niedziela, 23 stycznia 2011

F.U.J.!

Miło było znaleźć się w swoim pokoju, zwłaszcza po szczególnie udanym posiłku, a dzisiejszy zdecydowanie do takich należał. Mój brzuch wydawał się napęczniały, jakbym chował pod szatami poduszkę, a smak pyszności, jakie jadłem nadal mogłem czuć w ustach. Nie żałowałem sobie dzisiaj niczego, więc mój talerz zapełniał się raz po raz i wcale nie interesowało mnie zdanie przyjaciół na ten temat. Miałem ochotę jeść i jeść, zapewne, dlatego, iż byłem wygłodniały po całym dniu jazdy pociągiem. Z resztą mój dobry humor i apetyt zapewnił mi także James, który uznał, iż ostatni rok Shevy należy przeżyć jak najlepiej, więc nie chciał się ukrywać pod czapką i szalikiem. Zdjął zbędne fragmenty garderoby już na stacji, a później mrucząc pod nosem z niezadowolenia udał się z nami do Wielkiej Sali. Zwrócił na siebie uwagę każdego, kto wiedział, kim jest. Nie obyło się także bez pytań, które miały na celu denerwowanie chłopaka. W ogólnym rozrachunku jednak wyglądało to nieźle i byłem dumny z Pottera. Takie poświęcenie musiało go wiele kosztować. W końcu, kto, jak kto, ale on był wyjątkowo dumny.
- Dziękuję ci za dzisiaj, James. – Sheva uśmiechnął się do chłopaka, który rzucił się ciężko na łóżko. – Gdybyś nie przypominał kartofla dałbym ci buziaka.
- Ha! – Potter podniósł się gwałtownie do siadu. – Gdybym nie przypominał ziemniaka nawet byś nie pomyślał o całowaniu mnie! – oskarżył go wytykając palcem, ale nagle coś sobie przypomniał i zsunął się z łóżka klękając przy swoim kuferku.
Ja w tym czasie zająłem się wypakowywaniem swoich rzeczy. Musiałem wszystko poukładać w szafie, na półkach, zapełnić moją nocną szafkę. Nie było czasu by się obijać, musiałem działać. Poza tym czułem pełnię przyjemności, jaka wypływała z tak prostej czynności. Czułem się jak w domu, do którego wróciłem po krótkim wyjeździe w celach rekreacyjnych. Poza tym moje książki na pewno chciały odetchnąć świeżym powietrzem po tylu godzinach zamknięcia. Wziąłem głęboki oddech i poczułem coś nieświeżego. Poniekąd cuchnącego.
- Kto ma trupa u siebie? – rzuciłem krzywiąc się i oglądając na przyjaciół. Nie uszło mojej uwadze, że James owijał właśnie coś w jedną ze swoich skarpet.
- Nie prałeś ich przez całe wakacje? – Syriusz zasłaniając nos odsunął się jak najdalej od okularnika, który spojrzał na niego wściekle. Jego ziemniaczana twarz wykrzywiła się, chociaż nie wiem czy z powodu zapachu, czy komentarza Blacka.
- To nie moje ciuchy! – zawahał się nagle. – Wróć, teraz to i moje ciuchy... Ale nie moja wina! To durne dziecko moich rodziców, które nie jest mną, wrzuciło mi do kufra nadgryzioną kanapkę i kawałek tortu! – odskoczył od swoich rzeczy z piskiem. – Tam są robaki! Normalnie glizdy jak palce Petera!
- Fuj! – rozległo się chóralnie i z jakiegoś powodu cała nasza piątka wylądowała pod drzwiami, najdalej jak się dało od kufra Jamesa. Prawdę powiedziawszy, kiedy wyobraziłem sobie pulchne, tłuste, białe gąsienice, aż robiło mi się niedobrze.
- Pogratulował siostry, J. – Syriusz skrzywił się. – A teraz z łaski swojej weźmiesz tę cuchnącą bombę i wyniesiesz stąd. Daj ją Skrzatom do wyczyszczenia, wyszorowania, sam nie wiem, co mogą z tym zrobić, ale nie chce tego widzieć póki nie będzie pachnące!
- Ja mam do tego podejść?! – przez ciało okularnika przeszły widoczne dreszcze. Wzdrygnął się i wyglądał jakby miał płakać. – Zapłacę, ale niech ktoś to za mnie zrobi! Naprawdę zapłacę... – miałem ochotę zapytać ‘ile?’, jednak wiedziałem, że nie wolno mi wybrzydzać. Te pieniądze mogłem przeznaczyć na zakupy w Miodowym Królestwie.
- Mam świadków. – ostrzegłem, by nie mógł się później wymawiać.
- Chytrość cię zgubi. – usłyszałem komentarz Petera, ale ignorując to niechętnie podszedłem do kufra Jamesa. Nie patrzyłem do środka. Po prostu zamknąłem go i czym prędzej wyciągnąłem z pokoju. Przyjaciele trzymali się z daleka i wcale im się nie dziwiłem.
Miałem wielkie szczęście, gdyż zaraz pod naszymi drzwiami stał Skrzat Domowy. Patrząc na mnie ogromnymi oczyma wskazał krzywym palcem torbę podróżną Jamesa.
- Za przeproszeniem, ale coś tu śmierdzi, Sir. – powiedział skrzeczącym głosem.
- Nie coś, ale dokładnie to. – zgodziłem się z jego gestem. – Możesz to zabrać. – dodałem specjalnie starając się go zachęcić, gdyby planował się buntować. Skrzat jakkolwiek próbował zachować obojętna minę to nie podołał temu zadaniu. Wyjął z nikąd drewniany spinacz do prania i spiął nim nos. Następnie złapał za rączkę kufra i już go nie było, chociaż smród pozostał i musiał zapewne się ulotnić.
Chłopcy otworzyli wszystkie okna w pokoju i naprawdę dało się wyczuć różnicę.
- Załatwione. – rzuciłem, a Syriusz objął mnie mocno mrucząc mi do ucha, jaki to byłem dzielny, odważny i nazywał mnie bohaterem.
- A może tak na chwilę zapomnimy o mojej wpadce... Kolejnej wpadce. – dodał dla sprostowania, co wymógł na nim wzrok Andrew. – Mamy ważniejsze sprawy na głowie niż jakiś tam śmierdzący kufer. – wątpiłem, by naprawdę tak było, ale James zawsze wiedział najlepiej, więc nie chciałem się kłócić. – Mam tutaj listę spraw, które wymagają naszego szczególnego zainteresowania w tym roku. – wyjął trochę pomięty papier z kieszeni i przykleił go zaklęciem do drzwiczek naszej szafy. – Pozwolę sobie teraz przeczytać na głos dotychczasowe punkty i zaznaczę, iż możecie dopisywać kolejne. – mówił oficjalnym tonem. A więc. Pierwsze, dowiedzieć się, kim naprawdę jest nauczyciel astronomii. Drugie, dowiedzieć się jak najwięcej o tym rudzielcu, który dobiera mi się do Kinna. Trzecie, poderwać Seed. Ja, nie wy. Wy macie mi pomagać. Czwarte, wielka eksploracja zamku i Zakazanego Lasu. Pięć, Anonimowe Nauczanie Indywidualne Magii, inaczej, animagia.
- Przez całe wakacje wymyśliłeś tylko to? – Syriusz nie odrywał się ode mnie cały czas tuląc do moich placów z brodą na moim ramieniu, jakby było mu zimno i chciał się ogrzać, chociaż na pewno nie o to mu chodziło.
- Milczeć! – nakazał James. – Miałem wiele pomysłów, ale tylko ten był wykonalny, jak na razie. Poza tym... Już wiem! – postąpił dwa kroki w stronę swojego łóżka, po czym odwrócił się do nas. – Niech mi ktoś da pióro i atrament, bo nie mam, czym pisać póki mi nie zwrócą moich rzeczy. – wymownie powiódł wzrokiem po nas wszystkich. Pettigrew był pierwszym, który rzucił się by mu usłużyć. – Piąte, rozpieszczać Andrew. – zamruczał głośno i uśmiechnął się zadowolony. – Teraz jest pełna.
- Szóste, nauka. – pozwoliłem sobie skomentować, ale zgromił mnie wzrokiem, jakbym go zdradził w chwili, kiedy najbardziej potrzebował pomocy. Dobrze wiedziałem, co mi teraz powie, a przynajmniej domyślałem się ogólnego sensu słów, jakie mógłby wypowiedzieć.
- Bez głupich pomysłów. Tutaj piszemy tylko najważniejsze i najistotniejsze zadania. Nie zbezcześcisz mojego cudownego planu roku! – z dumą wypisaną na opuchniętej twarzy przeszedł spod szafy do swojego łóżka i usiadł wyprostowany spoglądając na nas z góry. – Nie doceniacie prawdziwej sztuki myślenia i tworzenia. Wpiszę się w historię Hogwartu, jako największy zdobywca, odkryję tajemnice, o jakich wam się nie śniło, a na sam koniec nazwą Hogwart moim imieniem! Wasze dzieci będą się o mnie uczyć! Dzieci Petera. – poprawił się.
- Wybacz szczerość, J., ale najpierw postaraj się naprawić swoją twarz. Nie chcę widzieć takiej gęby w książce historii. – Andrew uśmiechnął się szelmowsko. – Naprawdę nie mogę nawyknąć do tego, że z takim trudem okulary obejmują twoją wielką łeb.
Zamiast kontynuować układanie zostałem pchnięty na swoją pościel i przygnieciony przez Blacka. Jęknąłem, ale on widocznie świetnie się bawił, ponieważ pokręcił się na boki maltretując całe moje ciało, po czym zaczął mnie całować po karku rozbawiony, kiedy starałem się uwolnić od jego ciężaru.
- Dziś Remus jest tylko mój, jutro będę mógł się nim trochę podzielić. – zaznaczył zwracając się do Andrew, jak się domyślałem. Moja pozycja nie umożliwiała mi wcale operowania głową na boki, nie mówiąc już o patrzeniu w tył. Byłem przygwożdżony do miękkiej poduchy i czułem, jak Syri kręci się na moich placach, jakby siedział na czymś wygodnym, ale nie dostatecznie miękkim, więc musiał ubić sobie gniazdko. Trochę sobie ważył, ale moje zmęczone ciało poczuło, że nie jest w stanie się podnieść, więc rozleniwiło się. Mięśnie dotąd spięte zwiotczały, a powieki zaczęły mi się zamykać. W sumie nie minęło nawet pięć minut a ja chrapałem z uśmiechem na twarzy wdychając świeże powietrze ciepłego dnia, który powoli się kończył.

5 komentarzy:

  1. Wyobraziłam sobie, jak Syriusz mówi chłopakom "Czy on nie jest słodki?", na co Potter odpowiada "No.. na swój sposób" przez co jest gromiony wzrokiem Blacka, więc od razu mu przytakuje xDMoże po tej rekonstrukcji twarzy Potter będzie wyglądał inaczej? ;> Co do tych punktów, to obawiam się, że z Seed się nie uda, a z nauczycielem... mam wątpliwości xDPS: U mnie nowa notka ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Musiałam cofnąć się trochę w rozdziałach, aby poprzypominać sobie ostatnie opowiadanie xD I tak nie opisałam tego tak bogato, jakbym chciała, ale ileż można tak przeciągać? xD W końcu trzeba ruszyć do przodu... a zostało już chyba z 10 rozdziałów... tak mi się coś wydaje, choć znając mnie, to kto tam wie, co ja wykombinuję xD Dzięki ;) Póki co idzie mi dobrze... ale jak tak patrzę z biegiem miesięcy, to mogłoby być lepiej xD Niemniej jestem zadowolona. Jeżeli ostatnie 2 kolosy zaliczę na 4, to będę mieć średnią (chyba) powyżej 4 xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze, będę tęsknić za Andrew. To była jedna z moich ulubionych postaci i, jak dla mnie, mógłby mĂ­eć lemony z Remim albo występować w au do tej historii i mieć trójkąt z Remim (przez jakiś czas). Potem Remi byłby w trójkątach z Cornelem i w parze z Regulusem albo trójkąt z Oliverem lub Phillipem lub w związku z nauczycielem astronomii i jego dwójką uczniów. Jak widać chyba troszkę mnie poniosło-chyba brak mi dobrego lemona. W każdym razie czekam z niecierpliwością na notkę. Pozdrawiam, pisząc z komórki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fuuuuuuj...ale Potter jest straszny xD Prawie jak ja gdy zapominam o kanapkach w plecaku i dopiero po jakimś czasie mi się przypomina :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, brawo James za poświęcenie się a ten kufer fuj...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń