyzywa mnie powoli odsłaniając ciało. Nie dało się ukryć, że to on był tutaj panem, a ja dobrym i wiernym niewolnikiem.
- Czekam... – zamruczał w taki sposób, że nie mogłem się oprzeć. Zupełnie jakby mnie czarował, hipnotyzował i tym właśnie zmuszał do tak chętnego usługiwania mu. Raz tylko podniosłem wzrok by popatrzeć w roziskrzone, jasne tęczówki, a później przymykając oczy zająłem się jego członkiem. Gellert bardzo lubił te pieszczoty, mówił, że poprzez nie dajemy sobie to, co mamy najlepszego. Moje usta, jako symbol dyplomacji i jego „żywiołowy przyjaciel”, a więc chęć działania.
Mając w pamięci jego słowa dotyczące właśnie tego, nie stroniłem od wysiłku, by sprawić mu przyjemność. Język, wargi, czasem zęby, używałem wszelkich możliwych sposobów i technik. On odwdzięczył mi się sowitą nagrodą, gdy pochylając się sięgnął moich pośladków.  Wiedziałem, do czego zmierza i pragnąłem tego. Drzwi pokoju były zamknięte, a ściany wystarczająco grube. Nie musieliśmy martwić się o nic. W prawdzie w pokoju obok była moja siostra, zakochana w Gellercie podobnie jak ja, jednak wcale nie planowałem oddać jej swojej zdobyczy.
Odsunąłem się od niego, oblizałem i wytarłem, ponieważ ślina spływała mi po brodzie. Połowę zadania wykonałem, reszta należała do samego chłopaka. Usłyszałem niezadowolone stęknięcie, typową reakcję na zaprzestanie pieszczot. Nadeszła pora by blondyn się zrewanżował i oddał mi siebie równocześnie biorąc w posiadanie mnie. Chyba żałowałem, że siostra nie wie, co takiego wyprawiałem w swoim pokoju z jej „księciem z bajki”.
Śpiew mojego feniksa obudził mnie w nieodpowiednim momencie snu. Pragnąłem znać ciąg dalszy, chociaż był mi przecież znany. Zmieszałem się, kiedy zdołałem się lepiej rozbudzić. Stary piernik śniący o miłosnych ekscesach z lat młodzieńczych. Zastanawiałem się czy tak powinno być, czy to normalne i dochodziłem do wniosku, że na tym świecie nie ma nic nienaturalnego. Wszystko było możliwe, a miłość nie kończyła się w wieku lat trzydziestu. Wyobraziłem sobie siebie, teraz, z Gellertem. Dwóch panów w podeszłym wieku szczęśliwych, mocarnych i przede wszystkim zakochanych. Gdyby nie tragiczne wydarzenia z przeszłości teraz zapewne tak właśnie by było. Im więcej pojmowałem tym bardziej chciałem znać przyszłość, która nie nadeszła. Zapewne każdy starzec w pewnym wieku zaczyna myśleć o przeszłości, analizować swoje postępowanie, stracone okazje. Ale jednak czułem się młodo i tak też postępowałem. Moje życie było pełne nieznanych innym tajemnic, a kilka z nich nigdy nie miało ujrzeć światła dziennego. Ponieważ zakochani nie postępują rozważnie, a „większe dobro” zależało od tego, który nad nim panował, a więc ode mnie i od Gellerta. Dawniej mieliśmy być panami świata, a teraz nimi byliśmy wodząc wszystkich za nos, bo przecież to, o czym nie wiedział świat, było najistotniejsze. Obaj byliśmy legendą tylko, dlatego, że inni nas nie znali tak jak my znaliśmy samych siebie.


  

5 komentarzy:

  1. ~wyimaginowana .19 września 2010 16:24

    Świetne! Albus... * , *

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojj, chyba "Sapcio" nie wie, jak bardzo myśli potrafią wywołać drugiego człowieka xD Mhyhy, ale akurat jego orientacja pasuje do realności poza planem xDD Mmmryhyhy, ręka odpoczęła? XD Nie było nam ldane tego poznac, bo inny zwierzak przerwał dyrektorowi wspomnienia - a kto wie4, czy tym razem ten mały zboczuch nie chciałby podokuczać Albusowi, z czego dyrcio musiałby jakoś sam siebie uspokoić xD Mahahah XD Oh, niech tym "ktosiem" na błoniach będzie właśnie Gellert! XD Niech się Sapcio ucieszy ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kotecek, kotecek, u mnie nowy rozdział xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Aua... zbieram wątrobę xD No tak.... to był chyba najdłuższy w historii pisarstwa stosunek dwóch bohaterów, który, uwaga uwaga, jeszcze się nie skończył. Tadaam XD W moim zeszycie na szczęście juz jest fin (jeżeli chodzi o ten teges), bo końcówka jeszcze się pisze xD Ale już niedługo. Czasami mi się wydaje, że jak myślę o tym "jeszcze nie długo i koniec" to wyglądam jak rasowy morderca, który czeka latami na dogodny moment do zaatakowania swojej ofiary i ma strasznie przekrwione oczy xDDD

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, och ten sen Dumbledora, był bardzo zakochany w Gilbercie jak się okazuje...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń