niedziela, 27 marca 2011

Bitwa

13 października
Pisanie niewielkiego eseju na transmutację nie zajęło mi wiele czasu, ale nawet Black uwinął się ze swoim w zastraszającym tempie. Martwiłem się już, że coś złego się ze mną dzieje i nie jestem w stanie szybko myśleć. Całe szczęście więcej było w tym przesady niż czystej prawdy.
James spojrzał na mnie i Syriusza z widocznym niezadowoleniem, a nawet złością.
- Podlizujesz mu się! – oskarżył kruczowłosego i wytknął go palcem, jakby to w jakiś sposób miało mu pomóc w czymkolwiek.
 - To chyba oczywiste. – Syri wzruszył ramionami nic sobie nie robiąc z wściekłego wzroku Jamesa. – Skoro same słodycze nie pomagają to muszę sięgać po środki ostateczne.
Potter prychnął i zrobił ogromnego kleksa na swoim pergaminie. Zaklął pod nosem i widać było, że ma ochotę kogoś rozszarpać. Najbliżej siedział Peter, jednak ten był zbyt zajęty poprawieniem błędów w swoim eseju by czymkolwiek się przejmować, zaś z Shevą lepiej było nie zaczynać. Tym bardziej, że niedawno wrócił z gabinetu McGonagall i musiał teraz nadrabiać na szybkiego zaległości w swoich pracach domowych, by dołączyć do nas w miarę wcześnie.
- Lepiej naucz go dobrze czarować, a nie baw się w puchaty różowy podnóżek!
- Ha! – tym razem to ja wtrąciłem się do rozmowy zbierając swoje rzeczy. – Wolałeś węże?! Było powiedzieć, albo, chociaż wymownie poruszyć tym sterczącym badylem skoro Severus tak bardzo cię kocha, że zarzuca cię syczącymi prezentami! – dobrze wiedziałem, dlaczego J. jest agresywny i ma do mnie pretensje. Od nieszczęsnej wycieczki w motylach po szkole okularnik zyskał miano „Różowego Motylka” i kto mógł ten nabijał się z niego wiedząc, że James to więcej dumy niż rozumu. – Gdybym wiedział, że wolisz żałobne kolory na pewno postarałbym się o żuki! – zarzuciłem torbę na ramię i ignorując jąkającego się Jamesa, który zapewne właśnie próbował odeprzeć mój atak ciętą ripostą. Miałem go jednak w nosie i udałem się do sypialni by tam w spokoju przeczekać kiepski humor przyjaciela. Nie chciałem ryzykować wojny.
Rzuciłem swoje rzeczy w kąt i opadłem ciężko na łóżko. Nie lubiłem się złościć, a miałem wrażenie, że coraz częściej mi się to zdarza. Zupełnie jakbym codziennie miał do czynienia z pełnią i moim comiesięcznym rozdrażnieniem, które przecież zostało zastąpione słabością.
- Musisz mu wybaczyć, jest sfrustrowany, bo nie może sobie znaleźć żadnego zajęcia. – Syriusz dołączył do mnie starając się załagodzić sytuację, co jakoś do niego nie pasowało.
- Niech sam sobie radzi na przyszłość, a ty mnie nie szukaj, kiedy coś mu się stanie. Nie ma mnie, nic nie widzę, nic nie słyszę i nie czaruję, jasne? – wydawało mi się, że powiedziałem to trochę zbyt dosadnie, ale Black na pewno nie miał się na mnie za to obrażać. Nie on.
- Tak, masz rację... – skrzywił się zapewne samemu wyłapując w swoim głosie nuty, które zupełnie nie pasowały do jego stylu bycia. Syriusz nie był łagodnym zwierzaczkiem, którego można było sobie tresować. – Dobra, może naprawdę przesadzam. – chłopak usiadł na swoim materacu i patrzył na mnie zbolałym wzrokiem. – Po prostu nie chcę żebyś się gniewał. Zawaliłem, ale teraz wiem, że nic nie powinienem przed tobą ukrywać i więcej tego nie zrobię. Naprawdę jest mi trudno, kiedy nie mam cię po swojej stronie. – zapewniał, a ja wiedziałem, o co mu chodzi. Nie musiałem zwierzać się mu ze wszystkiego by mieć go za przyjaciela, tak samo nie musiałem całować go cały czas, by był moim chłopakiem. Potrzebowałem tylko tego poczucia bezpieczeństwa i bliskości, które ostatnio zanikło, a bez którego byłem zagubiony. Nie mogłem zaprzeczyć, że bardzo szybko i łatwo przywiązywałem się do ludzi, że nie lubiłem zmian, a więc teraz coraz bardziej pragnąłem powrotu do beztroski, którą straciłem na tak długi czas.
- Wybaczam ci wszystko od razu, tylko więcej się tak nie podlizuj. – wyrzuciłem z siebie w końcu i czułem ogromną ulgę. – Aż mnie mdli, kiedy starasz się być nienaturalnie miły, uczynny, dobry i w ogóle słodki Syriusz tylko kwiatuszków we włosach mu brakuje i serduszka nie fruwają w koło głowy. Koszyczek, sukieneczka i możesz skakać po lesie podśpiewując coś pod nosem. – sam skrzywiłem się, gdy tylko sobie to wyobraziłem. Zdecydowanie nie chciałem być świadkiem podobnej sceny. Miałem wrażenie, że mina Blacka w tej chwili przypominała moją. Obaj woleliśmy uniknąć czegoś tak skrajnego.
- Gdybyś poprosił zrobiłbym to. Skakałbym po Zakazanym Lesie...
- Ani się waż! – przerwałem mu. – Może i żyją tam stworzenia, które dobrze byłoby wytępić, ale na pewno nie chcę ich torturować przed śmiercią w dodatkowych męczarniach. Zapomnij, że w ogóle to wspominałem! – machnąłem ręką by podszedł do mnie i dałem mu buziaka. Musiałem go czymś zająć, by nie robił mi na złość rozwijając temat Syriuszowego zboczeńca w sukience z dużą ilością falbanek.
Wydawał się bardzo zadowolony z faktu, że otrzymał wymownego buziaka. Zaskoczył mnie trochę malinowy smak na jego ustach, jednak na pewno tylko ja miałem wbudowany w siebie zmysł wyczuwania przyjemnych smaków nawet podczas pocałunków. Zatrzymałem swoje usta dłużej przy jego i kiedy się odsuwałem Syri już siedział obok i obejmował mnie w pasie. Ze swoim starym uśmiechem wydął wargi domagając się kolejnego małego pocałunku, jednak, kiedy mu go dałem on sam przejął inicjatywę i pogłębił niewinne muśnięcie.
Jego trochę chłodne dłonie wpełzły pod mój sweter, a ich dotyk na rozgrzanej skórze skojarzył mi się z przeszywaniem lodowymi nożami. Gdzie się podział ten mój Syriuszowy piecyk?
Pisnąłem cicho, kiedy jego zimne palce zahaczyły o moje sutki.
- Rozgrzej te ręce! – odepchnąłem jego dłonie od swojego ciała. Aż zrobiło mi się zimno od jego dotyku. – Będziesz chory, na pewno! – zacząłem rozcierać jego palce, co on wykorzystał całując mnie po twarzy i tym samym przeszkadzał w moich zabiegach. Uznałem, że nie mam innego wyjścia, jak tylko znaleźć rozwiązanie, które spodoba się chłopakowi, a mi zapewni więcej komfortu. – Nie używaj dłoni. – powiedziałem zanim pomyślałem. Zawstydziłem sam siebie, ale na pewno było to właściwą propozycją. Wziąłem, więc głęboki oddech i kazałem Syriuszowi odwrócić się kładąc ręce na plecach. Związałem je zaklęciem, by przypadkiem nie kusiło go by mnie dotykać. Mało tego bardzo chciałem powrócić do tej niesamowitej bliskości, której doświadczaliśmy tylko kilka razy, a która była czymś wstydliwym, jakkolwiek normalnym. Kiedyś jednak musiałem przecież przekroczyć granicę zażenowania, a po ciężkich tygodniach naszej sprzeczki uważałem, że nie ma lepszego sposobu na ponowne zżycie się ze sobą.
Tak jak myślałem Syriusz podszedł do tego bardzo entuzjastycznie. Zanim zdążyłem dobrze wszystko przemyśleć on już gryzł mój sweter by chwycić go w zęby i zdjąć ze mnie. W prawdzie zaślinił mnie wtedy nie mówiąc już o samym ubraniu, ale jego „psia” natura miała niewątpliwie wiele wspólnego z tym zachowaniem.
- Tylko nie przesadzaj. – ostrzegłem i pozwoliłem mu działać. Przyglądając się jego poczynaniom byłem zaczerwieniony nie tylko ze wstydu, ale także podniecenia. Nie mogłem ukryć tego, jak dalece mojemu ciału podobały się podobne zabiegi i żałowałem, że ja sam nie jestem na tyle wytrwały by sprawić Syriuszowi równie wielką przyjemność.
- Nie przesadzać? – mruknął cicho i podniósł się trochę siadając na moich udach. Jego ciężar sprawił, że westchnąłem, jednak nie trwało to długo. Black uniósł się i niespodziewanie zaczął ocierać się o moje ciało, a materiał spodni wytwarzał wibracje, które docierały do nerwów odpowiedzialnych za przekazywanie uczucia rozkosz. To było tak porywające, że sam postanowiłem się do tego przyłączyć. Wzdychałem nie bacząc na to, że moje ciało nie wytrzyma długo, a w efekcie ubrudzę bieliznę. Tego nie dało się przerwać. Starałem się asekurować kruczowłosego, by utrzymywał równowagę. Mógł umysł był niezdolny do myślenia o zaklęciach, o uwolnieniu rąk chłopaka. Mogłem wyłącznie jęczeć, a i kruczowłosy nie należał do rozmownych.
Dochodząc żałowałem, że ręce Syriusza były związane, a on nie mógł utrzymać równowagi na tyle, by pocałować mnie i objąć. Myśli o przyjemnościach zastąpił jednak dyskomfort. Wilgoć na bieliźnie zaczęła mnie denerwować w zaledwie kilkanaście sekund, ale byłem zbyt leniwy by się podnieść. Poza tym musiałem zająć się swoim ukochanym, więc zdjąłem zaklęcie z jego rąk, a one zaraz oplotły mnie i trzymały mocno.
- Więcej nie ma gniewania się. – szepnął, jakby sam siebie chciał, co do tego upewnić.

3 komentarze:

  1. Kociaku kochany, obiecuję przeczytać jutro! ;3 Tymczasem powiadamiam o nowej notce. ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Syriuszowy zboczeniec w sukience był niesamowity XDD Uśmiałam się kilka minut z tego tekstu xD Może zbliża się pełnia, a Remi odczuwa jej skutki z jakimś tygodniowym wyprzedzeniem... Ale nie jest taki zły. Każdy ma prawo do zdenerwowania. Poza tym sytuacja wydaje się być zażegnana chłopaki... oojj, poużywali sobie dzisiaj ;3 Ale w uroczy sposób. No i niech się Syri boi, bo skoro Remi wiąże go już teraz, to co będzie po kilku latach związku? Ohh, perwersyjny jest Lupin xDA Potter przejął złe samopoczucie od Remiego. Złość przenosi się jak jakiś wirus. Może wkurza się też o Kinna... Ciekawe, co tam u Blooda.. hyhy, czy jego Misiowi nikt nie dokucza... xD---Jak ja Cię wyczuwam xP Nie, nie będzie wykluwać się z jajeczka. O tak, gdyby Lu nagle, po tych wszystkich naukach, został mianowany do roli uke, pewnie... nie były zbyt zadowolony xD Ale, jako przykładny nauczyciel, musi pozwolić na obydwie możliwości stosunku, prawda? xD Ale nie od razu xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Och błogo mi po tej notce ^^ Ale muszę przyznać, że bardzo się cieszę na powrót "normalnego" Syriusza xD chociaż faktycznie wizja tej sukienki to było coś xD

    OdpowiedzUsuń