środa, 15 września 2010

Ktoś

14 kwietnia
Muszę przyznać, że powrót do życia szkolnego po dniach spędzonych w Skrzydle Szpitalnym był bardzo przyjemny. Już w Pokoju Wspólnym przyjaciele rzucili się na mnie ściskając z całych sił i głośno wyrażali swoją radość z mojego powrotu. To sprawiło mi niemałą radość. Dobrze się czułem wiedząc, że im na mnie zależy, i że zawsze będę miał gdzie wracać po nieszczęsnych przemianach, czy też ich skutkach. Jakby wyczuwając wtedy moje pojawienie się Zardi także dodała swoje trzy grosze do tej małej uroczystości. Sprawnie wymigała się także od przebywania ze mną wykorzystując do tego Agnes. Tym samym mogłem spędzić czas z przyjaciółmi nie wzbudzając podejrzeń ogółu, gdyby moja „dziewczyna” nie interesowała się moim powrotem. Poniekąd miałem nadzieję, że szybko dojdziemy do sceny zerwania i tym samym Zardi nie będzie musiała martwić się o reagowanie na mnie, a tym samym, ja nie będę zaprzątał sobie głowy takimi rzeczami. Chyba oboje chcieliśmy już odegrać swoje role i żyć znowu tak jak dawniej, z małym wyjątkiem w postaci mojej zbytniej bliskości z Syriuszem.
Zdecydowanie musiałem przyznać, że mój powrót miał także inne dobre strony. Ledwie znaleźliśmy się w naszej sypialni, a otrzymałem od przyjaciół prezenty w postaci pełnych słodyczy pakunków. Jak zarzekali się chłopcy, Hagrid załatwił wszystko w Miodowym Królestwie, ponieważ oni nie chcieli zakradać się tam cichcem, w obawie przed moją późniejszą złością. Tym samym gajowy dowiedział się o mojej chorobie i zaplanował miłe spotkanie przy piwie kremowym, gdy tylko dojdę do siebie. Znając zamiłowanie Pottera do podobnych zabaw nie wątpiłem, że w najbliższym czasie przyjdzie nam odwiedzić Hagrida. Nie było to takie złe, jeśli wziąłem pod uwagę piwo kremowe, które na pewno miało wpłynąć na mnie pozytywnie dzięki swoim cudownym właściwością rozgrzewającym i podnoszącym na duchu.
Nie podejrzewałem, że ze wszystkich znajomych, którzy nie mogli odwiedzić mnie w Skrzydle Szpitalnym z powodu nawału zadań, akurat Sheva okaże się najbardziej stęskniony. Jak sam mówił, Syriusz jak demon pisał swoje wypracowania w rekordowym tempie, a cała reszta męczyła się ze swoimi długimi godzinami, jakby Black zabierał im energię, by uporać się ze swoimi obowiązkami i odwiedzać mnie. Andrew czując się winnym, tego, iż nie znalazł wystarczająco czasu dla mnie teraz korzystał z okazji i ściskał mnie, lub całował, przy każdej nadarzającej się okazji. Nie przeszkadzało to nikomu z nas, a musiałem przyznać, że buziaki jasnowłosego miały w sobie dużo słodyczy. Nie takiej jak Syriuszowe, jednak zawsze jakaś ona była i pozwalała mi się zrelaksować.
Tym razem było podobnie i Sheva zatrzymał mnie na korytarzu, a jego ciepłe wargi dotknęły moich. Pogładziłem go po głowie, kiedy to robił z dziecięcą zaciętością, ale i delikatnością. Poniekąd mógł też tęsknić za swoim kochankiem i właśnie z tego powodu chciał odrobiny czułości. W ten sposób obaj coś zyskiwaliśmy.
Uśmiechając się, kiedy chłopak dał mi trochę więcej swobody rzuciłem szybkie spojrzenie za okno. I znowu drgnęło coś we mnie, kiedy dostrzegłem ciemny kształt za jednym z drzew na błoniach. Tracąc zainteresowanie niedawnym miłym akcentem wskazałem palcem właściwe miejsce.
- Patrzcie! – przywołałem przyjaciół jednym, krótkim krzykiem. Idący wtedy przodem Syri, Potter i Pettigrew podbiegli do okna i całą piątką patrzyliśmy przez nie na błonia. – Widzicie, że ktoś tam stoi? – wolałem się upewnić, jako że moja wilcza natura mogła płatać mi figla, a wtedy sam zgłosiłbym się do pani Pomfrey po pomoc, nawet nie prosząc by mnie szybko wypuściła ze Skrzydła. Wolałem widzieć realne rzeczy, a więc potrzebowałem potwierdzenia, że nie mam omamów.
James odepchnął nas i zamaszystym ruchem otworzył okno wychylając się przez nie.
- Ej! – krzyknął głośno, a jego głos rozniósł się po błoniach jakby chłopak specjalnie wzmacniał swój głos. Postać za drzewem zwróciła na nas uwagę. Musiała dostrzec uczniów w oknie, a w szczególności wychylającego się z niego Pottera. Zaledwie po chwili schowała się za drzewem i więcej nie byłem w stanie jej dostrzec. – Czekajcie tu na mnie! – rzucił i biegiem przebył cały korytarz. Domyślałem się, zapewne tak samo, jak reszta, co właściwie chciał zrobić. Czas wydawał się dłużyć, zupełnie jakby James szedł sobie spacerkiem po schodach, a tak naprawdę pewnie zziajany zbiegał właśnie na sam dół.
Zobaczyliśmy, jak mając wielkość zapałki wybiegł na błonia. Tak jak przypuszczałem, okularnik nie należał do tych, którzy stoją bezczynnie. On musiał działać, zanim jeszcze myśl zdoła dotrzeć do mózgu. Chyba właśnie, dlatego wydawał się naszym przewodnikiem po Hogwarcie. Miał w sobie coś słodkiego pod tym względem.
Dotarł do drzewa i zadarł głowę do góry rozkrzyżowując ramiona, którymi wzruszał sugestywnie. Kimkolwiek była osoba, która wcześniej się tam chowała teraz jej nie było, a przecież nie mogła umknąć niezauważona.
- Dobra, wracaj! – wrzasnął Syriusz do okularnika i zamknął szczelnie okno. – Wychodzi na to, że mamy do czynienia z kimś, kto zna się na rzeczy. – mruknął do nas i gestem dłoni dał nam znać, że idziemy dalej, zapewne na spotkanie Jamesa. – Nikt nie może się tutaj przenieść magicznie, a ten ktoś, jakby zniknął pod peleryną niewidką. Coś się święci! – zatarł dłonie z wesołym uśmiechem. – Mamy sprawę do rozwiązania! Nasza grupa dochodzeniowo-śledcza ponownie wkracza do akcji! – widać było, że bardzo się cieszył z tego faktu. Zamilkł jednak szybko. Dopiero po kilku sekundach mogłem zrozumieć, o co chodzi. Właśnie natknęliśmy się na wyjątkowo zadowolonego dyrektora, który mruczał pod nosem jakąś wesołą melodię i niemal skocznym krokiem przemierzał korytarz. Cokolwiek wprawiło go w taki dobry humor musiało być wyjątkowe. Oczywiście, Dumbledore zawsze był zadowolony z życia, miły i uśmiechnięty, kiedy rozmawiał z uczniami, jednak dziś wydawał się jeszcze bardziej szczęśliwy. Aż sam mieszałem się w określeniach, jakimi powinienem nazwać stan, w jakim zastaliśmy teraz mężczyznę. Pewnie mieliśmy się dowiedzieć z Proroka Codziennego, iż otrzymał właśnie kolejną już nagrodę za swoje zasługi i to wprawiło go w tak doskonały nastrój.
Oczywiście, jak zawsze w takich przypadkach, Potter wbiegł zziajany zaraz przed dyrektora, który zaskoczony trochę zatrzymał się w ostatniej chwili, by nie zderzyć się z chłopakiem. Na widok profesora okularnikowi trochę zrzedła mina. Poprawił się na szybkiego, przygładził włosy, czego nigdy nie robił i wyprostowując się jak struna udawał, że nic takiego się nie stało. Ot, wcale nie sapał, nie był spocony, zwykłe przewidzenie.
- Czyżbyś ćwiczył, James? – zagadnął Dumbledore. Minęła zaledwie chwila w trakcie, której każde z nas milczało, by nagle Potter uśmiechnął się szeroko i naiwnie.
- Pozbywam się kamieni nerkowych. – strzelił głupio niemal sprawiając, że z przyjaciółmi wylądowaliśmy na ziemi.
- Masz problemy z kamieniami nerkowymi w tak młodym wieku? – mężczyzna uniósł brew, ale na jego twarzy nadal widniał miły, wyrozumiały uśmiech.
- Ależ nie, nie! Nie mam kamieni, bo biegam po schodach, by ich nie było! – J. pogrążał się coraz bardziej. Ktokolwiek poruszył z nim ostatnio taki temat, teraz byłby zapewne niebywale dumny, że czegokolwiek nauczył samego Jamesa Pottera.
- Więc może i ja powinienem zacząć, jak myślisz? Będziemy biegać po schodach razem. – z twarzy okularnika spełzł wcześniejszy uśmiech, teraz było widać, jak bardzo musi się wysilać, by usta nadal miały podniesione kąciki. Dyrektor właśnie w cudownym stylu postawił chłopaka w mało dogodnej sytuacji. Byłem ciekaw, co właśnie dzieje się w umyśle przyjaciela. Jeśli pociągnie to dalej skończy się na codziennym przeciwdziałaniu kamieniom nerkowym, co raczej nie groziło komuś takiemu, jak ruchliwy Potter. – Nie bój się, żartowałem. Takie treningi to nie na moje lata. – poprawił okularki i poklepał nadal oniemiałego i zszokowanego Jamesa po ramieniu. Jakby nigdy nic ruszył dalej przed siebie znowu podśpiewując pod nosem. Miałem dziwne przeczucie, że J. zacznie uważniej analizować swoje głupie odpowiedzi, kiedy był o krok od omdlenia. Chociaż byliśmy już sami, on nadal nie był w stanie się poruszyć. Powstrzymywałem śmiech patrząc na jego zabawną minę i pełen przerażenie wzrok. Zupełnie jakby właśnie otarł się o śmierć.

3 komentarze:

  1. Oooo, a może to Gellart? W końcu zdecydował odwiedzić swego przyjaciela? XD kto wie, kto wie xDPotter i przemyślenie tego, co ma powiedzieć? Wydaje mi się to nad wyraz nierealne xD Mmm spragniony Sheva to cudowny Sheva xD Jestem ciekawa, kiedy James odkryje, że nie ma u jego boku Kinna i że chłopak jakoś niespecjalnie jest smutny z tego powodu xD Kamienie nerkowe xD No tak, to mógł wymyślić tylko Potter xDNo i słowa Greybacka okazały się nietrafione, bo przyjaciele nie opuszczą Remiego ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze świetna notka. Hmmm... Ciekawe któż to taki może być.Pozdrawiam i czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniale, czyżby ten ktoś to Galert, bo taki wesoly dumbledor był...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń