niedziela, 13 marca 2011

Dla dobra szkoły

8 października
Może i miałem wielkie plany, co do dąsania się na Syriusza i unikania go w nieskończoność, jednak kończyły mi się pomysły, wymówki i okazje. Co najgorsze kruczowłosy był naprawdę poirytowany i naprawdę łatwo się denerwował. Chociaż nie odczułem tego na własnej skórze trafiało mi się, iż wchodząc do Pokoju Wspólnego byłem świadkiem, jak dręczył młodszych uczniów byleby jakoś rozładować swoją złość. Nie musiałem pytać by wiedzieć, że mam rację. Poza tym zawsze, gdy mnie dostrzegał sam usuwał się w kąt tłumiąc wściekłość w sobie. Może nie chciał bym wiedział tę gorszą stronę jego charakteru, może bał się, że przestanę patrzeć na niego tak jak dawniej, gdy tylko dowiem się, jaki jest gdzieś tam w głębi? Potrafiłem to zrozumieć, gdyż przecież sam do niedawna byłem w podobnej sytuacji, gdy ukrywałem przed przyjaciółmi moją likantropię. Czułem się winny widząc spojrzenia zaszczutych przez Blacka uczniów, którzy wyglądali jakby mieli płakać, gdy po raz kolejny już chłopak czepiał się ich o coś. Do tego dochodziła także obawa o dobro całej szkoły. Wystarczył jeden incydent, by wybić mi z głowy dłuższe fochy.
Podczas eliksirów, kiedy to uczyliśmy się przygotowywać wywar pozwalający oddychać pod wodą zrozumiałem, że moje fochy nie służą Syriuszowi i nie chodziło bynajmniej o coś tak trywialnego, jak jego samopoczucie. Pod koniec zajęć, jak zawsze, Slughorn sprawdzał, jak nam poszło. Nie spodziewałem się wiele po swoim eliksirze, który przypominał błękitne błoto wypuszczające z siebie zielone bąbelki podczas gotowania. Niedaleko mnie Severus kończył wywar w swoim kociołku i stąd też wiedziałem, jak nieudana była moja próba uzyskania idealnej substancji, która powinna przypominać wodę morską o zabarwieniu zdecydowanie naturalnym. Cała inspekcja skończyła się jednak ledwie się zaczęła. Stając przy kociołku Blacka Slughorn zamoczył w nim swoją warząchew. Coś zasyczało, zadymiło i zamoczona powierzchnia zniknęła całkowicie stopiona w eliksirze Syriusza. Nauczyciel aż podskoczył i zaczął dziękować, mówiąc samemu do siebie, za chronione zaklęciami kociołki. W przeciwnym razie mielibyśmy porządną dziurę na środku Sali, nie wspominając o innych zniszczeniach, jakich mógłby dokonać „kwas” Blacka. Slughorn kazał wszystkim odsunąć się na znaczną odległość i przynieść sobie swoje okulary. Przypominały mi gogle, których James używał podczas meczów quidditcha. Profesor założył je i zabrał się za naprawienie tego, co Syri zdołał zepsuć. Miałem nadzieję, że uda się zniwelować działanie tego eliksiru, by nie narobił szkód. Patrząc wtedy na Blacka było mi go żal. Przygnębiony, trochę zły na siebie i wszystko w koło stał ze spuszczoną głową. Zupełnie inny niż zawsze. Nie potrafiłem go dłużej męczyć, chociaż nie byłem przekonany czy to dobry pomysł. Musiałem jednakże zacząć działać.
Na łóżku chłopaka zostawiłem liścik, w którym podałem mu dokładną godzinę i miejsce, w którym mieliśmy się spotkać, by zamienić ze sobą te kilka słów. Wybrałem wejście do biblioteki, jako najodpowiedniejsze. Często przechodziły tamtędy różne osoby, a jednak nie rzadko była chwila spokoju, kiedy to zostawało się sam na sam z korytarzem. Specjalnie też postanowiłem spotkać się przed podwieczorkiem, by zyskać może jakąś słodkość, kiedy się rozstaniemy.
Syri był na miejscu chyba o pół godziny wcześniej niż powinien. Kiedy się pojawiłem uśmiechał się z wdzięcznością. Nie był to pewny siebie uśmiech, jakim nie jednokrotnie mnie obdarzał, ale jednak miał w sobie coś z typowego dla Blacka uroku.
- Dziękuję, że się zgodziłeś. – powiedział na wstępie ignorując kilka dziewczyn wychodzących z biblioteki, jakby wcale ich nie było, a jego spojrzenie utkwione było we mnie przez cały czas.
- To nie była łatwa decyzja. – starałem się by mój głos brzmiał całkowicie normalnie, chociaż nie wiem, czy mi się to udało.
- Domyślam się i dlatego przepraszam. Po prostu chciałbym wyjaśnić to wszystko. – był szczery, co do tego nie miałem wątpliwości. – Chodzi o to, że byłem u Seed tamtego dnia, tak? Jesteś o nią zazdrosny, a ja to zignorowałem i byłem u niej nie mówiąc ci o tym.
Zarumieniłem się słysząc z jego ust to, co było przecież prawdą. Tyle tylko, że ja nie myślałem aż tak wiele o zazdrości, której nie mogłem ukryć po tym, jak się zachowywałem. Syriusz miał rację, że właśnie to było powodem naszych problemów.
- Powinienem ci wszystko powiedzieć, a przynajmniej wyjaśnić, że muszę tam iść. Ona prosiła mnie o to, a ja nie mogłem odmówić nauczycielce. Poza tym jest coś, o czym nie wie nikt poza mną, Seed i Wavele i nikt inny wiedzieć nie może i to o to chodziło. Dlatego tam poszedłem. Przepraszam.
- Nie. To ja przepraszam. Zachowałem się jak dziecko. – przyznałem z ciężkim westchnieniem. – Nie powinienem cię unikać...
- I wybaczasz mi? – zapytał z nadzieją.
- Tak. Ale... – nie wiedziałem, czy powinienem to dodawać, ale czułem, że muszę. – Ale chciałbym żebyś dał mi czas do namysłu. Muszę pomyśleć o tym wszystkim, dobrze? – zupełnie nie miałem pojęcia, jak ubrać w słowa wszystko, co chciałem mu przekazać. Na pewno wyglądałem na równie zagubionego, na jakiego się czułem. Bardzo chciałem, by Syriusz rozumiał bez słów, co mam na myśli, lub nawet potrafił czytać z moich oczu. To ostatnie było niemożliwe, co uważałem za ogromną stratę.
- Więc już jest między nami dobrze, tak? – uśmiechnął się z wyraźną ulgą na twarzy.
- Dobrze, ale... chciałbym poczekać z... ze wszystkim. Rozumiesz, prawda?
Uśmiech zniknął z ust chłopaka. Skinął nieznacznie głową.
- To znaczy, że jesteśmy tylko kolegami i nic więcej. – wydawał się zraniony. Nie chciałem tego, ale i nie widziałem innej drogi. Po prostu musiałem mieć pewność, że on chce ze mną być, że ja zdołam patrzeć na niego jak dawniej, że otworzę się, zapomnę. – Poczekam. – dodał odważnie i twardo. – Będę czekał ile będę musiał i będę nadal dawał ci desery budyniowe na podwieczorek. Widziałem, jak je jesz. Lubisz je. – gdy ja byłem rumiany on odzyskał humor. Z jakiegoś powodu ja także czułem się o wiele lepiej. Wierzyłem w jego słowa odnoszące się do wizyty u Seed i rozumiałem, że nie chciał źle, chociaż wyszło nie najlepiej. Pocałowałem go w policzek, by miał pewność, że już się nie gniewam, że nie chcę go unikać, czy szukać sposobu by się wykręcić i uciec. On musiałem wiedzieć, że nadal chciałbym z nim być, a jednak potrzebowałem czasu. Poza tym, nie miałem pojęcia ile czasu zajmie mi podejmowanie decyzji, a nie chciałem, by nagle okazało się, iż Syriusz ze mnie zrezygnował uznając, że tak długi okres oczekiwania oznaczał odmowę i rozstanie.
- A co do Shevy... To on jest przyjacielem, chociaż chce ci trochę dokuczyć. Nie gniewaj się na niego.
Syri skinął głową. Czułem się teraz niezręcznie i nie wiedziałem, co powinienem robić. Pokręciłem się chwilę w miejscu, aż w końcu postanowiłem się wycofać. Machnąłem mu ręką na pożegnanie nie mówiąc nic. Po prostu uciekłem wpadając za zakrętem na kogoś. Zdziwiłem się widząc Shevę z jego zadowoloną miną, która dodawała mu uroku buntownika.
- Wszystko słyszałem. – wyszczerzył się. – I uważam, że dobrze zrobiłeś. Ale teraz poświęcisz mi trochę czasu, który zmarnowaliśmy na Syriusza. – pochylił się i dał mi szybkiego buziaka w usta. Oczywistym było, dlaczego to zrobił. Chciał mnie zawstydzić i zdenerwować Syriusza, który przecież i tak o niczym nie wiedział. Chłopak chciał czerpać satysfakcję ze wszystkiego, co robił, ale w tej chwili niewiele mógł osiągnąć. Złapałem go za koszulę i przyciągnąłem. Oddałem jego buziaka z całą pewnością siebie, na jaką było mnie stać.
- Nie wygrasz, bo wiem, że jesteś tylko przyjacielem, tak jak ja dla ciebie. A Syriuszowi i tak powiem, kiedy będzie po wszystkim. – pokazałem przyjacielowi język i ruszyłem przed siebie. – Idziemy na błonia, chcę się nasłonecznić. Brakuje mi energii. – dodałem rozkazującym tonem. Nie przejmowałem się specjalnie Andrew i jego zagraniami. Poza tym ufałem mu bezgranicznie i nigdy nie uwierzyłbym, że mógłby mnie w jakikolwiek sposób wykorzystać. Nawet gdybym nagle obudził się obok niego zupełnie nagi nie pamiętając, co działo się dzień wcześniej, nie miałbym wątpliwości, że to tylko głupi przypadek. Syriusz na pewno także nie posądziłby mnie o zdradzanie go z jasnowłosym. Miałem, co do tego stu procentową pewność.

5 komentarzy:

  1. końcówka notki to totalne rozczarowanie. Remus od dłuższego czasu cierpiał, a teraz jak gdyby nigdy nic poszedł sobie na dwór na słoneczko...

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj oj. Sheva jaki pewny siebie, a niech go xd ale w końcu się pogodzili, jaaaj *,*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czas... czy Remi nie miał go wystarczająco długo, kiedy gniewał się na Syriusza? No i widział, co się działo z brunetem, kiedy gnębiło go to, że nie mógł się wytłumaczyć. Każdy ma swoje tajemnice, a akurat Remi powinien to zrozumieć. Gdyby nie to, że chłopaki dowiedzieli się o jego likantropii, to na pewno nie wyszłoby na światło dzienne. A jakoś Black się o to nie gniewał. Aż się wzburzyłam, no! XD I teraz Remi może miziać się z Shevą, a Black ma na to patrzeć. Wiem, że to jest po przyjacielsku, ale jednak... to nie on może dotykać Lupina.

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Niebieski Kot13 marca 2011 19:19

    Z zachowania Remusa wynika, że już mu na Syriuszu nie zależy. Zgadzam się z Akemi, że Remus miał wystarczająco dużo czasu, żeby sobie wszystko przemyśleć.A Syriusz też dobry. Zamiast walczyć o Remiego jak lew, on sobie najzwyczajniej w świecie odpuszcza i pozwala na to, żeby Sheva się do małego dobierał.

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę przyznać,że jestem z lekka rozczarowana tym całym pogodzeniem się... Syriusz nie jest sobą a Remus zgrywa niedostępną dziewicę...

    OdpowiedzUsuń