piątek, 17 września 2010

Witaj w domu...

18 kwietnia
Tak jak podejrzewałem Potter nie czekał zbyt długo na okazję by wyciągnąć nas do gajowego. Niemal narzucił nam wyjście i tym samym postawił przed faktem dokonanym pokazując list od mężczyzny, który cieszył się na myśl o naszym przybyciu i specjalnie na tę okazję przygotował już po butelce piwa kremowego. Obietnica tylko jednej porcji tego napoju raczej nie zachęcała okularnika do wysiłku, jednak widać było, iż liczy chociażby na tak niewiele. Był łakomy na wszystko, co mu odpowiadało, a nie wymagało od niego własnego wkładu, czy to pieniężnego, czy też wysiłku.
Zaraz po czwartkowych zajęciach, o dziwo nie wymagano od nas żadnych zadań, co było aż podejrzane, zdjęliśmy szkolne szaty i brnąc przez nieskoszoną jeszcze trawę przebyliśmy jakoś odległość pomiędzy szkołą, a domkiem gajowego. Byłem pewny, że Hagrid przygotował dla nas swój wielki smakołyk, za który uważał swoje wypieki, jednak miałem wielką nadzieję, iż tym razem zabrakło mu składników, lub chociaż nie miał ochoty na popisywanie się swoimi umiejętnościami kulinarnymi. Sądząc jednak po nieprzyjemnym zapachu spalenizny, mogłem obejść się samymi marzeniami.
Drzwi domku gajowego były otwarte szeroko, a on właśnie wycierał w wielką chustkę osmoloną twarz. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że jednak całkowicie zepsuł swój wypiek i nie będę musiał nawet go kosztować.
- Cześć, Hagridzie! – okularnik przyspieszył kroku i uśmiechał się szeroko. Obłudnik wypatrywał okazji do wykorzystania jakoś prostodusznego wielkoluda, jednak na Jamesa nie mieliśmy wpływu i chociaż żal było mi wielkiego mężczyzny, to musiałem zaakceptować niezbyt czyste intencje przyjaciela.
- O, witaj James! – Hagrid podniósł się ze schodka do swojej chatki i uśmiechnął szeroko. – Widzę, że jesteście w komplecie, jakże się cieszę! Jak zdrowie Remusie?
- Dobrze, dziękuję. – stanąłem przed gajowym, który porwał mnie w ramiona ściskając niemożliwie mocno. Niemal oczy wypłynęły mi z oczodołów i poczułem przyjemną lekkość i ulgę, kiedy mężczyzna puścił mnie wolno. Lubiłem go, jednak zdecydowanie nie zdawał sobie sprawy ze swojej siły i niewątpliwie kiedyś udusi któregoś z nas przy takich powitaniach.
- Wchodźcie, wchodźcie do środka. – zaprosił nas do wywietrzonej już chyba izdebki. – Zamyśliłem się i spaliłem ciasto, które dla was robiłem, ale drugie wyszło całkiem udane. – zatlił we mnie promyk nadziei i od razu go zgasił. Skrzywiłem się mimowolnie na myśl o jego mało udanych wypiekach, które James ciągle zachwalał zapewne chcąc nas tylko pogrążyć. Jak lubiłem słodycze, tak nie znosiłem tych, które wychodziły spod ręki Hagrida.
Usiedliśmy na sporych stołeczkach przy jego stole, zaś mężczyzna postawił przed nami po butelce piwa kremowego, kufelki i na sam koniec, jakby chcąc uwieńczyć swoje małe przyjęcie, na samym środku stołu wylądowało dziwnie wyglądające ciasto. Było niemożliwe krzywe, a w niektórych miejscach wypływała z niego jakaś szarawa maź. Przełknąłem ślinę ciężko mając wielką nadzieję, że nie przyjdzie mi tego jeść. Jeśli był to zakalec to wydawał się fatalny, nawet jak na sobie podobny.
- Och, wygląda wspaniale! – rzucił J. jak zawsze kopiąc pod nami wszystkimi większy dołek. – Niestety jedliśmy zaraz przed przyjściem do ciebie, więc może innym razem skosztujemy. – podziwiałem go, ponieważ w jego głosie gościła tak naturalna nuta żalu, iż mógłbym posądzić okularnika o masochizm.
- To wielka szkoda, ale nic straconego! – olbrzym podniósł się ze swojego miejsca, które zajął przecież przed kilkoma sekundami i podszedł do kredensu. Wyjął z niego ozdobny woreczek przewiązany wstążką. – Jestem pewny, że Remus podzieli się z wami swoim prezentem z okazji powrotu do zdrowia. To równy chłop. – Hagrid wcisnął mi w ręce dosyć ciężki pakunek niewątpliwie pełen jego twardych, mdłych ciasteczek.
- Na pewno się z nimi podzielę, dziękuję. – rzuciłem przykładanie i uśmiechając się jeszcze szerzej rzuciłem przeciągłe spojrzenie Potterowi. Już on wiedział, co ono oznaczało, gdyż widziałem jak poważnieje przerażony, a po chwili znowu ubiera maskę wesołego i szczerego chłopca. To on namawiał gajowego do eksperymentów kulinarnych, więc niech i sam cierpi z powodu swojej głupoty.
Tym czasem Peter już zabrał się za swoje piwo, a idąc za jego przykładem nie zwlekałem także ja. Jeden łyk słodkiego, rozgrzewającego napoju sprawił, że zapomniałem o ciążących mi na kolanach ciastkach. Wypiłem kolejny łyczek i mogłem z powodzeniem przetrwać wszystko. Z boku słyszałem głośne westchnienie zadowolenia ze strony Jamesa. Nie minęła wcale zbyt długa chwila, kiedy Hagrid uderzył pustą butelką o stół.
- No i po wszystkim. – zaśmiał się. – Pijcie powoli, a ja dołożę sobie odrobinę moim ostatnim pomysłem. – podsunął sobie szklaneczkę i butelkę, z której nalał złotawego płynu. – Nalewka z dyni. – rzucił zadowolony. – Za mocna dla was, ale może kiedyś... Tylko nie mówcie nikomu, bo dyrektor mógłby nie być zadowolony, że pod jego nosem zapełniam sobie spiżarnię takimi rzeczami. – zdecydowanie „spiżarnią” nazywał jeden kąt swojej chatki, jednak nie mieszałem się w te sprawy. Póki nie wciskał we mnie swojego ciasta, było dobrze.
- Nie martw się, nie puścimy pary z ust. – James mrugnął porozumiewawczo do gajowego, który pokazał w uśmiechu lekko żółtawe zęby i pociągnął spory łyk ze szklanki. Ukroił sobie wielki kawałek swojego wypieku, po czym pochłonął go ze smakiem. Nie mogłem nawet na to patrzeć.
- Mówię wam, co to się dzieje. – zaczął nagle. – Moja grządka wygląda jak pobojowisko. Ktoś zdeptał moje marchewki, nie mówiąc już o grządkach z dyniami, cebulą. Na pewno nie zrobił tego nikt z Zakazanego Lasu, tam nie spotyka się ludzi, a na moich grządkach wszędzie są ślady buciorów! – opróżnił szklankę, po czym dolał sobie więcej swojej nalewki. – Ktokolwiek to był musiał być człowiekiem. Może któryś z uczniów bawiąc się w chowanego nie zauważył mojego ogródka, albo goniąc się wpadł tutaj i wszystko stratował, ale naprawdę... Gdybym dorwał tego kogoś... – mężczyzna chyba niechcący rozgniótł widelcem ciasto na talerzu na miazgę.
Nagle przyszła mi do głowy pewna myśl. Przecież uczniowie ze szkoły nie zapuszczali się tak daleko na błonia by szkodzić w jakikolwiek sposób gajowemu. Tylko nieliczni z nas odwiedzali Hagrida w jego chatce, a więc i to było wykluczone. Tym samym tylko jedna myśl przychodziła mi do głowy. A co jeśli nie zrobili tego uczniowie, a ja wcale nie miałem przewidzeń?
- Kiedy to się stało, Hagridzie? – zapytałem zainteresowany narzuconym tematem. Rzuciłem wymowne spojrzenie przyjaciołom mając nadzieję, iż i oni zrozumieją, o co mi chodzi. Wielkolud podrapał się po brodzie i zastanowił, obliczał coś w myślach.
- Szczerze powiedziawszy to od jakiegoś tygodnia, może dłużej, ciągle widzę świeże ślady butów na moich warzywkach. Myślałem nawet by powiedzieć o tym dyrektorowi, w końcu dbam o swój ogród a tu nagle taka katastrofa.
- To dobry pomysł! – rzuciłem entuzjastycznie. Odwiedziny u gajowego niewątpliwie miały swoje dobre strony, które teraz wyraźnie dostrzegałem. – Dyrektor na pewno temu zaradzi, nie masz, co zwlekać. Powiedz mu o tym jak najszybciej.
- A nie lepiej, by Hagrid sam złapał sprawcę i pokazał go dyrektorowi? – James, chociaż starał się mówić ogólnikowo wpatrywał się we mnie, co mogło oznaczać, iż mówi właśnie o naszej sprawie. Widać chciał złapać nieznajomą postać z błoni i wybić się ponad przeciętną. Ja wolałem zostawić wszystko Dumbledore’owi a samemu tylko dowiedzieć się, kto taki kręci się w okolicach szkoły, jednakże miałem wrażenie, iż tylko ja tak uważam.
- James ma rację. – dołączył się Syriusz. – Gdybyś tak, Hagridzie, złapał winowajcę sam, mógłbyś się nim pochwalić i nie zawracałbyś głowy zapracowanym przed egzaminami profesorom. – Black sięgnął po broń ostateczną i to niewątpliwie przekonało poczciwego olbrzyma.
- Macie rację! Lepiej zrobię, jeśli sam zaczaję się na tego żartownisia. Po co ma się psor martwić, skoro ja sam mogę sobie poradzić. Nie jestem dzieckiem, dam radę. Jesteście niesamowicie pomocni! – zachwalał wyraźnie zadowolony.
- Chętnie ci pomożemy. – zaproponował James, jednak gajowy kręcił głową.
- Wy musicie się uczyć, a ja już coś wymyślę, żeby ochronić swój ogródek!

5 komentarzy:

  1. kamilek138@amorki.pl17 września 2010 20:52

    FAJNY BLOG ZAPRASZAM DO MOJEGO www.psiaki-serce.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. A oni zawsze chcą zrobić coś na własną rękę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O ile ten ktoś nie wystraszy się Hagrida, to gajowy powinien go jakoś złapać... Choć nadal wydaje mi się, że to Remus miał lepszy pomysł xD On jest nad wyraz trzeźwo myślący, a reszta chłopaków działa jeszcze pod wpływem dziecinności xD Tak mi się bynajmniej wydaje ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam. Ciekawie się zapowiada.... Już nie mogę się doczekac ciągu dalszego. Trochę krótko, ale nie można miec wszystkiego. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, Hagridowi smakują te jego ciasteczka nie zwraca uwagi że są twarde, ciekawe czy wlasnie ten ktoś ma coś wspólnego z niszczeniem tego ogrodka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń