piątek, 14 stycznia 2011

Kartka z pamiętnika CVIII - Severus Snape

Sam nie potrafię dobrze opisać tego, jak bardzo ucieszył mnie list Lucjusza, w którym zapraszał mnie do siebie. Chociaż nie było to nazbyt klarowne z mojej strony to nie myśląc wiele spakowałem wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i zostawiając wyłącznie kartkę z informacją dla rodziców opuściłem dom z samego rana. Nie mogłem używać magii, więc to Lucjusz załatwił mi przejazd zaznaczając, że w każdej chwili mogę wyłącznie machnąć różdżką, a Błędny Rycerz zabierze mnie do jego posiadłości. On mógł sobie pozwolić na coś takiego. Działałem instynktownie i nie myślałem wiele. Miałem możliwość spotkania się z Lucjuszem, wyniesienia się z domu i normalnego życia przez tych kilka dni moich odwiedzin u chłopaka. Miałem w prawdzie wątpliwości, czy aby na pewno wypada mi się do niego wpraszać, jednakże Lu sam zaznaczył w liście, że obiecał nam spotkanie, jak także stęsknił się i potrzebował mnie blisko. Uczucie, jakie ogarnęło mnie w chwili, gdy czytałem tamte słowa było niesamowicie przyjemne. Ktoś mnie potrzebował, chciał mnie obok, a więc miałem jakiś cel. Chociaż były to mrzonki pod wieloma względami, ja pragnąłem się nimi otaczać. To pozwalało mi zachować zdrowe zmysły i cieszyć się tym, co miałem dzięki szkole. Zawdzięczałem Hogwartowi więcej niż mogło się pozornie wydawać. Wszystkie plusy mojego życia wiązały się właśnie z nim.
Chyba mimowolnie uśmiechnąłem się do siebie, kiedy stałem dobrą chwilę przed drzwiami wielkiej posiadłości Lucjusza. Mój dom, był obskurną ruderą, zaś teraz miałem przed oczyma ogromny i piękny budynek, który miał swoje lata, a jednak funkcjonował dzięki wszelkim nowością, jakie można było znaleźć w świecie czarodziejów. Takie miejsce wydawało mi się krainą z marzeń, gdzie nie musiałbym robić zupełnie nic, magia wykonywałaby za mnie wszelkie obowiązki, a ja mógłbym rozkoszować się spokojem. Były to kolejne z moich pragnień, które nie zmienią się nazbyt szybko. Póki, co czekały mnie kolejne długie lata w szkole i użeranie się z rodziną.
Z bijącym mocno sercem złapałem za kołatkę w kształcie głowy węża. Zabawne, jak bardzo wydawała mi się naturalna, kiedy chodziło o rodzinę Lucjusza. Był w końcu czarodziejem czystej krwi, a więc na pewno jego korzenie sięgały także samego Slytherina. Zazdrościłem mu tego.
Dudnienie, jakie rozeszło się po korytarzu za drzwiami mogłem usłyszeć nawet z tej strony drzwi. Nie myślałem, że zwyczajna kołatka potrafi aż tak potęgować odgłos, jaki wydaje lekko uderzając o drzwi. Było już jednak za późno na zachwycanie się wszystkim po kolei. Nie chciałem by Lu wiedział, jak dalece zwyczajne było moje życie i jak pozbawione magii. Wolałem udawać po prostu kogoś z czarodziejskiej rodziny, jak on, chociaż może nie tak znanej i poważanej.
Otworzył mi Skrzat Domowy. Nie wiem, czy moje oczy zalśniły na jego widok, ale na pewno stłumiłem jakikolwiek blask, gdy przypomniałem sobie, jak normalne powinno mi się to wydawać.
- Severusie! – Lucjusz dumnym, pewnym krokiem wyszedł z jednego z pomieszczeń. Rozwarł ramiona i uściskał mnie lekko. Machnął na Skrzata, który rozpłynął się w powietrzu. Coraz bardziej pragnąłem być kimś ważnym, bym i ja mógł tak właśnie robić.
- Przepraszam, że tak od razu i bez zapowiedzi... – mruknąłem, kiedy uścisk chłopaka stał się mocniejszy.
- Bzdura! Cieszę się, że jesteś. Naprawdę było mi tego trzeba.
Mogłem tylko uśmiechnąć się pod nosem na te słowa. Czułem, że nie kłamał. Jeśli mogłem odczuwać jakiekolwiek jego emocje to wiedziałem, że przeżywa ciężkie chwile i naprawdę byłem mu niezbędny. Nie chciałem jednak pytać, co się dzieje. Gdy zechce sam mi powie, z takiego wychodziłem założenia.
- Pokażę ci twój pokój. Jest zaraz obok mojego, więc nie będziesz musiał nawet do niego wracać. – uśmiechnął się jak zawsze zniewalająco i zachęcił mnie ruchem głowy do podążenia za nim. Z jakiegoś powodu naprawdę wydawał mi się nie swój. Coś musiało go trapić i pochłaniać całą jego energię. Gdybym tylko mógł mu jakoś ulżyć niewątpliwie zrobiłbym to. Kiedy tak myślałem, o wszystkim, co mogłem osiągnąć czułem się beznadziejnie. Jak ktoś taki jak ja mógł pomóc Lucjuszowi, który miał przecież wszystko?
- Dziękuję, że mnie zaprosiłeś... – wydusiłem w końcu, byleby zacząć jakoś rozmowę. Nie chciałem sprawiać kłopotu, ale Malfoy wydawał mi się potrzebować czegoś tak nieznaczącego, jak wymiana zdań z kimś, kto mógł go wysłuchać, gdyby nagle postanowił się zwierzać.
- Nie zrobiłem tego bezinteresownie. – zatrzymując się przed jednymi z drzwi otworzył je i wszedł do środka, jakby chciał szybko odseparować się od całej reszty domu. Podążając za nim miałem nadzieję, że uda mi się naprawić to, co się zepsuło w jego życiu. Podszedłem najbliżej jak się dało i wyciągnąłem ramiona obejmując dłońmi bladą twarz chłopaka. Uśmiechnął się lekko i z przyjemnością, jak mi się zdawało.
- Wydajesz się czymś martwić i dlatego jestem ci tutaj potrzebny, tak? – zapytałem bez złości. Dla Lucjusza byłem zdolny do największych poświęceń. Nawet, jeśli nieświadomie, to dał mi ogromną satysfakcję i wiele przyjemności. Ze wszystkich uczniów w szkole on spojrzał właśnie na mnie. Na kogoś, kto nie powinien się wyróżniać z tłumu, kto nie miał przed sobą świetlanej przyszłości. Poniekąd podarował mi tym samym większą pewność siebie, a to wydawało mi się najistotniejsze. Mając Lucjusza czułem, że mogę być kimś i wcale nie muszę się ukrywać przed światem.
- Tak. Jesteś mi potrzebny, ponieważ wpakowałem się w coś, z czego nie będę mógł się już wyplątać, a to przedsięwzięcie wyżera wszystkie moje siły. Potrzebuję kogoś, kto nie zadając pytań zechce się mną zaopiekować. Potrzebuję ciebie, Severusie. Jesteś idealny nie tylko do tego zadania, ale w ogóle. Wiesz, że jesteś dla mnie naprawdę ważny, nawet, jeśli ja jestem niebywale samolubny.
Nie potrzebnie to mówił. Tylko sprawiał, że bardziej cieszyłem się ze wszystkiego. Stanąłem na palcach, pociągnąłem go odrobinę w dół i sięgnąłem jego ust. Jego potrzeba zapomnienia była nazbyt oczywista. Nic nie mogło pomóc mu w oderwaniu się od rzeczywistości tak jak ta odrobina przyjemności, jaką zawsze czerpał w łóżku. Panicz taki jak on na pewno nawykł do zaspokajania swoich potrzeb, kiedy tylko się one pojawiały.
Nie oczekiwałem nigdy wiele od życia, a dostałem więcej niż powinienem. Nigdy nie miałem prawa narzekać na cokolwiek, ale mogłem cieszyć się wszystkimi swoimi małymi sukcesami. Największym jednak z nich było to, iż zdołałem zainteresować sobą najwspanialszego księcia w całej szkole. Takiego, który był zupełnie inny dla każdego, kto nie był mną. Zabawne, że opiekował się mną zamiast swoją narzeczoną, która wydawała się tylko pionkiem w jego grze.
Dłonie Lucjusza podjęły nierówną walkę z moimi ubraniami. Było oczywistym, że tylko chłopak ma możliwość zwyciężyć, a kupka materiału, który szybko się ze mnie zsunął nie była godnym przeciwnikiem. Każdy skrawek mojej skóry cieszył się, że za chwilę palce Lucjusza zaczną go dotykać, zadowalać. Wypełniony w całości przyjemnością starałem się skupić wzrok na chłopaku. Jego jasne oczy lśniły jak w gorączce, usta łapały szybko powietrze. Potrzebował ratunku, którym byłem, natychmiastowo. Jego umysł nazbyt został pochłonięty przez liczne kłopoty, by mógł w spokoju funkcjonować. Moim zadaniem było przywrócić mu zmysły, więc zacząłem działać przy ponownym pocałunku. Objąłem ramionami jego szyję, pomasowałem niezgrabnie kark palcami. Lu sam pozbywał się swoich ubrań, ja mogłem w spokoju czekać aż się ich pozbędzie. Chyba zrzucił kilka kilogramów przez ten miesiąc, który dzielił nas już od zakończenia roku. Jakkolwiek mnie to martwiło, musiałem zająć się wszystkim po kolei. On nie potrzebował niańki, ale kochanka.
- Zostanę ile tylko będziesz chciał. – zapewniłem przytulając policzek do jego piersi. Serce chłopaka naprawdę szalało. Nie stawiałem, więc najmniejszego oporu i pozwoliłem mu na wszystko, nawet, jeśli miało mi to sprawić ból. – Po prostu to zrób. – wyraziłem głośno swoją zgodę. Lucjusz wydawał się zabłąkany, ale zrobił właśnie to, co powiedziałem. Jego ciało wtargnęło boleśnie w moje, ale zupełnie, jakby poza ciałami także nasze umysły w jakiś dziwny sposób się połączyły wiedziałem dobrze, że powoli zaczyna się uspokajać, wraca do normalności, odradza się na nowo właśnie dzięki mnie. I to w zupełności mi wystarczało.

3 komentarze:

  1. <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. To się nazywa prawdziwa, bezinteresowna miłość. Sev jest w stanie zrobić wszystko, przetrzymać wszystko, poświęcić swą siłę, zdrowie... noc i życie dla Lucjusza, a i tak z nim nie będzie... choć sam fakt, że Lu się nim zainteresował, dostrzega w nim to, jakim jest wspaniałym chłopakiem, a nie osobą, którą można wyśmiewać i pomiatać, jest pewnie głównym powodem jego uwielbienia do blondyna ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, ciekawe czy powie Severusowi w co się wpakował, miło że go zaprosił do siebie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń