piątek, 26 sierpnia 2011

Kartka z pamiętnika CXXXIX - Lucjusz Malfoy

Zbyt zajęty szukaniem osób odpowiednich dla Toma Riddla nie miałem wiele czasu na miłosne uniesienia, o ile w ogóle potrafiłem o nich myśleć mając przed sobą wizję długotrwałej służby u człowieka, który zmieniał się w zastraszającym tempie i powoli zaczynał mnie przerażać. Pragnąłem jego siły i umiejętności by poradzić sobie ze swoimi problemami, ale nie przyszło mi do głowy, że ze zwyczajnego, naprawdę przystojnego i niemal idealnego mężczyzny Riddle stanie się tyranem o bladej twarzy z zamiłowaniem do sadyzmu. Jego uwielbienie dla ogromnego, paskudnego węża, którego tak rozpieszczał, zakrawało na niezdrowy fetysz. Niektórych scen nie potrafiłem wymazać z pamięci, a jednak za żadne skarby nie chciałbym sobie o nich przypominać. Niestety było to niemożliwe. Mimo wszystko dostrzegałem ogromny potencjał, jaki krył się w tym człowieku i wiedziałem, jak wiele mogę dzięki niemu osiągnąć. Z tego właśnie powodu nakłaniałem innych, by przyłączyli się do nas – do Lorda Voldemorta, jak kazał się nazywać.
Wracając z wcześniej umówionego spotkania z kilkoma zainteresowanymi osobami nie spodziewałem się, że na korytarzu, w miejscu oddalonym od naszego dormitorium natknę się na Severusa. A jednak chłopak pojawił się przede mną równie zaskoczony, co ja sam. Odległość, jaka nas dzieliła była tak niewielka, że bez najmniejszych trudności dostrzegłem zadrapania na jego twarzy i dłoniach. Nie podobało mi się to i czułem, jak złość kumuluje się w moim ciele.
- Co się stało? – zapytałem udając opanowanie, starając się by głos mi nie zadrżał żadną ostrzejszą nutą.
- Miałem wypadek, nic wielkiego. – Sev odwrócił spojrzenie swoich niesamowicie ciemnych oczu, a więc kłamał.
- Gdybyś należał do niezdarnych uwierzyłbym ci, ale wiem aż nadto dobrze, że każdy mógłby mieć wypadek, ale nie ty. Nie oczekuj ode mnie, że nie będę nalegał na wyznanie mi prawdy. Zmuszę cię do tego, jeśli będę musiał.
- Wpadłem na drzewo. – Snape uniósł wzrok spoglądając na mnie niepewnie, a jednak gdzieś w głębi tych ciemnych studni krył się twardy blask, jakby chłopak za wszelką cenę usiłował być silny, nie poddawać się, zamknąć swoje uczucia w klatce bez drzwiczek, z której już nigdy się nie wydostaną.
- Niech będzie. Wierzę ci, ale na pewno nie zrobiłeś sobie tego sam... – trafiłem w dziesiątkę. Ciemne oczy zabłyszczały strachem przed odkryciem przeze mnie całej prawdy.
A więc Sev miał kłopoty, podczas kiedy ja byłem wzorowym uczniem, idealnym kandydatem na partnera dla Narcyzy, wypełniałem powierzone mi zadanie. Zacisnąłem dłonie w pięści wściekły na samego siebie. Kiepski był ze mnie kochanek, skoro pozwalałem na coś podobnego.
- Severusie, porozmawiajmy przez chwilę szczerze. Nie radzisz sobie z czymś, prawda? – chociaż nie otrzymałem odpowiedzi z góry ją znałem. – Jest ktoś, kto mógłby ci pomóc, kto mógłby cię nauczyć niesamowitych rzeczy, sprawić, że będziesz silny. W zamian oczekuje dozgonnej wierności i poświęcenia, ale jednak pomaga w osiągnięciu naszych celów. – wyznałem szczerze. Dzięki niemu pozbyłem się znienawidzonego ojca, a więc musiało mu zależeć na naszym szczęściu.
- Mówisz o tym znaku, który masz na ręce? – jego pytanie zbiło mnie z tropu, ale przecież nie mogłem zaprzeczyć, gdy miał rację.
- Tak. To jego znak. Tego, który mógłby ci pomóc, gdybyś tylko chciał. Rudolf także w tym siedzi, więc...
- Zgadzam się! – odpowiedział os razu z zadziwiającą pewnością siebie. – Zgadzam się.
- Jesteś pewny? Nie będzie już odwrotu...
- Jestem pewny! Jeśli Rudolf jest tam z tobą to i ja muszę być! – czyżbym wyczuł wyraźną zazdrość w jego głosie i zachowaniu? – Jeśli pomoże mi stać się silnym, to tego chcę. Nie ważne czego będzie oczekiwał!
Uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Wyczułem w tym swoją szansę. Jeśli Severus zostanie w to wszystko wprowadzony będę mógł częściej spędzać z nim czas, a może nawet wynagrodzi mi nieznośne czasami zachowanie samego Riddle?
- Polecę cię przy najbliższej okazji, ale teraz może chciałbyś żebym zaleczył twoje rany, a ty będziesz miał okazję odpocząć na moim łóżku... – nagle wszystko wydało mi się przyjemniejsze i barwniejsze, nabrałem ochoty by spędzić czas z chłopakiem nie myśląc o żadnych przykrościach. Miałem mu, co wynagradzać biorąc pod uwagę ostatnie zaniedbania. Severus był przecież kimś wyjątkowym.
- Tak. Zgadzam się i na to. – jego twarz złagodniała, podszedł do mnie jeszcze bliżej. – Jak blisko jesteście z Rudolfem?
- Jesteś zazdrosny? – odważyłem się zapytać. Mógłbym go tym speszyć, ale Sev nadal był całkowicie bezbronny, gdy był ze mną. Miałem nadzieję, że tak pozostanie przez naprawdę długi czas. Podobało mi się to, że był łagodny, podatny na wszystko, posłuszny i wierny, nie miał jednak w sobie okropnej słodyczy, którą emanowała Narcyza.
- Może jestem. – zarumienił się, chyba nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
- Rudolf to przyjaciel. Pomocny, kiedy trzeba, uciążliwy, na co dzień, ale nikt więcej. Ty to, co innego. Jesteś moim kochankiem, kimś wyjątkowym i jedynym w swoim rodzaju. – chyba poczuł się mile połechtany takim komplementem, gdyż uśmiechnął się kryjąc twarz w ciemnych włosach. Miałem go w garści. Objąłem go, więc ramieniem i poprowadziłem do Pokoju Wspólnego, zaś z niego do sypialni, którą dzieliłem ze znajomymi. Chłopaków nie było, co wcale mnie nie zdziwiło. Mieli swoje zajęcia, nie mogli siedzieć cały czas w jednym miejscu. To dawało mi ogromne możliwości.
- Pokaż mi wszystkie rany. – rzuciłem nonszalancko.
- Wszystkie? – kiedy skinąłem Sev znowu nabrał koloru. Jakby czegoś się obawiając powoli zdejmował z siebie ubrania póki nie został w samej bieliźnie. Zaniedbałem go i widocznie znowu wstydził się nagości. Musiałem szybko, go z tego wyleczyć.
Postanowiłem zacząć od zwyczajnego buziaka, który bardzo szybko przeszedł w namiętny pocałunek, kiedy to mój język wodził bezładnie po wnętrzu ust Severusa. Lubiłem ten rodzaj bliskości. Zawsze czułem wtedy swoją przewagę nad innymi, a w tym jednym konkretnym przypadku miałem o wiele więcej. Chłopak miał na sobie wyłącznie bieliznę i odpowiadał entuzjastycznie na moje drobne pieszczoty. Opuszkami palców dotknąłem jego szyi, przesunąłem nimi po zadrapaniu, które tam było. Widać drzewa robiły się z roku na rok coraz bardziej niebezpieczne. Odsuwając się od naprawdę idealnych ust pozwoliłem sobie polizać na początek kilka ranek na twarzy chłopaka, a później tamtą niżej. Te, które znalazły się na piersi chłopaka wyglądały na bolesne otarcia, a więc musiał je sobie zrobić mając na sobie ubrania. To trochę mnie uspokoiło, jako że wiedziałem jedno – cokolwiek spotkało Severusa nie był wtedy nagi i bezbronny. Był tylko bezbronny...
Jasna skóra Snape’a wydawała mi się płótnem, na którym ktoś zaczął malować czerwienią i brązem. Miałem nadzieję, że pod tym względem się nigdy nie zmieni i zawsze już pozostanie tak idealnie biała. Nie dało się zaprzeczyć, że jej widok działał na mnie niczym afrodyzjak.
Lizałem każde zranienie pozostawiając na nim warstwę swojej śliny, jakbym naprawdę wierzył, że to cokolwiek da, że pomoże. Skoro rany zadane przez wilka leczy tylko wilcza ślina to, dlaczego moja miałaby nie pomóc na obrażenia zadane przez drzewo? Większość już i tak pokrywały strupki, niektóre były zdrapane, jakby denerwowały chłopaka i musiały teraz formować się na nowo.
- Chyba powinienem cię pilnować, byś więcej na nic nie wpadał. Jak myślisz? – oblizałem się wpatrując w przymrużone z wyraźnej przyjemności czarne oczy. Były one kolejnym czynnikiem, który potrafił doprowadzać mnie do szaleństwa. Severus miał zbyt wiele szczególnych cech, które sprawiały, że zaczynałem myśleć o nim, jako o jedynym na całym świecie, który potrafiłby zaspokoić wszystkie moje zachcianki i ambicje.
- Byleby bez Rudolfa i Narcyzy. Oni mnie denerwują, są z tobą zbyt blisko. – ponownie wyczułem pewność siebie w głosie Severusa i zacząłem się zastanawiać, czy ma to związek wyłącznie z jego zazdrością, czy może Snape zdołał się na tyle zmienić, kiedy ja zajmowałem się zupełnie nieistotnymi w tej chwili sprawami. Musiałem oszaleć skoro pozwoliłem mu chodzić po szkole bez smyczy. Mogłem go przecież stracić, a wtedy to ja umierałbym z zazdrości.

2 komentarze:

  1. Biedny Sev, przerzucają go z rąk do rąk. No, ale on jest tylko Lucka. Bo Lucek... no, nakłania go do Toma. A Tom jest spoko, skoro ma takie odchyły. Według mnie to normalne, bo sama jestem nie taka. XD No i... no fajnie się robi, coraz fajniej. To co, Sev w końcu będzie z Jamesem, czy nie? Ciekawośc mnie zżera poprostu. Wracając jeszcze do tematu Riddla... uwielbiam takie odchyły jak on ma, zwłaszcza jeżeli chodzi o to samo, co u niego, ale nie mam tu na myśli węży, tylko coś z reguły niespotykanego. No i to początkowy fetysz... mrrr... podoba mi się. ^^ 3maj się.

    OdpowiedzUsuń
  2. hu, huh. Ile tych notek się tutaj nazbierało! Oj Lucuś, Lucuś. Pilnuj Ty tego Seva, bo skoro on taki bezbronny to ci go ktoś zabrać może! Poza tym, nawet nie wiedzialam, ze az tak bardzo się za tą postacią stęskniłam!

    OdpowiedzUsuń