niedziela, 20 marca 2011

Działać

- Syriuszu, ale jesteś całkowicie pewny, że to James i Peter? – spojrzałem na konwulsyjnie drgające nogi. Wolałem się jednak upewnić, by przypadkiem nie zrobić krzywdy komuś innemu. Do tej pory nie zastanawiałem się nad nauką przeciw-zaklęć, a znałem tylko te podstawowe, które do tej pory pojawiły się w podręcznikach. W tej chwili żałowałem, że nie jestem bardziej ambitny. Miałem problem z zebraniem myśli, jednak przede wszystkim musiałem wiedzieć, czy te dwa trampki należały rzeczywiście do moich przyjaciół.
- Jak możesz wątpić! – prychnął ironicznie Syri w moją stronę. – Wszędzie poznam takie nogi. – kpił. – Ta nieogolona łydka Pottera, ta pulchność u Petera... Zrób coś z tym, Remusie. – zakończył swój mały teatrzyk. Wierzyłem mu na słowo, poza tym widział, jak Severus rzucał czar, chociaż nie miałem pojęcia, czy dotknąwszy chłopaków nie naraziłbym się na atak węży. Nie chciałem także próbować.
- James, żyjecie tam jeszcze?! – zapytałem głośno, mając nadzieję, że usłyszy. Wydawało mi się, że słyszę jakieś mamrotanie, jakby potwierdzenie między sykami węży. Tak naprawdę na pewno nie słyszałem nic i tylko wmawiałem sobie, że on mógłby dosłyszeć mój głos. Lepsze to jednak było niż nic. – Nie wiem czy to coś da, ale spróbuję. – obwieściłem i wycelowałem różdżkę w kupkę węży. Z początku planowałem mieć zamknięte oczy, by nie widzieć, co się stanie, jednakże w ostateczności zrezygnowałem z tego planu. Wolałem wiedzieć, kiedy mam uciekać, jeśli coś poszłoby nie tak. Wymamrotałem zaklęcie pod nosem. Byłem zbyt niepewny tego, co robię, bym miał mówić głośniej. Niewidoczna siła uderzyła w Wężową górę, która przesunęła się o pół metra nadal taka sama, nadal więżąc moich kolegów.
Z boku Sheva śmiał się siedząc na podłodze, ponieważ nie zdołał ustać. Jemu przynajmniej było wesoło, gdyż nie od niego zależał los chłopaków. Przynajmniej Black wydawał się przejęty. Pod pewnym względem nie można było mu się dziwić, gdyż niemal nie wylądował wraz z tamtymi dwoma w mało przyjemnym bagnie.
Kolejne piski za nami wcale nie pomagały mi w myśleniu. Miałem niewiele czasu na działanie, musiałem podjąć jakąś decyzję i to szybko. Ktoś na pewno w końcu doniesie profesorom, że po zamku kręcą się całe stada węży, a wtedy niewątpliwie oberwie się za to nam wszystkim.
- Próbuję czegoś innego, ale to już jest desperackie wołanie o pomoc, więc żadnych skarg, jasne? – popatrzyłem po przyjaciołach zapewne speszony. Sam nie wiedziałem, co właściwie czułem. Po prostu musiałem coś zrobić, a jedyną rzeczą, jaka przyszła mi do głowy było użycie zaklęcia transmutacji. Zwyczajnie rzuciłem zaklęcie, chcąc mieć to za sobą. Węże zaczęły zamieniać się w motylki. Co w ostateczności doprowadziło do tego, że na podłodze leżały dwie motylkowe postaci. Wyglądały jak wytarzane w płatkach kwiatów, tak różnorodne okazały się moje twory. Uznałem jednak, iż z dwojga złego, lepiej było wybrać coś miłego dla otoczenia i pozwalającego na poruszanie się. Obok rozbrzmiał krzyk rozbawienia i niesłychanie głośny śmiech. Sheva był jeszcze bardziej ubawiony stanem, w jakim znaleźli się nasi przyjaciele. Teraz przynajmniej widać było, że się poruszają i powoli byli w stanie wstać, chociaż mówienie i patrzenie było niemożliwe. Każdy milimetr ich ciała zasłonięty był przez wielobarwne skrzydełka.
- Za kilka godzin motyle powinny umrzeć i wtedy odpadną. – wyjaśniłem dodając ciszej. – Mam nadzieję.
- Teraz trzeba ich stąd zabrać. Jeśli się zlecą nauczyciele od razu będą wiedzieli, że coś kombinowaliśmy. – Syriusz zawahał się jednak. – Trzeba ich jakoś poprowadzić.
- Będziemy mówić, gdzie mają iść i tak do samego dormitorium. – pomogłem wstać wciąż chichoczącemu Shevie z podłogi. Biedak nie był w stanie włączyć się do rozmowy trzymając się za brzuch, który na pewno musiał go niemożliwie boleć. Dawno nie śmiał się tak jak przed chwilą i w dalszym ciągu nachodziły go napady, kiedy to było go słychać na cały korytarz.
- Przecież to oczywiste, że walną w ścianę już na pierwszym zakręcie. – przyjaciele stali zagubieni, podczas gdy ja i Black wymienialiśmy się uwagami. – Tutaj chodzi o Pottera i Pettigrew. Jak nic rozwalą się na murze.
- Więc złap ich za ręce i prowadź! – mój głos brzmiał wyzywająco. Syri skrzywił się niechętny, co rozwiązywało problem.
- Zostajemy przy twoim planie. Będziemy im mówić, gdzie mają iść.
- A to, co za zbiegowisko? – skrzekliwy głos Flitwicka zakłócił naszą miłą pogawędkę. Niziutki nauczyciel wyjrzał zza nas, a jego oczy stały się niemalże ogromne. Na pewno nie spodziewał się tego, co widział i nie mógł mieć pojęcia, kim są te dwa „stwory”. – Na brodę Merlina, a cóż to jest?! – mogłem się cieszyć, że on jeszcze stoi. Ja na jego miejscu na pewno leżałbym nogami do góry.
- Nowe elementy dekoracji. – Sheva z przyjemnością odpowiedział na pytanie nauczyciela, który jednak nie uwierzył mu, co było widać, po jego twarzy. Zmarszczki pod oczyma pogłębiły się niebezpiecznie.
- To tylko nieudane próby transmutacji. – spróbował szczęścia Syriusz. Niewiele to jednak dało, gdyż Flitwick na pewno wiedział, czym zajmujemy się w tym roku, a obklejanie się motylami zdecydowanie wykraczało poza nasze praktyki.
- To jest James, a to Peter. – powiedziałem prawdę.
- Taaak, w to jestem skłonny uwierzyć. – nauczyciel uśmiechnął się do mnie lekko i skinął głową na znak uznania. Zapewne cenił sobie moją prawdomówność.
- Więc może pan zdejmie zaklęcie i ich uwolni? – Black zrobił najsłodszą, najbardziej błagalną ze swoich min.
- Nie. – brzmiała jednak odpowiedź, której profesor wcale nie musiał długo rozważać. Była jednak nie małym zdziwieniem także dla mnie. – Cokolwiek się stało zasłużyli na to, jestem pewien. Gdyby to był ktoś inny miałbym wątpliwości, ale te dwa leniuchy muszą mieć nauczkę. A teraz wybaczcie, ale muszę zająć się czymś ważniejszym. – szybkim krokiem przebierając krótkimi nogami oddalił się od nas rozglądając po bokach. Zapewne to właśnie na niego spadł mało wdzięczny obowiązek uganiania się za wyczarowanymi przez Severusa gadami.
- Zbierajmy się zanim wróci i zacznie nas podejrzewać. – Sheva w końcu powiedział coś mądrego. Postanowiłem wziąć los dwójki przyjaciół w swoje ręce. Zapytałem czy mnie słyszą, a gdy przytaknęli poinformowałem, że dla własnego bezpieczeństwa mają słuchać tylko mojego głosu. Nie ufałem za bardzo innym, a nie chciałem by te wie kopki nieszczęścia ucierpiały jeszcze bardziej.
Byliśmy atrakcją tygodnia, kiedy to mijający nas uczniowie z niedowierzaniem wpatrywali się w pokryte ładnymi owadami osoby. Mogli się cieszyć, że nikt nie wiedział, kim są, chociaż na pewno nie trudno było się tego domyślić. Niestety na naszej drodze pojawił się także Irytek, który z rozkoszą zaczął wykrzykiwać błędne komendy, które zagłuszały moje słowa.
- Langlock! – warknąłem rozeźlony. Było mi i bez niego wystarczająco ciężko, a Peter zdołał trzy razy potknąć się o własne nogi lądując na twarzy, o ile gdzieś tam pod motylami była jeszcze jakaś twarz. Irytek zacharczał, ale z jego gardła nie wydobył się żaden więcej krzyk. Poltergeist rzucił mi wściekłe spojrzenie i zniknął nam z oczu wściekły i rozżalony. Na pewno miało minąć trochę czasu zanim język odklei się od jego podniebienia. Syriusz sam nauczył mnie tego zaklęcia, więc mógł być ze mnie w tej chwili dumny. Zająłem się jednak prowadzeniem kolegów zamiast rozczulać się nad swoimi umiejętnościami.
Najgorsze były schody. Ja idąc przodem starałem się podpowiadać przyjaciołom, co mają robić, zaś Syri i Sheva asekurowali ich by przypadkiem dwa „motylowe elfy”, jak nazwała ich jakaś pierwszoklasistka, nie wylądowały na samym dole schodów w stanie nienadającym się do niczego. Nie wątpiłem nawet, że mogłoby być po nich, gdyby tak zaczęli turlać się na sam dół. Miałbym ich wtedy na sumieniu, ponieważ nie potrafiłem znaleźć w swojej pamięci żadnego przeciw-zaklęcia.
- Poproszę Severusa by następnym razem zaklinał ich na znane mi sposoby. – mruknąłem dla żartu, ale wzrok Syriusza, na który się natknąłem uzmysłowił mi, że dla niego nie była to forma żartu, którą potrafiłby przełknąć ze spokojem. Miałem wrażenie, że z każdą chwilą z jakiegoś powodu coraz bardziej i bardziej nienawidził Ślizgona.

6 komentarzy:

  1. ~Niebieski Kot20 marca 2011 20:48

    No ja nie wiem, czy ja się doczekam, kiedy wreszcie Remus i Syriusz zostaną sami. Ten dzień się wlecze jak w argentyńskim serialu. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale niecierpliwość mnie zżera i tuptam strasznie w miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze ile ja bym dała by móc zobaczyć "motylowe elfy" ,to musiał być niesamowity widok.

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny Sheva XD Pewnie podzieliłabym jego los.. w sumie częściowo podzielam, bo się nieźle uśmiałam xD Ale lepsze motylki, niż węże. Przynajmniej chłopaki nie muszą się martwić, czy węże były jadowite... mhaha, ale inni posądziliby Pottera i Petera o umiejętność mowy wężów i jeszcze kazano by ich przekwalifikować do Slytherinu xDU mnie nowa notka... o rany, zaczyna mnie boleć brzuch od śmiania się XDD

    OdpowiedzUsuń
  4. Sheva miał całkowitą rację bo i ja ciągle chichotałam pod nosem czytając xD Och coś mi się zdaje, że Syriusz jeszcze bardziej uprze się na dokuczanie Severusowi ...

    OdpowiedzUsuń
  5. Misiek nie ma zbyt wielkiego brzuszka ;3 raczej taki... jak Kohaku w wersji mini xD Mnie dedykujesz wszystkie notki? No teraz to mnie... łał.... aż mi się tak ciepło zrobiło ;3 Kurcze... czuję się, jak na dzisiejszej poetyce, kiedy gościu pochwalił mnie za wymyślony wiersz...Raczej nie jestem przyzwyczajona do takich komplementów XDKochana jesteś ;3Ha, a notki czytam i czytać będę! xD

    OdpowiedzUsuń
  6. http://rafael-bielecki-yaoi.blog.onet.pl - pojawiła się nowa, wery ekscyting notka. Zapraszać ja! :D

    OdpowiedzUsuń