środa, 16 lutego 2011

Nie ma spokoju

20 września
Po ostatnim „odkryciu” James postanowił przyłożyć się do studiowania mapy tak, jak powinien zrobić to dużo wcześniej. Nie odkrył może nic zaskakującego, jednak na pewno czegoś się nauczył. Teraz przynajmniej wiedział, jak ważne są szczegóły. Chociaż w jego przypadku ciężko było powiedzieć, czy rzeczywiście coś dotarło do wnętrza pustej czaszki, czy też minęło się z mózgiem wielkości rodzynka i niedługo nie pozostanie nawet maleńki ślad po niedawno udzielonej mu lekcji. W jego przypadku było to nie tylko możliwe, ale i niemalże równało się z pewnością. Kto, jak kto, ale James potrafił w przeciągu kilku sekund zmienić zdanie, zapomnieć, lub nawet dojść do najgłupszych wniosków. On był niesamowity pod tym względem i może, dlatego był moim przyjacielem. Różnił się od innych, różnił się od nas, tak jak my od niego. Tworzyliśmy naprawdę dziwną mieszankę, co schlebiało mi, ponieważ byłem częścią tej wybuchowej mikstury.
- James, czy jest jakiś konkretny powód, dla którego obłapiasz ten gobelin?
- Ujć... – obejrzeliśmy się za siebie z niepewnymi minami. Nie często widuje się zapewne piątkę uczniów otaczających zwyczajny rzeźbiony kawał kamienia, jakby wypowiadali mu wojnę, nie wspominając już o tym, że J. wydawał się właśnie obmacywać tyłek gargulca. To było poniżające, ale Potter raczej nie dojdzie do tego wniosku zbyt szybko.
- Profesor Slughorn... – okularnik suszył zęby w bardzo niepewnym uśmiechu. – Jak miło pana widzieć, miałem właśnie pana szukać...
Mężczyzna uniósł brew i skrzywił się.
- W tamtym miejscu? – wskazał pulchnym palcem, na którym lśnił pierścień z drogim kamieniem, miejsce za gargulcem, w którym niedawno grzebał ciemnowłosy.
- Nie, nie! – James spanikował, ale szybko doszedł do siebie i wziął głęboki oddech. Wiedziałem, co to oznacza. Miał zamiar podlizywać się nauczycielowi i wciskać mu największe głupoty póki ten nie uwierzy w jego słowa i udobruchany nie zostawi nas w spokoju. – Wpadła mi tam moneta, ale to już nie istotne. Widzi pan, chciałem zapytać o nasze ostatnie zajęcia. Interesuje mnie sposób, w jaki mógłbym podnieść swoje zdolności w dziedzinie eliksirów.
Sheva odwrócił się tyłem do Slughorna i zademonstrował odruch wymiotny. Nie dziwiłem się temu, ponieważ udawana słodycz okularnika naprawdę potrafiła pobudzać w człowieku najmniej przyjemne reakcje. I tak miał wielkie szczęście, ponieważ nauczyciel eliksirów pozwalał sobą manipulować, wystarczyło tylko mówić mu wiele miłych rzeczy i nie wchodzić na żadne drażliwe tematy. Gdybyśmy mieli zajęcia z przymilania się do ludzi James byłby najlepszym z uczniów.
- Mam wrażenie, że powinien pan opracować własną książkę eliksirów, jestem przekonany, że ma pan w swojej „książce kucharskiej” o wiele więcej wspaniałych przepisów, niż podają nasze podręczniki. Z przyjemnością kupiłbym nawet trzy egzemplarze. – miałem przeczucie, że chłopak właśnie wykopywał dołek pod nami i naszymi następcami, zupełnie jak w przypadku talentu Hagrida do wypieków.
- Niech pan nawet nie czeka, ale od razu zacznie pisać! W ramach dodatkowych zajęć możemy uczyć się pana eliksirów, proszę tylko pomyśleć. Najsławniejsi czarodzieje będą chcieli się tutaj dostać byleby tylko poznać pana osobiście. To będzie idealna okazja by był pan na ustach wszystkich, a przede wszystkim osób znaczących.
- Hm, to zaskakujące. Dlaczego sam wcześniej o tym nie pomyślałem? Mogę spróbować. Tak, tak, to świetny pomysł. Moi uczniowie zapamiętają mnie na długie lata i częściej będą o mnie wspominać. Tak, cudownie. Wspaniale. – Slughorn zamknął się w swoim własnym świecie zapominając o niedawnym zachowaniu Jamesa i obłapianiu gargulca. Dziwny „fetysz” okularnika na pewno szybko wyparuje z pamięci nauczyciela, a sprawa zostanie uznana za niebyłą.
- Wracając do ciebie, moje kochanie. – J. uśmiechnął się w stronę kamiennej figury. – Nie bądź taki nieczuły, jestem pewny, że gdzieś na tobie ukryte są te głupie inskrypcje. No, otwórz się przede mną.
- Ja rozumiem, James, że możesz czuć się samotny, ale może porozglądaj się za kimś żywym, co? No, wiesz, ja nie mówię, że do siebie nie pasujecie, ale jednak trochę sztywny jest, nie sądzisz? – Syriusz uśmiechnął się przymilnie kpiąc jawnie z przyjaciela. – Chociaż z drugiej strony nie będzie mu przeszkadzał swąd twoich skarpet...
- Moje skarpety nie swądzą!
- Nie, James. One capią, jak osioł!
- Zaraz cię rąbnę, Black! Tym zakichanym kamiennym ogonem! – podniósł zakończony grotem, chudy kamienny ogon gargulca, który normalnie nie powinien się poruszać. Chociaż zauważyliśmy to od razu, James potrzebował chwili, póki nie pojął, dlaczego wpatrujemy się tak intensywnie w jego dłoń.
- Och. – obudził się z transu i jakby wystraszony wypuścił ogon z ręki. Podniósł go jednak po chwili zaczął intensywnie oglądać. – Są! Ha, wiedziałem, że je znajdę! Są inskrypcje! Kolejny ważny punkt odnaleziony jeszcze przed weekendem!
- Na co wam ogon?
Odwróciliśmy się gwałtownie po raz kolejny w przeciągu ostatnich dziesięciu minut. Za nami stał  Regulus z książką w ręce i miną wyrażającą niesmak. Nie wiem, czy mogłem mu się dziwić. Najpierw James macał tyły gargulca, a teraz robił wiele szumu w koło jego ogona.
- Hej, Reg. – na mojej twarzy pojawił się niepewny uśmiech. – Wiem, że to dziwnie wygląda, ale to taka błahostka, wiesz? Co u ciebie? – z nerwów, chyba zaczynałem mówić za dużo i całkowicie bez sensu.
- Nie jest źle, chociaż przydałaby mi się pomoc przy zaklęciach. – Ślizgon ostatni raz rzucił okiem na głaszczącego ogon Jamesa i skupił się na mnie. – Może mógłbyś mi pomóc ten ostatni raz?
- Nie, nie może. – Syri wtrącił się do rozmowy. – Jest bardzo zajęty, ma dużo nauki i w ogóle. Nie pomoże ci, musisz znaleźć sobie kogoś innego.
- Jeśli to „bardzo zajęty” to macanie ogonów wszystkich posągów w szkole, to chyba naprawdę może nie znaleźć dla mnie czasu. – pierwszy raz widziałem u Regulusa ten błysk pewności siebie w oku.
- Pomogę ci. – rzuciłem od razu. Nie podobało mi się to, że się kłócą, a tym bardziej, jeśli młodszy z Blacków zaczynał się buntować przeciwko niechęci brata, która pojawiała się zawsze, gdy byli obok siebie. Na pewno nie chodziło o mnie, ale o coś więcej. – Jeśli chcesz to możemy zająć się tym od razu. – złapałem go za ramię i odciągnąłem trochę. Syri nie wyglądał na zadowolonego. Posłał mi spojrzenie pełne żalu, a ja odpowiedziałem błagalnym. Nie wiem, czy mnie zrozumiał, ale nic więcej nie mogłem zrobić.
- Chodźmy. – ponagliłem go. Robiłem to zarówno dla niego, jak i dla Syriusza oraz Pottera, który na pewno nie chciał, by ktokolwiek dowiedział się o poszukiwaniach skarbu. Poza tym nie byłem w stanie zostawić w potrzebie kogoś, kto miał problemy z nauką, które ja mogłem rozwiązać. Jeśli przy okazji udałoby mi się zmienić coś w Regulusie i naprawić jego relacje z bratem to uważałem, że warto zaryzykować i narazić się chłopakowi.
Przypadkiem otarłem się o czyjeś ramię, a biedny Reg zderzył się z osobą, która zmierzała w kierunku przeciwnym do naszego szybkim krokiem. Ślizgon wylądował na tyłku, a książka wypadła mu z rąk.
- Przepraszam. – przypadkowy oprawca podał rękę Regulusowi i uśmiechnął się lekko. Puchon chyba nie chciał czekać aż zostanie skarcony przez Ślizgona ponieważ uciekł równie szybko, jak się pojawił, a może po prostu się spieszył. Nawet nie miałem czasu by przyjrzeć się jego twarzy.
- Auć. – młodszy Black rozmasowywał pupę. – Tutaj było wyjątkowo twardo.
- Musisz chodzić z poduszką. – zażartowałem, co skwitował uśmiechem. Teraz czułem, że nie zmienił się wcale tak znacznie. Był nadal miły i chętny do współpracy. Syriusz po prostu źle na niego działał, a więc to na niego musiałem wpłynąć, o ile było to możliwe. Widać musiałem pogodzić ze sobą naprawdę wiele by sprostać wymaganiom, jakie stawili przede mną przyjaciele. Kolejny punkt na mojej liście zadań tegorocznych.

3 komentarze:

  1. Najbardziej podobał mi się fragment o skarpetkach Pottera XDD Zwiało mnie z krzesła po prostu xD Nie mają biedacy spokoju... A Regi się powoli zmienia. Zresztą kogo by nie wkurzało to, że jego własny brat, któremu w gruncie rzeczy nic złego się nie zrobiło, cały czas patrzy, jakby mu się kota zabiło xD No cóż, kiedyś to musiało nastąpić, ale mam nadzieję, że chłopaki kiedyś się pogodzą... nie ma to jak jedność w rodzinie - a szczególnie u Blacków, gdzie chłopaki powinni trzymać się razem xP

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Lirit Spenser16 lutego 2011 17:43

    Skarpetki Pottera smierdzą jak mój pies po kąpieli błotnej. Na pewno!Mało się działo, ale wydaje mi się, że to wstęp do czegoś większego, więc czekam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No, więc wypowiem się :) Rozdział cudny, a Potter to taaaki lizus! Jest zabawy i po prostu robraja człowieka swoim zachowaniem. Slughorn oczywiście myśli o tym jakby tu zdobyć popularność, a Syri jest słodki z tą swoją zazdrością. Pisz, pisz! Bo jesteś w tym świetna. Czekam na następną notkę ^ ^ Buziaki i Wena;*

    OdpowiedzUsuń