piątek, 28 stycznia 2011

Decyzja

5 września
Biorąc głęboki oddech wskazałem palcem na rozłożoną na podłodze przed kominkiem mapę, którą zachwycał się James. Była mało wyraźna, ale przy odrobinie szczęścia dało się ją odnowić i poprawić. Problemem było jednak to, iż miała prowadzić do skarbu, co uważałem za największy idiotyzm ostatnich lat. Tylko jedna osoba mogła uwierzyć w coś tak idiotycznego i właśnie w to uwierzył Potter.
- I ty ją kupiłeś, tak? – zapytałem usiłując zachować spokój i opanowanie. – Kupiłeś od braci Mares starą mapę ich dziadka, czy kogoś tam innego z zamiarem odszukania skarbu ukrytego gdzieś w zamku?
- Tak, dokładnie, strzał w dziesiątkę. – okularnik był z siebie tak niesłychanie dumny, że zupełnie nie wiedziałem, co w takiej sytuacji miałbym mu powiedzieć. Jawną bujdę uznał za świętą prawdę i chyba do reszty oszalał. Miłość do tej mapy widoczna w jego oczach była straszna, wręcz przerażająca.
- Wybacz, James, ale mam wrażenie, że dałeś się nabrać... – pozwoliłem sobie na wyrażenie swojej opinii w sposób jak najdelikatniejszy, ale zarówno moja mina, jak i te przyjaciół mogły chyba dać mu do zrozumienia, że jesteśmy jednogłośni. To nie zrażało jednak Pottera, który gładził palcami mapę i uśmiechał się głupio. Dla niego nie było już chyba ratunku. Z resztą walka z chorym mogłaby być niebezpieczna, a więc pozostawało nam bezmyślne przytakiwanie i dbanie by nie zrobił sobie krzywdy.
- Mam wrażenie, że jemu z roku na rok jest coraz gorzej. – Syriusz szepnął mi na ucho i poklepał moje udo. – Trudno, trzeba się z nim pobawić. – pochylił się nad mapą i zaczął pytać chłopaka o niektóre zaznaczone na niej punkty. To udawane zainteresowanie wprawiło okularnika w lepszy humor, chociaż nie trwało to długo. Usłyszał głos Kinna i spoważniał nadąsany. Wychylił się zza zasłaniającej nas sofy i łypał groźnie na stoliki przy oknach wieży. Wyjrzałem zza oparcia i tak jak przypuszczałem celem, który obrał sobie w tej chwili James był nie, kto inny, jak nowy znajomy Niholasa. Wydawali się dobrze dogadywać i nieźle bawić, mimo iż różniły ich dwa lata. To nie była znaczna różnica, ale w sumie nigdy nie myślałem, że można zrezygnować ze znajomych, z którymi przebywasz zawsze na zajęciach i zamiast tego przyjaźnić się tak bardzo z kimś innym. Może po prostu nie potrafiłem sobie niektórych rzeczy wyobrazić? A jednak cieszyłem się bardzo widząc, iż Kinn w końcu jest zadowolony nie marnując czasu na kogoś takiego jak James.
- Hahaha, ale im wesoło. – przedrzeźniał J. – Bo pęknę ze śmiechu, może się dołączę i sprawdzę, co takiego zabawnego ma do powiedzenia ten kogucik? – mogłem przysiąc, że przez chwilę widziałem na głowie Pottera rogi, zaś ze spodni wyrastał ogon zakończony grotem.
- Daj spokój, James. – Sheva złapał go za kołnierz i odciągnął trochę. – Ten chłopak jest naprawdę słodziutki, nic dziwnego, że się komuś podoba. Z resztą nie wiesz, co ich łączy.
- Wiem! – syknął siadając ze splecionymi ramionami. – Popatrz na te świecące oczka Niholasa, od razu widać, że jest tam coś więcej niż zwykłe zainteresowanie.
- I wściekasz się o to, że znalazł sobie kogoś lepszego niż ty? – Syri prychnął lekceważąco. – Wybacz, idioto, ale sam sobie jesteś winny. Dla ciebie istnieją tylko twoje głupie pomysły, a więc Kinn był ci zbędny. Nigdy nie znajdziesz sobie nikogo, ponieważ tego nie potrzebujesz. Kup sobie kota, on będzie miał w nosie, że się nim nie zajmujesz. Naprawdę, daj sobie z tym spokój i zajmij się swoją mapą. O, właśnie. Mapa, James, popatrz, jaka ładna i ten czerwony krzyżyk na środku... – zaczął kusić, jednak J. wydawał się go nie słyszeć.
- Co on w nim widzi? Przecież ani to ładne, ani mądre. Totalne zero.
- Mówisz o sobie, co? – Andrew uderzył chłopaka w głowę. – Tamten jest bardzo przystojny, nieźle się uczy, jest miły i ma czas dla Kinna. Poza tym wydaje się taki niewinny... Idealny, a ty? Leniwy, mało atrakcyjny, narcystyczny i głupi. Obudź się, J. Nie masz szans przy tamtym ciachu z bitą śmietaną i wisienką.
- Zdrajca! – prychnął okularnik.
- Co wy znowu kombinujecie?! – za naszymi plecami rozległ się ostry, kobiecy głos Lily. Spiąłem się cały, ponieważ naprawdę za nią nie przepadałem i szczerze wolałbym unikać spotkań z nią, nawet takich małych, a co dopiero bezpośrednich. James rzucił się całym ciałem na mapę zasłaniając ją brzuchem. Ciężko mu było dostrzec Evans, która była teraz za jego plecami, a on przypominał mi żuka, który wywracając się nie jest w stanie więcej się podnieść.
- Czego tutaj, wredna konfidentko?! – warknął starając się ją dostrzec, ale nie mógł się ruszyć by nie poniszczyć, lub nie pokazać jej mapy. W sumie dobrze rozumiałem, dlaczego chce tego uniknąć. Lily dała nam się już we znaki.
- Uważaj na słowa, Potter. – prychnęła, jak zdenerwowana kocica.
- Odczep się od nas, co? – podjął mówiąc do kominka. – Masz swoją piaskownicę, więc czemu ciągle podkradasz piasek z naszej? Odnów znajomości z koleżankami, poplotkujcie, nawet i o nas, ale przestań za nami łazić. Jeśli któryś z nas ci się podoba, to napisz list miłosny, rozpatrzymy twoje zaloty w najbliższym dogodnym terminie.
Dziewczyna poczerwieniała i zacisnęła mocno pięści, jakby nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć. W sumie, James nieźle dał się jej tymi słowami we znaki. Jakkolwiek by nie było teraz rudowłosa została zapędzona w ślepy zaułek.
- Zapłacisz mi za tę zniewagę, Potter! – syknęła wściekle. Mogłem mieć tylko nadzieję, że jej złość skieruje się wyłącznie na Jamesa, nie zaś na nas wszystkich. Spojrzenie, jakim nas obdarzyła pozwoliło mi wątpić w to, że się nie mylę. Ona z jakiegoś powodu nie lubiła całej naszej grupy, albo takie chciała sprawiać wrażenie.
- W złocie, drogich kamieniach, czy może masz jeszcze inne pomysły? Chętnie zapłacę teraz bylebyś trzymała się od nas z daleka. Peter jest idealnym ogonem, kiedy nie może nas dogonić, ty jesteś zbędna. Zrób coś twórczego. Możesz wysprzątać pod moim łóżkiem, może znajdziesz tam jakieś ślady bytowania obcych organizmów i dostaniesz nagrodę. Ale teraz daj nam oddychać i won. – wziął głęboki oddech i podniósł się odrobinę. Leżenie w tej samej pozycji musiało utrudniać mu oddychanie.
- Pożałujecie! – rzuciła jak zawodowa zła wiedźma i odeszła dziwnie sztywna. Mogłem zapomnieć o tym, że ona zapomni o nas. Wzajemna niechęć między mną i moimi przyjaciółmi, a dziewczyną odnowiła się i chyba nawet pogłębiła.
James podniósł się i rozmasował pierś. Zwinął mapę, po czym odwrócił się w naszą stronę z miną wyrażająca determinację. Był przywódcą, który miał nas poprowadzić na wojnę z wielką, straszną bestią, którą niewątpliwie była Evans.
- Panowie, zanim zaczniemy robić cokolwiek musimy pozbyć się największej przeszkody, jaka stoi na naszej drodze. Ta smoczyca może nas zrujnować i zniweczyć wszystkie plany, jakie mieliśmy. Naszym zadaniem jest zabić smoka i odnaleźć chwałę! Mamy tydzień, by znaleźć rozwiązanie. W przeciwnym razie ona będzie w stanie zaskoczyć nas, jako pierwsza, a nie możemy do tego dopuścić. – wyjątkowo się z nim zgadzałem. Nie mieliśmy pojęcia, o co tak naprawdę jej chodziło, dlaczego się na nas uwzięła, ale musieliśmy coś z tym zrobić. To było jedyne wyjście, tym bardziej, że nie znajdowałem przyjemności w ciągłym oglądaniu się do tyłu, by wiedzieć, czy jest na tyle bezpiecznie bym mógł odezwać się do Syriusza.
- Nie wiem, jak, ale musimy się jej pozbyć. – zgodziłem się z Potterem głośno. – Mam jej po rogi, wolę żeby odczepiła się jak najszybciej.
- Wszyscy się z tym zgadzamy. Przesadza, a ja nie mam zamiaru pozwalać sobą sterować. – Black uśmiechnął się wrednie. – Zbieramy naszą armię i zaczynamy walkę na śmierć i życie. – wyciągnął przed siebie dłoń, Sheva zrozumiał, o co chodzi i położył swoją rękę na jego. Dalej nasza reszta poszła za jego przykładem. Byliśmy pełni ducha walki, chociaż czułem, że to tylko chwilowe. Za to nasz problem trwał i trwał, a więc był nam potrzebny jakiś idealny plan, którego nie mieliśmy. Może gdybyśmy tak jak powiedział Syri zebrali wszystkie nasze siły, wtedy ktoś wpadłby na jakiś genialny pomysł. Kogo jednak mieliśmy w to wmieszać?
- Zaryzykujemy. – postanowił Potter. – Tydzień i musimy mieć plan gotowy. Robimy to dla naszego świętego spokoju, więc musi nam się udać bez względu na wszystko! – ponownie rozwinął mapę i zaczął wzdychać do niej z miłością.

2 komentarze:

  1. Nie spodziewałam się, że Potter potrafi mówić tak mądrze XD Kuurcze, aż szerzej otworzyłam oczy, czytając jego wypowiedź xDCo do tej armii, to przecież mają jej sporo. Na każdym roku znajdzie się chętna dłoń do pomocy, a nawet Kinn mógłby się na to skusić - nadrabiając niewinną minką. Tylko czy Potter byłby zadowolony, obserwując jego była miłość życia w objęciach drugiego... Ehh, wypuścił z rąk dwa śliczne ptaszki, bo je zaniedbywał i był po prostu nierozsądny i nierozważny - choć w sumie Sheva nie za bardzo był w jego sidłach... XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, James zazdrosny, ale cóż sam jest sobie winny, a co od nich chce Lili...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń