piątek, 11 marca 2011

Rozmowa

Całym sercem jestem z Japonią.


3 października
Było mi bardzo ciężko i wcale nie czułem się najlepiej unikając Syriusza, jednak bałem się rozmowy z nim. Nie mogłem znaleźć w sobie odwagi by, chociaż zamienić z nim kilka słów, a co dopiero podjąć dłuższą konwersację na temat tego, co się wydarzyło do tej pory. Nie chodziło na pewno o to, co mógłbym usłyszeć, tylko tego byłem pewny. Czego w takim razie się obawiałem? Nie miałem pojęcia. Może nadal byłem trochę zły, ponieważ sama myśl o spojrzeniu w oczy Syriusza sprawiała, że moje ciało spinało się, a dłonie zaciskały w pięści. Całe szczęście wściekłość szybko znikała, a kiedy Black podchodził do mnie znowu powracała bezsilność i chorobliwa chęć ucieczki, byleby trzymać się od niego jak najdalej. Musiałem jednakże przyznać, że musiało mu nadal na mnie zależeć skoro podrzucał mi słodycze. Gdyby robił to w innych okolicznościach rumieniłbym się z zawstydzenia i cieszył jego romantycznym usposobieniem, w tej jednak sytuacji po prostu nie wiedziałem, co mam robić. Ukrywałem łakocie nie chcąc ich jeść, ale i nie potrafiąc oddać ich komuś innemu. Jednego za to nie mogłem sobie odmówić. Budyniu na zimno, który dziś przekazała mi Zardi. Przyczepiona była do niego karteczka z prośbą Syriusza o poświęcenie mu kilku chwil, którą zignorowałem, jednak budyń zjadłem cały. Czy znaczyło to, że nie wszystko stracone? To możliwe, chociaż nie uważałem się za osobę, która dałaby się przekupić słodyczami. Ale czy w takim razie mogłem znaleźć w sobie odwagę i siłę by porozmawiać z Blackiem?
- Nie powinieneś się tym wcale martwić. – Sheva pogładził moją dłoń.
Siedzieliśmy w bibliotece zajęci nauką, zadaniami i ogólnie swoimi sprawami. Najwyraźniej musiałem zamyślić się widocznie, a chłopak domyślił się powodu, dla którego myśli moje odpłynęły w rejony niezwiązane z zajęciami.
- W końcu się przełamiesz i postanowisz z nim pomówić. Jestem pewny, że Syriusz nie chciał zrobić nic złego. Należy mu się jednak nauczka. Muszę mieć pewność, że nic podobnego się nie stanie, gdy mnie już tutaj nie będzie.
- Nie mówmy o tym. Z jednego przykrego tematu przechodzimy na tym gorszy. To będzie bardzo trudne, kiedy nagle znikniesz. Wolałbym żebyś kończył szkołę tutaj. – miałem ochotę płakać. Już odczuwałem wyraźną pustkę, mimo że Andrew był obok. Nie chciałem sobie nawet wyobrażać sytuacji, kiedy nie spotkam go w pociągu, jego łóżko zostanie puste, a ja nie będę mógł z nim rozmawiać. Bez niego szkoła nie będzie już taka sama.
- Przyzwyczaisz się. Poza tym mamy sowy, a więc nic nie powinno się stać, prawda? Coś wymyślimy. Teraz są ważniejsze sprawy niż to. Syriusz najchętniej obiłby mi twarz, gdyby tylko miał okazję znaleźć się ze mną sam na sam w miejscu, gdzie nikt nam nie przeszkodzi. – westchnął z uśmiechem rozbawienia na twarzy. Nie podobało mi się, że dla mnie naraża się na niechęć ze strony kruczowłosego, ale nie potrafiłem go przekonać, by zmienił taktykę, a i nie do końca tego chciałem. Czułbym się bez niego zagubiony i samotny. – Patrz, kto idzie. Mistrz denerwowania chłopaka i godzenia się z nim.
Nie wiedziałem, o kogo chodzi póki nie spojrzałem za siebie w stronę drzwi. Właśnie wszedł Michael w ciężkich butach sięgających kolan, zapinanych z boku na klamry połączone łańcuchem. On nigdy nie przejmował się zasadami, a w czasie zajęć szaty szkolne przysłaniały jego nieprzepisowy strój. Teraz jednak prezentował wszystkim odsłonięty w połowie tors wyłaniający się zza rozpiętych guzików koszuli, a długi płaszcz z lekkiego materiału poruszał się popychany pędem powietrza, gdy chłopak podchodził do nas. Długie włosy podpiął spinką z czaszeczką nad uchem dodając do tego swój zwyczajny szeroki uśmiech. Nauczyłem się już dawno nie zastanawiać nad tym, jak przekonuje nauczycieli, by siłą sami go nie ubierali. On po prostu lubił się odznaczać i zwracać na siebie uwagę wszystkich. Jego charakter także miał w sobie coś unikalnego i zapewne to sprawiło, że Sheva zwabił go do biblioteki, by dowiedzieć się kilku ciekawych szczegółów, które mogłyby nam jakoś pomóc. Nie wiedziałem tylko, dlaczego musieliśmy umówić się w miejscu, gdzie każdy będzie o tym wiedział, ale ufałem przyjacielowi.
- Usiądź, nie zabiorę ci wiele czasu. – Andrew wskazał miejsce Ślizgonowi i uśmiechał się przymilnie. – Powiedz mi tylko, jak to robisz, że Gabriel zawsze wybacza ci twoje głupie przewinienia. – zaczął od razu od konkretów, co chociaż nie zdziwiło Michaela to musiało go zainteresować.
- I po to mnie tutaj ściągnąłeś? – skrzywił się najwyraźniej oczekując, że będzie się działo coś o wiele ciekawszego. – Pewnie w zmowie z Gabrielem, co? Już od dawna się odgraża, że zrobi czystki w moich rzeczach, kiedy tylko odstąpię go na dłuższą chwilę. – zadrżał teatralnie. – To, o co w ogóle chodzi? – wyszczerzył się nie zważając na swoje poprzednie słowa. Nic dziwnego, że przyciągał spojrzenia dziewczyn w bibliotece, kiedy na przystojnej twarzy pojawiały się dziecięce grymasy.
- Przecież już mówiłem. Chcę wiedzieć, jak zawsze godzisz się z Gabrielem. Nie pytaj nawet, o co chodzi, bo i tak się nie dowiesz, a skoro spieszy ci się chronić swoje rzeczy to radzę się streszczać. – podziwiałem Shevę, ze potrafił w taki sposób rozmawiać ze starszym kolegą, mało tego ze Slytherinu. Oni rzadko pozwalali sobą manipulować, nawet, jeśli bywali wyjątkowo mili.
- Wrednota! Używam swojego uroku osobistego, oczywiście. Ale najczęściej to on przychodzi do mnie widząc jak nieudolnie staram się przeprosić. Jestem mistrzem wpadek, ale nie mistrzem błagania o wybaczenie. Gdyby Gabriel nie był tak wyrozumiały już dawno rzuciłby mnie i zerwał wszelki kontakt. Zna mnie dobrze i wie, czego się spodziewać. – wzruszył ramionami, jakby właśnie powiedział coś oczywistego i nie rozumiał, jaka tajemnica miałaby się za tym kryć. – To on mnie stworzył, że tak powiem. Pod jego wpływem stałem się tym, kim jestem. No, eksperyment wymknął się spod kontroli, ale jednak nadal trzyma mnie na smyczy. – nagle na jego ustach pojawił się niesamowity uśmiech. – Pozwolicie, że was zostawię? Właśnie przyszło mi coś do głowy, a stracę natchnienie, jeśli natychmiast się stąd nie urwę.
- Tak, tak. – jasnowłosy machnął ręką ignorując Michaela, który w mgnieniu oka zniknął z biblioteki, jakby potrafił dosłownie rozpływać się w powietrzu. – I w ten oto sposób, Remi, nie doszliśmy nigdzie.
- Przeciwnie. – stwierdziłem. W czasie, kiedy oni rozmawiali ja analizowałem wszystko o ile było to możliwe. – Jest tylko jedno wyjście. Muszę sam być gotowy by wybaczyć Syriuszowi i by przeprosić za swoje zachowanie. – znałem siebie na tyle by wiedzieć, jak trudne potrafi to być. Walka z samym sobą była najgorsza ze wszystkich. Zawsze wymagała pokonania jakiejś cząstki własnego ‘ja’ i tym samym wygrany był przegranym. Nie było możliwości, by zgadzać się z własnymi przekonaniami, ponieważ one kłóciły się z uczuciami lub ciałem.
- Sprzeczki i kłótnie są potrzebne w związku. Dzięki temu zmienia się dotychczasowa rutyna i masz czas by zastanowić się nad tym, czy uczucia nie są inne niż były wcześniej. Chodźmy na spacer. Pogoda jest ładna, więc będzie nam się lepiej myślało. – chłopak sam pozbierał moje książki, a jego przyjazny uśmiech dodawał mi optymizmu. On na pewno miał rację, a starania Syriusza świadczyły o tym, że jego uczucia nadal są takie same. Jeśli do końca moich fochów będzie równie ambitny będę miał pewność, że nie zgrywa się by mnie odzyskać, jako przykrywkę dla czegoś innego, ale chce być ze mną. Tak naprawdę to ja byłem największym problemem. Zraniony chciałem uciec i jednocześnie nie potrafiłem. Nie wiedziałem, którą drogę miałbym wybrać. Obie wydawały się słuszne, a jednocześnie żadna nie była odpowiednia.
- Wszystko będzie dobrze. – w głosie chłopaka brzmiała pewność. Przerzucił moją torbę przez moje ramię, zabrał swoją i bezpardonowo złapał mnie za rękę prowadząc za sobą. Gdyby zrobił to ktoś inny czułbym się skrępowany, jednak w przypadku Andrew wiedziałem, że dla niego to zwyczajny gest i chyba każdy w mniejszym bądź większym stopniu wiedział, iż jego nie należy brać na serio. Z reszta każdy miał swoje własne życie i tylko Evans była na tyle uciążliwa, że potrafiła znaleźć czas na nękanie mnie. Teraz jednak w pełni skupiła się na poszukiwaniach cichego wielbiciela, wiec zarówno moje unikanie Syriusza, jak i czas spędzany z Shevą musiały pozostać niezauważone.
Zignorowałem wszystkie moje zmartwienia i postanowiłem nacieszyć się słońcem póki jeszcze je miałem. To było w tej chwili najważniejsze, a reszta i tak musiała się prędzej czy później rozwiązać.

3 komentarze:

  1. Taaak, kłótnie są potrzebne, byleby nie trwały za długo i by można było je potem wytłumaczyć... Niech oni się w końcu pogodzą ! ;)To, co stało się w Japonii jest straszne. Jak oglądałam te wszystkie zdjęcia stamtąd to aż mnie ciarki przechodziły... Byleby to wszystko się już skończyło

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra kłótnia nie jest zła xD Czasem trzeba porządnie na siebie najechać, aby druga strona wychwyciła swoje błędy, czy zaniedbania. Niemniej szkoda mi Syriusza, bo on stara się jak może, mając w sobie wiele cierpliwości, bo w sumie cierpi, nie mogąc wyjaśnić swoich racji. To trochę nie fair. Tak, jakby Remi z góry wszystko wiedział. Czy Syri kiedykolwiek zdradzał Remiego? Ba, kiedy pojawiał się jego brat w pobliżu, on go wręcz przepędzał. Ehhh, Remuś.Dołączam się. Oby ten koszmar szybko się skończył, a ofiar było jak najmniej, by liczba nie rosła.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm... Czy przypadkiem Remi i Syriusz nie mieli brać ślubu w szkole? Bo mi sie coś tak przypomniało. ;D(no chyba, że jakimś cudem ślub juz był, a ja go przeoczyłam, chodź to mi sie wydaje wręcz niemożliwe)tak więc nie mogę się go doczekać!

    OdpowiedzUsuń