niedziela, 19 grudnia 2010

Kartka z pamiętnika CI - Andrew Sheva

24 grudnia na Ai no Tenshi dodana zostanie notka!


Źle się czułem z tym, co zrobiłem. Zachowałem się jak najprawdziwszy dzieciak, który wszystko musi robić po swojemu. Nie miałem powodu by tak się zdenerwować na Fabiena, a jednak nie mogłem znaleźć w sobie cierpliwości by na spokojnie wytłumaczyć mężczyźnie, co tak naprawdę chodziło mi po głowie. On mógł tego nie rozumieć, miał do tego pełne prawo. Był dorosły, więc moje dziecinne problemy mogły wydawać mu się skrajnie niewłaściwe lub nawet głupie. Czułem się winny. Nakrzyczałem na niego, powiedziałem tyle nieodpowiednich rzeczy i nawet nie przeprosiłem. Teraz chciałem mu to wynagrodzić i błagać by mi wybaczył.
Cały drżałem w swoim wnętrzu, obwiałem się spojrzeć w oczy Fabiena. Wydawało mi się, że odrzuci mnie, powie w twarz, że nie ma zamiaru znosić moich humorków i po prostu zakończy to wszystko. A jednak nie mogłem do tego dopuścić. Kochałem go, jak nigdy nikogo, uwielbiałem fakt, że jest ode mnie starszy, pochlebiało mi, że jest mną zainteresowany. Chciałem go zobaczyć, w końcu się przytulić i swoim ciałem zapłacić za przebaczenie. Nie było to nazbyt kreatywne, ale szczere, a to było najważniejsze, czyż nie?
Wszedłem do kuchni będąc kłębkiem naszpikowanym ćwiekami zdenerwowania. Jakkolwiek dziwne wydawało mi się to porównanie, nie wspominając o wszelakich kryjących się w nim błędach, to tak się czułem. Niczym jeż, który może pokłuć innych swoimi kolcami i może zarazić swoim stanem.
Zaskoczyła mnie obecność mojej mamy, która właśnie robiła kanapki. Dlaczego nie było tam Fabiena? Zazwyczaj to on zajmował się pracami domowymi. Nawykłem już do jego „stanowiska” w naszym domu. Był idealną żoną, która zajmowała się wszystkim od sprzątania, po gotowanie, czy ogrodnictwo. Mało tego wszelkie prace naprawcze także były jego działką. On był niezastąpiony.
- Yyy... – zacząłem idiotycznie. – Gdzie Fabien? – matka prychnęła na mnie słysząc te słowa.
- Tak mnie witasz z rana? – rzuciła pretensjonalnie dla reguły. – Wyjechał. – udzieliła mi odpowiedzi, która zmroziła mi krew w żyłach. Czy to możliwe, że po prostu mnie porzucił? Tak bez słowa? Byłem przerażony. – Nie rozumiem, co tak cię dziwi. Przecież on także może sobie zrobić małe wakacje. Jest twoim wujkiem, a nie niewolnikiem.
- Wakacje? – nie do końca pojmowałem, a przy okazji zignorowałem ostatnie słowa kobiety. Matka przewróciła oczyma.
Jeśli to miały być tylko wakacje to, dlaczego nie powiedział mi ani słowa? Dlaczego wyjechał tak szybko? Czy aby na pewno miał zamiar do mnie wrócić? I gdzie się udał?! Był poszukiwany, nie mógł, więc wrócić do swojego domu. Naturalnie musiał mieć rodzinę, przyjaciół, ale ja ich nie znałem. Tylko jedna osoba przebijała się do mojej podświadomości, poprzez mgłę zdenerwowania. Jedna jedyna.
Wybiegłem z kuchni, czym prędzej udając się do jego pokoju. Rzeczywiście go tam nie było, a część jego rzeczy zniknęła. Musiałem natychmiast coś zrobić. Łzy zbierały mi się pod powiekami. Bez Fabiena moje życie byłoby całkowicie bezwartościowe. Nie mogłem pozwolić mu odejść tak łatwo.
Wziąłem głęboki oddech, otarłem oczy i policzki, po których płynęły niechciane łzy. Kominek! Tylko to przychodziło mi do głowy. Znałem wyłącznie jedno miejsce, w którym mógł być Fabien, lub chociaż mogłem dowiedzieć się tam gdzie się podział mój ukochany. Marcel Camus! Tylko on był moim ratunkiem.
Uśmiechnąłem się do siebie, chociaż nie byłem przekonany, co do swojego planu. Mimo to łzy trochę przyschły i miałem nadzieję, że nie było po mnie widać ani śladu niedawnego, niekontrolowanego płaczu. Sięgnąłem po proszek, który stał w miseczce na kominku, po czym rzuciłem go na drewno znajdujące się w środku. Zapłonął kolorowy ogień, więc wypowiedziałem wyraźnie, z kim chcę się połączyć i gdzie mieści się kominem, który ma umożliwić mi rozmowę z jego właścicielem.
Z początku nie widziałem zupełnie nic. Tylko kolorowe refleksy magicznego ognia. Z czasem jednak rozpoznawałem kształty, w tym także niewyraźną postać profesora latania i Fabiena z miotłą i torbą podróżną w ręku. Ulżyło mi, że znalazłem go i teraz wiedziałem gdzie jest. Niemal czułem, że jestem lżejszy i spokojniejszy. Usłyszałem głos po tamtej stronie ognia.
- Oszalałeś?! – warczał Camus. – Dostałem twój list zaledwie dziesięć minut temu! Co ty w ogóle sobie wyobrażasz pojawiając się tutaj tak nagle? Obudziłeś Nathaniela aportując się tutaj! – wziął głęboki oddech. – I miło cię widzieć po tak długim czasie. Przytyłeś? – dodał spokojniej.
Wykorzystałem okazję i odchrząknąłem by zwrócić na siebie ich uwagę. Moja twarz w kominku chyba była dla nich równym zaskoczeniem, co ewentualne pojawienie się osobiście.
- Dzień dobry... – mruknąłem mając ochotę wypowiedzieć te słowa w formie pytania. Nie miałem pojęcia, czy aby na pewno jestem mile widziany...
- To do ciebie. – Camus poklepał ramię Fabiena, uśmiechnął się do mnie i wyszedł z pokoju. Fabien za to wydawał się zmieszany. Podszedł bliżej, dzięki czemu widziałem już tylko jego twarz w jasnym płomieniu ognia. Nie wiedział, co zrobić ze sobą, tak przynajmniej mi się wydawało, kiedy tak kręcił się w miejscu, nie patrząc na mnie, ani w żadne konkretne miejsce, tylko biegał wzrokiem to tu, to tam.
- Więc... – zaczął zanim ja się odezwałem, ale nic więcej z siebie nie wykrztusił.
- Dlaczego wyjechałeś? – zapytałem czując, że ponownie chce mi się płakać.
- Myślałem, że potrzeba ci czasu. Poza tym przecież ty też wyjeżdżasz.
- Co?! – nie słyszałem o tym. O czym on mówił?
- Więc mama ci nie powiedziała? – pokręciłem głową. – Widać chce zrobić ci niespodziankę. Zabiera ciebie i ojca na trzytygodniową wycieczkę gdzieś daleko. Podejrzewam, że daleko, ale nie mówiła nic konkretnego, kiedy z nią rozmawiałem.
- A ty? – zapytałem zaciskając dłonie na kolanach. – Nie widzieliśmy się tak długo, a teraz znowu rozstanie. Ja przepraszam za to wczoraj. – wyrzuciłem to w końcu z siebie. – Źle postąpiłem. Myślałem, że przestanę ci się podobać, jeśli zobaczysz mnie takiego zwyczajnego... – na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Chyba w końcu zrozumiałem.
- Głuptas z ciebie. – westchnął dramatycznie. – Kiedy się spotkamy wynagrodzę ci to rozstanie i pokażę ci, że JESTEŚ strasznym głuptasem. Poza tym chyba dałem ci zbyt wielką władzę nad sobą. To także będę musiał zmienić. Czekaj, więc na mnie gotowy na najgorsze rzeczy. – mrugnął. – A poza tym, skoro uważasz, że jesteś normalny, to masz czas coś zmienić, żeby mnie zwalić z nóg, kiedy się spotkamy, prawda?
- Tak! Rzeczywiście! – nie wpadłem na to. Trzy tygodnie bez Fabiena mogłem wykorzystać na swoją korzyść. Nie wiedziałem w prawdzie, co takiego mi się w sobie nie podoba, ale mogłem znaleźć jakieś rozwiązanie, lub przyglądając się innym ludziom czekać na małe prywatne oświecenie. – Więc już wszystko jest między nami dobrze, prawda? – zapytałem z nadzieją w głosie. Mężczyzna pokiwał głową, a na jego twarzy pojawił się tak dobrze mi znany uśmiech. Naprawdę kuszący uśmiech. Dostrzegłem lekki zarost na jego policzkach. Nie golił się jeszcze, a ja żałowałem, że nie mogę pobawić się w pielęgnowanie go teraz.
- I wcale nie przytyłem! – zaznaczył ostro. – Nie wierz w to, co mówi Marcel. Figura osy, normalnie! Ani grama tłuszczyku nie znajdziesz!
- Zadbam by tak było dłużej. – uśmiechnąłem się lekko. Bardzo chciałem o niego zadbać, ale nie mogłem na odległość, a co gorsza przez kominek. Musiał, więc poczekać aż spotkamy się ponownie, nie wspominając już nawet o męczarniach, przez jakie ja będę musiał przejść czekając na niego. Już teraz przestałem się tak bardzo zamartwiać sobą. Marzyłem o końcu wyjazdu, jaki na mnie czekał, kiedy matka zawołała mnie tonem, który oznaczał kłopoty, jeśli się sprzeciwię. Skrzywiłem się.
- Idź już, idź. – Fabien posłał mi buziaka. – Spędzimy, powiedzmy, że dwa tygodnie razem, zupełnie sami, na łonie natury. Tylko ty i ja, noce w namiocie, kąpiele w rzeczce, wspólne posiłki. – mówił zachęcająco. Mając przed oczyma obraz tak obiecujący nie musiałem więcej płakać, ani z samotności, ani tym bardziej z powodu wyjazdu mężczyzny. Teraz rozumiałem jak głupie były moje obawy. On miał rację. Jakim cudem mógłby uznać mnie za nieatrakcyjnego, skoro zawsze obsypywał mnie pieszczotami, czekał na mnie, pisał kilka razy w tygodniu i obiecywał mi najwspanialsze rzeczy? Należała mu się nagroda za wytrzymanie ze mną! I za ten cudowny pomysł, który na pewno wymyślił na poczekaniu, a który obiecywał wspaniałe chwile razem.
- Teraz jestem zadowolony. – westchnąłem na koniec rozradowany, jakbym właśnie najadł się upragnionych przysmaków i był przyjemnie pełny.

6 komentarzy:

  1. Czyli wszystko się dobrze ułożyło - sweet :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ani grama tłuszczyku? xD Wcięta talię to on ma dzięki Andrew... w końcu takie sporty wyczynowe, jakie oni uprawiają.. XD Uff, są razem. Dziecinnie, czy nie dziecinne problemy... Sheva myśli przyszłościowo - chce się podobać Fabienowi... On, w przeciwieństwie do swojego taty, zdecydowanie przerzucił się na inną orientację i nie zamierza z niej zrezygnować. A mało tego - nie ma zamiaru rezygnować z Fabiena, ha ha! XD"gdzie mieści się kominem" - komineklub - akurat przez "lub" nie stawia się przecinku xD "zrozumiałem" - Chyba zrozumiał... tak chyba miało być, choć nie wiem xD Zresztą kto by się tam przejmował xPPS: U mnie nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Niebieski Kot20 grudnia 2010 12:44

    Szkoda, że się teraz zeszli. Kot miał nadzieję na bardziej dramatyczne, krew w żyłach burzące perturbacje. Kot jest trochę zawiedziony.

    OdpowiedzUsuń
  4. Word to chyba brat Onetu xDD Obydwoje utrudniają pracę blogowiczom!Rozbrykałam się z tą gęstwiną xP Miało być "grubych", ale tak to jest, jak się pisze rozdział w dniu dodania xP Dzięki za poprawę, już zmieniam ;PAdopcja mi się przyśniła. Zdesperowany umysł podrzucił mi cały rozdział xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Uf... a już się bałam. Baka Sheva!Dobrze...przyda im się trochę zmian ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, no i dobrze że tak się skończyło, Andrev bardzo przestraszył się nieobecności Fabiena...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń