piątek, 8 kwietnia 2011

Tajemnica

19 października
Było już bardzo późno i przyjaciele zasnęli nawet nie wiedząc, kiedy. Tylko ja i Syriusz, chociaż z trudem, pozostaliśmy przytomni. Jego zdaniem zbyt wiele czasu traciliśmy na sen, a zbyt mało poświęcaliśmy zabawie i poznawaniu siebie wzajemnie. Przypuszczałem, że nadal nie dał sobie spokoju, po ostatnim nieszczęsnym wypadku, kiedy to jego nos ucierpiał za moją sprawą. Nie dało się ukryć, że chciał w końcu posunąć się dalej, ale ja nie byłem na to gotowy, czego dowód miał do tej pory widoczny w postaci siwego punktu u nasady nosa. Zdaniem pani Pomfrey w przeciągu kilku kolejnych dni ślad powinien zniknąć, ale Syriusz nie ufał jej osądowi i uważając, że jego „piękna twarz została zeszpecona w wyniku nieszczęsnego wypadku, za który wcale mnie nie obwinia, ale który był jego błędem” wymusił na Zardi pożyczenie mu jasnego pudru, który codziennie nakładał na sine miejsce, a który ścierał wyłącznie przed snem. Tym razem zrobił wyjątek, jako że nie planował spać dłużej niż dwie godziny i pozbył się z twarzy wszelkich środków, które wcześniej na nią nakładał.
Był na tyle przezorny, że ukradł ze stołu w czasie podwieczorku i kolacji trochę łakoci i kanapek, jak także jakimś tajemniczym sposobem zdołał przemycić również cały dzbanek soku z dyni. Ostatecznie postanowił urządzić nocny piknik na swoim łóżku, by nie odpowiadać za ewentualne ubrudzenie mojego.
- To chyba trochę niesprawiedliwe, że oni nie wiedzą o tym wszystkim. – odezwałem się wyglądając zza kotar na łóżka przyjaciół. – Powinniśmy ich obudzić. – czułbym się zdecydowanie lepiej mając przy sobie kogoś więcej niż tylko zdolnego do wszystkiego Blacka, który może chciał się zemścić za swój nos, ale by mnie nie wystraszyć znalazł sobie dobrą wymówkę.
- To może być trudne. Dodałem im do soku odrobinę eliksiru nasennego. Nie chciałem żeby nam przeszkadzali. – rzucił patrząc na mnie kątem oka i zapalił światełko na końcu swojej różdżki, byśmy się bez przeszkód widzieli.
Zawahałem się, przyjrzałem dokładnie chłopakowi i wziąłem głęboki oddech. Nigdy nie skrzywdził mnie specjalnie, więc wątpiłem, by miało to nastąpić teraz, a jednak umysł poddawał mi całą masę dziwnych wizji.
- Więc może zaczniemy od bliższego poznania? – cokolwiek uderzyło mu do głowy, nie chciałem znać przyczyny takiego zachowania. – O czym myślisz przed snem? Tylko bez kłamania, dzisiaj jesteśmy szczerzy. A tak naprawdę, to mam nadzieję, że więcej nie będziesz ode mnie uciekał. – nawet nie wstydził się tych słów i jasne dla mnie było, że próbował każdej metody bylebym był śmielszy i pozwalał mu na więcej. Sam jednak wiedziałem, iż nie mogę całe życie zachowywać się jak niedoświadczony dzieciak.
- Niech będzie. – zgadzając się sięgnąłem po jedną z kanapek. Robiłem to nieświadomie, jakbym był aż tak przyzwyczajony do zjadania wszystkiego, co pojawiało się przede mną. W domu było inaczej, ale w Hogwarcie nawet zwyczajny posiłek smakował niesamowicie, gdy miałem przy sobie przyjaciół. Nawet śpiących. – Nie myślę przed snem, ja powtarzam to, czego się nauczyłem tego dnia. – wyraźnie nie spełniłem oczekiwań Syriusza udzielając takiej odpowiedzi.
- Za to ja zawsze myślę o tobie i zastanawiam się nad najbardziej niestworzonymi sytuacjami, w jakich moglibyśmy się znaleźć. Na przykład, gdyby zawaliła się podłoga w Wielkiej Sali i wpadlibyśmy do ogromnej dziury. Powiedzmy, że byłaby to wina tuneli pod zamkiem. Wtedy poszedłbym je zwiedzać z tobą... – zaczynał fantazjować.
- To niemożliwe, wiesz o tym?
- Nie szkodzi. Nigdy nic nie wiadomo, poza tym nie musi się nic zawalać żebym mógł cię wyciągnąć do tajnych przejść. Tutaj chodzi o wątek przygodowy, Remi. Ty, ja i wielka niewiadoma, której razem stawiamy czoła. To zbliża... Może nawet bardzo?
- Jeśli próbujesz mnie uwieść to nie specjalnie ci się udaje. – uśmiechnąłem się lekko i pogładziłem jego dłoń. – Moja kolei na pytanie. Będziesz mnie kochał nawet, kiedy się zmienię? – postanowiłem trochę to sprecyzować. – Chodzi o moje zachowanie. Kiedy nie będę już taki jak teraz, ale bardziej pewny siebie. Wtedy także będziesz za mną szaleć? – było to głupie, ale nagle przyszło mi do głowy. Przecież, jeśli pozbędę się strachu przed bliskością wtedy na pewno nie będę taki sam. Przestanę się wahać, a pewność siebie może wpłynąć na inne moje cechy, na zachowanie. Właśnie nad tym teraz myślałem. Czy jeśli pogodzę się z samym sobą, zaakceptuję w pełni drzemiącą we mnie bestię, czy wtedy będę tą samą osobą?
- Oczywiście, że tak! – chłopak prychnął głośno i napił się soku prosto ze dzbanka. – Wtedy ja także będę inny. Obaj się zmienimy i wejdziemy w nową fazę. W końcu to już czwarty rok. Nie mógłbym przestać cię kochać tylko, dlatego, że dorastasz. Mówię jak stary tetryk... I to przez ciebie! – puknął mnie palcem w pierś. W pierwszej chwili, chciał chyba zaatakować łaskotkami, ale talerze na pościeli mogłyby spaść, albo jedzenie pobrudziłoby wszystko. W ostateczności na pewno zostawił sobie przyjemność dręczenia mnie na później.
Wydawało mi się, że coś widziałem, coś jakby błysnęło za oknami. Mogło mi się przewidzieć, ponieważ kotary łóżka były niemal całkowicie zasłonięte, ale jednak miałem dziwne wrażenie, że coś działo się na błoniach. Syriusz chyba także coś dostrzegł. Wpatrywał się uważnie w okno i złapał mnie mocno za rękę.
- Sprawdzimy to, Remi. Odkładamy nasz piknik na później, chodź.
Wcale nie chciałem mu się sprzeciwiać. Ja podszedłem do okna, zaś on przeszukał rzeczy Jamesa, by w końcu wydobyć Pelerynę Niewidkę. Widziałem ruchy w mroku panującym na zewnątrz. Księżyc zaszedł chmurami, ale nadal byłem w stanie wypatrzeć kształty. Ktoś stał przed zamkiem i w niknącym srebrnym blasku, którego pochodzenia nie znałem zdołałem tylko dostrzec znajome cechy, które wskazywały jasno na nieznajomego, który kręcił się tutaj przed wakacjami. Całkiem o tym zapomniałem, ale teraz byłem pewny, że to musi być ta sama osoba. Ktoś spieszył ku niemu i najwyraźniej wyszedł z zamku.
Syri zarzucił mi na plecy koc, zawiązał go pod szyją i okrył nas Peleryną. Pospiesznie wyszliśmy z dormitorium, a Gruba Dama nie wydawała się zachwycona niespodziewanymi odwiedzinami, jakkolwiek wcale nas nie widziała. Może uznała to za głupie kawały, ale zaspana szybko umilkła przestając narzekać.
Nie mieliśmy wiele czasu. Osoby z błoni mogły już dawno zniknąć, kiedy my dopiero przemierzaliśmy biegiem korytarze. Skorzystaliśmy z jednego z tajnych przejść, by uniknąć niechcianego spotkania z Irytkiem, czy woźnym, którzy kłócili się właśnie używając mało przyzwoitych słów dla określenia siebie nawzajem.
- Remi, wyjdziemy przejściem, którym wyprowadza cię Pomfrey. – syknął Syri i mocno objął mnie w pasie, by tym sposobem mógł mną kierować podczas biegu pod peleryną. Nie było to proste, jednak opanowaliśmy tę sztukę już jakiś czas temu.
Chłodne powietrze uderzyło w nas z impetem wiatru, kiedy nieubrani w piżamach i kapciach wybiegliśmy na zewnątrz. Chciałem zaproponować chłopakowi, że oddam mu połowę koca, by nie zamarzł, ale on wcale nie odczuwał różnicy temperatur. Był nazbyt przejęty tym, co się działo. Sam ciągnął mnie ze sobą powoli i cicho w stronę miejsca, gdzie wcześniej widzieliśmy błysk, a później ja dostrzegłem dwie postacie. Teraz jednak nie widzieliśmy nikogo w pobliżu, chociaż kiedy skupiłem się na odgłosach innych niż szelest liści, czy te dochodzące z Zakazanego Lasu, wyłapałem dwa przyciszone głosy. Wziąłem, więc sprawy w swoje ręce i na palcach powiodłem Syriusza w stronę jednego z większych drzew, które miało być naszym schronieniem.
Im bliżej byliśmy, tym wyraźniejsza stawała się rozmowa, ale nawet ja nie byłem w stanie rozpoznać sensu wypowiadanych słów. Dopiero, gdy zatrzymaliśmy się i mieliśmy możliwość wyjrzenia zza drzewa zdołałem skupić się na tyle, by rozpoznać głos dyrektora. Zaskoczony starałem się pokonać mrok, by mieć pewność, że się nie mylę. O sto metrów od nas stało dwóch mężczyzn. Jeden był wysoki i na pewno musiał to być Dumbledore. Drugiego nie mogłem dokładnie zobaczyć, ale był niższy o głowę i mówił z obcym akcentem, chociaż bardzo płynnie. Byłem ciekaw, jak to możliwe, że dyrektor musi spotykać się z kimś nocami na błoniach, zamiast zaprosić go do swojego gabinetu w środku dnia. Syriusz oparł brodę o czubek mojej głowy. Byłem ciekaw, czy i on wie, z kim mamy do czynienia, ale nie mogłem zapytać. Gdyby nas usłyszeli mielibyśmy nie małe kłopoty. Poza tym czułem, że mojego stopy zamieniają się w dwa sopelki. Na migi pokazałem, więc chłopakowi, że chciałbym wracać do zamku. Poniekąd zagadka została rozwiązana, a jeśli dyrektor wiedział o wszystkim to nie było się, czego obawiać. Byliśmy bezpieczni, a nieznajomy na pewno był tylko przypadkowym wędrowcem, który zgubił się w nocy i teraz pytał o drogę. Sam w to nie wierzyłem, ale nic innego nie przychodziło mi do głowy.

3 komentarze:

  1. Uwaga, uwaga, skanduję! xD "Zostańcie, zostańcie!" xD Może zobaczyliby dyrektora w nietypowej sytuacji? ;> Gdyby tam był Potter, pewnie napaliłby się na obserwację, a potem chodziłby skwaszony, mówiąc, że nawet dyrektor kogoś ma XD Nie ma to jak nocne wędrówki - oby tylko Syri się nie pochorował, bo mimo, że nie było mu zimno, nie znaczy, że na dworze panuje lato xPZnowu przerwano pieszczoty chłopaków xD Oni powinni gdzieś razem wyjechać XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam do mnie http://karola1041.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Niebieski Kot9 kwietnia 2011 10:53

    Syriusz mógłby rozgrzać przemarznięte stópki Remusa własnym oddechem. Ciekawe, co by na taki widok powiedziała McGonagall.

    OdpowiedzUsuń