niedziela, 26 września 2010

Upolowany króliczek

Kirhan jest chora, więc NIE BĘDZIE notek do następnej NIEDZIELI. Przez ten czas postaram się zebrać siły by mimo przeziębienia napisać notkę na AI NO TENSHI. Pojawi się w CZWARTEK.


1 maja
Po naszej małej przygodzie w Zakazanym Lesie miałem wielką ochotę odpocząć i wcale nie ruszać się z wygodnego krzesła, chociaż każde wydawało mi się wyjątkowo komfortowe. Po mojej ostatniej dawce sportu daleki byłem od powtarzania tego wyczynu. Byłem także przekonany, że nieszczęsne owady nadal pamiętają dwóch intruzów, których należało zlikwidować, jeśli pojawią się ponownie z pobliżu. Nie chciałem więcej spotkać się z żadnym przerośniętym insektem, ani innym nienaturalnym stworzeniem. Miałem już dosyć atrakcji i w głębi duszy miałem nadzieję, iż nie pojawi się więcej nieznajoma postać spod drzewa. Miałem złe przeczucia związane z nią, chociaż zapewne przesadzałem, co zdarzało mi się coraz częściej. Brakowało mi wakacji, a one zbliżały się wraz z egzaminami, których cienie snuły się nad każdym, lub uwydatniały się w postaci wielkich, sinych podków pod oczyma.
Dzisiejszy dzień chciałem spędzić spokojnie, na nauce, rozmowach z kolegami i relaksie przy szklance z sokiem. Nie przewidziałem tylko, iż przyjaciele postanowią sprawdzić swoją zastawioną wczoraj pułapkę. Uznali, iż najlepszym rozwiązaniem będzie codzienne jej doglądanie. Gdyby została naruszona, a w pobliżu nie byłoby naszej ofiary, wtedy przynajmniej mielibyśmy pewność, że więcej może się nie pojawić, gdyż został ostrzeżony. James chciał się nawet zakładać, iż jego genialny plan, który przywłaszczył sobie w całości, należał do na tyle skutecznych, że nasz „ptaszek” wpadnie do klatki i zostanie na dłużej. Osobiście uważałem, że chłopak nie docenia nieznajomej postaci. Jeśli zdołała dostać się na teren szkoły i jest w stanie rozpływać się niemal w powietrzu, to znak, iż mamy do czynienia z potężnym czarodziejem. Andrew zgadzał się ze mną, ale nie mówił tego głośno. Wolał dać się ponieść przygodzie, by mieć, co opowiadać w domu.
Pakując na siłę ostatnią książkę do zaklęć prosiłem przyjaciół by poczekali chwile. Torba nie chciała się domknąć, a ramię już bolało mnie od jej trzymania. Nie mniej jednak uważałem, że nauki przed egzaminem nigdy za wiele, a więc musiałem pocierpieć by osiągnąć później sukces.
- Jeszcze chwileczkę... – stęknąłem na siłę chcąc upchać wolumin. Syriusz wyrwał mi go z rąk i sam schował do siebie.
- I po kłopocie. Możemy już iść? – moja jawna przesada w podejściu do nauki chyba powoli działała mu na nerwy, jednak nic na to nie mogłem poradzić. Podczas gdy on podchodził to wszystkiego z rezerwą, ja bałem się i ciągle o tym myślałem. Entuzjazm przyjaciół na pewno działał na mnie pozytywnie, ale musieli siłą wciągać mnie w swój świat.
- Pospieszcie się, pospieszcie! – James podskakiwał w miejscu zniecierpliwiony. – Mówię wam, że mnie coś tknęło jakieś dwie godziny temu i to na pewno od pułapki. Czuję, że moje dziecko najadło się właśnie i tylko czeka aż przyjdziemy pozbierać kości. Ja was ładnie proszę, ruszcie kupry! – z błagalną miną zaczął skakać w stronę wyjścia. Nie miałem już jak ich spowalniać, więc grzecznie podążyłem za okularnikiem, którego rozpierała energia.
Zaledwie wyszliśmy ze szkoły, a dostrzegłem ruch za drzewem, które stanowiło nasz punkt docelowy. Jakiś ciemny kształt kręcił się w tamtym miejscu. Łapiąc za ramię Blacka skinąłem głową w tamtą stronę. Byliśmy zbyt daleko, by dokładnie dostrzec wszystko, ale w miarę, jak podchodziliśmy powoli i czujnie, mogliśmy zauważać więcej szczegółów. Na początku wydawało mi się, że to jakieś dziwne zwierze, później przekonywałem się z coraz to większą pewnością, iż mamy do czynienia z człowiekiem, by na sam koniec, kiedy moje zmysły były w stanie odróżniać wszelkie kształty, zrozumiałem, kim jest nasza zdobycz.
- Nasza pułapka zawiodła, a raczej złapaliśmy niewłaściwą osobę... Wróć, złapaliście! Mnie w to nie mieszać. – mruknąłem do chłopaków, którzy zaintrygowani i dumni z siebie nagle przestali się głupio uśmiechać. Chyba i do nich dotarło, iż złapany osobnik, nie był tym, którego planowali dorwać.
- No, nareszcie ktoś się zjawił! – głos gajowego wydawał się zabarwiony złością. – Uwolnijcie mnie teraz. – zmienił odrobinę pozycję, dzięki czemu mogliśmy dostrzec jego obrośniętą twarz zza kratek przygotowanej dzień wcześniej klatki, która dobra dla normalnego człowieka, Hagrida uwięziła zaledwie na wysokości ramion. Jego głowa była jak ptak w klatce, chociaż nie o to chodziło dokładnie Potterowi. – Co to u licha ma być? Kto robi tak niebezpieczne zabawki i wiesza na drzewach? I uwolnijcie mi nogę, bo nie mogę się wyrwać. To jakieś magiczne ustrojstwo!
- Ha... Hagrid... – okularnik wymusił uśmiech. – Co się stało?! – podjął się nagle swojej gry. Idąc za jego przykładem także i my musieliśmy oszukiwać biednego gajowego. Oby kiedyś wyszło mu to na dobre.
- A no, widzisz. Szedłem sobie do zamku, pogadać z Dumbledorem, a tu nagle jak nie łupnie, jak nie wpadnę nogą w dół! No i walnęło mnie w łeb, a widzisz efekt. Niebezpiecznie się bawicie na błoniach, aż strach, co to teraz uczniom do głowy przychodzi.
- Prawda?! – J. zerwał się od razu do pomocy. – Pomóżcie mi! – rozkazał łapiąc mocno za gałęzie klatki, by uwolnić z niej gajowego. Syriusz dołączył do niego i obaj siląc się ciągnęli, póki nie wystrzeliła ona z ciała Hagrida jak korek z butelki.
- To pewnie jakaś pułapka na zające. – zmyślił na szybkiego Black. – Pewnie bawią się w polowanie, wiesz jak to bywa. – rzucił okiem na nogę gajowego i przywołał mnie ruchem ręki. Dobrze wiedziałem, o co chodziło. Rzuciłem małe zaklęcie by lina, która owinęła się w koło nogi mężczyzny stała się widzialna i pozwoliła się rozwiązać. Pomogliśmy od razu wstać Hagridowi, który pokuśtykał kawałek i syknął z bólu.
- Wżarło się w nogę, jak bestia. Boli, ale nic poza tym. Pomóżcie mi dotrzeć do domu i tyle moich wycieczek dzisiejszego dnia. Och, i byłbym wdzięczny gdybyście zdołali dosłownie w pięć minut, zaopiekowali się moimi dyniami. – spojrzał po nas prosząco. Gdyby nie to, że byliśmy winowajcami w tej sytuacji moglibyśmy odmówić, jednak wiedząc, że to przez nas mężczyzna kuśtyka, naszym obowiązkiem było pomóc mu.
- Od tego ma się przyjaciół, Hagridzie. – rzuciłem uśmiechając się do kolegów. Nie byli zachwyceni, ale oni także rozumieli powagę sytuacji.
Z ogromnym trudem przyszło nam podtrzymywać wielkie ciało gajowego, nie wspominając już o sadzaniu go na krześle. Nogi się pode mną uginały, gdy tylko kładł dłoń na moim ramieniu, a co dopiero podtrzymywać może z połowę masy jego ciała. Uporaliśmy się jednak z tym problemem i teraz przyszła pora na następne.
- W beczce za domem jest woda do podlewania i wiaderko. Chlapnijcie troszkę moje maleństwa i głaskajcie je przez chwilę mówiąc do nich. To bardzo ważne, by wyrosły na duże i smaczne dynie. – myślałem przez chwilę, że gajowy żartuje, jednak przeliczyłem się pod tym względem. Był poważny jak nigdy i to mnie najbardziej przerażało.
Z nietęgimi minami wyszliśmy z chatki. Beczka była ogromna i by do niej dostać musiałem wejść na ramiona Blacka, zaczerpnąć wody, po czym podać wiaderko Shevie, który podlewał dynie, gdy J. głaskał je i zaczął opowiadać im bajki. Szczerze powiedziawszy to wolałem moją pracę, niż jego działkę. Może i musiałem wkładać w to wiele siły, ale przynajmniej nie wyglądałem jakby mi odbiło. Żałowałem, że cała szkoła nie może zobaczyć tej jednej sceny.
- Ej, nie po butach! – Potter syknął na Andrew, który udał przejętego i szybko przeprosił.
- Nie chciałem. Tak ciekawie opowiadasz o pszczółce i dyniowym kwiatku, że się zasłuchałem i przypadkiem mi się chlapnęło...
- Milcz! – okularnik zrozumiał, że chłopak się z niego nabija i chyba z trudem powstrzymał swoje mordercze żądze. Wrócił do głaskania swoich pomarańczowych dzieciątek. – I wtedy przyszedł królik i chciał zjeść kwiatek dyni, więc pszczoła użądliła go w tyłek i ocaliła przed nim swojego przyjaciela. – zakończył swoją pasjonującą opowieść. Odsunął się od jednej dyni i przeszedł do kolejnej. Teraz podjął się jakiejś historyjki o listku i mrówce. Wyglądał przy tym, jakby przyszło mu przerzucać odchody hipogryfa do użyźnienia grządki. Z drugiej strony poletka Peter rozwodził się nad smakami Fasolek Wszystkich Smaków głaszcząc dwie dynie jednocześnie. On jeden wyglądał przy tym całkowicie naturalnie i rozmarzony nawet nie zwracał uwagi na nas, czy też swoje zajęcie. Chociaż bolały mnie ramiona, zapewne podobnie jak Blacka i Andrew, to musiałem przyznać, że wprawiło mnie to wszystko w dobry nastrój. Taka kara może nie ostudziła zapału przyjaciół do uganiania się za nieznajomą postacią, ale dała nam nauczkę, by więcej nie próbować ryzykownych sposobów.

7 komentarzy:

  1. oni są przekomiczni:D Tylko brakuje mi takiego sam na sam Syriusza i Remusa... uwielbiam ich... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym usłyszec te Jamesowe bajeczki... :D Ładnie lekko i przyjemnie. Trochę krótko, ale skoro autorka chora.... to musimy to wybaczyc. Szybkiego powrotu do zdrowia. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bajki Pottera powinny znaleźć się w Hogwarcie jako dodatkowy przedmiot xD A tak mnie teraz naszło, że Potterowi podoba się Noela.... a ona jest nim, więc kurcze J. ma jakiś radar na chłopaków XDOoo, ptaszek w klatce ;P Raczej dorodne ptaszysko, choć to nie o ten okaz im chodziło, no ale dobre i to XDD Ogrodnictwo przyda im się na zajęciach ze Sprout xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdrowiej, kuruj się, pij sok malinowy, grzańca z miodem i jeżeli możesz, to pod kocykiem usiądź przed komputerem i poczytaj u mnie rozdział xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też wolę j'rock, ale tutaj musiałam wpleść kołysankę... choć byłoby śmiesznie, gdyby za takowa uznać na przykład... coś z DEGu xD Siewcy wiatru nie miałam w rękach, ale Wish i owszem (mmm, Clamp xD). Opowiadanie będzie czymś.. w deseń, choć niezupełnie xD Postaci w wersji mini wyglądają jak Kohaku i Koryu, choć ich charaktery nie są takie, jak w Wishu, ojj, nie XD

    OdpowiedzUsuń
  6. Ty... Ty szybko mid zdrowia masz wracać ~! xDBiedny Hagrid z tą nogą, szalone pomysły naszej paczki dają się we znaki ;]. Ja też kcem, aby mi bajkę opowiadał *w*U mnie 16 rozdział Run This Heart ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniale, no złapali, ale nie tego którego mieli, ech gdyby wtedy Potter pobiegł bez darcia się wcześniej, to już dawno by to wiedzieli...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń