środa, 17 listopada 2010

Kartka z pamiętnika XCV - Severus Snape

Otarłem nos rękawem szaty nie mając innego sposobu na pozbycie się płynnej wydzieliny, która była spowodowana niedawnymi łzami. Nie spodziewałem się, że będzie mi tak ciężko z powodu zaledwie dwóch idiotów, którzy przyczepili się do mnie i robili wszystko by uprzykrzyć mi życie w szkole. O ile czasami mogłem znosić to dzielnie i z godnością, o tyle dziś nie czułem się na siłach by to przetrwać. Zdołałem jedynie oddalić się od nich, jak gdyby nigdy nic, a łzy same pociekły mi z oczu, gdy byłem już bezpieczny. Wstydziłem się swojej słabości, ale nie mogłem z nią walczyć, było to niemożliwe, zaś uśpienie uczuć wymagało czasu, który działał na moją niekorzyść, jeśli wziąć pod uwagę nasilające się ataki najgorszych Gryfonów, jakich do tej pory spotkałem.
Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że ktoś za mną idzie, dopóki nie zostałem zaatakowany od tyłu. Odskoczyłem i odepchnąłem osobę, która usiłowała mnie złapać. Oddech mi przyspieszył i byłem gotowy zaatakować, jednak mój wzrok nie padł na żadnego wroga, ale na zaskoczonego moją reakcją Lucjusza. Kiedy początkowe zdziwienie minęło otarłem szybko oczy rękawem. Nie chciałem nawet myśleć, co powiedziałby Lucjusz na to, że wcześniej drugim wytarłem nos. Wziąłem szybko głęboki oddech i uspokoiłem się by nie wiedział, że cokolwiek mnie dręczyło. Było chyba jednak na to zbyt późno. Przyłożył ciepłe, delikatne dłonie do moich policzków i potarł lekko. Skrzywiłem się mimowolnie, ponieważ podrażniona wcześniej przez słone łzy skóra zapiekła mnie teraz i musiała się zaczerwienić.
- Płakałeś. – zauważył. – Co się stało?
- Nic. – rzuciłem tym razem pocierając oczy dłońmi, co nie mogło przynieść nic dobrego i w efekcie tym bardziej zapiekły mnie policzki.
- Nie potrafisz kłamać, nawet, jako Ślizgon. – Lucjusz pokręcił głową. – Więc czym się tak martwisz? – ponownie podjął próbę objęcia mnie, czemu teraz się nie sprzeciwiłem. Przytulił pierś do moich pleców, policzek do ramienia i uśmiechnął się zniewalająco, jak zawsze do każdego.
- Dam sobie radę, to nic wielkiego. – znowu chciałem by dał temu spokój, ale moje wymówki naprawdę były godne pożałowania. Nie mniej jednak chłopak chyba zrozumiał, że wolę o tym nie mówić i nie pytał więcej o nic. Zamiast tego miał inne plany, których nie musiał mi otwarcie zdradzać. Wiedziałem, czego mógłby chcieć, skoro znalazł mnie na korytarzu i zainteresował się mną.
- Pokój jest pusty, może chciałbyś wpaść? – powiedział jasno to, czego się domyślałem. Skinąłem przyzwalająco głową. Jakkolwiek powinienem mu odmówić i przestać bawić się w te gry, które tylko mnie raniły, to nie potrafiłem tego zrobić. Schlebiało mi, że Lucjusz nadal mnie potrzebuje, mimo iż miał do dyspozycji Narcyzę, z którą byli już oficjalnie parą. Może łudziłem się, że kiedyś coś się zmieni i zajmę istotniejsze miejsce w życiu Lu, jednakże póki, co nie zapowiadało się na żadne przełomowe wydarzenia, które mogłyby to urzeczywistnić.
- Coraz rzadziej cię widuję. – podjąłem powoli, ponieważ w końcu miałem okazję by zamienić z chłopakiem kilka słów. Jego dłoń spoczęła na moim ramieniu, a usta musnęły policzek, w tej ostatniej chwili, zanim znaleźliśmy się na korytarzu wiodącym bezpośrednio do dormitorium.
- Niestety. Mam trochę na głowie. Narcy, szkoła, dom... Sam rozumiesz, wiele się teraz dzieje. – to nie była wymówka, chociaż brzmiało niemal jak jedna. Przecież sam nie żaliłem się chłopakowi ze swoich problemów, by go niepotrzebnie nimi nie obciążać, a wiedziałem, że on byłby w stanie wstawić się za mną, kiedy tylko potrzebowałbym tego. Wierzyłem mu, kiedy zapewniał, że nie czuje nic do najmłodszej z sióstr Black, kiedy zapewniał, że woli mnie, że tylko ja jestem w stanie dać mu to, czego pragnie. Ale on nie mógł mi tego udowodnić, nie mógł porzucić dla mnie wszystkiego, a ja wcale tego nie chciałem, chociaż na pewno sprawiłoby mi to wielką przyjemność.
Weszliśmy do jego pokoju. Rzeczywiście był pusty i chyba nikt nie miał wrócić przez najbliższy czas. Wątpiłem z resztą, by Lucjusz przejmował się takimi błahostkami.
- Połóż się na łóżku. – nakazał spokojnie. Sam podszedł do szafki zdejmując swoją szatę szkolną. Ja nie mogłem pozwolić sobie na równy spokój. Położyłem się na pachnącej jego perfumami pościeli i leżałem nie poruszając się nawet. Nie kazał mi w końcu tego robić.
Podszedł do mnie i roześmiał się spoglądając na moją poważną twarz, wyczekujące spojrzenie. Pocałował mnie sprawiając, że nie myślałem już o przykrościach, nie liczyła się Narcyza, która w tej chwili mogła tylko marzyć o Lucjuszu. Czułem, że jestem od niej lepszy, ponieważ on do mnie wracał, ponieważ mówił mi masę słodkich słów, których ona na pewno nigdy od niego nie słyszała.
- Nie musisz udawać martwej ryby. – rzucił odgarniając włosy z mojej twarzy. Wydawał mi się bardzo łagodny. Z reszta Lucjusz zawsze był pełen taktu i łagodności w tym, co robił, w tym jak mnie traktował. Może tak właśnie przystoi paniczowi z dobrego domu, ale on wydawał się w tym szczery, kiedy chodziło o mnie. Czy go idealizowałem? Sam nie wiem, ale na pewno potrafił obudzić we mnie najlepsze cechy Ślizgona.
Podniosłem dłoń i dotknąłem palcami jego twarzy. Był naprawdę piękny. Idealnie wykrojone usta, jasne oczy, nie potrafiłem sobie wyobrazić nikogo, kto bardziej od niego zasługiwał na tytuły i bogactwa czystej krwi czarodziejów. Jego wyższość sprawiała, że zmieniałem się dostosowując do niego. Nie wiem, kim byłbym, gdyby Lucjusz wcale się mną nie zainteresował, nie miałem pojęcia, jakim się stanę w przyszłości ze względu na niego i moje życie, ale w stosunku do niego zawsze miałem być inny niż w przypadku innych ludzi. Poniekąd był moim protektorem.
- O czym znowu myślisz? – mruknął nadąsany wkładając dłonie pod moje ubrania by sięgnąć nagiej skóry na piersi. Jego wzrok zabraniał mi kłamać, a przecież i tak nie potrafiłem tego robić.
- Uważam, że jesteś bardzo przystojny. – zawstydziłem się trochę tymi słowami. Inaczej brzmiały w myślach, a inaczej, kiedy wzbijały się w przestrzeń i nabierały pewnego kształtu.
Lucjusz uśmiechnął się dumny i zaprezentował mi się w pełnej okazałości.
- Oczywiście, że jestem przystojny i to się nie zmieni. Ale właśnie, dlatego ty jesteś taki ładny, czyż nie? By dobrze do mnie pasować. – rzucił pochlebstwo, które pogrążyło mnie w wielkiej otchłani wstydu, który tylko w tym wypadku był dla mnie tak przyjemny. – I gdybyś częściej podnosił głowę, częściej byś mnie widywał. Ja widzę cię codziennie wiele razy. – kokietował. – Gdybyś tylko patrzył w górę, kiedy wychodzisz z pokoju, albo jesteś w Wielkiej Sali, przechodzisz korytarzem... To rozkaz, Severusie. Od dziś musisz nosić głowę wysoko uniesioną, bym mógł cię lepiej widzieć i podziwiać. Kiedy zasłaniasz się włosami nie wyglądasz tak dobrze, jak na przykład w tej chwili... – uśmiechał się zachwycająco, czym wywołał moje prychnięcie. Roześmiał się, ponieważ wiedział, że mnie zawstydza, a tym samym sprawia mi tym większą przyjemność.
- Czyżbyś aż tak nawykł do kłamania Narcyzie, że nie potrafisz się powstrzymać przy mnie? – zapytałem niewinnie, by jakoś uwolnić się od jego pełnego tryumfu spojrzenia. Na chwilę uśmiech spełzł mu z twarzy, ale szybko na nią powrócił.
- Zaczynasz ze mną, a później będziesz mógł juz tylko prosić żebym się tobą interesował i nigdy nie przestawał. – pocałował mnie nie pozwalając odpowiedzieć na swoje stwierdzenie. Wiedział, że nigdy nie prosiłem o takie rzeczy, ale może bardzo tego chciał. Teraz nie miało to większego znaczenia. Był przecież ze mną, zdołał zaleczyć ranę, która wcześniej wycisnęła łzy z moich oczu. Dla niego chciałem być silniejszy i mniej przejmować się błahostkami.
Oddałem jego pocałunek, zacisnąłem dłonie na jasnej koszuli, którą miał na sobie. Czułem, że coś do mnie czuje, jego ciepłe pocałunki, szczere pieszczoty zapewniały mnie, że jestem przez niego kochany.
Syknął odsuwając się nagle ode mnie i z niezadowoleniem zaczął zdejmować ze mnie ubrania. Widocznie przeszkadzały mu i wolał mieć już to za sobą. Bawiło mnie jego zachowanie, to jak bardzo był niecierpliwy i naturalny. Jasne światło wydawało się przedostawać do mojej duszy, która zmieniała się zaskakująco szybko pod jego dłońmi, jakby modelował ją, nadawał kształt. A mimo to czułem się naprawdę szczęśliwy żyjąc swoim własnym życiem, tak dziwnym, pełnym sprzeczności, ale jednak wyjątkowym, ale tylko w pobliżu Lucjusza. Tylko przy nim wiedziałem, jaki jestem naprawdę, a to jeszcze się nie ujawniło.

4 komentarze:

  1. Sev jest trochę jak Oliver, bo kocha (różnica w tym, że z wzajemnością) , ale nie może dostać tej osoby, bo ma ona inną.... której raczej nie darzy sympatią. Szkoda mi Sevika, bo ma chłopak przechlapane z Blackiem i Potterem. Jak nie Narcyza to Syri się na niego w pewien sposób uwzięli i słowo daję chciałabym, aby mu się ułożyło na stałe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe fajne -z resztą jak zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sev jest dziwny... troszkę mi go żal. Nieszczęśliwa miłość, która zawsze taka będzie.Ale miałam nadzieję, że jakoś ostrzej będzie pod koniec :)Wybacz, ale nie mam dostępu :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, och zrobili wielką przykrość Sevrusowi, ale zjawił się Lucjusz, ale też przykro że i jego raczej nie traktuje poważnie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń