niedziela, 10 kwietnia 2011

Kartka z pamiętnika CXX - Gellert Grindelwald

Tym, co na samym początku rzuciło mi się w oczy było to spojrzenie niesamowicie niebieskich tęczówek Albusa, które przenikały mnie na wskroś, wydawały się czytać w myślach i widzieć więcej niż mogłoby się wydawać. Podczas naszego pierwszego spotkania czułem się nagi, gdy patrzył na mnie tym wzrokiem, który zapierał dech w piersiach. Dopiero później dostrzegłem każdy inny szczegół jego postaci i dotarły do mnie słowa ciotki, która chwaliła chłopaka za jego inteligencje, wyliczała liczne osiągnięcia i nagrody, które zdobył. Nie wierzyłem w ani jedno słowo na ten temat. Jeśli był tak genialny musiał to udowodnić. Tak wszystko się zaczęło.
Albus pokazał mi, że wszystkie opinie na jego temat wcale nie były przesadzone i chociaż za punkt honoru postawiłem sobie wtedy zapędzenie go w kozi róg, to nie podołałem temu zadaniu. Bystrością i wiedzą dorównywał mi, a rywalizacja szybko przerodziła się w przyjaźń, a z czasem w głębsze uczucie. Sam nie wiedziałem, kiedy to się stało, a jednak niezaprzeczalnie zacząłem uważać Dumbledore za swoją własność i byłem o niego bardzo zazdrosny.
Drogi naszej wspólnie planowanej przyszłości rozeszły się po nieszczęśliwym wypadku, w którym zginęła jego siostra. Wtedy też nasza filozofia zaczęła się różnić, a w efekcie postanowiliśmy dla władnego dobra ukrywać naszą przyjaźń, jak i wszystkie późniejsze spotkania.
Po moim starciu z Albusem, które ludzie przypisali mu, jako jedno z wielkich osiągnięć, postanowiłem odseparować się od świata. Ludzie łudzili się, że jakiekolwiek więzienie zdoła mnie powstrzymać, ale nie wyprowadzałem ich z błędu. Dla świata byłem więźniem, zaś w rzeczywistości żyłem spokojnie na odludziu badając wszelkie ślady Insygniów Śmierci mając świadomość, że mój najlepszy przyjaciel znajduje się właśnie w posiadaniu Czarnej Różdżki, którą mi odebrał. Była, więc w bezpiecznych rękach, a on odwiedzał mnie nie jednokrotnie, by podzielić się swoimi odkryciami, zasięgnąć mojej rady, usłyszeć, do czego doszedłem, co znalazłem. Świat nie musiał o tym wiedzieć i nigdy nie miało to wyjść na światło dzienne.
- Jeżeli ktoś cię tutaj zobaczy... – Albus wyszedł do mnie w środku nocy, gdy kręciłem się po błoniach Hogwartu do niechcenia posyłając magiczne ptaki w stronę jego okna. Podobnie czyniłem za młodu, gdy chciałem by wyszedł cichcem z domu.
- Zobaczy, ale nie rozpozna. Ty wiesz najlepiej, że dla świata czarodziejów jestem już martwy.
- Mimo wszystko obcy na terenie szkoły...
- Dobrze wiesz, że nie o to chodzi. – rzuciłem przerywając mu.
- Skoro wiesz to, dlaczego mnie męczysz? – mężczyzna poprawił okulary, owinął się szczelniej płaszczem i spoglądał na mnie udręczonym wzrokiem.
- Uwielbiam cię dręczyć i będę to robił póki się nie poddasz. – na moje usta wpełzł uśmiech satysfakcji.
Albus chciał coś powiedzieć, jednak nie pozwoliłem mu na to. Przyłożyłem palec do ust i szepnąłem:
- Cii... Gdzie twój młodzieńczy duch? Zaproś mnie do środka. Obiecuję, że nie będę cię prowokować. Przecież nie ośmieliłbym się zmuszać cię do czegokolwiek pod nosem twoich wspaniałych uczniów.
Nie wierzył mi i nie mogłem mu się dziwić. Sam wiedziałem, że kłamcę należy trzymać na dystans, a jednak Albus powoli ulegał. Widziałem to w jego niesamowicie niebieskich oczach. Ostatkiem sił sprzeciwiał się mojej woli. To nie zmieniło się od lat naszej młodości. Zawsze był mi posłuszny i wierny, całkowicie podporządkowany i chociaż sprzeczaliśmy się, to on nigdy nie dawał z siebie wszystkiego.
- Apollo. – syknął pod nosem w moim kierunku. Zawsze tak robił, kiedy zaczynałem go irytować. Byłem królem złodziei i kłamców, więc to imię idealnie do mnie pasowało.
- Na twoje usługi. Już nie tak samo sprawny i krzepki, ale ten sam. Więc, jak będzie? Zaprosisz starego przyjaciela ponownie do siebie? Jest tak późno, że na pewno żaden uczeń nie będzie od ciebie niczego potrzebował. Będziemy mieli dla siebie wiele godzin do świtu. Nawet taki stary, wesoły dziadyga, jak ty, potrzebuje czasami odrobiny mojej bliskości.
Zgromił mnie spojrzeniem, więc nie pozostawało mi nic innego, jak tylko roześmiać się i przybliżyć do niego. Uległ, opuścił most, obrońcy fortu pozwolili wrogiej armii przedostać się do miasta.
- To ostatni raz. – ostrzegł, a w jego głosie wyczułem jednak nutę zadowolenia.
- Ależ oczywiście. Nie śmiem więcej się tutaj pokazać, skoro tak bardzo ci to przeszkadza. – uśmiechając się pod nosem podążałem za mężczyzną. – Nie uważasz, że to tragiczne? Kiedyś będą układać wiersze i pieśni o dzielnym Albusie Dumbledore, który pokonał złego Gellerta Grindelwalda, ale nikt nigdy nie dowie się, że w łóżku to ja pokonywałem ciebie.
Albus zatrzymał się i wymierzył różdżkę prosto w mój nos. Miałem ochotę roześmiać się w głos, ale wiedziałem, że mężczyzna jest poważny i powinienem jednak zachować, chociaż trochę zdrowego rozsądku, jeśli nie chciałem ponownie z nim walczyć. Liznąłem koniec jego różdżki wpatrując się w jego intensywnie niebieskie tęczówki. To sprawiło, że szybko zabrał swoją broń z mojej twarzy i odwrócił się powiewając płaszczem.
To ja byłem jego największą słabością, złem, z którym nie potrafił zerwać, pokusą, która bezcześciła jego oddany pracy umysł.
Prowadząc mnie znanymi sobie tajnymi przejściami doprowadził mnie do swojego gabinetu. Czułem się tak wyjątkowo komfortowo, ale dopiero w części wydzielonej na sypialnię mogłem odetchnąć z pełną swobodą. Mężczyzna obawiał się, że poprzedni dyrektorowie z portretów mogliby niepotrzebnie narobić szumu, gdyby mnie rozpoznali, a przyjmowanie w środku nocy kogoś takiego na pewno nie wróżyłoby pomyślnej przyszłości Albusowi.
- Ostatnio znalazłem u siebie twoje stare notatki dotyczące eliksiru zmiany płci. – specjalnie podjąłem ten temat. Liczyłem na to, że mężczyzna zapomni o tym, gdzie się znajdujemy i pozwoli nam na odrobinę bliskości. Nie prosiłem o wiele, ale on potrafił być uparty, gdy w grę wchodziło coś dla niego ważnego. – Z twojej przedostatniej próby.
Obaj pamiętaliśmy, co się wtedy stało. Wypróbowaliśmy eliksir na jego bracie, który był tego całkowicie nieświadomy. Efekt nie był zadowalający, jednak był niemal idealny. Ciało młodszego Dumbledore’a przemieniło się, jednak twarz została taka sama. Nie łatwo było nam powstrzymać się od śmiechu na widok barczystej kobiety o męskiej twarzy i delikatnym głosiku. Nie mniej kłopotu sprawiło nam przywrócenie chłopaka do normalnego stanu, co na szczęście się udało. Nie przyznaliśmy się do winy, chociaż Aberforth na pewno domyślał się, że to nasza sprawka.
- Nie byłem wtedy zbyt rozsądny. – Albus usiadł obok mnie, a jego długie palce bawiły się moimi, jakby od zawsze miał taki nawyk. – Pomysł ze zmianą płci i dzieckiem? Dwóch geniuszy nie powinno mieć takich planów. Nawet, jeśli nasze plany „większego dobra” były powoli realizowane. Ale to wszystko nadal gdzieś w tobie siedzi, podobnie jak we mnie i kieruje naszymi czynami. Gdybym potrafił z tym zerwać nie spotkalibyśmy się więcej po tamtych wydarzeniach, a ja zniszczyłbym wszystkie dowodu mówiące o naszej przyjaźni. I nie próbowałbym naprawić swoich błędów.
- Ha! – złapałem jego dłoń, ścisnąłem ją mocno. – Błędów? Twoim zdaniem już same myśli i plany były przewinieniem. Tym czasem ja realizowałem moją wizję przyszłości i wcale nie jest mi przykro, a ty to akceptujesz. Starasz się odpokutować uczucia, którymi mnie darzysz? – teraz to on mnie irytował.
- Może. – rzucił pewnie, a jego przenikliwe spojrzenie badało moją twarz, jakby chciał wyczytać ze mnie wszystkie uczucia.
- Jesteś głupcem i marzycielem, a takich należy karać. – złapałem go za włosy, pociągnąłem i sięgnąłem jego ust. Okulary przeszkadzały, więc cieszyłem się, kiedy zdołałem je zepchnąć nosem i wtedy już nie stanowiły żadnej ochrony przede mną.
Albus chciał uciec, odsunąć się, przerwać to, jednak nie byłem na tyle głupi by mu na to pozwolić. Trzymając za nadgarstek jego rękę, którą posługiwał się różdżką swoim pocałunkiem łamałem dane słowo. Robiłem to, czego obiecywałem nie robić, ale mało mnie to obchodziło. Zawsze byłem Apollem, a teraz bezcześciłem niewinność, jaką Dumbledore dostrzegał w Hogwarcie i jego uczniach.

6 komentarzy:

  1. Seksownie. Tylko to mi się nasuwa na myśl czytając i doczytując to co napisałaś. Czekam na ciąg dalszy tego ^.-

    OdpowiedzUsuń
  2. Ehh, myślałam, że będę pierwsza xPNie mam jeszcze napisanego rozdziału, ale musiałam tutaj zajrzeć ;3Mhyhy, Gellert to szalony - pozytywnie - i taki... zwariowany mężczyzna, z jakby uwięzionym wewnątrz młodzieńcem, który nigdy nie opuści jego ciała xD Jedynie dyrektor troszkę się zmienił, nabrał dystansu, powagi - ale tylko odrobinkę więcej, niż jej miał. Mimo to nadal nie może uwolnić się spod więzów miłości i nawet rozsądek zostaje przyćmiony pragnieniem obydwojga - chęcią wzajemnej bliskości ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm... muszę przyznać , że notka jest po prostu genialna ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Uff, uff, wyrobiłam się z rozdziałem xD U mnie nowa notka xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Już poprawiłam ;P Co do tych malcy i malców, to obydwie formy są poprawne, choć tej drugiej częściej się używa - ta pierwsza jest starsza xD Tak samo, jak uczni-uczniów, zniczy-zniczów ;P"Wejście na drugi poziom kształtowało myśli i przyszłość malcy, jacy sami wybierali sobie cechy" - chciałam dać "którzy, ale wcześniej użyłam zdania "najgorzej mieli mieszańcy, którzy musieli się ukrywać", a na tamtą chwilę nic innego nie przychodziło mi do głowy, jak użyć formy "jacy", ale teraz jakoś udało mi się to tak przekształcić, aby zrealizować Twoją propozycję xDTez bym nie chciała takiego rozbestwionego dziecka... a przecież nie dość, że ono się jeszcze nie urodziło, a już jest takie wredne, to pomyśl co będzie, gdy nadejdzie okres buntu! XDD

    OdpowiedzUsuń
  6. Coraz częściej spotyka się formę z "ów", ale na przykład dzisiaj przytoczyłam koleżance przykład "malcy", a ona stwierdziła, że ta forma jakoś bardziej jej pasuje XD Społeczeństwo wraca do korzeni xDDDD

    OdpowiedzUsuń