piątek, 24 grudnia 2010

Kartka z pamiętnika (Christmas Special) - Fillip Camus

WESOŁYCH ŚWIĄT, KOCHANI! WSZYSTKIEGO, CO NAJLEPSZE I SPEŁNIENIA WSZYSTKICH WASZYCH PRAGNIEŃ!


Czułem niesamowitą radość patrząc na lekko uśmiechniętą buzię Nathaniela, który spał tuląc do siebie pluszowego reniferka, którego dostał od „Mikołaja”. Jego ukochany miś siedział obok niego pilnując spokojnego snu chłopca. Nathaniel musiał być naprawdę zmęczony po dniu pełnym pracy. Zjadł spory obiad, najadł się słodyczy i narysował śliczny rysunek, który miał dać dziadkom w pierwszym dniu Świąt, kiedy to mieliśmy odwiedzić moich rodziców. Zastanawiałem się, czy malec będzie bardzo marudzić, kiedy przyjdzie mu zostawić swoje królestwo pełne unoszących się w powietrzu ozdób, laleczek, które zamiast na choince wylądowały magicznie porozwieszane po całym domu. Chłopiec uwielbiał, kiedy coś unosiło się nad jego głową i podejrzewałem, iż miały na to wpływ latające zabawki graczy qudditcha, którymi zasypał go Marcel, gdy chłopiec był jeszcze w powijakach. Teraz każde Święta musiały być pełne ozdób, które malec widział unosząc głowę, które mógł przemieszczać, jeśli tylko któraś znalazła się na tyle nisko, by pchnął ją paluszkiem. W salonie rozłożona była kolejka z pociągiem do Hogwartu, którą wysłali mu moi rodzice, a do której dołączono stację Hogsmeade i dworzec King’s Cross.
Ścisnąłem mocno dłoń Marcela i wyprowadziłem go na palcach z pokoju naszego syna. Skoro chłopczyk wypoczywał mieliśmy czas dla siebie, a ja pragnąłem poczuć gorący uścisk opiekuńczych ramion kochanka.
- Niedługo nie będziemy mieli pomysłów, czym go obsypywać na Święta. – stwierdziłem opierając głowę o ramię mężczyzny.
- Kiedy do tego dojdzie, będzie wystarczająco duży, by dostać miotłę, a wtedy prezenty same się znajdą. Poza tym jutro twoja mama nafaszeruje go świątecznym obiadem i Nathaniel będzie zbyt ociężały by myśleć o zabawkach. – Marcel roześmiał się zatrzymując przed naszą sypialnią i porwał mnie na ręce tuląc do siebie.
- A co kiedy mnie rozpieścisz do tego stopnia, że nie będziesz wiedział, co dalej ze mną robić? – rzuciłem zadziornie czując dreszcze, które przechodziły po moim ciele, gdy obejmowałem go ramionami za szyję.
- To niemożliwe. – był pewny siebie. – Zawsze będę wiedział, jak cię rozpieszczać byś nie mógł mi się oprzeć. Zbyt dobrze cię znam, bym miał się martwić, czymś niemożliwym.
Westchnąłem zadowolony. Marcel miał rację i nie mogłem temu zaprzeczyć. Kochałem go całym sobą, uwielbiałem w nim dosłownie wszystko, a z każdym dniem pragnąłem go bardziej i bardziej, chociaż zawsze równie mocno. Z nim u boku byłem szczęśliwy, jak jeszcze żaden człowiek szczęśliwy nie był.
Uniosłem dłoń i pogładziłem policzek kochanka. Zachwycałem się nim w ciszy, ale on musiał wiedzieć, co myślę, tak jak ja potrafiłem czytać w jego myślach.
Położył mnie na łóżku i zdjął krawat, sweter oraz idealnie wyprasowaną koszulę, która nie ucierpiała w ogóle przez cały dzień, który w niej spędził. Jego cudowne oczy nie odrywały się od mojej twarzy, co speszyło mnie odrobinę.
- Marcel... – wypowiedziałem jego imię wyciągając przed siebie ramiona by móc go pochwycić. Pochylił się by dać mi tę możliwość i nakrył swoimi ustami moje. Pocałunek był leciutki i krótki, ale dał mi możliwość dokończenia tego, co chciałem mu powiedzieć. – Kocham cię.
- A ja kocham ciebie, Fillipie. – jego gorące ciało przygniotło mnie do materaca, a wargi ponownie całowały czule. Dotknąłem łopatek mężczyzny, wodziłem po jego plecach palcami, jakbym liczył na to, iż zdołam wyrysować na nich mapę prowadzącą do skarbu. Gdyby tylko było to możliwe musiałbym narysować na skórze Marcela wielki, czerwony krzyżyk, jako że to on był ukrytym skarbem, który znalazłem przed innymi. Byłem odkrywcą, który nie dał sobie wyrwać z rąk, czegoś cenniejszego niż złoto, klejnoty, czy góry łakoci. Ja dostałem w swoje ręce najpiękniejszy i najwspanialszy prezent, jaki mógł dla mnie przygotować los. Miałem Marcela, a wraz z nim syna. Otrzymałem więcej niż mogłem sobie wymarzyć, a teraz nie wyobrażałem sobie innego życia niż to, jakie wiodłem.
Mężczyzna mruknął niezadowolony i podniósł się ze mnie. Na jego piersi odbiły się ślady guzików mojej koszuli. Zaczął je więc powoli odpinać i całował każdy skrawek mojej skóry, jaki zdołał uwolnić spod materiału. Czułem się tak, jakby w każdym miejscu dotkniętym przez jego usta wyrastał zachwycający kwiatuszek. Tak wielkim błogosławieństwem był dla mnie każdy jego pocałunek.
- Czuję jak twoje usta sięgają w głąb mojego ciała i muskają serce. – powiedziałem nieświadom do końca swoich słów. Po prostu tak się czułem i chciałem by o tym wiedział.
Na jego twarzy pojawił się pełen radości uśmiech. Najwidoczniej właśnie tego pragnął, a skoro to osiągnął pocałował moje wargi mocno, głęboko, a jego język powoli wsunął się do środka roznosząc gorąco na całe moje ciało. Zupełnie jakbym spijał z nich szczęście, miłość, słodycz i ciepło.
Marcel powoli pozbył się moich spodni z niechęcią pozwalając mi zaczerpnąć oddechu. Zadrżałem czując jak moja rozgrzana skóra pozbawiona zostaje ostatniej warstwy dzielącej ją od pachnącego powietrza w pokoju. Mój ukochany nie pozwolił bym miał martwić się nagością. Ukazał mi się w całej okazałości i przylgnął do mnie ciasno. Wykorzystałem sytuację i przewróciłem go na plecy siadając na jego udach. Uśmiechałem się przy tym, czując, że mężczyzna poddaje się mojej woli bez najmniejszego oporu.
Z namaszczeniem pozwoliłem sobie na całowanie jego piersi. Cały Marcel należał tylko do mnie i nigdy nie miało być inaczej. Gdyby miłość potrafiła zostawiać ślady, wtedy mój ukochany były cały naznaczony moim uczuciem. Jednym tylko musiałem się dzielić i czyniłem to z niesamowitą rozkoszą. Serce mężczyzny było zarówno moje, jak i Nathaniela, tak samo jak moje dzieliłem między syna i męża.
- Zbliż się bardziej, Aniele. – szepnął, a ja spełniłem jego polecenie z rozkoszą. Pocałowałem go, jako że ciepłe dłonie przysunęły moją twarz do jego, zaś, gdy pokazał mi, czego pragnie, jego ręce mogły robić to, czego pragnęły. Poczułem je na pośladkach, chłodne od pokrywającej ją oliwki, ale coraz cieplejsze, kiedy rozpieszczały mnie masując. Dopiero, gdy ich temperatura się zmieniła Marcel sięgnął do głębszych zakamarków mojego ciała. Westchnąłem czując jego palce pieszczące moje wejście. Tak wiele razy już to robiły i zawsze były gorące, zawsze czułem każdy ich milimetr w sobie, ponieważ sprawiały, że mój Dar dotykał mojego wnętrza. Poruszałem biodrami pojękując i podniecając się coraz bardziej. Nie mogłem powstrzymać się ani od wydawania z siebie głosu, ani od wykonywania jakiś ruchów. Pragnąłem mieć Marcela tylko dla siebie.
Gdy palce mężczyzny wysunęły się musiałem powstrzymywać samego siebie przed szczytowaniem. Tak niesamowicie działał na mnie fakt, że za kilka chwil jego członek wsunie się we mnie i połączy nasze ciała, tak jak połączone były nasze dusze poprzez miłość, którą czuliśmy.
Położyłem się na pościeli, zaś mój ukochany całując mnie gorąco wsunął się we mnie z rozkosznym westchnieniem. Zamknąłem oczy by skupić się na wspaniałym uczuciu, jakie to za sobą niosło, objąłem Marcela za szyję i przytuliłem się do niego mocno. Moje podniecenie było tak ogromne, że cudem tylko wytrzymywałem ten nawał przyjemności.
- Marcel. – wyjęczałem w jego ucho i przylgnąłem do niego mocniej, o ile było to możliwe.
- Kocham cię. – wyznał, kiedy jego biodra napierały na moje, a odgłos, jaki unosił się w mroku pokoju wydawał się potęgować w miarę, jak oddawaliśmy się ekstazie uczuć. To nie była tylko przyjemność cielesna, ale także duchowa. Szalałem z miłości i moje ciało było tym wrażliwsze, tym bardziej chciało dać upust tej żądzy.
Marcel objął dłonią mój członek tak, by nie zmarnować mojego nasienia, gdy będę szczytował. Wyobraziłem sobie, jak później zliże z palców lepką ciecz, a jego usta wyginać się będą w niesamowitym uśmiechu. Wtedy też z jękiem pozwoliłem by moje ciało opuściły dowody odczuwanej rozkoszy. Nie byłem w stanie dalej się wstrzymywać. Raz po raz wzdychałem wypowiadając imię mężczyzny, póki nie poczułem, jak wypełnia mnie swoim nasieniem. Jego oddech był ciężki, ale wydawał mi się taki cichy, podczas gdy mój zagłuszał wszystko inne.
- Wesołych Świąt, Fillipie. – powiedział kusząco i objął mnie całując po całej twarzy. Śmiałem się nie mogąc powstrzymać tego odruchu szczęścia.
- Wesołych Świąt. – powtórzyłem za nim zanurzony w błogim spokoju jego obecności i czystej, pachnącej pościeli.

5 komentarzy:

  1. Warto było czekać.Wesołych Świąt :*:*:*:*:*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Słonko moje kochane! xD Z okazji urodzin, o których pisałam także u siebie na blogu, pragnę życzyć Ci weny tak wielkiej, aby mogła trwać przez następne lata. Ba! Lecia! 50 lecia... 60...(...) xD Niech Twój Anioł stale rozpościerał nad Tobą opiekuńcze skrzydła, aby choinka pomieściła dla Ciebie wszystkie prezenty (dodam, że mają być obfite ilości) oraz spełnienia pragnień ;*Kartka świąteczna, przyjemna... Nathaniel nie przeszkadzał... Nawet, gdyby się obudził, pewnie nie wszedł do pokoju... On wyczuwa, co robią rodzice, więc kochając ich, pozwala na cieszenie się sobą. Cudo! Miracle ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ahhh...czymże byłyby świeta bez takiego cudownego opowadanka :) sprawiłas mi piękny prezent :) Najlepsze zyczenia dla autorki i wszystkich czytajacych !!! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Życzę CI, by wena nigdy Cię nie opuściła :)Noteczka równie wspaniała jak miłość tych dwojga!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, cudownie, Marcel i Fabien naprawdę wesołe święta...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń