niedziela, 14 listopada 2010

Ryzyko

6 czerwca
W końcu doczekałem się dnia przemiany, który zniweczył przecież tak wiele moich planów. Byłem przekonany, że teraz moje dolegliwości się skończą i będę mógł wrócić do normalnego życia. Nie podobało mi się tylko, że znowu będę musiał siedzieć w zabitym deskami domku i czekać tam na nieuniknione. O ile łatwiej byłoby mi to przetrwać, gdybym ostatnie dni spędzał z przyjaciółmi, nie zaś ograniczał spotkania z nimi do chwil, kiedy przynosili mi notatki, czy po prostu odwiedzali, bym nie czuł się całkiem samotny. Uparłem się jednak, że będę dzielny i idąc z panią Pomfrey do tajemnego przejścia przy wierzbie bijącej myślałem tylko o przyjemnych rzeczach, jakie czekają mnie później.
Wydaje mi się, że trzymałem się dzielnie idąc błoniami skąpane w jaskrawym blasku skrywającego się już za horyzontem słońca. Wszystko było pełne cieni, nienaturalnych barw i odczuwałem wyjątkową niepewność, gdy myślałem o zapadnięciu zmroku i księżycu, który wtedy zawładnie niebem.
Nagle wydało mi się, że dostrzegłem jakieś poruszenie z boku. Odwróciłem się i przystanąłem na chwilę patrząc uważnie w miejsce, gdzie chwilę wcześniej coś się działo, a teraz nie pozostały po tym żadne ślady. Przypomniałem sobie o nieznajomym i zimne dreszcze przeszły przez moje ciało. Gdybym tak nagle go spotkał? Gdyby wiedział o starym domu i tam właśnie się ukrywał? A co jeśli gdzieś tam będzie, gdy ja będę się właśnie przemieniał? Albo zaraz wcześniej, gdy wszystko będzie otulone ciemnością, a on zacznie dyszeć przy moim uchu mając złe zamiary i postanowi mnie zabić?
- Remusie? – pani Pomfrey przywróciła mnie na chwilę do rzeczywistości. Potrząsnąłem głową, by przestać myśleć o takich złych rzeczach i dogoniłem ją szybko. Musiałem odrzucić ponure myśli od siebie, co nie było wcale łatwe. Widać samotność dawała mi się we znaki i popadłem w jakiś fatalistyczny humor, który karmił mnie czarnymi scenariuszami na najbliższe kilkanaście godzin.
Dla pewności ponownie spojrzałem za siebie. Kolejne złudzenie ruchu i wydawało mi się, że dostrzegłem coś za jednym z drzew. Jakby poruszający się na boki ogon, gałąź, sam nie miałem pojęcia, co właściwie widziałem, jako że kiedy zamrugałem nie było już niczego podejrzanego. Przeszło mi wprawdzie przez myśl, że mógł to być Syriusz, ale wątpiłem by tak wiele ryzykował . Miał przecież na tyle oleju w głowie, by nie poddawać się wszystkim swoim wymysłom.
Pani Pomfrey rozejrzała się po okolicy upewniając się, że nikt nas nie śledził, ani nie widział, po czym zajęła się wierzbą, gdy ja nadal niepewny tego, co widziałem martwiłem się coraz bardziej. Może powinienem powiedzieć jej, że coś mi się nie podobało? Ale z drugiej strony, miała ze mną wystarczająco wiele kłopotu, bym postanowił milczeć i nic nie mówić. W myśl tego nie odezwałem się, więc i w ciszy wsunąłem się do przejścia pod drzewem, by powoli przedostać się do starego domku.
Był brudny i ponury, jak zawsze, a ja nie mogłem tego zmienić, poniekąd nie było sensu zmieniać czegokolwiek, ponieważ moja przypadłość robiła swoje i nie zdołałbym nic zdziałać, a jedynie zniszczyłbym po przemianie to, co miało umilić mi pobyt tutaj.
- Poradzisz sobie dalej, Remusie, prawda? – kobieta odprowadziła mnie do samego pokoju, gdzie zawsze spędzałem te ostatnie chwile. Chociaż nie byłem, co do tego przekonany, to skinąłem głową. – Muszę zadbać, by nikt nie zauważył, że zniknąłeś ze Skrzydła Szpitalnego. – Wytłumaczyła mi, a ja dobrze rozumiałem jej intencje. Nagłe rozpłynięcie się obłożnie chorego Remusa Lupina wzbudziłoby zainteresowanie wszystkich, a do tego nie mogliśmy dopuścić dla dobra innych, jak i mojego własnego.
- Wszystko będzie dobrze. – zapewniłem wymuszając uśmiech, by kobieta nie miała sobie nic do zarzucenia, co było przecież szczerą prawdą.
Kiwała głową wychodząc z pokoju i słyszałem jak schodzi po starych, drewnianych schodach, a później było już zupełnie cicho, co znaczyło, że zostałem sam ze swoimi strachami i mało optymistycznymi myślami.
Aż podskoczyłem na łóżku, a kurz uniósł się chmurką wokół mnie, kiedy usłyszałem pod drzwiami wyraźne:
- Remi? – wypowiedziane przez najlepiej znany mi głos.
- Oszalałeś?! – syknąłem rozeźlony, kiedy Black wchodził do pokoju nie robiąc sobie nic z mojej złości. Uśmiechnął się przekornie i stanął o dwa kroki przede mną.
- Uznałem, że przyda ci się towarzystwo, przynajmniej na te kilka chwil. – wydawał się dumny ze swojego pomysłu, mimo iż najchętniej wybiłbym mu z głowy podobne pomysły. – Nic nie mów, jestem tutaj. Stało się, za późno, już nic nie zmienisz. Przyszedłem i nikt mnie nie widział. Z resztą byłem w psiej formie, nikt by mnie nie poznał.
- To nieodpowiedzialne! – wytknąłem mu, na co przewrócił teatralnie oczyma i znowu uśmiechał się lekceważąco. Denerwował mnie tym jeszcze bardziej, ale starałem się zachować zimną krew. Może i robił to z myślą o mnie, ale powinien myśleć także o konsekwencjach swoich wyborów.
- Jesteś za młody żeby być takim nudziarzem, Remi. – westchnął i złapał mnie za ręce podnosząc z siadu.
- Przepraszam, że jestem nudny! – warknąłem, ale nic więcej nie dodałem, ponieważ Syriusz pocałował mnie mocno i głęboko, a następnie zakończył to swoim popisowym uśmiechem.
- Zamknij się już, jeśli masz mówić takie rzeczy. – rozkazywał mi z pewną dozą ironii w głosie. – Lepiej zajmijmy się czymś innym. Potulimy się, pocałujemy i możemy zawsze porozmawiać o niczym i wszystkim. Bylebyś mi nie robił wymówek. Jestem tutaj dla twojego dobra. Co by się stało, gdyby ten ktoś z błoni nagle się tutaj zjawił? – Syriusz widocznie pomyślał o tym przede mną i teraz miał naprawdę dobry argument bym nie mógł się na niego złościć. Ja pomyślałem o tym dopiero, kiedy Syriusz nastraszył mnie przemykając się od drzewa do drzewa za mną i panią Pomfrey, podczas gdy on wziął pod uwagę wszelkie okoliczności zdecydowanie wcześniej. Wstydziłem się teraz tego, że Black okazał się bardziej przewidujący ode mnie, co nie zmieniało jednak faktu, że mógł zostać złapany, albo pani Pomfrey mogła zostać tu ze mną i nagle zauważyć, że jakiś pies kręci się po domu.
Usiadłem ciężko na łóżku i pożałowałem tego szybko, kiedy zacząłem kaszleć w pyle, który rozniósł się, na co najmniej połowę pomieszczenia. Zastanawiałem się, dlaczego nikt nie zajmuje się tą chatką, gdzie właściwie się znajduje, dlaczego jest opuszczona.
Syriusz usiadł obok mnie, objął i kładąc głowę na moim ramieniu milczał, jakby przyszedł tylko po to by dotrzymać mi towarzystwa, co było prawdopodobnie zgodne z prawdą. Pokręciłem głową zrezygnowany i uśmiechnąłem się mimowolnie. Położyłem dłoń na ręce kruczowłosego, która spoczywała na jego kolanie i opierając głowę o jego głowę przymknąłem oczy.
- Dziękuję, że o mnie dbasz. – rzuciłem cicho zawstydzony tym, że musiałem poniekąd przyznać się do błędu. Nie całkowicie, rzecz jasna, ale jednak w pewnym stopniu.
- Nie jest łatwo, kiedy tak się bronisz, ale ma to swój urok. – zaśmiał się, a ja lekko zawstydzony wbiłem paznokcie w jego dłoń. Pisnął jeszcze bardziej rozbawiony. Nie miałem do niego sił, więc dałem temu spokój i pozwoliłem mu się wychichotać. To było naprawdę miłe, kiedy tak siedział obok i nie odsuwając się ani na chwilę sprawiał mi przyjemność swoim ciepłem. Nie wiedziałem jak mu się odwdzięczyć i jak go ukarać, w tym samym czasie. W końcu zasługiwał zarówno na jedno, jak i na drugie.
- Ale przestań robić głupie rzeczy. – powiedziałem może mało wyraźnie, ale na pewno dotarł do niego sens moich słów. Mruknął zgadzając się, jakby uważał, że to załatwia sprawę i dalej siedzieliśmy w ciszy. Poniekąd mogłem dać sobie spokój z upominaniem go, jak i nadmiernym chwaleniem. Potrzebowałem spokoju i jego obecności, a noc była coraz bliżej. Teraz czułem się jednak bezpieczny i mogłem spokojnie poddawać się zmianom, jakie we mnie zajdą. Syriusz stał przecież na straży i nie pozwoliłby by ktoś dostał się do domu w tak ważnej chwili. Byłem mu wdzięczny i cieszyłem się, że go mam, a wszelkie moje dolegliwości straciły znaczenie przy tej pełni radości, jaką odnajdowałem w obecności chłopaka. Byłem jednak szczęściarzem.

7 komentarzy:

  1. Ja się wilczka nie boję (ale jestem odważna! XD). Tym razem Syri wymknął się chłopakom... a może właśnie oni patrolują teren podczas gdy Syri może uspokajać i być przy Remim.. kto wie ;> Kirhan wie xDD To może, że Black tak dba o swojego wilczka, troszczy się i wykazuje względem niego intuicyjne wychwytywanie zmartwień ;PCo do tegfo, cóż ja kombinuję... Póki co wybrnęłam obronną ręką z pomysłu, który chciałabym umieścić.Coś zapoczątkowałam, ale wygląda to na zwykle słowa pasujące do rozdziału... jednak jeżeli sonda zostanie pozytywnie rozpatrzona względem ciąży Michaela, to słowa w tym rozdziale nabiorą innego "koloru" xD A jeżeli mogę zapytać... głosowałaś na tak, czy na nie? xD

    OdpowiedzUsuń
  2. To już można uzalerznieniem nazwać, bo tylko czekam aż coś napiszesz ^^ Kiedy będzie coś o Cornelu i Ericu?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach ten Syri... zawsze coś wykombinuje :) Ale to dobrze, bo Remus może się przekonać, że zawsze będzię przy nim i na dobre, i na złe.

    OdpowiedzUsuń
  4. O właśnie, zgadzam się. Ostatnia rozmowa Cornela i Erica przypadała na plus minus 12 kwietnia, a w umowie było zaznaczone, że Corni musi wytrzymać miesiąc.. a obecnie jest ponad miesiąc ;PA wiesz, że tak myslałam, że zagłosujesz na nie? xDD Nie no, po Michaelu nie byłoby nic widać.. prócz boleści.. wymiotów... e... bladości... pożerania duszy przez dziecko? xD I tutaj do akcji wkroczyłby Ukyo... bo jak zauważyłaś - on już wie ;P Ale co? O czym? Hmm... może wiedzieć o ciąży i może wiedzieć o miłości tych dwojga xD Ustatkowanie? Uuuu... nie, nie... chociaż w sumie... będą musieli... i Miśka wykopią z hierarchii aniołów... ale da radę xD Nabierze odpowiedzialności i "oddziecinnieje"... A to nie.. to ostatnie skreślić xD

    OdpowiedzUsuń
  5. zapraszam na mój blog-opowiadaniehttp://anioly-na-ziemi.blogspot.com/pierwszy rozdział będzie dopiero w środę ale już dziś możesz wejść i poczytać o ich bohaterach! :)zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakoś tak... bo ja wiem? Czułam po prostu xD Pomyślałam sobie, że nie będziesz chciała sprawiać bólu Michaelowi xP Póki co ja tez ciężko widzę ich ciążę, ale od czego są milusińscy aniołowie? W końcu Misiek to opiekun małych aniołków - jak Kohaku, więc trochę się na nich zna xD Oj napaliłam się na ten pomysł. Wybitnie jakoś. Przeważnie jestem przeciwna takim zabiegom, ale w tym opowiadaniu naszła mnie taka jakaś dziwna faza xD Powodzenie w akcji się przyda - dzięki ;3

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniale, cudownie, czas pełni i Syriusz jak zwykle musiał się pojawić, ale to pokazuje jak bardzo zależy mu na Remusie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń