piątek, 21 stycznia 2011

Dziwne spotkanie

1 września
Zadbałem o to by rodzice zabrali mnie na stację jak najwcześniej. Nie było to łatwe, ponieważ tata zaspał i musieliśmy wraz z mamą pomóc mu we wszystkim. Kiedy ja pakowałem walizki do samochodu, ona ubierała go i karmiła. Zapewne uważałbym tę sytuację za zabawną, gdyby nie dotyczyła moich planów wcześniejszego spotkania z przyjaciółmi na dworcu. Ostatecznie jednak wszystko poszło zgodnie z planem i na miejscu byłem w samą porę. Poniekąd liczyłem na to, że przyjaciele spóźnią się do półgodziny każdy, ale nie wykluczałem także ich przybycia na czas. Nakłoniłem rodziców, by napili się kawy w jakimś barze niedaleko. Nie musieli towarzyszyć mi cały czas. Mamie pomysł wydawał się podobać, jako że nie często miała okazję wyjść gdzieś z tatą, zaś dziś mogli sobie na to pozwolić. Ustaliłem z nimi kilka szczegółów niezbędnych byśmy zdążyli się jeszcze pożegnać i zadowolony przeszedłem na peron 9 i 3/4. Kilka osób już kręciło się koło czerwonego pociągu, a kilkoro pierwszorocznych rzuciło mi się w oczy niemalże momentalnie. Ich nie dało się z nikim pomylić. Te lśniące oczy, zaskoczone miny i niedowierzanie widoczne na dziecięcych twarzach było niczym wizytówka. Ich rodzice byli nie lepsi.
- Syriusz? – spostrzegłem nagle znajomą sylwetkę leżącą na jednej z ławek nakrytą otwartym prorokiem codziennym. Wydawało mi się, że do połowy zasłonięta dłonią twarz należy naprawdę do Blacka, jednak nie mogłem zrozumieć, dlaczego miałby sobie ucinać drzemkę w tym miejscu. – Yyy, przepraszam... – podszedłem bliżej, a osoba na ławce zerwała się gwałtownie. Niemal serce wyskoczyło mi z piersi, kiedy tak gwałtownie się poruszył, ale większym zaskoczeniem było dla mnie jednak to, iż rzeczywiście miałem do czynienia z Syriuszem. Nie wyglądał najlepiej, ale uśmiechnął się tak jak zawsze.
- Wybacz, nie wiedziałem, że to już tak późno. Zaspałem. – objął mnie przyjacielsko i poklepał po plecach. – Miło na nich patrzeć, co? – skinął w stronę kilku dzieciaków, którzy palcami dotykali pociągu, jakby obawiali się, że może odgryźć im całą rękę, jeśli nie będą uważać.
- Tak, miło, ale może mi powiesz, co tutaj robisz o czasie? – nie musiałem kryć, że spóźnienie było dla mnie najpewniejszym z założeń. W końcu moi przyjaciele byli wyjątkowi, nawet pod względem spóźniania się.
- A, to... – wyczułem, że chłopak planuje coś zmyślić, gdyż zawahał się chwileczkę, jednak jedno moje spojrzenie uświadomiło mu, że nie ma sensu kłamać. – Matka uznała, że skoro tak mi się tutaj spieszy to równie dobrze mogłem być tutaj wczoraj. Tak, więc musiałem się gdzieś przespać, chociaż chwilę. Mało wygodnie, ale zmęczenie mnie zmogło. – uśmiechał się, podczas, gdy ja zaciskałem mocno pięści. Nie mogłem się dziwić temu, że Syriusz nie jest chętny do relacjonowania mi swoich wakacyjnych przeżyć. Jego sytuacja była chyba gorsza z każdym rokiem, a wszystko przez to, iż jego matka wiedziała o mnie i o nim. Chciałem powiedzieć, że mi bardzo przykro, że może da się coś z tym zrobić, ale w tej właśnie chwili pojawił się Sheva i Peter. Pomachali nam i podeszli szybkim krokiem.
- Spotkałem Peta zaraz przed barierką. – Andrew obdarował nas silnym uściskiem. Wyglądał trochę inaczej niż wcześniej, bardziej poważnie, ale figlarny uśmiech w dalszym ciągu widniał na jego twarzy. – Dobrze jest wrócić, co? Przy okazji mam wam coś do powiedzenia, ale gdzie James? Nie mówcie, że wpadnie tu w ostatniej chwili. – rozejrzał się szybko. – Hę? – placem wskazał nam jakąś postać w czapce, owiniętą jakimś letnim szalikiem i niemal zupełnie nie widoczną spod ubrań. Poruszała się w bardzo znajomy sposób, chociaż nie od razu skojarzyłem, kto to może być.
- To James. – odezwał się Peter mrużąc oczy by widzieć lepiej z daleka. – Przecież to jego kufer w znicze. – miał rację. Dostrzegł szczegóły, które nam umknęły, a przecież nie dało się zaprzeczyć, że tylko Potter miał taki bagaż.
- Co on znowu wymyślił? – mruknąłem i z przyjaciółmi podszedłem do chłopaka, który skinął nam głową.
- Nie pytać. Znajdźmy sobie przedział już teraz, wtedy się dowiecie wszystkiego. – powiedział jakby szeptem. Nie planowaliśmy się z nim kłócić, tym bardziej, że problemy były ostatnim, czego potrzebowaliśmy. Nie zwlekając, więc wróciłem po część moich bagaży, które zostały przy ławce Syriusza. Resztę miał donieść tata w późniejszym czasie. James za to zdążył już zniknąć nam z oczu, więc pozostawało nam tylko odnaleźć przedział, w którym będzie siedział. Było to czasochłonne, ponieważ nie mieliśmy pojęcia, gdzie się zaszyje. Tym samym zaczęliśmy się przeciskać z naszymi tobołkami przez całą długość pociągu na samiutki koniec. Nie ulegało wątpliwości, że trafiliśmy idealnie, kiedy dostrzegliśmy siedzący w rogi zwitek materiałów i różnych części garderoby. Oczywiście nie zdziwiłbym się gdyby chłopak stwierdził nagle, iż bawi się w szpiega, albo uważa, że jest śledzony przez złych ludzi. W jego przypadku byłoby to całkowicie normalne, ponieważ pomysły okularnika należały zawsze do tych najbardziej ekstremalnych i nieprawdopodobnych.
- Zamknijcie drzwi i zaciągnijcie zasłony. – rozkazał. Sam już zasłaniał okno wychodzące na perony. Chociaż chyba każdy z nas uważał, że to lekka przesada to dla własnego spokoju odgrodziliśmy się od całego świata. Dopiero wtedy chłopak był skłonny do zdjęcia czapki i odwinięcia szalika.
- Merlinie... – mruknął Syriusz, kiedy naszym oczom ukazało się to, co się ukazało. Twarz Pottera pokryta była czerwonymi bąblami, przez co była chyba dwa razy większa niż normalnie. Z trudem mógł patrzeć na oczy i cokolwiek mu się stało nie chciałem się zarazić. Odsunąłem się od niego, a to samo uczyniła reszta. J. skwitował to głośnym prychnięciem i znowu opatulił się by nic, a nic nie było widać.
- Co to jest? Wybacz James, ale wyglądałeś swego czasu atrakcyjniej... – Andrew skrzywił się z obrzydzeniem. Nie był skłonny do ukrywania swoich myśli, a w tym wypadku okularnik chyba wiedział, że nie ma sensu kłamać i widział się rano w lustrze.
- Miałem wypadek, wredne dwulicowe lisy! – zawarczał na nas J. – Wypadek przy pracy, jasne? To nie jest zaraza, idioci! Wlazłem w Trujące Pokrzywy. Ćwiczyłem animagię i jak zwykle zaskoczyli mnie, kiedy byłem jeleniem. Ukryłem się w krzakach i wtedy przemieniłem. Tylko, że na zwierzęta Trująca nie działa, ale na ludzi... – odsłonił twarz i uśmiechnął się głupio, po czym ponownie ukrył każdy zainfekowany jadem kawałek ciała. To wszystko tłumaczyło i tylko potwierdzało, iż James nie ma zielonego pojęcia na temat zielarstwa. Odróżnienie Trującej Pokrzywy od zwykłej rośliny jest niesamowicie proste i tylko ktoś taki jak on mógł spakować się w sam środek tego jadowitego zielstwa.
- Kiedy ci to zejdzie? – zadałem konkretne pytanie. Wątpiłem by James zechciał się w takim stanie pokazać na zajęciach, a żaden nauczyciel nie usprawiedliwi go tylko, dlatego, że wyglądał jak maszkara.
- Za dwa dni. Do tego czasu musicie mi pomóc wymigać się od zajęć. – potwierdził moje obawy. – Nie obchodzi mnie jak to zrobicie. To rozkaz, jasne? – musiał być bardzo wściekły sądząc po jego tonie, ale raczej nie na nas, ale na samego siebie. Pozwoliłem sobie na odsłonięcie okna, bym mógł widzieć peron. Chciałem wiedzieć, kiedy moi rodzice pojawią się na nim. Do tego czasu mogliśmy zająć się jednak inną sprawą.
- Andrew, chciałeś nam coś powiedzieć, prawda? – zauważyłem, zaś chłopak skinął głową.
- To jest mój ostatni rok z wami tutaj. Przenoszę się do Beauxbatons.
Uchyliłem usta i nie wiedziałem, czy mam powiedzieć cokolwiek. To przyszło do mnie jak uderzenie pioruna. Nie wyobrażałem sobie Hogwartu bez Andrew, a teraz wszystko wydawało się chyba być załatwione. Wpatrywaliśmy się w chłopaka w milczeniu, a on wydawał się tym zakłopotany. Uświadomił nam, że za rok nie spotkamy się już na stacji, nie wsiądziemy razem do pociągu.
- Wychodzimy. – rozkazał Syriusz. – Skoro nie ma już odwrotu to musimy się wszystkim nacieszyć! – złapał mnie mocno za rękę i uśmiechnął się pocieszająco. Prawdę powiedziawszy bardzo było mi tego trzeba. Czułem, że mogę się nawet rozpłakać, kiedy myślałem o tym, że to naprawdę będą ostatnie chwile, jakie spędzimy razem, jako grupa. Postanowiłem, że sam zadbam by ten rok był dla Shevy najlepszym ze wszystkim i pełnym mnie, by o mnie pamiętał zawsze. Nasze spotkanie na stacji musieliśmy zacząć od nowa, tak jak należy.

3 komentarze:

  1. Chłopaki mają pewność, co do wyjazdy Shevy... a raczej jego planów, bo może (oby, oby, oby) się nie spełnią xP Rozpoczęcie powitania na peronie może być czymś ... niby zwykłym dla dorosłych, ale gdy tak się głębiej nad tym zastanowić, to przecież to jest takie... dobre, ciepłe, więcej znaczące, niż prezenty, które chłopaki mogliby mu ofiarować.. pamiątki.Jamesa mi szkoda xD Boroczek nie ma szczęścia do zielarstwa xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh Sheva naprawdę opuszcza tą bandę! Jakoś zabrakło mi cmoooka Syriusza z Remim na powitanie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, haha James jak zwykle, no i Remus się zasmucił, ćwiczył animagię aby być przy Remusie w pełni a teraz...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń