środa, 20 lipca 2011

Kartka z pamiętnika CXXXIII - James Potter

Tak, Potter to hipokryta i całkowicie już zapomniał, że sam uganiał się za Remusem przez jakiś czas...


Z powodu kiepskiego stanu zdrowia Remusa wyznaczyliśmy z chłopakami ‘czuwania’. Po zajęciach jeden z nas udawał się pod Skrzydło Szpitalne gdzie miał na oku korytarz i nasłuchiwał, czy nic ważnego nie ma miejsca w sali chorych, gdzie wylegiwał się Lupin. W ten sposób mieliśmy, jako takie pojęcie, co do tego czy z chłopakiem nie jest gorzej niż było wcześniej. Dziś to ja pełniłem wartę, zaś przyjaciele odrabiali za mnie prace domowe. Dzięki temu nikt z nas nie musiał martwić się obowiązkami szkolnymi i mógł skupić się wyłącznie na swoim najważniejszym w tym wypadku zajęciu.
Mając dosyć chodzenia w kółko po korytarzu przyklęknąłem pod drzwiami zaglądając do środka przez dziurkę od klucza. Wątpiłem by często ludzie korzystali z tej metody, więc nic nie przeszkadzało mi w śledzeniu wnętrza pokoju. Nie widziałem w prawdzie wiele, jednakże zawsze było to lepsze od podziwiania szarych ścian korytarza.
Zupełnie przypadkowo dostrzegłem kątem oka poruszenie, które przykuło moją uwagę. Nie zdradziłem się ze swoim odkryciem, ale powoli i ostrożnie sięgnąłem po różdżkę, by gwałtownie skręcić ciało i rzucić zaklęcie. Na moje nieszczęście nie zdołałem spetryfikować intruza. W ostatniej chwili skrył się i słyszałem, jak niezgrabnie wstaje z klęczek. Musiał upaść, sądząc po głuchym odgłosie. Nie traciłem czasu czując jak moje ciało wypełnia adrenalina i podniecenie. W końcu coś się działo! Byłem w siódmym niebie mogąc brać w tym udział. Nic, więc dziwnego, że reagowałem szybciej niż myślałem. Jak w transie rzuciłem się w stronę kryjówki szpiega, którą stanowił róg korytarzy. Z różdżką w dłoni pognałem za oddalającą się postacią i rzuciłem kolejne zaklęcie, które tym razem sięgnęło celu. Niewiele brakowało, a spudłowałbym drugi raz i zacząłbym wątpić w swoje umiejętności. Na szczęście stało się odwrotnie i przepełniała mnie duma, gdy uciekinier runął na ziemię twarzą do dołu podpierając się wolnymi rękoma. Jego nogi oplatał sznur i on też spowodował utratę równowagi i szpiega.
Z szybko bijącym sercem podszedłem do leżącego na ziemi celu niedawnego ataku i odwróciłem przodem do siebie.
- Snape?! – rzuciłem bezmyślnie wpatrując się we wściekłego chłopaka, którzy najchętniej zabiłby mnie na miejscu niestety jego różdżka leżała poza zasięgiem jego dłoni. Upuścił ją upadając, a tym samym ja uratowałem skórę. – Szpiegujesz mnie? – nie bez pewnej satysfakcji wyskoczyłem z takim, a nie innym domysłem. Przecież Severus Snape należał do nielicznych rodzynków, które interesowały mnie, jako potencjalni partnerzy. Jego mina sprowadziła mnie jednak na ziemię, gdy skrzywił się z niesmakiem.
- Nie jestem psychicznie chory, Potter. A teraz mnie rozwiąż. – mówił rozkazującym tonem pełnym dumy i sporej dozy wściekłości.
- Musiałeś śledzić, jeśli nagle się tutaj znalazłeś.
- Głupi jesteś?! – prychnął i machnął nogami kopiąc mnie w kostki. – Rozwiązuj! – dopiero, kiedy zareagowałem zaczął mówić dalej. – To Skrzydło Szpitalne, każdy może tutaj przyjść, jeśli coś mu dolega.
- A tobie dolega? – niejasno zdawałem sobie sprawę z tego, że moje pytanie było bezsensowne. Ciemne oczy Ślizgona stały się niemal niebezpiecznie mroczne, kiedy wpatrywał się we mnie nieprzerwanie.
- Już mi przeszło. – warknął podnosząc się i otrzepując. Podniósł swoją różdżkę chowając ją do kieszeni. – Twój mózgojad może przeskoczyć na pierwszy posiłek, który wyczuje, a nie mam zamiaru skończyć z takim poziomem, jak twój. – odwrócił się do mnie plecami i kuśtykając trochę odsunął się.
- Czekaj! – złapałem go za rękę i przyciągnąłem na poprzednie miejsce. Odwrócił się by wyrwać swoją dłoń z mojej i miałem wrażenie, że w każdej chwili mogę skończyć, jako obiad dla kotki woźnego, gdy Snape rzuci na mnie jakieś wyjątkowo paskudne zaklęcie. – Łazisz za Remusem. – olśniło mnie nagle. Ukłucie zazdrości podrażniło moje czułe serce. – Lecisz na niego?
- Co?! – Sev wyglądał jak rażony gromem. Podejrzewałem, że trafiłem w sedno i przez chwilę miałem ochotę rozerwać Lupina na strzępy. Nie miałem szczęścia w miłości, ale Snape byłby kolejnym obiektem westchnień, który ktoś sprzątnąłby mi sprzed nosa.
Wiedziony instynktem przekazywanym w genach z dziada pradziada na każdego męskiego członka rodziny złapałem chłopaka za ramiona i przywarłem do jego ust. Było mi niewygodnie w okularach, ale nie miałem czasu na ich ściąganie.
Ślizgon odepchnął mnie od siebie gwałtownie i poczułem uderzenie zanim w ogóle zarejestrowałem ruch. Zaciśnięta w pięść dłoń Severusa wylądowała zaraz pod moim okiem. Zamroczyło mnie na chwilę, ale szok sprawił, iż wcale nie czułem bólu.
- Lecz się, Potter! – chłopak plunął i ocierając usta rękawem szaty pobiegł w stronę przeciwną do tej, w którą ja miałem zmierzać.
- To znaczyło ‘nie’? – mruknąłem do siebie i wtedy dopiero dotarło do mnie, co się stało. Poczułem ból rozchodzący się na pół twarzy, nie mówiąc już o oku, które wydawało mi się teraz tak niesamowicie wrażliwe na ruchy gałki ocznej. Musiałem mieć szczęście, że nie dostałem prosto w okulary, gdyż mógłbym skończyć, jako weteran wojenny jeszcze zanim wziąłbym udział w jakiejkolwiek poważnej potyczce. Nie zmieniało to jednak faktu, że czułem, jak moja twarz pulsuje bólem i krwią płynącą w puchnącym miejscu.
Nawet nie przyszło mi do głowy, by zapobiegać temu u Pomfrey. Znając jej charakter skończyłbym z bliźniaczym uszczerbkiem po drugiej stronie, a tego wolałem uniknąć. Byłem za to dumny z siebie, gdyż zdołałem pocałować Ślizgona jeszcze zanim oberwałem za to w twarz. Nie miałem czasu by zastanowić się nad szczegółami, jak chociażby struktura jego ust, smak, miękkość... Sam nie wiedziałem, na co w takiej chwili powinienem zwracać uwagę. Działałem przecież instynktownie i w złości, co dotarło do mnie nieco później. Nie mogłem znieść myśli, że Snape mógłby podkochiwać się w Lupinie. Co takie miał w sobie Remus, że mógł podobać się komukolwiek? Był lichej postury, jego rysy twarzy były zbyt delikatne, jak na mój gust, zbyt często trzymał nos w książkach, a za rzadko pozwalał sobie na szaleństwa. Nie, Remus zdecydowanie nie nadawał się na kogoś, kogo można obdarzać uczuciami. Przecież on potrafił być tak do przesady nudny, kiedy w kółko zaganiał człowieka do nauki! Więc może Snape zazdrościł mu ocen i umiejętności?! To miałoby sens, ale Lupin był strasznie kulawy w eliksirach, a Severus radził sobie z nimi niebywale dobrze. W takim razie może jednak chodziło o uczucia?
Przypomniałem sobie nagle, że Syriusz jest chłopakiem Remusa od dłuższego czasu, a więc jednak Lupin miał w sobie coś interesującego. Nie uważałem w prawdzie Blacka za specjalnie inteligentnego, a już na pewno nie miał dobrego gustu, ale coś musiało go zmusić do zainteresowania się wilkołakiem. Może to chęć przygody? Ale Sev nie miał pojęcia o futerkowym problemie chłopaka.
Zamyślony zacząłem krążyć w kółko w obrębie całego Skrzydła Szpitalnego. Może jednak to o mnie chodziło i Ślizgon nie chciał się przyznać, że to ja mu się podobam? Nie byłem przecież złą partią! Siostra psuła wizerunek jedynego dziecka w rodzinie, ale ona się nie liczyła. Rozważałem z miłym uczuciem spełnienia opcję swojego uroku osobistego, jako głównej przyczyny zainteresowania Snape miejscem, które patrolowałem. Jeśli był nieśmiały mogłem go spłoszyć pocałunkiem i w niekontrolowanym odruchu wywołanym nagłym podnieceniem Sev uderzył mnie, zaś teraz miał sobie za złe brutalność, z jaką mnie potraktował. Nie wykluczałem, że przyjdzie mnie przeprosić, a wtedy mógłbym upewnić się, co do jego intencji i uczuć. Tylko Black mógł gustować w intelektualiście z problemami.
- Gdyby ten list nie był pisany kobiecym pismem mógłbym założyć, że to od Severusa. – zacząłem mówić do siebie by sens moich słów lepiej docierał do mózgu. – Może dyktował go koleżance? Nieeee... Nie on. To do niego nie podobne. Jest zbyt nieśmiały, przecież właśnie ode mnie uciekł. To pewnie był jego pierwszy pocałunek i teraz przeżywa go w swoim pokoju. Chwila... – skrzywiłem się i ponownie poczułem jak zazdrość dźga mnie w serce ostrym narzędziem. Snape kiedyś już całował Remusa, by zemścić się na Syriuszu... A więc to nie był pierwszy. Miałem ochotę krzyczeć z wściekłości i rozerwać Lupina na strzępy. Przecież on ukradł pierwszy pocałunek, który powinien należeć do mnie! Planowałem rozmówić się z chłopakiem, gdy tylko wrócić do nas. Nie mogłem tego tak zostawić!



  

3 komentarze:

  1. Ooo tak, Potter to hipokryta najwyższych lotów! Sam się za Remim uganiał, a teraz tak jakby o tym zapomniał, heh.Tia, żyj nadzieją, że Severusa nikt nie całował xP Lucjusz z pewnością by to potwierdził, hahaha XDNo ale ciekawe, co Sev tam robił... Malfoy chyba nie jest w Skrzydle Szpitalnym, więc... chodziło o Lupina?(na obrazku jego oczy wyglądają jak u wampira... takie pionowe i srebrne ;3)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kotek ;3 U mnie nowa notka ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Niebieski Kot21 lipca 2011 23:44

    O, dawno mnie tu nie było...Właśnie, a co z Lucjuszem? Zniknął jakiś czas temu i jakoś tak pusto bez niego.Poza tym brakuje mi Nicholasa i jego sympatycznego przyjaciela. Da się coś z tym zrobić?

    OdpowiedzUsuń