niedziela, 24 kwietnia 2011

Kartka z pamiętnika CXXIII - Alen Neren

  

KOCHANI, ŻYCZĘ WAM WESOŁYCH, JAJECZNYCH I MOKRYCH ŚWIĄT WIELKIEJ NOCY!

  

Noteczka z dedykacją dla Akemi


Nigdy nie uważałem, że chłód, jakim odznaczał się Blood będzie prosty do pokonania, że zdołam z łatwością otulić dłońmi jego poranione serce i zaleczyć wszystkie blizny ciepłem oddechu. Prawdę powiedziawszy od samego początku byłem przygotowany na ciężką pracę i bolesne upadki, chociaż nadzieja na cud zawsze gdzieś tam się tliła. Niczym bohaterka romansidła okażę swojemu ukochanemu miłość, a on zmięknie od razu i ciasno spleceni ramionami będziemy wyznawać sobie szczere uczucia, co zakończy cudowny ślub wśród kwiatów, drzew i łąk. Miałem do tego kilka zastrzeżeń, a mianowicie: życie jak z bajki było domeną ludzi bogatych i szczęśliwych, a ja nie tyle należałem do pechowców, co byłem mężczyzną, a więc historia mojej miłości wykraczała poza słodkie opowiastki czytane młodym pannicom przez rozmarzone matki pragnące znaleźć swojej córce księcia z bajki za męża. I tutaj wystarczy nadmienić, iż obiekt moich westchnień to niedoszły dwukrotny samobójca odratowany dzięki mojej interwencji. Brzmi ciekawie, póki człowiek nie uświadomi sobie, że to właśnie mi teraz chłopak zawdzięczał życie, którego nienawidził. Moja sytuacja była opłakana i nawet cud nie zmieniłby mojej pozycji w tym wypadku.
Nie trudno było mi opisać ból, jaki czułem, gdy Blood miał gorszy dzień. Małe, tępe nożyki wbijały się w moje wnętrze tylko dzięki użyciu siły, ciało pęka wpuszczając do środka żelaznego intruza, który sączy jad w ranę zamieniając ją w czarne i bolesne siedlisko zgnilizny. A jednak mój organizm jest w stanie się regenerować i jak kwiat potrzebuje promieni słońca, tak ja odbudowuję samego siebie dzięki Denny’emu, którzy po gorszych chwilach na nowo otacza się murem z lodu zostawiając niewielkie przejście, którym zawsze się przeciskam, by do niego dotrzeć.
 Wszystko to by przyjmując na siebie te liczne razy uchronić chłopaka przed chęcią samo-destrukcji. Wolałem martwy spoczywać pod kwitnącymi owocowymi drzewami w cieple słońca, niż żyć w skalnej jaskini otoczony wyłącznie lodem.
- To chyba kiepskie miejsce, by się ukrywać.
Moje serce boleśnie zakołatało ze strachu, kiedy nagle usłyszałem nad sobą ukochany głos. To przypomniało mi, iż siedziałem ukryty za swoim łóżkiem nie wiedząc, czy Blood nadal nie miał zamiaru oglądać mnie na oczy, czy też czuł się już lepiej i mogłem wyjść i pokazać się chłopakowi.
- Y... Widać mnie? – schyliłem się zaglądając pod łóżko. Z drugiej strony widziałem buty Denny’ego, a więc i on mógł zobaczyć mnie siedzącego tutaj, jeśli leżał na swoim łóżku trochę dalej ode mnie. – Oj.
- Zgadzam się z tobą, oj. – rzucił ironicznie i szybkim ruchem wyrwał mi z rąk Blooda.
- Nie! – pisnąłem wyciągając ramiona po misia, który jednak już znalazł się w wielkim niebezpieczeństwie. Planowałem nawet rzucić się na przyjaciela, byleby nie robił krzywdy mojemu pluszakowi.
- Spokojnie. Nie lubię go, ale nie będę mordował. Tylko odłożę go na miejsce. Nie będziesz cały dzień paradował z tą atrapą mnie.
- To znaczy, że już ci przeszło? – zapytałem z nadzieją. Zazwyczaj, kiedy Blood nie był opryskliwy i niemiły oznaczało to, że ma całkiem niezły humor, a więc mogłem odetchnąć spokojnie.
- Zbieraj się szybko, nie mam czasu na rozmowy, jestem głodny! – syknął na mnie, a to wystarczyło zarówno za „przepraszam”, jak także za potwierdzenie moich domysłów. – I nie macaj miśka po bliźnie.
- C... Co? Dlaczego? – zaskoczył mnie tym całkowicie. Bardzo lubiłem to miejsce na ciele prawdziwego Blooda, więc najczęściej także na misiu moje palce wędrowały w to jedno miejsce. Kiedy tego dotykałem czułem się tak, jakbym mógł całkowicie zaleczyć tę najboleśniejszą z blizn. Teraz obawiałem się, że chłopak tego nie lubi, a ja popełniałem ogromny błąd za każdym razem, gdy to robiłem.
- Po prostu tego nie rób. Blood jest bardzo czuły w tym miejscu. – odwrócił się do mnie tyłem i najwyraźniej nie planował wyjaśniać niczego więcej.
O którego Blooda mu chodziło? Czy mówił o sobie, czy też chciał bym przestał dotykać pluszaczka?
- A co się stanie, jeśli będę dotykał? – pozbierałem się szybko i rozpierany radością rzuciłem się w pogoń za chłopakiem.
Już nie pamiętałem żadnych przykrości, jakie wcześniej musiałem znosić, ból zniknął jakby wcale go nie było. Wiosna topiła zimowy śnieg i tak jak kwiaty zakwitają co roku, tak ja powstawałem na nowo, by ponownie cieszyć się z tego, że jednak mam Blooda.
Naturalnie nadal nie byłem księżniczką, a jemu brakowało do miana księcia, życie nie było bajką, nic nie należało do rzeczy prostych, a jednak było to niczym miły uśmiech pośród masy nieprzyjaznych twarzy.
Nawet milczenie chłopaka wydawało mi się czymś niesamowitym i pozytywnym. Nie mówiąc ni słowa pozwalał mi przebywać ze sobą, a więc miałem więcej niż mógłbym chcieć na co dzień. Poza tym, kiedy Denny miał dobry dzień pozwalał mi czasami na buziaka, a od święta nawet na sięganie po coś więcej.
- Więc? Co się stanie jeśli... – urwałem ponieważ wzrok fioletowych oczu wydawał się bardziej niebezpieczny niż walka ze smokiem z gołymi rękoma.
- Alen, daj sobie spokój, dobrze? Wiesz, że nie wolno tam dotykać, bo to jest przyjemne. – westchnął ciężko.
Nie miałem wątpliwości dlaczego to powiedział. Chciał sprawić mi tym małą przyjemność i udało mu się. Czasami miałem wrażenie, że może troszeczkę mnie lubi i dlatego pozwala na nasz związek, dlatego po swoich gorszych dniach na swój dziwny sposób przeprasza mnie i szuka sposoby bym zapomniał o jego niedawnych przykrych słowach. Nawet jeśli prawdziwym celem tego było pozbycie się mnie, kiedy moja czujność opadnie, to sprawiał mi wiele radości swoimi staraniami.
- Milcz, po prostu się już zamknij. Ani słowa! – nie pozwolił mi nawet wydobyć z siebie jednego dźwięku. Widział, że nabierałem w płuca powietrza i wtedy też momentalnie zareagował. – Jedno słóweczko, a będę bardzo zły, jasne?! – warczał, ale robił to naprawdę uroczo.
Pokiwałem więc głową potakująco i rozpromieniony trzymałem się blisko niego. Po wczorajszej burzy ta zmiana aż kontrastowała. Czułem się jakbym miał skrzydła u ramion, na których mogłem wzbić się w powietrze i nie czuć w ogóle ciężaru ciała unosząc się nad ziemią. Tylko Blood potrafił sprawiać mi przykrość, której ból uwielbiałem, a później rozkochiwać mnie w sobie na nowo, gdy łagodniał i starał się nad sobą panować.
- Przestań to robić! – znowu zaczął się wściekać.
- Ale co? – wystraszyłem się. Naprawdę nie pojmowałem, czym zawiniłem. Przecież nie odzywałem się, nie dotykałem go, w ogóle nic nie robiłem!
- Cieszysz się! – rzucił groźnie. – Przestań tak się uśmiechać. – złapał mnie za sweter i przyciągnął. Jego usta dotknęły moich. Nie namiętnie, ale jednak dotknęły w pocałunku. Szybkim, pełnym zniecierpliwienia i tak bardzo Bloodowym.
I jak miałem się po tym nie cieszyć?! Jam miałem się nie uśmiechać, kiedy otrzymałem coś takiego?! Musiałem gryźć wargi by nie wyginały się w podkowę, a i to niewiele dawało.
- Nie pokażę się z tobą, jeśli nie zrobisz czegoś z tymi radosnymi oczkami. – znowu zaczął zrzędzić.
- Ale ja nie potrafię tego zmienić! – jęknąłem rozpierany szczęściem.
- Heh, ty zawsze musisz sprawiać problemy, co? – pokręcił głową, ale jego głos był jednak łagodny.
Miałem nadzieję, że jego dobre dni będą trwać bardzo długo i zdołam nacieszyć się tym, póki znowu nie zacznie walczyć ze stanami niemal depresyjnymi, kiedy to będę musiał usunąć się na bok, by przypadkiem sobą nie zmusić chłopaka do kolejnych prób ukrócenia życia. Obawiałem się tego zawsze, gdy zostawiałem go samego, bez względu na to, czy sam mnie do tego zmuszał, czy też po prostu nie mogłem bez przerwy nad nim czuwać. Miałem tylko nadzieję, że nigdy nie będę musiał oglądać go znowu w tym opłakanym stanie, kiedy to jedną nogą był już na tamtym świecie. Blood musiał żyć, nawet jeśli nie chciał i musiał się za to wyżywać na mnie.
Moje życie może i dalekie było od bajki, ale takim je przyjąłem, takie wybrałem, gdy zakochałem się w Bloodzie i takie musi być, póki cud się nie zdarzy i los się nie odwróci dając ludziom biednym radość i bogactwo, zaś bogatym umiar. Ja nie musiałem być księżniczką, a Denny księciem, jeśli tylko miałbym go dla siebie i mógł tworzyć dalej swoją własną pełną depresji historię normalnego życia ludzi przeciętnych.

4 komentarze:

  1. Alen tak bardzo przypomina mnie samą... Kocham tą parę ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże... Alen ma iście anielską cierpliwość i zero godności własnej (choć w tym wypadku nie jest zarzut). Ale dzięki temu jest strasznie uroczy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem dlaczego ale jak czytam o Alenie to usta same układają mi się w uśmiech xD Dla mnie jest to słoneczko radości i oczywiście misio musi być dobrze wypieszczony xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Mrrr, Alen to taka kochana pluszowa maskotka xD On nie potrzebuje misia-Blooda, bo on sam jest jak taki miś XD Ale teksty były świetne xD Notkę czytałam krótko przed burzą, więc co nieco pamiętam ;3 Co nieco - wszystko hahaha XDSzczególnie fajny był fragment z wyrwanym z rąk Alena, misiu, którego Blood jednak nie zamierzał morować XD On naprawdę myśli, że Alen nie będzie go smyrał po bliźnie? XDD Naiwny xDD

    OdpowiedzUsuń