piątek, 11 lutego 2011

Kryć się

Lirit Spenser, miło mi, że podoba Ci się to, co piszę. Będę pisać po prostu tak długo, jak długo będę w stanie. Nie mam zaplanowanego żadnego końca. W sumie to na pewno, prędzej odejdą wszyscy czytelnicy, niż ja skończę pisać.


14 września
Z samego rana James podrzucił list pod drzwi jednego z pokoi, w którym spali chłopcy, by powoli zaczął krążyć po naszym dormitorium. Wyjście do Hogsmeade było wielkim wydarzeniem dla trzecioklasistów, zaś dla nas było okazją do wyrwania się z nudy, jaka przez ostatnie dni zaczynała nas wyżerać od środka. W prawdzie nie mieliśmy żadnych wielkich planów na ten dzień, poza zwyczajnymi zakupami i chwilą relaksu, ale zawsze było to lepsze niż przesiadywanie w Pokoju Wspólnym i liczenie dziur w skarpetach Jamesa. Zdecydowanie musieliśmy się wyrwać z tej codziennej rutyny, a najlepszy możliwy dzień właśnie nadszedł.
Ze smakiem zjadłem obfite śniadanie składające się z kanapek z dżemem i przepiłem je kubkiem pysznej kawy zbożowej. Po takich pysznościach mogłem spędzić cały dzień na włóczeniu się z przyjaciółmi, gdzie tylko chcieli. W parze z jedzeniem szedł naturalnie dobry humor, a więc uśmiech nie schodził mi z twarzy. Byłem gotowy sprostać wszystkim wyzwaniom.
Na zewnątrz wiał ostro zimny wiatr, więc musiałem ubrać się ciepło. Szalik był w tym wypadku niezbędny, bym mógł ocalić szyję przez chłodnymi podmuchami. Czułem się dziwnie, kiedy Syriusz i James mieli na sobie o warstwę lub dwie mniej niż ja, jednak najważniejsze było zdrowie. Nie chciałbym nigdy przechodzić przemiany w wilkołaka przeziębiony. To byłoby nie do przetrwania, dlatego wolałem zadbać o swoje zdrowie możliwie najlepiej.
Czując, jak wypełnia mnie energia, jak moją skórę pieszczą dreszcze podniecenia gotowy stanąłem przed bramą wyjściową, gdzie woźny sprawdzał nasze pozwolenia. Nagle naszła mnie ochota na aromatyczną herbatę ze śliwką, cynamonem i wanilią. Piłem taką zaledwie wczoraj i omal nie spadłem z krzesła podczas śniadania. Była wyśmienita i należała do nowo opatentowanych mieszanek naszych Skrzatów Domowych. Odrzuciłem jednak myśl o pysznościach i zadowolony zatarłem ręce czekając na przyjaciół. Gdzieś, niedaleko mimo wszystko, stała Evans przyglądając nam się uważnie. To ostudziło trochę mój zapał, jednak uznałem, że nie należy zwracać na nią aż tak szczególnej uwagi. Była denerwująca, ale niedługo mieliśmy mieć ją z głowy, więc ten jeden dzień mogła nas do woli śledzić. Z resztą wątpiłem, by znalazła coś godnego zaufania przyglądając się nam dzisiaj, kiedy to ja będę zaopatrywał się w łakocie, wypiję z przyjaciółmi po kremowym piwie, może zjemy coś apetycznego w kawiarence i wrócimy do siebie ciesząc się wspaniałym dniem.
- Remusie, idziemy. – Sheva wyrwał mnie z zamyślenia popychając mnie lekko przed siebie. Zrobiłem pół obrotu, by nie stać bokiem do ścieżki, a wtedy miałem przed sobą ciepłe uśmiechy przyjaciół.
- Chodźcie szybko, to zgubimy ją. – Potter zakręcił tyłkiem, jakby przygotowywał się do sprintu, ale zamiast tego szybkim spacerowym krokiem ruszył w drogę. Podziwiałem go za nieodparty urok nieświadomego swojej komiczności dzieciaka.
- Przy okazji, J. Gdzie ty chcesz ją zgubić? Przecież Hogsmeade to małe miasteczko... – Syriusz zrównał się z okularnikiem, a ja, Andrew oraz Peter dołączyliśmy do nich.
- W sklepach, nie bój nic. Damy radę. Już ja znam miejsce, w którym nigdy nie będzie nas szukać.
To zakończyło nasze rozmowy. W ciszy żywiołowo przebieraliśmy nogami zbliżając się coraz bardziej do wioski. W gruncie rzeczy wydawało mi się, że była ona bliżej zamku, ale winą za dłużący się czas obarczałem nasze milczenie. James uważał jednak, iż zamiast marnować energię na ględzenie powinniśmy wykorzystać ją na szybsze przebieranie nogami. I tak każde z nas dobrze wiedziało, iż Evans siedzi nam na ogonie i gdzieś tam z daleka obserwuje każdy nasz ruch. Zabawne, że jej się chciało przez tak długi czas wpychać nos w nasze sprawy, zamiast skupić się na swoich. Może nie miała nic lepszego do roboty, a może była na tyle wredna, że chciała nam popsuć cały rok? Chyba nawet nie byłem ciekaw odpowiedzi na pytania, które pojawiły się w mojej głowie w tej jednej chwili.
- Nareszcie na miejscu! – J. rozłożył ramiona w dziwnym zwycięskim geście, czym zwrócił na siebie uwagę przechodzących obok nas ludzi. Jak zawsze musieliśmy się za niego wstydzić, ale to także należało do nieodłącznych elementów przyjaźni z nim. – O, Merlinie! – opuścił ręce, a jego oczy były wielkości szkieł jego okularów. – Ona już nas dogoniła! – syknął, tupnął i zabronił nam się oglądać za siebie. – Nie ma czasu na gadanie, uciekamy. Proszę za mną, wycieczko. Zaraz pokarzę wam sklep, do którego ona nigdy nie wejdzie i szukać nas nie będzie.
Poprowadził nas w górę ulicy mijając, co lepsze sklepy. Nawet nie patrzył na ich witryny, jakby w obawie, że nie zniesie atrakcyjnego widoku i postanowi wejść do któregoś tracąc przy tym okazję, by na chociażby kilka chwil pozbyć się Evans. Serce krajało mi się w piersi, kiedy mijałem Miodowe Królestwo. Tak bardzo chciałem wejść do pachnącego słodko sklepu, otoczyć się samymi łakociami i wybierać, przebierać, decydować. Obiecałem sobie, że pozbędę się tej niezdrowej pasji, jaką były słodkości, ale musiałem niewątpliwie zastąpić ją inną, co mogło być trudniejsze niż się wydawało.
- Do środka! – ponaglił nas Potter, który otworzył drzwi jednego ze sklepików, który nie zachęcał kolorowymi wystawami, ale odstraszał jaskrawością kolorów. Jak się okazało, gdy tylko odurzający zapach wonności przestał nas otumaniać, był to niewielki sklepik z damskimi kostiumami karnawałowymi, teatralnymi, lub po prostu, coś dla kobiet noszących się na wzór dam z minionych epok. J. wcisnął mi na głowę ogromny różowy kapelusz z piórami, które przysłaniały mi świat. Dorzucił do tego puchowy szal i miałem wrażenie, że wyglądam gorzej niż świąteczne dekoracje mugoli na choince. Syriusz miał więcej szczęścia. Trafił mu się jedyny męski kapelusz, chociaż był na pół metra wysoki, a rondo było imponująco zakrzywione ku górze. Pocieszyć się mogłem tylko tym, że narzucił na siebie płaszcz w seledynowym kolorze o piórkowych brzegach. Potter w tygrysim płaszczu i peruce z czasów Ludwika XVII wyglądał paskudnie, tylko Sheva i Peter wyszli z tego cało, ponieważ wylądowali w stercie ubrań i musieli zostać w niej zakopani, póki któreś z nas nie stwierdzi, że Evans zgubiła trop i jesteśmy bezpieczni. Uznałem to za moje zadanie, ponieważ zasłonięty przez pióra nie mogłem zostać rozpoznany. Odgarnąłem je, więc odrobinę, chociaż z twarzy i patrzyłem na ulicę za szybą wystawową.
Właścicielka sklepu, pulchna kobieta w dziwacznym stroju diwy zainteresowała się nami. James wziął to na siebie. Zaczął wciskać jej kłamstewka, że zastanawiamy się nad przedstawieniem w szkole, chcemy założyć grupę teatralną i mnóstwo innych głupich szczegółów, które mijały się z prawdą w każdym calu. Jedno musiałem mu przyznać, miał łeb na karku i potrafił nakłamać ludziom, którzy go nie znali mając na twarzy anielski uśmiech kujona w okularach.
Wstrzymałem oddech, kiedy dostrzegłem na ulicy Evans. Rozglądała się na wszystkie strony, jednak widząc wystawę sklepu, w którym się znaleźliśmy skrzywiła się i szybko poszła dalej. Potter miał rację i chyba nie dziwiłem się jego pewności siebie. Sam omijałbym to miejsce z daleka gdybym tylko mógł.
- Przeszła. – powiedziałem cicho, by kobieta nie słyszała ni słowa, zaś przyjaciele wiedzieli, co się dzieje. Tak jak myślałem James od dłuższego czasu czekał na tę wiadomość. Właśnie zaczął udawać, że musimy uciekać, by dołączyć do reszty naszych kolegów z klubu teatralnego i na pewno jeszcze wrócimy do tego sklepiku by zadecydować, jakie stroje powinniśmy wziąć. Z ulgą zdjąłem z siebie wszystkie dziwaczne części garderoby. Kręciło mnie w nosie od tego wszystkiego i marzyłem o świeżym powietrzu na zewnątrz. Postanowiłem, że nawdycham się go zanim w ogóle wstąpię do Miodowego Królestwa. Jako pierwszy opuściłem mały sklep i rozejrzałem się, czy droga jest wolna. Była, wiec pokazałem kolegom by pospieszyli się z wylewnym żegnaniem sprzedawczyni, która niczym dobra ciocia nie potrafiła oderwać się od przemiłego chłopca, jakiego zgrywał okularnik.
- I gdzie teraz? – zapytałem naszego wychwalonego za wszystkie czasy „aktora”. J. wzruszył ramionami wyraźnie zadowolony z życia.
- Proponuję napić się w Trzech Miotłach, a później podbijamy świat. Przy okazji, popatrzcie, co kupiłem. – pokazał nam dwa lusterka o przesadnie zdobionych rączkach do trzymania. Tak, Potter był jedynym, któremu dało się wepchnąć coś takiego.
- Nie pokazuj nam ich, z łaski swojej. – Syriusz wymownie skrzywił się i chcąc nie chcąc, niedoceniony James musiał pozostawić swój zakup w ukryciu, w kieszeni kurtki.

3 komentarze:

  1. ~Lirit Spenser12 lutego 2011 10:24

    Nie odejdę od Ciebie, moja bogini! Będę Cię wiernie czcić i wtajemniczę w to moje dzieci. Wpoje im yaoi od dziecka xD. Chciałabym, żebyś opisała ich przygody, aż do swojej śmierci (podrzucę Ci jakiś eliksir nieśmiertelności :D). Co do notki:Remikowi musiała zebrać się ślinka w gębie na widok Miodowego Królestwa. Jak on kocha łakocie, I zostanie mu na całe życie, mam nadzieję. Notka jak zwykle wspaniała. Ta wstrętna Evans... Niech ją grom yaoifanek strzeli... A może ona jest yaoi fanką, ale taką... obsesyjną? To byłoby... dziwne... No dobra nie będę tu snuła jakiś bzdur. Czekam na kolejną notkę z niecierpliwością i jak zwykle drżącym sercem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, te lusterka na pewno odegrają znacząca rolę, J. Nie przejmuj się xDDAle przyznac trzeba, że jak chłopak chce, to potrafi skonstruować bardzo dobry plan działania ;P Poza tym Remi w kapeluszu z piórkami musiał wyglądać... uroczo... XDD Noelowi byłoby ładniej xD Kochana, skoro tyle już ze mną wytrzymujesz i nie wyrzucasz, to i ja nie mam zamiaru donikąd uciekać. Czuję się tak dobrze, jak Remi przy kominku z ciepłą czekolada a ręku, o! ;3A właśnie grypa mi przeszła (od czwartku spada mi gorączka), więc powinnam być na bieżąco... choć uprzedzam, że jutro mam odpust u siebie, więc zjedzie się rodzina, dlatego przybycie tutaj może być utrudnione ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, dobry pomysł z tą kryjówką, co sie tak uczepiła...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń