środa, 22 września 2010

Torcik...

27 kwietnia
Na obiad przyszliśmy z przyjaciółmi trochę spóźnieni. Niestety zasiedziałem się w bibliotece, a oni bawili się na stole w wojnę cukierków, które przyniósł ze sobą Peter. Nie rozpraszało mnie to ani trochę, więc tym samym miałem utrudnione zadanie, by przypomnieć sobie o jedzeniu. Dopiero głośne burczenie w brzuchu uświadomiło mi, iż czas na posiłek został trochę nadszarpnięty. Na szczęście przyszliśmy tylko dziesięć minut później, więc nie straciliśmy zupełnie nic. Byłem zadowolony i miałem w sobie masę energii, jako że słońce świeciło jasno napawając optymizmem, a moja nauka była niebywale owocna. Już nawet nie pamiętałem o zaległościach, jakie miałem wcześniej. Wszystko układało się bardzo dobrze.
Siedziałem przed Syriuszem patrząc jak chłopak nakłada sobie na talerz pieczone mięso. Zauważyłem, że ostatnimi czasu coraz częściej je właśnie to. Codziennie tylko mięso i mięso. Właśnie, dlatego swoim widelcem sięgnąłem po jego porcję i zabrałem pieczeń dla siebie. Nachmurzony popatrzył na mnie z wyrzutem, ale ja tylko uśmiechnąłem się przymilnie.
 - Ostatnio jesz zbyt wiele mięsa, a to wzmaga agresję. Dbam o ciebie, po prostu. – zamiast jego wymarzonego obiadu zacząłem zapełniać jego talerz samymi warzywami. Sałatka z marchewki i groszku, brokóły, trochę pomidorów i innych zdrowych pyszności. Nie oszczędzałem go także dając mu sporą łyżkę szpinaku. Teraz na swoim talerzu nie mógł zmieścić nawet jednego pulpecika.
Z niezadowoloną mina patrzył na zaserwowany mu przeze mnie obiadek. Wyglądał jak nadąsane dziecko, jednak i tak nie miał zamiaru mi się sprzeciwiać. Zamiast tego nabrał na widelec pomidorka i pokazał mi go z mina wyrażającą spokój, ale i zdeterminowanie.
- Mam udawać, że to mięsna kulka, co? Jestem młodym mężczyzną, muszę jeść dużo mięcha! – z żalem spojrzał na talerz Pottera pełen mięsnych roladek. J. popatrzył po nas, po czym porwał swój talerz i odwrócił się do nas bokiem na szybkiego wkładając wszystko do ust. Niemal się udławił, jednak dzielnie pozbywał się swojej porcji.
- Nie dam wam zabrać mi mięsa! – rzucił nagle, kiedy zdołał przełknąć wielkie kęsy stające mu wcześniej w gardle. Dyskretnie dał także do zrozumienia gdzie mamy szukać powodu jego zachowania. Nie musiałem spoglądać w tamtą stronę, gdyż dobrze wiedziałem, o kogo chodzi. Evans.
- Musicie jeść więcej ryb. – zacząłem, więc, by podtrzymywać wersję, w której to terroryzowałem przyjaciół w trosce o ich zdrowie.
- Remi, niedawno odchudzałeś siebie ładując w ten swój brzuszek tony paluszków, a teraz planujesz narzucić dietę nam? – Black skrzyżował ręce na piersi, ale szybko zrezygnował z tego, ponieważ jego organizm domagał się posiłku. – Chociaż sosiku do tych ziemniaków. – jęknął błagalnie. Ugiąłem się i polałem mu sporą kopkę kartofli mizerią. Nie o to mu chodziło, jednak teraz nijak nie mógł mówić o zbyt suchym obiedzie. Zabrał się za jedzenie kręcąc nosem.
- Teraz będziemy musieli jeść w kąciku w tajemnicy przed Remusem. – Sheva, który był na bezpiecznej pozycji z racji swoich naleśników ze śmietaną roześmiał się wesoło. Nie dało się jednak ukryć, że i Peter przyspieszył jedzenie obiadu.
- Zamiast mięsa powinniście jeść więcej ryb! – stwierdzając to pochłaniałem swoje paluszki rybne, który wprost uwielbiałem. Naturalnie, ja także miałem czasami ogromną ochotę na mięso, jednakże nie pozwalałem sobie na tak wiele. Nie chciałem by mój wewnętrzny potwór stawał się bardziej agresywny w trakcie pełni, chociaż tego nie dało się uniknąć. Na tydzień przed przemianą musiałem dostarczyć mojemu organizmowi sporej dawki mięsa, czy mi się to podobało, czy nie.
- Rodzinny dietetyk Gryffindoru, Remus Lupin, który kieszenie ma wypchane Czekoladowymi Żabami, a w torbie, w sekretnej skrytce Remusa zawsze tkwi tabliczka czekolady. – James wyszczerzył się dumny ze swojego odkrycia. Moje wielkie oczy i mina zdradzająca szczał w dziesiątkę chłopaka świadczyły jednoznacznie o prawdziwości jego słów. Już podczas wakacji przerobiłem swoja torbę by ukryć w niej łakocie na chwile, kiedy będę musiał zjeść ich trochę by dobrze funkcjonować.
- Więc to tak! Mi zabierasz mięsko, a sam bawisz się w najlepsze z łakociami, co? – Syriusz sięgnął po pulpeta, jednak zamiast tego wziął sobie po prostu pieczony filet rybny. Jego uśmiech świadczył o tym, że robi to dla mojej przyjemności i ma zamiar słuchać moich rad. Byłem z tego powodu naprawdę szczęśliwy. Z większą dawką animuszu zjadałem swój obiad. Właśnie mijali nas Michael i Gabriel, którzy już opuszczali Wielką Salę, gdy nagle codzienny gwar zakłócił głośny, skrzekliwy krzyk.
- Padnij! – a później już tylko było słychać wielkie „plask” i wszystko zaszło ciemnością. Szczerze powiedziawszy tylko szybko bijące serce podpowiadało mi, że jestem cały i zdrowy, że nadal stoję o własnych siłach i nic poważnego mi się nie stało. Podniosłem rękę i pomacałem nią twarz. Była lepka, śliska i sam nie wiem, co właściwie się z nią stało. Natrafiłem na swoje zamknięte powieki i otarłem je. Teraz dopiero zrobiło się jasno, a ja byłem w stanie spojrzeć po innych. W koło nie dostrzegałem jednak nic poza jasnymi barwami. Czułem przyjemny słodki zapach. Po chwili dopiero zrozumiałem, co się dzieje, kiedy jasne górki ruszały się i zaczynały mówić. Polizałem usta i o wiele więcej stało się jasne. Wszystko, cała Wielka Sala i każdy w jej obrębie, było pokryte ciastem. Biszkopt, waniliowa masa, rodzynki, w niektórych miejscach. Wielka eksplozja tortu!
Obok J. właśnie zdjął z nosa okulary. Każdy był w łakociach, poza Skrzatem Domowym, który zamienił swój fartuszek w parasol i właśnie wyróżniał się czystością na tle waniliowego krajobrazu.
- Mieliśmy małe kłopoty w kuchni, dyrektorze. – powiedział piskliwie do zalanego tortem Dumbledore w wysokiej czapce. Tylko po tym można było go poznać. Niestety łakocie nie oszczędziły nauczycieli. Tyle, że teraz wszyscy w koło śmiali się głośno rozbawieni tym, co się stało. Ja za to skorzystałem z okazji wcześniejszego podwieczorku podjadając ze swoich rąk pyszny tort.
- Mam nadzieję, że wszyscy zdołali zjeść obiad. – wesoło rzucił dyrektor. – Teraz mogłoby to być dosyć trudne. Przyda nam się pomoc przy sprzątaniu, więc każdy będzie miał zajęcie na najbliższy czas. – uśmiechnął się słysząc zawiedzione westchnienia. – No już, już. – klasnął w dłonie rozbryzgując znajdujące się na nich masę i biszkopt.
Usłyszałem cichy pisk Michaela w pobliżu. Nie dało się nie poznać tych zadowolonych odgłosów, jakie wydawał.
- Jak króliczek! Słodki ogonek! – popiskiwał. Domyśliłem się, że osoba z czereśnią na oblanym tortem tyłku to Gabriel i właśnie to tak cieszyło Ślizgona. Musiałem jednak przyznać, że miało to swój urok. Ned jednak wykorzystał okazję. Przykucnął i wziął w zęby kandyzowany owoc prosto ze spodni swojego chłopaka. Uznałem, że nie byłoby sensu tego komentować, ani tym bardziej wspominać o tym, iż to ja mógłbym zjadać ciasto z Syriusza, o czym zapewne w tej chwili myślał. Wolałem dogadzać swojemu żołądkowi uzupełniając go słodkościami ze swojego ciała, tym bardziej, że miałem na twarzy zapewne niewyobrażalnie wielką ilość pyszności.
Atmosfera Wielkiej Sali była teraz zupełnie inna niż wcześniej. Każdy chichotał, komentował, nie było osoby, która teraz poznałaby kolegów, gdyby nie miejsca, jakie zajmowali. Ja sam z trudem rozróżniałem przyjaciół nie pamiętając zbyt dobrze, w którym miejscu siedział, który z nich. Tylko James wyróżniał się czystymi kołami wokół oczu po zdjęciu okularów. Biedny usiłował zlizać słodką masę, ale tylko rozmazał wszystko bardziej.
- Kiedy tak o dietach mówiliśmy... – wtrącił spokojnie Sheva, który podobnie jak ja korzystał z okazji dokończenia obiadu łakociem. Tym czasem nauczyciele starali się pozbyć, chociaż odrobiny tortu z siebie, by móc zabrać się jakoś do sprzątania. Nawet magicznie miało to być trudne, a woźny nie powinien tego wiedzieć, skoro dyrektor nie zechciał nawet wspomnieć o nim słowem. Zapewne wolał oszczędzić mężczyźnie kłopotów ze zdrowiem, gdyby zobaczył, w co zamieniła się teraz Wielka Sala. Osobiście jednak uważałem ją za najlepiej urządzone pomieszczenie ze wszystkich. W takich klasach mógłbym się uczyć, gdyż wtedy podjadałbym w trakcie ukochane łakocie bez strachu, że otrzymam upomnienie od jakiegoś nauczyciela. Uwielbiałem eksplozje tortów!

5 komentarzy:

  1. Kotek, wymieniałaś, co Remi nakładał Syriuszowi i szpinak powtórzył Ci się dwa razy XDNooo, taki obiadek to ja rozumiem xD Tylko że dieta chłopaków w sumie nie odniesie skutku xD Wiesz, wyobraziłam sobie Syriuszową wersję torby.. zamiast cukierków byłyby tak udka i pieczone skrzydełka XD A J. to ma chyba jakiś detektor, albo nadaje się na detektywa, szpieg jeden xD

    OdpowiedzUsuń
  2. O jak słodko.... :D Wielkia Sala zatopiona w słodkościach... piękny widok. Chłopcy są oczywiście słodcy... :D Czekamy na więcej.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Krytyk Wszystkiego Co Głupie I Beznadziejne24 września 2010 02:54

    Jednym slowem szok.

    OdpowiedzUsuń
  4. powiem szczerze, że wymęczył mnie te twój blog. dużo, długo. ale to dobrze, mało kto teraz tak wiernie pisze. tutaj plus. podoba mi się strasznie spojrzenie na świat przez Marcela i muszę przyznać, że choć nie znoszę, gdy ktoś do homoseksualizmu dodaje religię, ty zrobiłaś to w tak piękny sposób, że aż przychylniejszym okiem spojrzałam na to (jestem niewierząca)ogólnie podobają mi się jeszcze postacie Corneliusa i Erica, dobrze, że daje mu chłopak w kość, niech go od siebie jeszcze bardziej uzależni i już nigdy od niego nie odejdzie.Marcel i Filip są trochę za słodcy dla mnie, ale skoro jest to zamierzone nie mam obiekcji. podoba mi się postać Blooda, bo Alen jest dla mnie trochę pospolity. taki upierdliwiec.A najbardziej kocham Severusa, chyba od samego początku, kiedy to mama mi czytała pierwszą część, pokochałam. jakbym miała to chodziłabym w koszulce "I love Snape"co do głównej parki czyli Remusa i Lupina to są fajni. choć Remus za dużo je czekolady ;> roztyje się chłopak jak nie zacznie uprawiać sportu ^^Tak na koniec mojego długiego wywodu, to jestem ci niezwykle wdzięczna, za Albusa i Gellerta. Nawet czytając książkę, czułam, że pomiędzy nimi mogło coś byc ;>kończę już i czekam na kolejne notki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, Remus dietetyk, a później choć ciekawe czy ktoś nie miał wspólnego z tym wydarzeniem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń