piątek, 19 listopada 2010

Kartka z pamiętnika XCVI - Thomas Mares

Dlaczego to zawsze ja ulegałem? To było naprawdę dobre pytanie. Nie pamiętałem już dni, kiedy to potrafiłem postawić na swoim, a może nigdy nie istniały? Już od dziecka pozwalałem Karelowi na wszystko, to on miał ostatnie słowo, decydował o wszystkim, a ja po chwilowym tylko sprzeciwie dawałem za wygraną. Może to moja słabość do niego nauczyła go, jak wykorzystywać swoje atuty, a może tylko był sobą, tak innym ode mnie. Kiedy o tym myślałem dostrzegałem coraz więcej różnic między nami. Nawet, jeśli z wyglądu byliśmy tacy sami, to nasze charaktery zostały podzielone sprzecznościami i w ten sposób jakoś się dopełnialiśmy, chociaż nigdy nie idealnie. W końcu, kiedy jedno z nas tryumfowało, to drugie musiało przegrywać. W tym wypadku zawsze padało na mnie, jednak dziś chciałem wykazać się większą inicjatywą w małej wojnie, którą toczyliśmy.
Zaczęło się niewinnie od katalogu ze zwierzakami, który przysłali nam rodzice z listem tłumaczącym nam, o co chodzi. Mama planowała kupić zwierzątko, ale nie miała pojęcia, jakie wybrać. Dlatego powierzyła to zadanie nam i tu właśnie tkwił największy problem. Spośród całej masy magicznych zwierzaków i słodkich pupili, ja wolałem psa, zaś Karel kotka. Marzył mi się niewielki szczeniak, którego nauczyłbym nosić kapcie, aportować i ogólnie bawić się, by dotrzymywał mi codziennie towarzystwa. Brat za to planował mieć mruczka do głaskania, rozpieszczania i podziwiania, jako małe delikatne zwierzątko. Naszych upodobań nie dało się pogodzić, a więc musieliśmy dojść do porozumienia na drodze eliminacji.
- Koty wcale nie są obrzydliwe! – Karel mierzył mnie wściekłym spojrzeniem, jakby zaraz miał się na mnie rzucić i podrapać mi całą twarz, bym się nauczył czegoś raz na zawsze.
- Liżą się nie wiadomo gdzie, a później liżą całe futro! Są paskudne! A ich kuweta śmierdzi! – upierałem się wyszukując każdy możliwy powód by przechylić szalę zwycięstwa na stronę pieska. – Zjadają swoje dzieci, kiedy kocięta są chore! – kiedyś chyba o tym czytałem, albo słyszałem... Sam nie wiedziałem dokładnie, jednak na pewno spotkałem się z takim faktem.
- No, bo... – Karel zawahał się myśląc nad jakąś ripostą. – Bo kocięta są chore... – mruknął niespecjalnie entuzjastycznie.
- I ty też zjadłbyś swoje dzieci, gdyby były chore i słabe? – pytanie było wyjątkowo głupie, ale mniej więcej oddawało ogólny sens moich myśli.
- Może to nieprawda! Poza tym psa trzeba wyprowadzać, szczeka i liże cię po rękach, twarzy i w ogóle i więcej je! – upierał się w dalszym ciągu. – Kotki są ładniejsze i milusińskie.
- I zdradliwe, nie zapominaj, mało tego wcale nie są wierne, bo wracają tylko żeby się najeść, jeśli nigdzie indziej nie dostały nic na ząb. Karel, myśl racjonalnie. Pies jest wierny i uczciwy.
- To wszystko stereotypy! To, że ty jesteś bez serca, nie znaczy, że ja także! Więc nie każdy kot musi być zły, a pies dobry, jasne?! – mój brat zaczynał się naprawdę denerwować. Łzy stanęły mu w oczach, co było wyuczonym gestem byleby jakoś na mnie wpłynąć.
- Dzielimy ze sobą pokój, a ja nie chcę żeby jakiś wstrętny kocur kręcił mi się po moim terenie, poza tym bałbym się, że mi oczy zeżre we śnie. One tak potrafią.
Karel nie słuchając mnie wydął dolną wargę, zrobił błagalną minę i patrzył na mnie cielęcym wzrokiem. To był mój najsłabszy punkt. Miałem świadomość, że robi to poniekąd „moją” twarzą, więc nie potrafiłem znieść czegoś podobnego. A on, niczym dziecko, miażdżył mnie pod słodkim spojrzeniem pełnym błagania nie bacząc na moje upomnienia, czy prośby by przestał.
W końcu jednak wpadłem na dobry pomysł, który chociaż ponownie był przegraną z mojej strony to łagodził gorzki smak porażki w idealny sposób. Skoro on chciał kota, a ja chciałem psa, to, dlaczego nie mieliśmy dostać obaj tego, czego pragniemy, tyle, że inaczej niż można by sądzić? Poza tym rodzice na pewno po kilku komentarzach przestaną zwracać uwagę na mnie i brata, a tym samym mój plan dojdzie do skutku i zapewni mi połowiczne zwycięstwo, co kłóciło się z prawdą i było naciąganą ideologią, którą właśnie tworzyłem.
- Zależy ci na kotku? – zacząłem niby to obojętnie, więc Karel nie mógł wiedzieć, co chodzi mi po głowie. Skinął głową poważniejąc i przestał wykrzywiać żałośnie twarz. Może uznał, że skoro to nie przyniosło pożądanego efektu od razy, to w ogóle już nic nie zdziała w taki sposób. – Bardzo ci zależy? – dodałem kolejne pytanie, a on ponownie skinął. – Sprawdźmy, więc jak bardzo. – teraz pozwoliłem sobie na uśmiech. – Ty dostaniesz kotka, ale ja musze mieć wtedy pieska, rozumiesz? – pokręcił głową przecząco. – Jeśli kupimy ci kota, to nie możemy kupić mi psa, prawda? – naprowadzałem go powoli na trop. – Nie ma nic za darmo. Zgodzę się na kota, pod warunkiem, że BĘDĘ miał PSA. – podkreślałem najistotniejsze słowa. Chciałem by sam wpadł na rozwiązanie, ale chyba się nie zapowiadało. Póki, co nic nie osiągnąłem, więc porzucając obraną taktykę postanowiłem mówić bardziej szczerze. Tylko nie wiedziałem jak mam zacząć, co powiedzieć, jak wytłumaczyć. Zgubiłem się chwilowo we własnych myślach.
- Rodzice nie zgodzą się na psa, nawet, jeśli go nie kupimy, ale dostaniemy, jeśli już będzie kot... – Karel utwierdził mnie w przekonaniu, że nie ma pojęcia, o co mi chodziło.
- Nie o to chodzi. – westchnąłem. – Jeśli tak ci zależy na kocie, a ja chce mieć psa, to znaczy, że...? – nadal nie pojmował sądząc po głupiej minie. – To znaczy, że masz być psem! – nie wytrzymałem. – Chcę psa, ty kota, więc zgodzę się na kota, jeśli będę mieć psa, a więc jeśli tak ci zależy na tym parszywym futrzaku to musisz służyć mi za psa! Teraz rozumiesz? – chyba prościej i równocześnie bardziej zawile nie mogłem tego wytłumaczyć.
Karel skrzywił się, widać było, że jest rozeźlony, ale westchnął głośno przecierając dłonią twarz.
- Niech będzie. Będę psem. – poddał się bez zbędnej walki, tak jak ja porzuciłem pomysł by kupić prawdziwe zwierzątko wedle moich upodobań.
- Musimy, więc przypieczętować nasz układ, jeśli mamy mieć pewność, że wszystko pójdzie jak należy i nikt nie zdradzi, prawda? Bo co by to było, gdybyś mnie wystawił do wiatru? – uśmiechnąłem się słodko, kiedy brat prychnął krzyżując ramiona na piersi. Wiedział, w jaki sposób zawsze pieczętujemy nasze ugody, a więc i teraz nie miało być inaczej. Nie sądziłem, by chłopakowi miało się to nie podobać. W końcu zawsze kłóciliśmy się o coś i godziliśmy się bardzo szybko, a to mogło oznaczać, że nasze sprzeczki należały wyłącznie do kanonu naszych zabaw, nie zaś poważniejszych problemów.
Karel złapał mnie za rękę i pociągnął do łazienki. Wieczorna wspólna kąpiel była całkiem dobrym pomysłem na podpisanie zawartego przez nas kontraktu słownego. Niewiele miałem do roboty, kiedy brat zajął się wszystkim zamiast mnie. Rozebrał się, następnie zdjął moje ubrania i z troską zadbał by woda nie była za zimna, ani za gorąca. W między czasie całował mnie dla zabicia czasu, lub żeby mnie zmusić do większego zaangażowania później, co było przecież zbyteczne.
Objąłem go, kiedy sprawdzał wodę, a on chlapnął nią obryzgując zarówno mnie, jak i siebie. Z uśmiechem na twarzy przekręcił się w moich objęciach i pocałował mocniej niż poprzednio. Na ten pocałunek mogłem odpowiedzieć z czystym sumieniem, ponieważ z całą pewnością właśnie, dlatego został mi podarowany. Cieszyłem się, że okulary zostały w pokoju i nie przeszkadzały nam podczas tych niewinnych pieszczot. Czasami zastanawiałem się, czy nie lepiej by było zrezygnować z nich całkowicie, ale póki, co wolałem nie bawić się w rozważanie wszystkich za i przeciw. Miałem coś ważniejszego na głowie, nie mówiąc w tym wypadku o dłoniach Karela, które zbierały moje włosy w kok z tyłu głowy, jakby dla zabawy, a jednocześnie po to by aż tak nam one nie przeszkadzały. Nieprzerwanie całowałem jego wargi, gdy on ocierał się o mnie powoli, namiętnie. Jego ciało było wilgotne od osadzającej się na nim pary wodnej i chociaż zakręcił już wodę, to nie spieszyło nam się by wejść do wanny. Wolałem dotykać skóry Karela to na plecach, to znowu na brzuchu, czy udach, by była wrażliwsza na pieszczoty później, gdy przejdziemy do czegoś konkretniejszego. Nasze gry wstępne zawsze miały w sobie coś z prawdziwych pieszczot i trwały bardzo długo. Wątpiłem byśmy w takich okolicznościach posunęli się dalej niż tylko do nich, ale nie stanowiło to wielkiej różnicy. Miałem chłopaka, na co dzień i nie musiałem martwić się, że kiedy ja będę spragniony on będzie miał inne zdanie na ten temat. O tyle byliśmy jednak podobni do siebie, jak przystało na bliźnięta, że zawsze chcieliśmy swojej bliskości w tym samym czasie, nawet, jeśli nie zdawaliśmy sobie z tego do końca sprawy. To dawało nam wielką satysfakcję, tak jak w tej chwili, kiedy sprzeczka sprzed kilkunastu minut odeszła już w całkowicie zapomnienie.

2 komentarze:

  1. O jakże nieludzkiej porze wstawiałaś notkę! xD Karel jako psiak? A to jestem ciekawa co się będzie z tym wiązało... czy będzie musiał być na zawołanie Thomasa, czy też niekiedy będzie zamieniał się w psiaka xD Albo zakładał psopodobne ubranie xD Z uszkami.... ;3 Twoi bliźniacy przypominają mi moich bliźniaków z roku, choć ostatnio zauważyłam, że się chłopaki rozdzielili (jeden ma dziewczynę) i nie spędzają ze sobą zbyt wiele czasu.. a drugi z bliźniaków (ten wolny) wydaje się być.. przygaszony. Ciąża zwyciężyła xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, no ciekawe czy będą mieli tego kota...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń