niedziela, 12 grudnia 2010

Kartka z pamiętnika XCVIII - Eric Lair

Nie można powiedzieć, że byłem zły, czy wściekły, ponieważ to nie oddawało nawet w połowie tego, co czułem. Ogarniała mnie wręcz furia, a i to nie było adekwatne do tego, co aktualnie czułem. Gdybym mógł rozszarpałbym na drobne kawałeczki każdego, kto pojawiał się w pobliżu mnie. Najgorsze, iż powodem mojego fatalnego stanu ducha był nie, kto inny, jak Cornelius Lowitt. Mój największy wróg, a zarazem źródło wszelkich perwersji do zainteresowania, którymi nie chciałem się przyznać. Mogłem się nim wysługiwać pod pewnymi względami, ale teraz chciałem go rozszarpać na strzępy, podzielić na drobne kawałeczki i spalić je wszystkie. Oczyma wyobraźni widziałem nawet tę scenę. Powód mojej żądzy krwi był prosty. Nie widziałem Cornela od czasu, gdy nie doszedł do skutku akt, o którym marzył, a o którym ja zapomniałem. Wtedy mówił o dwóch dniach czekania i śledzenia mnie, by mieć pewność, że nie zrobię nic by sprzeciwić się jego woli. Te dwa dni przeciągnęły się znacznie. Teraz byłem w domu, zaczęły się wakacje, a ja wściekałem się jak szalony. Szczerze powiedziawszy już po dwóch kolejnych dniach, kiedy to szukałem swojego oprawcy, lecz znaleźć go nie mogłem, zdjąłem spinki z sutków, wiedząc, że chłopak bawił się ze mną. Naturalnie była to zemsta za to, iż ja zapomniałem o nim, kiedy ten czekał wiernie aż go zaspokoję, i to denerwowało mnie najbardziej. Chciał się na mnie odegrać, a ja nie byłem skłonny wybaczać tego typu zagrania.
Leżąc na łóżku kląłem w przestrzeń wyzywając Corneliusa od najgorszych. W pełni na to zasłużył. Zdecydowanie nie planowałem mu wypaczać!
Przez otwarte okno do pokoju wleciała sowa. Znałem ją aż za dobrze. Na szyi miała okrągły dzwoneczek, jakby była kotem i chociaż nigdy nie wyglądała na zachwyconą, to znosiła dzielnie wszystkie te niedogodności. Jej właściciel odczuwał chyba dziwną przyjemność z męczenia swoich pupili, ale zawsze czynił to w sposób niewymagający użycia siły. Nie był przecież sadystą, ale po prostu był „inny”.
Wziąłem list od wyjątkowo nieszczęśliwego zwierzątka przy szyi, którego rozległo się ciche ‘dzyń-dzyń’. Ptak wydawał się patrzyć na mnie błagalnie bym uwolnił go od żenującej ozdoby, ale nie mogłem tego zrobić. Nie był przecież mój, a chwilowo ja i Cor znajdowaliśmy się w stanie wojny. Sowa musiała to zrozumieć, gdyż zrezygnowana wzbiła się do lotu i zniknęła za oknem pozostawiając po sobie nadal słyszalne dzwonienie.
Nie wiedziałem, co mam zrobić. Z jednej strony coś mi mówiło, bym wyrzucił ten list, spalił, lub spłukał w toalecie, ale z drugiej stał wysiłek, jaki sowa włożyła w przyniesienie listu. Moje współczucie dla niej w ostateczności zaważyło nad wszystkim i postanowiłem przeczytać tę głupotę, a później dopiero się jej pozbyć.
Z niechęcią i miną jakbym dotykał czegoś wyjątkowo paskudnego i oślizgłego odpieczętowałem kopertę wyjmując z niej list. Nawet nie miałem ochoty go czytać, ale zaryzykowałem wypalenie moich biednych gałek ocznych. Pismo Corneliusa było jak zawsze bardzo staranne i całkiem ładne. Musiałem przyznać, że chociaż to było w nim dobre, jakkolwiek drażniło mnie to stwierdzenie.

„Drogi Mój Jedynie Słodziaku,
Jest mi niezmiernie przykro, że dostarczyłem Ci ostatnimi dniami tak wielkich cierpień. Przez moją nieuwagę ZAPOMNIAŁEM, że obiecałem zwolnić Cię z brzemienia, jakie na sobie nosiłeś. Bardzo mi z tego powodu przykro, więc w ramach wynagrodzenia postanowiłem ładnie przeprosić za swoje zachowanie. Nie przychodzę naturalnie z pustymi rękoma – jak mógłbym powiedzieć, gdybym spotkał się z Tobą osobiście. W dalszej części listu znajdziesz główny powód, dla którego włożyłem tyle wysiłku w napisanie do Ciebie.”

Znowu kląłem. Ten akapit zawierał tyle ironii, że nie chciałem wiedzieć, co jest dalej. Oczywiście, że się mścił i upewnił się, iż dobrze odszyfrowałem jego pobudki, pisząc do mnie. Chociaż już pomiąłem kartkę, to mogłem z powodzeniem czytać dalej, chociaż sam nie wiedziałem, dlaczego to robiłem. Znacznie mądrzej postąpiłbym wyrzucając do śmieci wszystko, co przysłał, a więc zarówno list, jak i kopertę. W końcu całość zawierała w sobie śladowe ilości Cora w postaci jego pisma.

„Już na wstępnie powinienem chyba napisać, iż siedzę przy swoim biurku z piórem w dłoni i obrazem Twojej wściekłej twarzy przed oczyma. Żałuję, że nie mogłem podziwiać Twoich cierpień spowodowanych spinkami, które Ci przyczepiłem, a z którymi musiałeś się męczyć aż do czasu, kiedy zrozumiałeś, jaki był mój plan. To musiał być wspaniały i niezapomniany widok, gdy podniecony odczuwałeś wielkie rozczarowanie. Na pewno czekałeś aż przybędę i wybawię Cię, a ja tym czasem usatysfakcjonowany czekałem na możliwość, by zdenerwować Cię jeszcze bardziej.
Ah, co za maniery. Powinienem powrócić do sedna sprawy. Otóż, siedzę w pokoju, piszę do Ciebie, a moja lewa dłoń wynajduje sobie zajęcie pod materiałem spodni. Myślę o Tobie, kiedy moje palce zaciskają się na pobudzonym członku. Czekałem na to tak długi, że byłem zmuszony zamknąć na chwilę oczy i westchnąć z rozkoszy. Nawet nie wiesz, jaki dreszcz przeszedł przez moje ciało, gdy w końcu byłem w stanie dotknąć się z zamiarem doprowadzenia do szaleństwa moich zmysłów. Przez chwilę zastanawiałem się nawet, czy nie powinienem przesłać Ci próbki mojego nasienia byś mógł go skosztować, gdy sam będziesz się dotykał czytając moje wyznanie. Jestem pewny, że nie planujesz tego unikać, a ja zdołam Cię podniecić nawet posługując się listem. Z resztą, kto wie, czy już Ci coś nie stoi. Pomyślmy.
Wiesz już, że właśnie się masturbuję z Twoim obrazem w umyśle, ale jest coś, o czym nie masz jeszcze pojęcia. Widzę Cię nie tylko wściekłego, ale i zarumienionego, ponieważ w mojej fantazji nadal masz na sobie moje cudowne spineczki, które sprawiły, że Twoje sutki są teraz wrażliwsze, zaś w mojej głowie, czerwone i nabrzmiałe. W sam raz bym mógł je wziąć w suta i ssać niczym cumel. Co Ty na to?”


Dosłownie warczałem. Nigdy się nie dowie, że słowa nakreślone zgrabnie jego dłonią naprawdę mnie rozgrzały i sprawiły, że moje krocze odczuwało denerwujące mrowienie zapowiadające bliską podnietę. Nie przeczytałem wiele, ale pamiętałem jak dziwnie czułem się mając na sobie spinki, jak zadowolony był z nich Cor, a także jak podniecająco wyglądał, gdy uśmiechał się zakładając mi je. Do tej pory nie mogłem drażnić swojej piersi, gdyż bolała mnie w tych wybranych miejscach. Nie wątpiłem, że ślina Corneliusa potrafiłaby im ulżyć. Postanowiłem, więc poczytać jeszcze trochę zanim pozbędę się tego śmiecia.

„Jestem przekonany, że mógłbym ocierać się o nie członkiem, a Ty jęczałbyś z przyjemności, kiedy rozcierałbym je sobą. Chętnie porównałbym je później do truskawek oblanych śmietaną, gdybym tylko miał ku temu okazję, a wiesz jak bardzo uwielbiam truskawki ze śmietaną, prawda? Może następnym razem powinienem postarać się także o coś na Twój członek? Miło byłoby popatrzeć, jak i on męczy się, podnieca, a później wytryskuje przy najmniejszym nawet źródle rozkoszy.
Im dłużej o tym myślę tym większą mam ochotę zająć się projektowaniem zabaweczek dla Ciebie. Mógłbym je kiedyś opatentować, ale wszystkie wypróbowywałbym na Tobie, nie zapominając o wcześniejszym zdenerwowaniu Cię. Wtedy jesteś najbardziej pociągający, ponieważ stawiasz wyraźny opór. Nawet nie wiesz, jak uwielbiam z Tobą walczyć i rwać Twoją dumę na strzępy! To największa ekstaza.
Wiesz, właśnie przyszedł mi do głowy pomysł by napisać Ci kilka słów moim nasieniem. Może coś bardzo zboczonego, byś mógł poczuć ten klimat? Pomyślę nad tym trochę później. Teraz mam na głowie coś zdecydowanie innego, a mianowicie fantazjowanie o Tobie, gdyż moje ciało wymaga wiele uwagi, by mogło odczuć spełnienie.”


Zmiąłem jego list i wrzuciłem do śmietnika nie chcąc wiedzieć nic więcej, nie chcąc go więcej czytać. Już i tak przeszedłem wystarczająco wiele, a moje ciało nie mogło się podniecić. Nie ważne, że Cor nie wiedziałby o swoim tryumfie, nie miałby pojęcia, że jego zamierzenia się powiodły. Przegrałbym wtedy na całej linii, a wojna miała być moją domeną, w tym wypadku. Zdecydowanie nie chciałem przegrać z kimś tak bezczelnym i barbarzyńskim.
Postanowiłem wyjść, czym prędzej ze swojego pokoju i zająć myśli czymś, co miałoby mi pomóc zapomnieć o Corneliusie i jego liście. Spacer był idealnym pomysłem, a ja byłem zdeterminowany by zrealizować swój właśnie powstały plan.

4 komentarze:

  1. No ładnie xD Jak teraz Eric wymyślił własny, nowy, bardziej drapieżny plan, to niech się Cor przygotuje na najgorsze, bo nie ma nic bardziej groźniejszego jak napiętnowany pożądaniem Lair xD Jeszcze Lowitt będzie prosił o wprowadzenie poprzedniego stanu xP Ojj, Eric nie jest taki łatwy, nie da się wepchnąć pod pantofel xDCo do poprzedniej notki - haha xD Styl gawędziarski? Stosujesz techniki Ero Sannina z "Naruto" xDU mnie nowa notka ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lucek ma po prostu ogromne fantazje... A że nie ma z kim ich realizować, to przynajmniej marzy xD Póki co - tyle jest mu dane xD

    OdpowiedzUsuń
  3. mmmmmmm.... perwersyjne - ja lubić! :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, oj chyba Erik się zemści na Cornelu teraz...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń