niedziela, 12 września 2010

Wyjście

Wracamy do normalnej długości notek!


12 kwietnia
Czas, który zazwyczaj gnał z niesamowitą szybkością wydawał się niesamowicie wlec, kiedy siedziałem w Skrzydle Szpitalnym. Może gdyby leżał tam jeszcze ktoś, byłoby mi to na rękę, jednak, gdy wszystkie łóżka świeciły pustką, a tylko moje było rozgrzebane, ciężko było cieszyć się z takiego obrotu spraw. Mało tego miałem kiepskie dni i gniewałem się na panią Pomfrey za to, że kazała mi tutaj zostać. Syriusz w prawdzie przychodził codziennie i zostawiał mi najnowsze notatki z zajęć, przyniósł dla mnie wszystkie podręczniki i zapiski, które wcześniej robiłem, jednak nie potrafiłem się skupić na nauce. Byłem wściekły, ponieważ całe godziny spędzane przed rozłożonymi, porozrzucanymi po całej pościeli książkami i notatkami nie przynosiły żadnego rezultatu. Zapominałem wszystko, co przed chwilą zdołałem wbić sobie do głowy. To wcale nie ułatwiało mi życia i nie omieszkałem wielokrotnie wytykać tego pielęgniarce. Ostrzegałem ją, że jeśli dalej tak pójdzie to nie zdołam zaliczyć egzaminów i będzie to jej wina, ponieważ siłą trzymała mnie w Skrzydle Szpitalnym. Ze złości miałem nawet ochotę rzucać przyborami do nauki. Największy ból sprawiały mi jednak eliksiry. Uczestnicząc w zajęciach mogłem poćwiczyć robienie ich, a tym samym zawsze coś zapamiętałem, za to mając do dyspozycji wyłącznie podręcznik czarno widziałem mój egzamin z tego przedmiotu. Chociaż Slughorn lubił mnie, to nie mogłem liczyć na to, że podporządkuje mi wszystko i pozwoli na zaliczanie przedmiotu z tego, co potrafiłem i na czym byłem obecny.
Pomfrey wyszła z pokoju by sprawdzić jak się czuję. Nadąsany odwróciłem głowę w inną stronę, by nie pokazywać poirytowania, jakie widniało na mojej twarzy. Czułem jak złość narasta we mnie i doprawdy chciałem wtedy demolować, by jakoś pozbyć się wszystkich tych nieprzyjemnych uczuć, jakie się we mnie kumulowały. Całe szczęście miałem w rękach talerzyk z czekoladowym puddingiem, trzecim, jaki już jadłem, więc pakując go ust ogromny kawałek starałem się zapomnieć o przykrościach. Moje słodycze, chociaż przyniesione w sporej ilości niedawno, już były na wyczerpaniu, więc musiałem oszczędzać je, jak tylko się dało. Całe szczęście Syri dotarł do Skrzatów Domowych i teraz moje podwieczorki pojawiały się w o wiele większej ilości niż jedna tylko porcja. Na stoliku czekały w końcu jeszcze dwa waniliowe puddingi, które planowałem zaraz pochłonąć. Bałem się, że przytyję od leżenia w łóżku i objadania się łakociami, ale tylko to pozwalało mi na uspokojenie swoich negatywnych emocji.
Odstawiłem talerzyk i wziąłem na kolana mój waniliowy deser. Oblizałem się czując przyjemne mrowienie na ciele na myśl o tym, że za chwilę pochłonę i tę porcją. Akurat wtedy też wszedł Syriusz, a jego mina jednoznacznie wskazywała na to, że bawi go mój widok.
- Hymh. – mruknąłem z łyżeczką w ustach, na powitanie. Nie wiem, czy to mruknięcie miało jakiekolwiek znaczenie, jednak na upartego mogłem uznać, że było to nieudane „cześć”. Black tym czasem uniósł rękę, kiwnął głową i położył plik pergaminów na cudem znalezionym wolnym miejscu na łóżku. Musiał przejść na inny koniec sali, by zabrać sobie jakieś krzesełko do siedzenia, ponieważ najbliższe otaczały mnie załadowane książkami. Z niesmakiem popatrzyłem na bałagan, jaki zrobiłem w koło siebie, ale zapychając się puddingiem relaksowałem się zapominając o wszystkim innym.
- Nie wyglądasz najlepiej. – zagadnął kruczowłosy patrząc na mnie uważnie. – Źle się czujesz? – pokręciłem głową pozbywając się ogromnego kawałka łakocia z talerzyka, przełknąłem go i dopiero po dłuższej chwili byłem w stanie odpowiedzieć.
- Po prostu nie potrafię się tutaj uczyć. Jestem zły, jest mi źle i w ogóle. O, popatrz! Brzuch mi już rośnie! – podniosłem koszulkę piżamy i pokazałem Syriuszowi małą fałdkę, którą zauważyłem zaledwie rano na swoim brzuchu. – Niedługo będę miał bęben jak Slughorn. – wydąłem dolną wargę, ale nie odmówiłem sobie ostatniego puddingu, jaki mi został. Black przyglądał się dokładniej mojemu brzuchowi, dźgnął go palcem i mruczał pod nosem zaciekawiony.
- Zaczniesz się ruszać, wrócisz do nas i nie będzie śladu po tym maleństwie, chociaż jest urocze... – rzuciłem mu ostre spojrzenie, kiedy to powiedział, ale zajęty ostatkiem puddingu nie miałem czasu na kłócenie się z nim.
Kiedy zniknęło wszystkie pięć talerzyków Pomfrey wyszła z gabinetu i podeszła do nas. Nadal byłem na nią zły, więc nie pokusiłem się nawet o jedno spojrzenie. Po prostu przeglądałem notatki, które przyniósł mi Syriusz.
- Dobrze już, Remusie. – syknęła rozeźlona. – Jesteś wolny. Nie ma sensu cię trzymać, kiedy i tak niczego to nie da. Ale w takim razie sam masz mieć na wszystko oko i gdyby coś się działo od razu masz się tutaj pojawić! – niemal dźgnęła palcem Syriusza. – A ty masz tego dopilnować! Jeśli się dowiem, że coś ukryliście wtedy dla obu skończy się to źle, zrozumiane?
- Tak, tak! – Black od razu poddał się jej słowom i uśmiechnął szeroko zbierając moje notatki. Nie czekał nawet na dodatkowe potwierdzenie, ja jednak wcale nie poczułem się lepiej. Może musiałem spędzić trochę czasu poza Skrzydłem Szpitalnym, by się uspokoić? Skinąłem jej tylko głową i nie ruszyłem się z miejsca. Musiałem przecież dostać swoje ubrania by móc się przebrać. Kobieta machnięciem różdżki sprawiła, że pojawiły się moje rzeczy. Nie liczyła na to, że powiem jej chociażby jedno dobre słowo na odchodnym, więc zebrała się i wróciła do siebie. Sam już nie wiedziałem, czego chcę i denerwowałem się o nic, ale za to na wszystko i wszystkich. Widząc jednak ponaglające spojrzenie Blacka przebrałem się, i pomogłem mu układać swoje rzeczy, które później Skrzaty miały magicznie przenieść na powrót do mojego pokoju. Sprawdziłem dodatkowo, czy wszystko zostało zabrane, swoją resztę łakoci wziąłem ze sobą osobiście i byłem już całkowicie gotowy by opuścić Skrzydło.
Syri trzymał mnie mocno za rękę i prowadził rozradowany tym, że wracam do niego. Sam również poczułem się lepiej, kiedy zamiast przytłaczającej sali miałem przed sobą ciemne korytarze, liczne zbroje, gobeliny i innych uczniów, którzy spieszyli do swoich dormitoriów.
- Popatrz jak wspaniale, kolacje zjesz już w Wielkie Sali. – rzucił Syriusz, kiedy przechodziliśmy niedaleko kuchni, jako że specjalnie krążyliśmy w kółko, bym mógł nacieszyć się swoją wolnością.
- Marzę o tym. Będę mógł nakładać sobie, co chce i ile chce, będę jadł i jadł, niemal jak Peter! – podjąłem postanowienie, które wypłynęło na poczekaniu. – Potrzebuję tego żeby zmyć z siebie wspomnienia tamtej niewoli. – wzdrygnąłem się nawet i mocniej ścisnąłem dłoń Blacka. Chciałem zapomnieć i szybko wrócić do normalnej nauki.
Zatrzymałem się przed jednym z okien wychodzących na błonia. Zmarszczyłem brwi by ciut lepiej widzieć z daleka i skupiłem się na ciemnym kształcie za jednym z drzew.
- Tam ktoś jest. – wskazałem kierunek palcem. Black podszedł i przyglądał się długo, by w końcu wzruszyć ramionami.
- Ja nic nie widzę...
- Bo się schował! – upierałem się. – Tam ktoś stał, ale zniknął za drzewem, naprawdę.
- Remi, ja nie mam wilczego wzroku. Dla mnie to tylko drzewo, więc jeśli ty mówisz, że tam się ktoś kryje, to tak jest. Może to jeden z uczniów czeka na potajemną randkę, kto wie. Nie ma, co zawracać sobie tym głowy. – kruczowłosy odciągnął mnie od okna, jednak w ostatniej chwili ponownie dostrzegłem wychylająca się zza pnia postać. Nie wiem, kim była, ale na pewno był to jakiś człowiek. Syriusz mógł mieć rację, w końcu, kto inny mógłby ślęczeć na błoniach i szpiegować wejście? Byłem nadto przewrażliwiony z powodu mojego zbyt długiego pobytu w Skrzydle Szpitalnym. A jednak coś nie dawało mi spokoju. Może wrodzona ciekawość, może ukryty we mnie wilk wyczuwał coś w powietrzu? James na pewno na moim miejscy pobiegłby, co sił w nogach na błonia by dowiedzieć się, kim była tamta postać, ja jednak nie należałem do takich narwańców. Jeśli był to ktoś obcy, wtedy nie zniknie nazbyt prędko. Jeśli to uczeń, to nie było sobie, czym zaprzątać głowy. Po co miałem martwić się rzeczami tak niepewnymi, skoro miałem ogromne zaległości z nauką, która nijak nie szła mi dobrze przez ostatnie pięć dni bezczynności. Teraz czułem, że jednak mam w sobie moc, by zmienić to, co było dotąd nieudane, że mogłem osiągnąć swoje cele i nadrobić wszystko szybko. To było najważniejsze!
Zapominając szybko o osobie z błoni zrównałem się z Syriuszem, by nie musiał mnie za sobą ciągnąć. Uśmiechnąłem się i odetchnąłem głęboko kurzem, który dało się czuć na korytarzu. To było przyjemne, a przynajmniej teraz, kiedy odwykłem od tego specyficznego zapachu i mogłem na nowo się z nim oswajać.

6 komentarzy:

  1. A jednak tamta osoba może mieć coś wspólnego z Remim... haha, a może to kolejny wilkołak? ;>Nareszcie wolny - ehh, zły Remi to coś rzadkiego i strasznie groźnego jednocześnie. Można uznać, że równa się to Greybackowi xD A raczej jego sile.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejo, kociak XDD U mnie nowa notka xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Aleś mnie teraz zaciekawiła. No nic to - poczekam.I Remusek jest wooolny :) Czekam na kolejną notkę i wybacz, że dawno nie komentowałam, ale nie mam zbytnio czasu (jednak czytam na bieżąco!)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, tak, będzie lemon xD Choć przyznam, że Tenshi będzie dzielnie walczył, aby przedwcześnie nie zrobić "niespodzianki" xDSesja poprawkowa będzie pewnie wyczerpująca - a może wprost przeciwnie, jednak wyciszenie i nacieszenie się takimi zbokami jest jak najbardziej wskazane xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, ha Pomfry w końcu skapitulowala, ciekawe kto krył się za drzewami...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń