piątek, 25 marca 2011

Zrywam z tobą!

Na życzenie Kota w środę dodam notkę o Kinnie.


11 października
Moje prognozy, co do czasu życia motyli nie sprawdziły się. Odpadły od ciał chłopaków dopiero dzisiaj w południe. James i Peter zdążyli już nieźle zgłodnieć, więc ich obiad trwał naprawdę długi i nie żałowali sobie niczego – jakby kiedykolwiek to robili. Nie mniej jednak czułem się dziwnie słysząc ich odgłosy żarłoczności, kiedy dosłownie pochłaniali wszystko, co wpadło im w ręce. Peter utrzymywał, że schudł z trzy kilogramy od poprzedniego obiadu, zaś James raczył pokazać mi swoje „wystające żebra”. Nie sprawiało mi wielkiej przyjemności oglądanie go na wpół nago, niestety jemu nie dało się nic wytłumaczyć, ponieważ zawsze wiedział lepiej. Uznał także, że musi zemścić się na biednym Severusie za cierpienie, jakiego doznał i zaczął obmyślać misterny plan, który miał więcej dziur niż porządny ser.
Mimo tych niedogodności między mną, a Syriuszem powoli zaczynało się układać, mimo mojej chęci podrażnienia go. Przymilał się i oferował mi pomoc, co było czasami aż nazbyt denerwujące. Nie byłem przecież fajtłapą, która nie zdoła sięgnąć po sok, przejść przez dziurę za portretem. Zagroziłem mu, że zwiążę go zaklęciem, lub przykleję mu ramiona do tułowia, jeśli nie skończy z nadskakiwaniem mi. Posłuchał, jednakże czasami w dalszym ciągu zapominał o mojej przestrodze.
Musiałem znaleźć sobie jakieś zajęcie, które pochłonęłoby mnie bardziej, niż dotychczasowe studiowanie wszystkiego po trochę. Postanowiłem w tym celu wypróbować mało oryginalny, za to łatwy sposób i spisałem na karteczkach plusy i minusy każdego przedmiotu. Ostatecznie moją największą słabostką okazały się zajęcia ochrony przed czarną magią. Miały wiele wspólnego z moim przypadkiem, więc tym większą odczuwałem chęć zajmowania się tym tematem. Nauczycielka tego przedmiotu nie należała do fantastycznych, była, moim zdaniem, stanowczo za stara, by nas uczyć i w każdej chwili mogła odejść od nas na zawsze w trakcie lekcji. Nie pojmowałem, dlaczego Dumbledore nie wysłał jej na emeryturę, na której powinna być już pół wieku temu, ale nie kwestionowałem jego decyzji. Postanowiłem samemu nadrabiać zaległości i tym samym mieć mniej czasu na głupoty. Tym samym, kiedy przyjaciele ćwiczyli animagię, ja zajmowałem się OPCM.
Siedziałem otoczony książkami w Pokoju Wspólnym, kiedy przysiadła się do mnie Zardi. Była poważna, może nawet wściekła. Martwiłem się, że coś zrobiłem, o czymś zapomniałem i dlatego tak ją zdenerwowałem.
- Zrywam z tobą! – powiedziała dumnym głosem, a po jej ustach błądził lekki uśmieszek zadowolenia. Ależ ona mnie wystraszyła! Chociaż rzeczywiście zapomniałem o czymś istotnym. – Nie masz dla mnie czasu, więc nie widzę w tym sensu. Możemy zostać przyjaciółmi. – kontynuowała swój mały monolog.
- Zapomniałem o tobie! – powiedziałem szczerze, a moja głowa opadła na książkę. – Przepraszam... Ale to chyba dobry pomysł.
- Dziękuję za współpracę. – podała mi rękę, którą uścisnąłem. Zadowolona z siebie z nieskrywanym już uśmiechem odeszła zostawiając mnie samego. Evans była wtedy w Pokoju Wspólnym, co tłumaczyło wszystko. Miałem tylko nadzieję, że nie zechce do mnie podchodzić. Całe szczęście pojawili się chłopcy i mogłem odetchnąć z ulgą. Pozbierałem książki, by ich nie poniszczyli w żaden sposób. James był nieobliczalny, kiedy cieszył się wolnością, bez obsiadających go motyli, czy węży.
- Ale się zmęczyłem! – J. rozsiadł się zajmując dwa razy więcej miejsca niż potrzebował. Jego ręce i nogi sterczały pod możliwie największym kontem.
- Na pewno od nadmiernego myślenia. – mruknąłem pod nosem. - James, masz błoto na spodniach! – właśnie dostrzegłem obklejające jego jeansy grudy. – Przebierz się! – rozkazałem natychmiast. Nie miałem zamiaru rozdeptać później czegoś takiego skarpetką, gdybym miał wyjątkowego pecha.
- Ale oni też mają. – Potter nic sobie nie robił z moich pretensji. Przyjrzałem się jednak nogawkom reszty chłopaków i musiałem stwierdzić, że były czyste. Okularnik zaczął niemal czerwienieć ze złości. Miał pretensje do całego świata, ponieważ wlazł w wielką kałużę i nikt mu nie powiedział. Moim zdaniem mógł uważać, jak idzie, ale jemu nie dało się wpoić niczego. Tupiąc głośno poszedł do naszej sypialni. Dąsał się jak dziecko, więc wolałem mieć pewność, że nie zacznie robić mi na złość. Ostatecznie wszyscy znaleźliśmy się w naszym pokoju.
Odłożyłem książki na szafkę i położyłem się dziwnie zmęczony na łóżku. Obecność przyjaciół nie wpłynęła na mnie pozytywnie. Wyciągnąłem, więc czekoladę i ułamałem jeden wagonik jedząc go bez zbędnych ceregieli kostka po kostce. Wiele samokontroli kosztowało mnie zaprzestanie na tym kawałeczku. W przeciwnym razie zjadłbym najpewniej całą tabliczkę, a przynajmniej jej pozostałość. Potrzebowałem jednak tego niesamowitego smaku i ciepła, które niósł ze sobą.
- Au! – nagle poczułem ukłucie koło ucha. Poruszyłem szczęką i znowu zabolało. Kiedy zacisnąłem zęby ból był nie do zniesienia i wydawało mi się, że zaraz przebije mi bębenek.
- Remi? – chłopcy obserwowali mnie pytająco spoglądając na moje dziwne zachowanie. Syriusz podszedł bliżej, jako że był przy swoim łóżku. – Co się dzieje?
- Szczęka mi się przestawiła i teraz boli. – powiedziałem prawdę, co niemal ich załamało. – Naprawdę boli! – upierałem się usilnie starając się za pomocą lekkich pociągnięć i pchnięć przestawić szczękę na właściwe miejsce. Byłem załamany. Jak miałem teraz jeść czekoladę, Czekoladowe Żaby i podwieczorek, skoro z trudem mogłem poruszać ustami, by od razu ucha nie rozsadzało mi to okropne uczucie?
- Pomógłbym, ale się boję. – Sheva nie planował kłamać. Sam obawiałbym się, że zrobię komuś krzywdę, gdybym miał bawić się w lekarza. Teraz jednak byłem skłonny zaryzykować własne zdrowie, byleby ból ustał.
- Może zjedz coś jeszcze, to znowu wskoczy na właściwe miejsce? – Peter wpychał właśnie do ust całą garść łakoci.
- Pocałować? – Black ułożył usta w dzióbek. Z początku miałem ochotę powiedzieć mu szczerze, co o tym myślę, jednak nagle przyszedł mi do głowy wspaniały pomysł. Może podczas pocałunku moja szczęka poruszy się i przestanie boleć?
- Pocałować! – odpowiedziałem, więc z całą pewnością, jaką mogłem w sobie znaleźć. Zaskoczyłem tym chłopaka, który spodziewał się zapewne tej pierwszej reakcji. – Szybko, szybko. Może da się to jeszcze uratować. – machnąłem na niego ręką i nastawiłem się do całowania. Syri nadal lekko zszokowany podszedł pochylając się. Sam wysiliłem się całując go na początek lekko. Przyciągnąłem go bliżej, zaś ten usiadł na łóżku. Musiałem znaleźć przecież lek na moją dolegliwość. Od tego zależało moje jedzenie słodyczy! Nie smakowały przecież tak samo, kiedy coś boli. Pogłębiłem, więc pocałunek, a Syriusz głaskał mnie po głowie. Wsunął język w moje usta i tym mocniej przywarł do mnie. Z jękiem odsunąłem go jednak od siebie.
- Boli! – pisnąłem załamany. Nawet pocałunki Syriusza były bolesne, a więc nie było żadnego sposobu na to, co już się stało.
- Może gdybym uderzył... – James zastanawiał się dłuższa chwilę, jakby naprawdę rozważał tę możliwość. – Mam spróbować?
- Oszalałeś?! – Black objął mnie protekcjonalnie ramieniem. – On cierpi, a ty chcesz go bić?!
- Przyduszasz, Syriuszu. – wymruczałem.
- Oj, przepraszam, przepraszam. – zaczął mnie głaskać, jakby przez przypadek coś mi naprawdę zrobił. Posadziłem go obok siebie i położyłem głowę na jego kolanach. Musiałem utopić smutki w jakiś sposób, a współczucie Syriego było zdecydowanie idealne. – Jutro ci przejdzie i będziesz mógł robić, co tylko chcesz. Zobaczysz.
- Jeśli mi nie przejdzie to będę płakał. – stwierdziłem nadąsany, chociaż byłem zły na samego siebie. Jak to było możliwe, że jedząc czekoladę nagle coś mi przeskoczyło? Naprawdę miałem ochotę płakać. To był niesamowicie dokuczający ból, który uniemożliwiał mi rozkoszowanie się czymkolwiek. Mogłem myśleć tylko o tym, że moje ucho cierpi z tak głupiego powodu, a wątpiłem by pani Pomfrey była zachwycona, gdybym poszedł do niej z tak błahą dolegliwością. Byłem jednakże coraz bardziej zdesperowany.

3 komentarze:

  1. Wystraszyłam się tego tytułu. XD Ehh, Kirhan, Kirhan xDZerwanie było oficjalne, wiele osób to słyszało, więc jest dobrze.Gorzej z tym, że Remi zrobił sobie krzywdę.. czy też czekolada mu zrobiła za to, że dawno jej nie jadł xD Mnie czasami szczęka przeskakuje, ale nigdy nie przytrafiło mi się coś tak bolesnego... Mmm, pocałunek był urroczy ;3 Szkoda, że nie pomógł, ale sytuacja poruszyła godzenie się Remiego i Syriusza do przodu. ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Niebieski Kot25 marca 2011 17:55

    Łiiiiiiiiiiiiiiiiii!Kot się cieszy i już zaciera łapy w oczekiwaniu na środę.Dziękować.I dziękować również za nowy kawałek opowieści.

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże kobieto więcej mnie tak nie strasz!!! Ten tytuł mnie po prostu wbił w fotel i czytałam z otwartą buzią bojąc się co ma się wydarzyć. Kiedy to wszystko się wyjaśniło aż spokojniej odetchnęłam ^^A muszę przyznać, że też bardzo się cieszę na wieść, że będzie notka o Kinnie xD

    OdpowiedzUsuń